Nie gardzę już moim partnerem
Zarządzam książkami i innym wyposażeniem w kościele. Zwykle sprawdzam, czy wszystkie przedmioty są uporządkowane i leżą na swoich miejscach, czy są równo poukładane i czy listy wypożyczeń są kompletne. Obawiam się, że gdybym to zaniedbał, zapanowałby bałagan. Brat Cheng, który ze mną pracował, był dość niestaranny i nie dbał o czystość. Czasami rzucał rzeczy byle gdzie albo odkładał na stertę. Martwiło mnie to i wiecznie musiałem sprawdzać jego pracę. Zawsze, gdy widziałem, że nie odkłada rzeczy na miejsce albo nie prowadzi porządnie listy wypożyczeń, denerwowałem się i traciłem cierpliwość, zamiast porozmawiać z nim, żeby mu pomóc. Na początku zważałem na jego uczucia, zwracałem uwagę na ton głosu i dobór słów, ale z czasem przestało mnie to obchodzić i przy każdej okazji wytykałem mu, co jest nie tak. Czasem wpadałem w złość i gderałem: „Dlaczego znów nie odkładasz rzeczy na miejsce? Jedna tu, druga tam. Nie możesz ich odkładać tam, skąd je wziąłeś? Nie trzeba dużo czasu, żeby po sobie posprzątać, ale ty po prostu musisz wszystko porozwalać, a potem nigdy tego nie układasz…” Mój stosunek do brata Chenga był coraz gorszy. Czasami rozkazującym tonem kazałem mu posprzątać bałagan.
Pamiętam, jak kiedyś, gdy przeglądałem listę wypożyczeń, zauważyłem, że wprowadził na niej zupełnie nieczytelne poprawki. Natychmiast wpadłem w złość i pomyślałem: „Nie mam pojęcia, co on tu napisał!”. Od razu do niego poszedłem, pokazałem mu arkusz i jak nauczyciel besztający ucznia zapytałem, co tam jest napisane. Powiedziałem: „Czy wiesz, co mam ochotę teraz zrobić? Zanieść te zapiski przywódczyni, żeby zobaczyła, jak wypełniasz obowiązek i jaki jesteś niestaranny!”. Brat Cheng wydawał się zawstydzony i obiecał, że będzie zwracał na to większą uwagę, że to był jednorazowy wypadek. Kiedy zapisywał wypożyczenie, ktoś go zawołał do pilnej sprawy, a potem o tym zapomniał. Ale ja nie pozwoliłem mu nic wyjaśnić, tylko powiedziałem ze złością: „Jeśli coś takiego się jeszcze raz powtórzy, to zaniosę te zapiski prosto do przywódczyni i niech ona się tym zajmie!”. Niedługo potem znów zobaczyłem w zapiskach brata Chenga jakieś niewyraźne bazgroły. Tym razem rozzłościłem się jeszcze bardziej i poszedłem go zapytać, co to jest. „Mówiłem ci już, że jeśli się pomylisz, zapisz to od nowa w innym miejscu, a nie jedno na drugim. Popatrz na to. Kto może wiedzieć, co tu napisałeś? Jeśli nie uda mi się tego odczytać, to będę musiał przyjść i cię zapytać. Nie sądzisz, że to denerwujące? Bo ja tak myślę, nawet jeśli ty nie!”. Kiedy zobaczył, że znów się rozzłościłem, wziął arkusz do ręki i powiedział: „W takim razie poprawię to jeszcze raz”. Wykrzyknąłem z gniewem: „Nie trudź się! To nic nie pomoże!”. i z tymi słowami odszedłem, a mój brat siedział zagubiony z listą w ręku. Uświadomiłem sobie, że posunąłem się trochę za daleko. Ale nie myślałem o tym za wiele i sprawa przyschła. Po kilku dniach znowu rozzłościłem się na brata Chenga o jakąś błahostkę. On też wpadł w złość i zaczęliśmy się kłócić. Przywódczyni odkryła, że nie potrafimy harmonijnie współpracować, więc porozmawiała ze mną i przeczytała mi fragment Bożych słów. „Jakikolwiek obowiązek wykonuje antychryst, z kimkolwiek współpracuje, zawsze pojawiają się konflikty i spory. Antychryst zawsze chce pouczać innych i aby inni go słuchali. Z kim taka osoba mogłaby współpracować? Z nikim – usposobienie antychrystów jest zbyt mocno zepsute. Nie tylko nie potrafią z nikim współpracować, ale zawsze pouczają innych, traktując ich z góry i ograniczają ich, pragnąc przyginać ich karki i zmuszać ich do posłuszeństwa. To nie tylko problem usposobienia – ich człowieczeństwo też jest bardzo zaburzone, ponieważ nie mają sumienia ani rozsądku. (…) Aby ludzie mogli normalnie współdziałać, musi być spełniony jeden warunek: muszą mieć przynajmniej sumienie i rozsądek, cierpliwość i tolerancję, zanim będą w stanie podjąć współpracę. Umiejętność współpracy podczas wykonywania obowiązków wymaga od ludzi jednomyślności i zdolności równoważenia własnych słabości mocnymi stronami innych, a także cierpliwości i tolerancji, z zachowaniem bazowej postawy. Tylko w ten sposób ludzie mogą żyć ze sobą w zgodzie. Chociaż czasami mogą pojawiać się konflikty i spory, są w stanie dalej współpracować; przynajmniej nie pojawia się wrogość. Każdy, kto pozbawiony jest człowieczeństwa, jest zgniłym jabłkiem. Tylko ludzie o normalnym człowieczeństwie łatwo współpracują z innymi, są tolerancyjni i cierpliwi wobec innych; tylko oni będą słuchać opinii innych ludzi, zechcą porozmawiać z nimi podczas pracy. Oni również mają skażone usposobienie i nieustannie pragną, aby inni ich słuchali. Oni również mają te intencje, ale ponieważ mają sumienie i rozum, mogą szukać prawdy i poznać siebie; ponieważ czują, że poddanie się złym intencjom byłoby niewłaściwe, a w sercu czynią sobie wyrzuty, oraz mają zdolność do powściągliwości, to są w stanie współpracować z innymi. To tylko wylew zepsutego usposobienia. Nie są złymi ludźmi ani nie mają istoty antychrysta. Potrafią współpracować z innymi. Gdyby byli złymi ludźmi lub antychrystami, w ogóle nie byliby w stanie współpracować z innymi. Tak się dzieje ze wszystkimi złymi ludźmi i antychrystami, którzy są usuwani z domu Bożego. Nie potrafią z nikim zgodnie współpracować, więc wszyscy zostają zdemaskowani i wyrzuceni” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie okazywali posłuszeństwo tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Po przeczytaniu Bożych słów przywódczyni przypomniała mi: „Aby dobrze dogadywać się z ludźmi, w każdym razie musimy ich szanować. Krzycząc tak na brata Chenga i przez cały czas go besztając, nie okazujesz mu nawet odrobiny szacunku. Czy to nie jest nadmiar arogancji z twojej strony? Patrzysz z góry na wszystko, co on robi, przez cały dzień krążysz nad nim jak sęp, nie odpuszczasz żadnego problemu. Czy to właściwe? Brat Cheng jest zajęty pracą i ma kiepską pamięć. Niektórych problemów nie da się uniknąć. Czy nie powinieneś traktować go grzecznie i bardziej mu pomagać? Poza tym on radzi sobie coraz lepiej. Ale co z tobą? Masz problem z usposobieniem i człowieczeństwem. Ciągle krzycząc na innych, pokazujesz zepsute usposobienie. Czy nie jest tak, że widzisz źdźbło w oku swego brata, ale nie widzisz belki we własnym?”.
Potem przywódczyni przeczytała mi jeszcze jeden fragment Bożych słów. „Jak uważacie, czy trudno jest współpracować z innymi ludźmi? Tak naprawdę, to nie. Można nawet powiedzieć, że jest to łatwe. Ale dlaczego ludzie nadal mają wrażenie, że jest to trudne? Ponieważ mają zepsute usposobienie. Dla tych, którzy posiadają człowieczeństwo, sumienie i rozsądek, współpraca z innymi jest stosunkowo łatwa, a nawet mogą uważać, że jest czymś dającym radość. Nikomu nie jest łatwo wykonywać zadania samodzielnie, bez względu na to, czym się zajmuje lub w jaką dziedzinę jest zaangażowany, zawsze dobrze jest mieć kogoś, kto zwróci nam na coś uwagę i zaoferuje pomoc – jest to o wiele łatwiejsze niż działanie w pojedynkę. Istnieją też ograniczenia obejmujące to, do czego ludzki charakter jest zdolny, ludzie mają ograniczone możliwości doświadczania. Nikt nie może być najlepszy we wszystkim, jedna osoba nie jest w stanie wszystkiego wiedzieć, wszystkiego osiągnąć, wszystkiego się nauczyć – to niemożliwe, i każdy powinien to zrozumieć. A bez względu na to, co robisz, czy to ważne, czy nie, zawsze powinni być ludzie, którzy ci pomogą, udzielą wskazówek, porad i wesprą cię w różnych sprawach. Dzięki temu będziesz robić rzeczy dokładniej, trudniej będzie ci popełniać błędy i mniejsze będzie ryzyko, że zbłądzisz – wszystko to tylko na korzyść” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie okazywali posłuszeństwo tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Po przeczytaniu Bożych słów rozmawiała ze mną jeszcze trochę i w końcu zapytała: „Gdybyś zarządzał przedmiotami w pojedynkę, czy udałoby ci się nie popełnić żadnych błędów?”. Odrzekłem ze wstydem, że nie. Na to przywódczyni stwierdziła: „No właśnie. Nikt nie wie wszystkiego, a każdy potrzebuje partnera przy wykonywaniu obowiązku. Jeśli nie umiesz harmonijnie współpracować, to jak możesz dobrze wykonać obowiązek? Musisz się nad tym zastanowić i przemyśleć swoje problemy”.
Po rozmowie ogarnął mnie smutek. Jak mogłem wcześniej nie zauważyć, że mam taki wielki problem? Zawsze myślałem, że mam dobre człowieczeństwo i że umiem się dogadać z braćmi i siostrami, ale odkąd zacząłem współpracować przy obowiązku z bratem Chengiem, stałem się zadufany w sobie i uważałem, że zawsze mam rację. Narzucałem mu swoją wolę i zmuszałem, by robił to, czego ja chcę. Nie pomogłem mu, omawiając z nim prawdę, tylko złościłem się, oskarżałem go i łajałem. Nie miałem człowieczeństwa ani rozumu. Uważałem się za lepszego od brata i patrzyłem na niego z góry. Nie lubiłem go, więc nie byłem w stanie odpowiednio się odnieść do jego mocnych i słabych punktów. Popisywałem się i umniejszałem go na każdym kroku. Na początku brat Cheng i ja mieliśmy być partnerami przy zarządzaniu kościelnym sprzętem, ale ja niczego z nim nie uzgadniałem. Byłem egocentryczny, musiałem mieć ostatnie słowo i wydawałem mu rozkazy. Często łajałem go jak dziecko, żeby dać mu nauczkę. Moje aroganckie usposobienie było nienawistne Bogu!
Wiedziałem, że jestem arogancki i zawsze zmuszam innych, żeby mnie słuchali, ale nie miałem pojęcia, jak rozwiązać ten problem. Modliłem się do Boga i szukałem istotnych fragmentów Bożych słów. Pewnego dnia przeczytałem w słowach Boga: „Antychryści mają nieustanną ambicję i pragnienie kontrolowania i podbijania innych. W swoich kontaktach z ludźmi chcą zawsze dowiedzieć się, jak są postrzegani, czy mają odpowiedni status w ludzkich sercach i czy są przez nich podziwiani i czczeni. Antychryst jest szczególnie szczęśliwy, gdy spotyka lizusów, ludzi, którzy mu schlebiają i łaszą się; od razu zaczyna traktować taką osobę z góry, pouczać i oddawać się czczej gadaninie, wpajając jej zasady, metody, doktryny i pojęcia, aby przyjęła je jako prawdę. Będą to nawet chwalić, mówiąc: »Jeśli potrafisz zaakceptować te rzeczy, będziesz osobą, która kocha prawdę i dąży do niej«. Ludzie pozbawieni rozpoznania będą myśleć, że to, co mówi antychryst, jest zasadne, chociaż wyda im się to niejednoznaczne i nie będą wiedzieć, czy jest zgodne z prawdą. Poczują tylko, że to, co mówi antychryst, nie jest błędne i nie można powiedzieć, że narusza prawdę. I w ten sposób poddają się antychrystowi. Jeśli ktoś zidentyfikuje antychrysta i może go zdemaskować, to go rozwścieczy. Antychryst będzie bezceremonialnie rzucał pod adresem tej osoby oskarżenia i groźby, potępiał ją, robiąc pokaz siły. Ludzie pozbawieni rozpoznania zostaną całkowicie ujarzmieni i rzucą się na podłogę pełni podziwu; będą czcić antychrysta i będą na nim polegać, a nawet będą się go bać. Ci ludzie będą mieli poczucie bycia zniewolonymi, jakby bez przywództwa antychrysta, który się z nimi rozprawia i ich przycina, byli zagubieni w sercu, zupełnie jakby Bóg nie chciał ich, gdyby stracili te rzeczy. Nie mają też poczucia bezpieczeństwa. Kiedy tak się dzieje, ludzie uczą się odczytywać sygnały z wyrazu twarzy antychrysta przed podjęciem działania, z obawy, że może być zdenerwowany. Wszyscy chcą dbać o jego przyjemność; wszyscy są zdecydowani podążać za antychrystem. We wszystkich swoich działaniach antychryst przedstawia słowa doktryny. Antychryści są dobrzy w instruowaniu ludzi, aby przestrzegali reguł, ale nigdy nie mówią im, jakich zasad prawdy powinni przestrzegać, dlaczego powinni coś zrobić, jaka jest wola Boża lub jak dom Boży organizuje swoje dzieło; nigdy nie mówią, jakie dzieło jest kluczowe i najważniejsze, ani co jest głównym dziełem, które należy wykonać dobrze. Antychryst nic nie mówi o tych zasadniczych rzeczach. Wykonując i organizując dzieło, nigdy nie omawia prawdy, ponieważ nie rozumie jej zasad. Tak więc wszystko, co antychryści mogą zrobić, to poinstruować ludzi, aby przestrzegali pewnych zasad i doktryn – a jeśli ktoś naruszy ich twierdzenia i zasady, spotka się z naganą i czynieniem wyrzutów. Antychryst często nosi sztandar domu Bożego, gdy wykonuje swoją pracę, pouczając innych z poczuciem wyższości. Są nawet ludzie, którzy są tak przytłoczeni ich wykładami, że czują, że byłoby oszustwem wobec Boga nie czynić tego, czego żąda antychryst. Tego rodzaju osoba znalazła się pod kontrolą antychrysta. Co to za działanie ze strony antychrysta? To zniewolenie” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie okazywali posłuszeństwo tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg bardzo trafnie opisał mój stan. Pracując z bratem Chengiem przekonałem się, że był niekonfliktowym człowiekiem. Jeśli coś w pracy poszło nie tak, przyjmował moją krytykę i nie próbował się bronić. Uznałem, że jest łagodny i pozwala sobą pomiatać, więc zachowywałem się dominująco i we wszystkim miałem ostatnie słowo. Wielokrotnie omawiałem z nim coś tylko dla zachowania pozorów, a na koniec to ja decydowałem, co należy zrobić. Poza tym pewne ustalone przeze mnie środki ostrożności przy zarządzaniu sprzętem na pozór nie budziły zastrzeżeń i były pomocne, ale nie sformułowałem ich w oparciu o istotne zasady, tylko w reakcji na problemy brata Chenga. Można powiedzieć, że były skrojone na jego miarę. Za każdym razem, gdy ich nie przestrzegał, miałem pretekst, by go oskarżać i besztać, a on nie mógł zaprotestować, tak jak ostatnim razem, kiedy nie wypełnił listy wypożyczeń według moich instrukcji, a ja bez wahania na niego nakrzyczałem i zmusiłem, by zrobił to, czego ja chciałem. Przypomniałem sobie, co wtedy powiedział: „Jak tylko widzę, że zaczynasz porządkować rzeczy, próbuję się schować, bo boję się, że znów mnie skrytykujesz, jeśli coś zrobię nie tak jak trzeba”. Na tę myśl poczułem się nieszczęśliwy. Szatańskie usposobienie, jakie ujawniałem, rzucało cień na mojego brata i ograniczało go. Tak jak objawiają słowa Boże: „Jeśli ktoś naruszy ich twierdzenia i zasady, spotka się z naganą i czynieniem wyrzutów. Antychryst często nosi sztandar domu Bożego, gdy wykonuje swoją pracę, pouczając innych z poczuciem wyższości. Są nawet ludzie, którzy są tak przytłoczeni ich wykładami, że czują, że byłoby oszustwem wobec Boga nie czynić tego, czego żąda antychryst. Tego rodzaju osoba znalazła się pod kontrolą antychrysta”. W końcu uświadomiłem sobie, że mój problem jest poważny. Praca z bratem Chengiem ujawniła moje usposobienie antychrysta. W tym czasie nie miałem żadnego statusu, ale gdybym go miał, jeszcze łatwiej byłoby mi ograniczać i kontrolować ludzi. Czy wówczas nie stałbym się antychrystem? Zwykle nie skupiałem się na szukaniu prawdy ani na autorefleksji. Często przejawiałem zepsute usposobienie, w ogóle sobie tego nie uświadamiając. Byłem niewiarygodnie odrętwiały.
Pomyślałem o słowach Boga. „Jeśli jesteś członkiem domu Bożego, ale zawsze jesteś porywczy w swoich działaniach, zawsze ujawniasz to, co jest w tobie naturalne i swoje zepsute usposobienie; przystępując do działania ludzkimi sposobami i z zepsutym, szatańskim usposobieniem, ostateczną konsekwencją będzie czynienie zła i sprzeciwianie się Bogu – a jeśli przez cały czas nie będziesz pokutował i nie będziesz mógł kroczyć ścieżką dążenia do prawdy, będziesz musiał zostać zdemaskowany i wyrzucony” (Można się pozbyć zepsutego usposobienia jedynie przez przyjęcie prawdy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Przypomniałem sobie, jak traktowałem brata Chenga. Aby dać upust niezadowoleniu, dla chwili satysfakcji, zupełnie lekceważyłem uczucia brata. Kiedy się rozzłościłem, bo lista wypożyczeń była nieczytelna, pouczałem go jak dziecko, które popełniło błąd. A on siedział tylko w milczeniu, a gdy przyznał, że popełnił błąd, odepchnąłem go zimno. Ten obraz wyrył się w moim umyśle, nie mogłem go stamtąd wyrzucić. Kiedy o tym myślałem, miałem w sercu niewypowiedziane poczucie winy i bólu. Zapytałem siebie: „Jak mogłeś tak potraktować brata? Nigdy z nim niczego nie omawiałeś ani nie pomogłeś, więc jakie masz prawo go besztać? Jak masz czelność nazywać go swoim bratem?”. Na żadne z tych pytań nie miałem odpowiedzi. Wcześniej zawsze myślałem, że to brat Cheng jest winny, że ma za dużo wad i sprawia mi zbyt wiele kłopotów. Teraz zrozumiałem, że to ja miałem prawdziwy problem. To ja się nie zmieniłem i to ja byłem arogancki i nieludzki. Poczułem wielkie wyrzuty sumienia, więc w duchu pomodliłem się do Boga i powiedziałem, że chcę okazać skruchę.
Sprawdziłem, jak według zasad powinno się traktować braci i siostry. W słowach Boga przeczytałem: „Muszą istnieć jakieś zasady określające interakcje między braćmi i siostrami. Nie skupiajcie się cały czas na błędach innych, tylko często zastanawiajcie się nad sobą, a następnie bądźcie proaktywni w przyznawaniu się przed innymi do tego, co zrobiliście, a co stanowi zakłócenie lub krzywdzi ich; nauczcie się także być otwartymi i rozmawiać. To umożliwi wzajemne zrozumienie. Co więcej, bez względu na to, co przydarza się ludziom, powinni oni postrzegać rzeczy przez pryzmat słów Boga. Jeśli ludzie będą w stanie zrozumieć zasady prawdy i znaleźć ścieżkę praktykowania, to osiągną jedność serca i umysłu, relacje między braćmi i siostrami będą normalne, zaś ludzie nie będą tak bezduszni, zimni i okrutni jak niewierzący, porzucą też swoją mentalność wzajemnej podejrzliwości i nieufności. Bracia i siostry zbliżą się do siebie; będą mogli się wzajemnie wspierać i kochać; w ich sercach będzie dobra wola, będą zdolni do wzajemnej tolerancji i współczucia, będą się wspierać i pomagać sobie nawzajem, zamiast oddalać się od siebie, zazdrościć sobie, porównywać się, potajemnie konkurować ze sobą i okazywać sobie nieposłuszeństwo. Jak ludzie mogą dobrze wypełniać swoje obowiązki, skoro są niczym niewierzący? To nie tylko wpłynie na ich wejście w życie, ale także dotknie innych i zaszkodzi im. (…) Kiedy ludźmi kieruje ich zepsute usposobienie, bardzo trudno jest im zachować spokój przed Bogiem, bardzo trudno jest im praktykować prawdę i kierować się słowami Bożymi. Aby żyć przed obliczem Boga, musicie najpierw nauczyć się autorefleksji, poznać siebie oraz autentycznie modlić się do Boga, a następnie nauczyć się, jak postępować ze swoimi braćmi i siostrami. Musicie być wobec siebie tolerancyjni, pobłażliwi, umieć dostrzec, co jest w was wszystkich wyjątkowe, jakie są mocne strony innych – i musicie nauczyć się akceptować opinie innych i rzeczy, które są słuszne. Nie pobłażajcie sobie, nie miejcie dzikich pragnień i nie myślcie zawsze, że jesteście lepsi od innych ludzi, nie uważajcie siebie za jakąś ważną postać, zmuszającą innych do wykonywania waszych poleceń, do posłuszeństwa, podziwiania i wywyższania was – to jest przewrotność. (…) Jak zatem Bóg traktuje ludzi? Boga nie obchodzi, jak wyglądają ludzie, czy są wysocy, czy niscy. Zamiast tego patrzy, czy ich serca są dobre, czy kochają prawdę, czy kochają Boga i są Mu posłuszni. Na tym Bóg opiera swoje zachowanie wobec ludzi. Jeśli ludzie również się tego nauczą, będą w stanie traktować innych sprawiedliwie, a więc będą postępować zgodnie z zasadami prawdy. Przede wszystkim musicie zrozumieć wolę Boga. Kiedy wiemy, jak Bóg zachowuje się wobec ludzi, sami również mamy zasadę i ścieżkę postępowania wobec innych” (Zasady praktyki wkraczania w rzeczywistość prawdy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Tak. Kiedy kontaktujemy się z innymi przy wypełnianiu obowiązków, powinniśmy przynajmniej okazywać normalne człowieczeństwo, wspierać się i pomagać sobie nawzajem, być tolerancyjnym i cierpliwym, dbać jeden o drugiego, omawiać prawdę, gdy ktoś nie przestrzega zasad, a w poważniejszych przypadkach możemy tę osobę ujawnić, przyciąć i rozprawić się z nią. To jedyny sposób postępowania zgodny z zasadami. Bracia i siostry pochodzą z różnych miejsc, każdy ma inne okoliczności życiowe, doświadczenie, wiek i charakter. Bez względu na to, jakie mają braki czy wady, powinniśmy ich traktować odpowiednio, nie mieć wygórowanych wymagań, okazywać im troskę i tolerancję. Brat Cheng był dobry w konserwacji sprzętu i zwykle miał co robić, ale niezbyt dobrze radził sobie z prowadzeniem listy wypożyczeń. Powinienem przyjąć na siebie większą odpowiedzialność i okazać mu większe zrozumienie, zamiast zmuszać go, by robił wszystko po mojemu. To było zupełnie nieludzkie. Mój brat dobrze sobie radził z konserwacją sprzętu, sumiennie go naprawiał i nie obawiał się cierpienia przy wykonywaniu obowiązku. Pod tym względem znacznie mnie przewyższał. Ale ja nie patrzyłem na jego mocne punkty. Skupiałem się na jego brakach, oskarżałem go i beształem. Byłem bardzo arogancki i głupi.
Później świadomie zmieniłem swąj stan i praktykowałem zgodnie z zasadami. Gdy taka sytuacja się powtórzyła, zareagowałem znacznie spokojniej i byłem bardziej wyrozumiały wobec brata Chenga. Kiedyś wyszedłem, żeby coś załatwić, i brat Cheng został sam ze wszystkim. Po jakimś czasie zadzwoniłem do niego, żeby zapytać, jak sobie radzi. Spokojnie i ostrożnie zapytał: „A jak sądzisz? Dokładnie tak, jak przypuszczasz”. Słysząc to, bardzo się zasmuciłem. Dlaczego mój brat tak powiedział? Czy nie przez to, że sposób, w jaki traktowałem go wcześniej, wypływał z mojego zepsutego usposobienia, zawsze dawałem mu do zrozumienia, że jest nikim i nic nie potrafi zrobić dobrze? Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej było to bolesne, ale zwiększyło moją determinację, by praktykować prawdę i się zmienić. Pocieszyłem brata Chenga, mówiąc: „Po prostu rozejrzyj się, sprawdź, co nie leży na swoim miejscu i powoli posprzątaj. Przeważnie jesteś zajęty czym innym, więc nie da się uniknąć pewnego bałaganu. Jeśli naprawdę nie masz czasu, to posprzątamy razem, kiedy wrócę”. Potem pomyślałem, że brat Cheng nie poradzi sobie sam, więc poprosiłem pewną siostrę, żeby mu pomogła. Kiedy podobne rzeczy zdarzały się w przeszłości, zawsze go beształem i ganiłem za błędy. Teraz, gdy tak się dzieje, rozmawiam z nim i pomagam, a przez to czuję spokój i swobodę. Jestem bardzo wdzięczny Bogu. Teraz do pewnego stopnia rozumiem swoje aroganckie usposobienie i potrafię je trochę powściągnąć. To wszystko skutek czytania słów Boga. Choć to niewielka zmiana i nie oznacza fundamentalnej zmiany mojego zepsutego usposobienia, jestem szczęśliwy, bo myślę, że to dobry początek. Jestem przekonany, że jeśli będę praktykował i wkraczał zgodnie ze słowami Boga, to uda mi się odrzucić zepsute usposobienie. Bogu Wszechmogącemu niech będą dzięki!