Sąd i karcenie to Boża miłość

02 lutego 2022

Autorstwa Rebeki, Stany Zjednoczone

Słowa Boga mówią: „Jakie świadectwo człowiek ostatecznie daje o Bogu? Człowiek świadczy, że Bóg jest Bogiem sprawiedliwym, że Jego usposobieniem jest sprawiedliwość, gniew, karcenie i sąd – człowiek świadczy o sprawiedliwym usposobieniu Boga. Bóg używa swojego sądu, aby udoskonalić człowieka. Ukochał go i zbawił, lecz co obejmuje Jego miłość? Zawiera się w niej osąd, majestat, gniew i klątwa. Chociaż Bóg przeklinał człowieka w przeszłości, nie zrzucił go całkowicie do bezdennej otchłani, ale użył tego środka, aby oczyścić wiarę człowieka; nie unicestwił człowieka, ale działał, aby go udoskonalić. Istotą ciała jest to, co jest z szatana – Bóg stwierdził to bardzo wyraźnie – ale fakty dokonywane przez Boga nie są wypełniane zgodnie z Jego słowami. On cię przeklina, abyś mógł Go kochać i abyś mógł poznać istotę cielesności; Bóg cię karci, abyś mógł się przebudzić, abyś poznał własne braki i dowiedział się, jak niegodnym stworzeniem jest człowiek. Zatem Boże przekleństwa, sąd, majestat i gniew są po to, aby człowieka udoskonalić. Wszystko, czego Bóg dziś dokonuje, i sprawiedliwe usposobienie, które On w was ukazuje – wszystko jest po to, aby udoskonalić człowieka, i taka jest właśnie miłość Boga(Tylko doświadczając bolesnych prób, możesz poznać piękno Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Gdy ludzie wspominali o Bożej miłości, zawsze myślałam o Jego miłosierdziu, współczuciu, łasce i błogosławieństwach. Nie rozumiałam, że Jego sąd i karcenie są przejawami miłości. Lecz praktycznie ich doświadczywszy, zyskałam nieco zrozumienia i pojęłam, że słowa Boga są prawdą i są bardzo praktyczne, a sąd i karcenie to Boża miłość i zbawienie dla ludzkości.

Odpowiadałam za pracę przy podlewaniu, ale we wrześniu zeszłego roku zostałam zdegradowana za niewykonywanie praktycznej pracy. Przywódczyni kościoła przekazała moje obowiązki siostrze Joyce. Trudno wyrazić słowami to, jak się czułam. Wcześniej nadzorowałam pracę Joyce, a teraz ona miała nadzorować moją. Czyż przez to nie wyglądałam na niekompetentną? Z kierowniczki stałam się szeregowym członkiem zespołu podlewania. Czy to nie będzie poniżające, kiedy dowiedzą się o tym bracia i siostry, którzy mnie znają? Na tę myśl poczułam żal, że nie przykładałam się do pełnienia obowiązku. Później, w czasie dyskusji zespołu na temat naszej pracy, wszyscy na chwilę zamilkli, i pomyślałam, że choć już nie kieruję zespołem, mam doświadczenie w podlewaniu nowych wiernych, więc powinnam wziąć na siebie ten ciężar i wyrazić swoje myśli. Wtedy wszyscy zobaczą, że wciąż gram ważną rolę, i będą mogli mnie podziwiać. Zaczęłam więc aktywnie dzielić się swoimi przemyśleniami i pomysłami, i po chwili dyskusji większość ludzi zgodziła się z moimi opiniami. W prawie każdej rozmowie wybieraliśmy moje pomysły, więc czułam, że na tle zespołu wyróżniam się zdolnościami. Nie nadzorowałam tej pracy, ale wciąż mogłam ją wykonywać. Liczyłam na to, że inni będą mnie szanować i pewnego dnia może dostanę awans. Zaczęłam więc bardziej się starać i przed każdym spotkaniem starałam się dowiedzieć, jak radzą sobie nowi wierni, i znaleźć odpowiednie słowa Boga. To kosztowało mnie wiele czasu i energii, ale sądziłam, że dobrze wykonywana praca dowiedzie moich zdolności, co warte było tej ceny. Aktywnie wykonywałam swój obowiązek i byłam w stanie odkryć w naszej pracy pewne problemy, a inni zgodzili się na moje rozwiązania i sugestie. Czułam, że wszyscy widzą, jak ciężko pracuję, więc pewnie awansuję, kiedy przywódczyni będzie oceniać naszą pracę i zobaczy, jak sobie radzę. Ale czas mijał, a przywódczyni najwyraźniej nie miała zamiaru mnie awansować. Zauważyłam, że coraz więcej nowych wiernych dołączało do kościoła, więc na stanowiska kierownicze potrzeba było większej liczby osób, ale nie było widać, by przywódczyni chciała dać mi awans. Byłam zawiedziona. Wydawało mi się, że poczyniłam pewne zmiany i całkiem dobrze wypełniałam obowiązki. Kościołowi brakowało ludzi, więc czemu nie dostawałam drugiej szansy? Czy skoro mnie raz zwolniono, to nie dostanę już drugiej szansy na kierownicze stanowisko? To nie miało sensu. Nie wiedziałam, czemu cała moja ciężka praca nie przynosiła nagrody. Czego mi brakowało? Później pomyślałam, że pewnie nie pracuję dość ciężko ani dość dobrze, albo zbyt mało osiągam. Uznałam, że muszę dalej ciężko pracować i nie myśleć tylko o osiągnięciach w pracy, ale także o wejściu w życie i o dążeniu do prawdy, żeby inni zobaczyli mój osobisty postęp. Wtedy Bóg zmiłuje się nade mną i da mi szansę. Pomyślałam, że przy „odpowiednim” podejściu pewnego dnia nastąpi zmiana, i nawet jeśli nie dostanę awansu, to przynajmniej będę wyróżniać się w zespole i zyskam podziw braci i sióstr. Więc rzuciłam się w wir pracy podlewania, a kiedy nowi wierni mieli problemy, uważnie je analizowałam i znajdowałam słowa Boga, którymi je omawiałam. Kiedy czegoś nie rozumiałam, żarliwie się modliłam i szukałam. Po pewnym czasie odnosiłam coraz więcej sukcesów w podlewaniu nowych wiernych. Jakiś czas później, na spotkaniu, przywódczyni zespołu wspomniała, że wzięłam na barki brzemię obowiązków i dobrze rozwiązywałam problemy nowych wiernych. Byłam z siebie bardzo zadowolona. Myślałam, że wszyscy zobaczą, jak świetnie sobie radzę, i jeśli jeszcze trochę się poprawię, zyskam podziw ich wszystkich. A wtedy będę miała szansę na awans. Po tym spotkaniu naprawdę rzuciłam się w wir pracy. Poza swoimi obowiązkami brałam na siebie tyle pracy zespołu, ile mogłam, i zdawałam relację oraz pomagałam przywódczyni, kiedy odkrywałam różne problemy. Nie obijałam się też w dążeniu do prawdy, tylko w każdej wolnej chwili czytałam słowa Boga. Zwracałam się do Niego z modlitwą zawsze, kiedy czułam, że coś jest nie tak, i aktywnie uczestniczyłam w omówieniach na spotkaniach. Lecz ku mojemu rozczarowaniu, mimo ciężkiej pracy, wciąż nie dostawałam awansu. Czułam, że choćbym nie wiem jak ciężko i dobrze pracowała, przywódczyni nigdy mnie nie awansuje. Więc jaki był sens tego wszystkiego? Przestałam więc tak się wysilać i kiedy widziałam, że nowi wierni nie przychodzą regularnie na spotkania, tylko mimochodem pytałam o to, nie wchodząc w szczegóły i nie udzielając wsparcia. Czasem, kiedy przed spotkaniami Joyce kazała mi znaleźć słowa Boga dotyczące konkretnych problemów i niedociągnięć braci i sióstr, czułam, że to nie moje zadanie i nikt tego nie zauważy, choćbym nie wiem jak się starała, więc zbywałam ją jakąś wymówką. Mój stan zaczął się pogarszać i nie wiedziałam, o czym mówić w modlitwie. Czytanie słów Bożych nie było oświecające i czasami bywałam senna. W moim duchu zapanował prawdziwy mrok i nie czułam dzieła Ducha Świętego. Wkrótce inni bracia i siostry awansowali, a ja wciąż byłam podrzędnym członkiem zespołu podlewania. Byłam jeszcze bardziej zniechęcona. Pracowałam tak ciężko i tak długo, ale kręciłam się w kółko. Wyglądało na to, że nie mam szans na awans. Wierzący tacy jak ja mogli obejmować stanowiska przywódców i liderów zespołów i byli podziwiani przez innych, a ja nie awansowałam. Czy oznaczało to, że poniosłam porażkę jako wierna? Byłam tak zniechęcona, że nie mogłam się zmotywować do niczego.

Później zastanawiałam się, czemu jestem taka zdołowana. Czemu żyję tylko dla statusu? Czy przez te wszystkie lata wiary goniłam tylko za nim? Jak mogłam być tak żałosna? Dlaczego mam taką obsesję na tym punkcie? Nienawidziłam się za to. Uklękłam przed Bogiem w modlitwie. Powiedziałam: „Boże, w mojej wierze chcę podążać za prawdą, odpłacić Ci za Twoją miłość i wypełniać obowiązki istoty stworzonej. Ale przez moje pragnienie statusu cierpię teraz katusze, jestem smutna i załamana. Nie chcę żyć w ten sposób, ale nic nie mogę poradzić. Boże, proszę, oświeć mnie i ocal, abym zrozumiała swój problem i go rozwiązała”. Po modlitwie przeczytałam ten fragment słów Boga: „Antychryst ma usposobienie i istotę antychrysta i to właśnie odróżnia go od normalnej osoby. Chociaż antychryści z pozoru nic nie mówią, gdy zostają zastąpieni, w głębi serca nadal się opierają. Nie przyznają się do swoich błędów i nigdy nie są w stanie naprawdę poznać siebie. Już dawno zostało to udowodnione. Jest jeszcze coś w antychrystach, co nigdy się nie zmienia: bez względu na to, gdzie działają, chcą się wyróżniać z tłumu, chcą, by inni ich podziwiali i okazywali im szacunek; nawet jeśli oficjalnie nie mają stanowiska i tytułu przywódcy kościoła albo lidera grupy, i tak chcą mieć wyższą pozycję i status niż pozostali. Bez względu na to, czy potrafią wykonać pracę oraz jakie jest ich człowieczeństwo czy doświadczenie życiowe, wymyślają różne sposoby i dokładają wszelkich starań, szukając okazji do popisania się, wkupienia się w ludzkie serca, zawojowania innych, zwiedzenia ich i oszukania, aby zdobyć ich podziw. A co w antychrystach można podziwiać? Chociaż zostali odsunięci, to »Chudy wielbłąd i tak jest większy od konia«, i nadal są jak orzeł latający nad kurczakami. Czy nie jest to arogancja i pyszałkowatość antychrystów, ich poczucie wyjątkowości? Nie potrafią pogodzić się z tym, że nie mają statusu i są zwykłymi wierzącymi, zwykłymi ludźmi. Nie potrafią po prostu wypełniać swojego obowiązku, stojąc mocno na ziemi, pozostać na swoim miejscu i dobrze wykonywać własnego obowiązku, poświęcić mu się i dać z siebie wszystko. Te rzeczy absolutnie ich nie satysfakcjonują. Nie chcą być takimi ludźmi ani robić takich rzeczy. Jaka jest ich wielka ambicja? Być podziwianym, szanowanym i dzierżyć władzę. Toteż jeśli nawet przy jego nazwisku nie stoi żaden tytuł, antychryst będzie walczył o siebie, wypowiadał się we własnym imieniu i usprawiedliwiał się, robiąc wszystko, co w jego mocy, aby urządzić przedstawienie, ze strachu, że nikt go nie zauważy ani nie zwróci na niego żadnej uwagi. Skorzysta z każdej okazji, aby stać się bardziej znanym, podnieść swój prestiż, sprawić, by więcej ludzi dostrzegło jego talenty i mocne strony oraz zobaczyło, że jest lepszy od innych. Robiąc te rzeczy, antychryst jest gotów zapłacić każdą niezbędną cenę, by móc się afiszować i chwalić, aby wszyscy myśleli, że nawet jeśli nie jest już przywódcą i nie ma statusu, nadal jest lepszy od zwykłych ludzi. W ten sposób antychryst osiąga swój cel. Nie chce być zwykłą osobą, przeciętnym człowiekiem; chce władzy, prestiżu i wywyższenia(Punkt dwunasty: Kiedy nie mogą zyskać pozycji ani nie mają nadziei na błogosławieństwa, chcą się wycofać, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Czytając słowa Boga poczułam, jakby Bóg był tuż przy mnie, obnażając mnie. Bóg mówi, że antychryści pragną reputacji i statusu, aby za wszelką cenę zdobyć władzę i podziw innych. By zaspokoić swoje dzikie ambicje, antychryści zapłacą każdą cenę, by ich zauważono, by się wywyższyć i przekonać do siebie ludzi. Zrozumiałam, że moje dążenia były takie same jak antychrystów. W mojej wierze chciałam mieć status i być przywódczynią lub nadzorczynią. Chciałam wyróżniać się w swojej grupie, być podziwiana i wspierana przez innych. Kiedy straciłam stanowisko, nic nie zrobiłam ze swoim pragnieniem bycia nadzorczynią. Aktywnie uczestniczyłam w dyskusjach, dawałam sugestie i składałam raport zwierzchniczce, jak tylko odkryłam jakiś problem, żeby wiedziała, że nie tylko potrafię znajdować problemy, ale też proponuję rozwiązania, że mam głowę na karku. Sądziłam, że wtedy zasłużę na awans. Ciężko pracowałam, aby bracia i siostry widzieli, że potrafię wykonywać pracę praktyczną, bo myślałam, że dzięki temu zostanę awansowana. Byłam aktywna, nawet jeśli coś nie należało do moich obowiązków, gotowa poświęcić wiele czasu i energii, tak aby każdy widział, jak ciężkie brzemię dźwigam w pracy i jak wiele potrafię zrobić. W dążeniu do prawdy też się nie obijałam, żeby mnie chwalili. Szukałam okazji, by się wykazać i popisać. Czy to nie jest zachowanie antychrysta, które Bóg obnaża?

Przeczytałam pewne słowa Boga, które dokładnie opisują skażoną istotę antychrystów. Bóg Wszechmogący mówi: „W oczach antychrystów, jeśli ktoś atakuje lub odbiera im reputację i status, jest to jeszcze poważniejsza sprawa niż próba odebrania im życia. Bez względu na to, ilu kazań słuchają lub ile słów Bożych czytają, nie poczują smutku ani żalu spowodowanego tym, że nigdy nie praktykowali prawdy i że wybrali ścieżkę antychrystów, ani tym, że mają naturoistotę antychrystów. Zamiast tego ciągle szukają sposobów zdobycia statusu i poprawienia swojej reputacji. Można powiedzieć, że wszystko, co robią antychryści ma na celu popisanie się przed innymi, a nie jest czynione przed obliczem Boga. Dlaczego tak mówię? Bo tacy ludzie są tak zakochani w statusie, że traktują go jak swoje życie, jak swój życiowy cel. Co więcej, ponieważ tak bardzo kochają status, zupełnie nie wierzą w istnienie prawdy i można nawet powiedzieć, że nie mają absolutnie żadnej wiary w istnienie Boga. Tak więc bez względu na to, jak kalkulują, by zdobyć reputację i status, i jak bardzo próbują zwieść ludzi i Boga fałszywymi pozorami, w głębi serca nie mają żadnej świadomości ani poczucia winy, nie wspominając już o niepokoju. W swojej ciągłej pogoni za reputacją i statusem bezczelnie zaprzeczają temu, co uczynił Bóg. Dlaczego tak mówię? W głębi serca antychryści wierzą: »Wszelka reputacja i status wynikają z zasług człowieka. Tylko zdobywając mocną pozycję wśród ludzi i zyskując reputację i status, można cieszyć się Bożymi błogosławieństwami. Życie ma wartość tylko wtedy, gdy ludzie zdobywają absolutną władzę i status. Tylko w ten sposób można żyć jak człowiek. W przeciwieństwie do tego zupełnie bez sensu byłoby żyć, podporządkowując się we wszystkim władzy i ustaleniom Boga, dobrowolnie zająć pozycję istoty stworzonej i żyć jak normalny człowiek, o którym mówi słowo Boga – nikt by kogoś takiego nie podziwiał. Status, reputację i szczęście należy zdobyć własnym wysiłkiem; należy o nie walczyć i chwytać je z proaktywnym, pozytywnym nastawieniem. Nikt inny ci ich nie da – bierne czekanie może prowadzić tylko do porażki«. (…) W swoich sercach antychryści mocno wierzą, że jedynie reputacja i status dająe poczucie godności oraz pozwalają im pawdziwymi istotami stworzonymi, że tylko posiadając status zostaną nagrodzeni i ukoronowani oraz zasłużą na aprobatę w oczach Boga, zdobędą wszystko i staną się autentyczną osobą. Czym jest dla antychrystów status? Postrzegają go jako prawdę; uważają go za najwyższy cel, do którego dążą ludzie. Czy to nie jest problem? Ludzie, którzy potrafią mieć taką obsesję na punkcie statusu, to prawdziwi antychryści. Są oni osobami tego samego pokroju co Paweł. Wierzą, że dążenie do prawdy, poszukiwanie podporządkowania wobec Boga i poszukiwanie uczciwości to wszystko procesy, które prowadzą do osiągnięcia najwyższego statusu; to tylko procesy, a nie cel i standard bycia człowiekiem, i że są one wykonywane tylko po to, by Bóg mógł je zobaczyć. Takie rozumienie jest niedorzeczne i śmieszne! Tak niedorzeczny pomysł mógł przyjść do głowy tylko absurdalnym osobom, które nienawidzą prawdy(Punkt dziewiąty (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Czytanie tego fragmentu Bożych słów bardzo mnie wzruszyło. Czułam, jakby Bóg wyciągnął na światło dzienne to, co skrywałam w sercu. Jakbym nie miała się gdzie schować. Zaczęłam zastanawiać się nad sobą i im bardziej drążyłam temat, tym bardziej czułam, że myślę jak antychryst. Wszystkie moje słowa i czyny skupiały się na statusie, a wszystko, co robiłam, miało na celu zdobycie podziwu. Status był dla mnie ważniejszy niż wszystko inne. Zanim zaczęłam wierzyć, zawsze chciałam wyróżniać się z tłumu i lubiłam mieć wsparcie i aprobatę innych. Po zyskaniu wiary ubiegałam się o stanowiska przywódcze, aby być podziwianą i pełnić ważniejszą rolę w kościele. Kiedy mnie zwolniono, nie żałowałam moich przeszłych występków i nie myślałam o tym, jak rzeczywiście okazać skruchę i opłacić Bogu dobrym wypełnianiem obowiązku. Zamiast tego wykorzystywałam pełnienie obowiązku jako okazję do tego, żeby się popisywać. Rzuciłam się w wir obowiązków i ciężko pracowałam, aby odzyskać swoją ważną rolę. Kiedy się nie udało, zniechęciłam się. Czułam, że bez względu na to, ile wysiłku wkładałam w swój obowiązek i jak dobrze go wykonywałam, nikt tego nie zauważał. Sądziłam, że moje wysiłki sa bez znaczenia. Nie odzyskawszy statusu, straciłam chęć do działania. Wręcz obwiniałam Boga, nie rozumiałam Go, dyskutowałam z Nim i opierałam Mu się. Dałam się ponieść myślom o reputacji i statusie. Straciłam sumienie i rozsądek, jakie powinna mieć istota stworzona. Całym sercem goniłam za statusem i nie wystarczało mi, że byłam zwykłym członkiem zespołu. Byłam zła i bezwstydna jak antychryst, całkowicie pozbawiona rozumu. Pomogły mi te słowa Boga: „Wierzą, że dążenie do prawdy, poszukiwanie podporządkowania wobec Boga i poszukiwanie uczciwości to wszystko procesy, które prowadzą do osiągnięcia najwyższego statusu; to tylko procesy, a nie cel i standard bycia człowiekiem, i że są one wykonywane tylko po to, by Bóg mógł je zobaczyć”. Dla mnie to było jak policzek. Poszukiwanie i praktykowanie prawdy to dobra rzecz i jest naszym ludzkim obowiązkiem Musimy dążyć do prawdy i żyć zgodnie ze słowami Boga. Jednak ja wykorzystywałam dążenie do prawdy jako kartę przetargową, żeby zdobyć status. Z taką złą motywacją do pracy nie mogłam zyskać aprobaty Boga. Słowa Boże pokazały mi, z jak błędnej perspektywy na to patrzyłam. Myślałam, że tylko dzięki statusowi i władzy, podziwie ze strony innych i popularności moje życie mogło mieć wartość. Życie bez wysokiej pozycji, jako zwykła wierząca, było dla mnie żałosną porażką. Co za głupi pogląd! Bóg wymaga, byśmy byli kompetentnymi istotami stworzonymi, byśmy pozostali na swoim miejscu i posłusznie poddali się Jego zasadom i ustaleniom oraz wypełniali obowiązki istot stworzonych. Ale ja nie chciałam zostać na swoim miejscu, tylko chciałam być wielka, robić ważne rzeczy, mieć wysokie stanowisko i być podziwiana. To szatańskie usposobienie. W gruncie rzeczy praca przy podlewaniu, niezależnie od tego, jaką cenę w niej zapłaciłam czy jak wążną rolę odgrywałam, była tylko obowiązkiem, który powinnam była wypełnić. To była moja odpowiedzialność, ale ja chciałam się popisać, żeby uzyskać pewien status. Kiedy moje szalone ambicje nie zostały zrealizowane, straciłam zainteresowanie swoim obowiązkiem. Brałam swoje ambicje za poświęcenie się Bogu. To moje niby poświęcenie było nieszczere i przekupne. Jakie to było praktykowanie prawdy i wypełnianie obowiązków? To była próba wykorzystania i oszukania Boga. Wstąpiłam na ścieżkę antychrysta. Bóg jest sprawiedliwy i święty i czyta w naszych sercach i umysłach. Szłam na oślep złą ścieżką. Jak miałam zdobyć dzieło Ducha Świętego? Mój stan się pogarszał i tkwiłam w ciemności. To Bóg odsuwał mnie na bok i chłostał. Wtedy zobaczyłam, jak straszne jest dążenie do reputacji i statusu. Nie znałam siebie, nie wiedziałam, czy mogę wykonywać praktyczną pracę. Dążyłam tylko do zdobycia statusu, mając nadzieję na awans. Straciłam człowieczeństwo i rozum i nie miałam żadnej samoświadomości. Wtedy przypomniał mi się fragment słów Boga: „Pewnego dnia wszyscy uznacie, że sława i bogactwo to potworne kajdany, których szatan używa do niewolenia człowieka. Gdy nadejdzie ten dzień, będziesz z całych sił opierać się kontroli szatana i kajdanom, którymi szatan chce cię zniewolić. Kiedy nadejdzie czas, w którym zapragniesz odrzucić wszystkie rzeczy, które zaszczepił w tobie szatan, wtedy całkowicie zerwiesz z szatanem i prawdziwie wzgardzisz wszystkim, co szatan tobie przyniósł. Tylko wtedy ludzkość będzie żywić prawdziwą miłość do Boga i tęsknić do Niego(Sam Bóg, Jedyny VI, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Słowa Boga są takie prawdziwe. Bez przerwy pragnęłam osiągnąć status, a szatan igrał za mną i dręczył mnie. Straciłam przewodnictwo Ducha Świętego i żyłam w ciemności. To moje pragnienie mnie wykańczało. Nie mogłam powstrzymać łez i było mi wstyd za to, jaka byłam uparta i zatwardziała. Przez cały czas goniłam za reputacją i statusem, idąć ścieżką antychrysta. Ale Bóg dalej używał swoich słów, by ostrzec mnie i obnażyć, abym zobaczyła, że podążam w złą stronę, i zawróciła. Ale ja tego nie rozumiałam. Źle rozumiałam i obwiniałam Boga, byłam negatywna i zwróciłam się przeciw Bogu. Byłam taka nierozsądna. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, ogarnęło mnie poczucie winy, więc pomodliłam się: „Boże, nie chcę już dłużej dążyć do reputacji i statusu, lecz pragnę szukać prawdy, by zwalczyć swoje zepsucie i okazac szczerą skruchę. Proszę, oświeć mnie, poprowadź i wskaż mi drogę”.

Później przeczytałam inny fragment słów Boga: „Kiedy Bóg wymaga od ludzi, aby dobrze wypełniali swój obowiązek, nie prosi ich o ukończenie określonej liczby zadań, o wielkie osiągnięcia ani o podjęcie się jakichś wielkich przedsięwzięć. Bóg chce natomiast, aby byli w stanie robić to, co potrafią, w sposób trzeźwy i praktyczny oraz żyli zgodnie z Jego słowami. Dla Boga nie musisz być wielki czy szlachetny ani nie musisz czynić cudów, ani nie chce On widzieć w tobie żadnych miłych niespodzianek. Takie rzeczy nie są Mu potrzebne. Wszystko, czego Bogu potrzeba, to abyś nieprzerwanie praktykował według Jego słów. Kiedy słuchasz słów Boga, rób to, co z nich zrozumiałeś, wykonuj to, co pojąłeś, dobrze zapamiętaj, co usłyszałeś, a potem, gdy nadejdzie czas na praktykę, praktykuj zgodnie z Bożymi słowami. Pozwól im stać się twoim życiem, twoją rzeczywistością i tym, co urzeczywistniasz. W ten sposób Bóg będzie zadowolony. Ciągle starasz się osiągnąć wielkość, rozmaite godności i status; zawsze szukasz wywyższenia. Jak czuje się Bóg, kiedy to widzi? Jest to dla Niego wstrętne i oddali się od ciebie. Im bardziej zabiegasz o rzeczy takie, jak wielkość, szlachetność, i bycie lepszym od innych, wybitnym, niezwykłym i godnym uwagi, tym bardziej odrażający jesteś w oczach Boga. Jeśli się nad sobą nie zastanowisz i nie okażesz skruchy, Bóg wzgardzi tobą i cię porzuci. Unikaj stania się osobą, którą Bóg uważa za odrażającą, lecz bądź kimś, kogo Bóg kocha. Jak zatem zdobyć miłość Bożą? Przez posłuszne akceptowanie prawdy, przyjmowanie pozycji istoty stworzonej, ugruntowane działanie na podstawie Bożych słów, właściwe wykonywanie swoich obowiązków, bycie uczciwym człowiekiem i urzeczywistnianie podobieństwa do człowieka. To wystarczy, Bóg będzie zadowolony. Ludzie muszą się wystrzegać ambicji i hołubienia próżnych marzeń, poszukiwania sławy, zysków i statusu oraz tego, by się wyróżnić z tłumu. Co więcej, nie wolno im dążyć do bycia wielkim człowiekiem, nadludzką istotą, przewyższającą innych ludzi i domagającą się czci. To są pragnienia zepsutej ludzkości, to jest ścieżka szatana; Bóg nie zbawia takich ludzi. Jeśli ludzie nieustannie dążą do sławy, zysków i statusu bez okazywania skruchy, to nie ma dla nich lekarstwa i czeka ich tylko jeden wynik: zostaną wyeliminowani(Właściwe wypełnianie obowiązków wymaga harmonijnej współpracy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Boga zrozumiałam, że On nie chce, byśmy byli sławni, wielcy czy wzniośli. Ma nadzieję, że będziemy mocno stąpać po ziemi, wypełniać nasze obowiązki i podporządkowywać się Jego ustaleniom. Ale ja nie spełniałam sumiennie swoich obowiązków. Nie wystarczało mi bycie zwykłą osobą. Chciałam wyższej pozycji i bycia ponad innymi. Byłam taka arogancka. Bóg jest Stwórcą i jest wielki i czcigodny. Osobiście stał się ciałem i przyszedł na ziemię, by wyrazić prawdę, ale nigdy się nie popisuje. Przeciwnie, spokojnie realizuje swoje dzieło, by zbawić ludzkość. Bóg jest taki skromny i ukryty, a także niewiarygodnie cudowny. Zrobiło mi się wstyd, kiedy pomyślałam o tym w ten sposób. Postanowiłam, że muszę bezwarunkowo porzucić ciało i zacząć praktykować prawdę.

Potem całym sercem zaangażowałam się w swój obowiązek i naprawdę myślałam o tym, jak podlewać nowych wiernych. Zapomniałam o statusie i byłam szczęśliwa, że jestem zwykłą osobą i wykonuje obowiązki tak dobrze, jak tylko potrafię. Wcielanie tego w życie naprawdę przyniosło mi spokój. Kiedy włożyłam serce w wykonywanie obowiązku, Bóg mnie oświecił i wskazał ścieżkę w pracy podlewania. Nim się spostrzegłam, lepiej wypełniałam obowiązki. Pamiętam, że pewnego razu musieliśmy zorganizować spotkanie dla nowych wiernych. Siostra, nowa w zespole podlewania, nie znała nowych wiernych i nie wiedziała, jak do nich podejść. Wiedziałam, że powinnam jej pomóc, ale dotarło do mnie, że przygotowania, czyli kontaktowanie się z ludźmi, to mało ambitna praca. Czy nie zaszkodzi mi, jeśli zaoferuję taką pomoc? Wiedziałam już wtedy, że się mylę, że wszystkie obowiązki są jednakowo ważne, a kontaktowanie się z wiernymi to też obowiązek. Więc czemu nie miałabym tego zrobić? Potem zaproponowałam pomoc w kontaktowaniu się z braćmi i siostrami. Kiedy to zrobiłam, uświadomiłam sobie, że niezależnie od zadania, dopóki akceptujesz Boży nadzór, masz szczere intencje i wykonujesz to zadanie z sercem, będziesz się czuć spokojna. Czasem, kiedy bracia i siostry pytali o szczegóły podlewania, a zwierzchniczka była zbyt zajęta, by odpowiedzieć na ich pytania, robiłam, co w mojej mocy, by porozmawiać z nim i rozwiązać problemy. Nie myślałam o tym, czy będą mnie podziwiać lub czy poprawi to mój status, tylko chciałam dobrze pracować ze wszystkimi i dobrze wykonywać swoje zadania. Kiedy zrezygnowałam ze swoich dzikich ambicji i praktykowałam zgodnie ze słowami Boga, w moim obowiązku zmieniło się wszystko. Czułam większą odpowiedzialność i znajdowałam więcej problemów, a mój stan stopniowo się poprawiał. Miałam też poczucie większego spokoju i jasności. Czułam, że takie postępowanie jest naprawdę dobre. Zrozumiałam, że słowa Boga rzeczywiście są prawdą i potrafią zmienić i oczyścić ludzi. Tylko postępowanie i działanie zgodnie ze słowami Boga i z prawdą oraz podporządkowanie się ustaleniom Stwórcy tworzy podstawę mojego życia jako istoty stworzonej. Od tej chwili, niezależnie od tego, czy będę posiadać status i gdzie umieści mnie Bóg, jestem gotowa zdać się na Jego łaskę i uczciwie wypełniać swój obowiązek jako istota stworzona.

Kiedyś cały czas pragnęłam reputacji i statusu, przez co czułam się udręczona i wyczerpana. Bez sądu i objawienia Bożych słów nigdy nie zobaczyłabym, jak głęboko szatan mnie skaził ani jak bardzo troszczyłam się o status. Dalej walczyłabym o te rzeczy, a szatan igrałby ze mną. Nie przypominałabym człowieka. Dzięki temu prawdziwie poczułam, że Boży sąd i karcenie są Jego najlepszą ochroną i zbawieniem oraz Jego miłością. Jak mówi Bóg: „Jeśli człowiek w swoim życiu pragnie zostać oczyszczony i osiągnąć zmiany w swoim usposobieniu, jeśli pragnie prowadzić życie pełne znaczenia i wypełniać swój obowiązek istoty stworzonej, musi przyjąć Boże karcenie i Boży sąd. Nie może też dopuścić do tego, by opuściły go Boża dyscyplina i Boże smaganie – tak, aby mógł uwolnić się od manipulacji i wpływu szatana i żyć w świetle Boga. Wiedz, że światłem tym jest Boże karcenie i sąd, i jest to światło ludzkiego zbawienia; nie ma dla człowieka większego błogosławieństwa, łaski czy ochrony(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło).

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Bóg jest taki sprawiedliwy

Autorstwa Zhang Lin, JaponiaWe wrześniu 2012 roku przewodziłem pracy kościoła i spotkałem moją przywódczynię, Yan Zhuo. Prosiła ona braci i...

Co się kryje za kłamstwami?

Autorstwa Xiaojing, miasto Heze, Prowincja Szantung Za każdym razem, gdy czytałam słowa Boga, wzywające nas, abyśmy byli uczciwi i ...

Nie gardzę już moim partnerem

Autorstwa Qi Hang, Korea Południowa Zarządzam książkami i innym wyposażeniem w kościele. Zwykle sprawdzam, czy wszystkie przedmioty są...

Połącz się z nami w Messengerze