Nieszczęście pogoni za statusem
W 2017 roku wybrano mnie na przywódczynię i razem z dwiema innymi siostrami miałam nadzorować pracę kilku kościołów. Gdy siostry zobaczyły, że pracuję szybciej niż one i daję sensowne sugestię podczas dyskusji na temat pracy, zrobiły się zazdrosne i mówiły, że mam talent i zdolności. Bardzo się cieszyłam, słysząc te słowa z ich ust. Myślałam: „W przeszłości cenił mnie szef firmy, w której pracowałam, a gdy uwierzyłam w Boga, bracia i siostry wspierali mnie. Teraz jestem przywódczynią i moje współpracownice podziwiają mnie. Może faktycznie mam talent. Gdy moi przełożeni zobaczą, jaka jestem zdolna, uznają mnie za lepszą od moich współpracownic”. Myśląc o tym, czułam większą inspirację do pełnienia obowiązków. Z czasem zaczęłam podejmować większość decyzji o pracy kościoła. Siostry robiły wszystko, co zarządziłam, a ja czerpałam z tego radość.
Później na polecenie przywódców dołączyła do nas siostra Chen. Na spotkaniach zauważywałam, jak praktyczne są jej omówienia. Czułam, że mogę się od niej dużo nauczyć, i cieszyłam się. Ale później na każdym spotkaniu, widząc, jak praktyczne i bystre są omówienia siostry Chen i jak bracia i siostry słuchają jej z wielką uwagę i kiwają głowami na znak, że zgadzają się z tym, co mówi, zaczęłam się martwić. Pomyślałam: „Kiedyś dominałam na spotkaniach i omówieniach, a teraz wszyscy chcą tylko jej słuchać, więc kto będzie mnie podziwiał w przyszłości?”. Byłam zazdrosna, bo bałam się, że ona mnie przewyższy. Później zauważyłam, że gdy bracia i siostry mają trudności z obowiązkami, siostra Chen potrafiła od razu wspomóc ich odpowiednim słowem i wykonywała swoją pracę w zawrotnym tempie. Kiedyś zarzucono pomysł założenia grupy, bo nie udało się znaleźć odpowiedniego personelu, a ona zdołała taką grupę utworzyć i to dość szybko. Gdy odwiedzali nas przywódcy, ona dawała dobre sugestie dotyczące pracy kościoła. Wszystko to budziło moją zazdrość i zawiść. Też chciałam mieć taki dobry charakter, aby bracia i siostry jeszcze bardziej mnie podziwiali. Chciałam nawet, żeby przywódcy ją przenieśli, żeby nie kradła mi światła reflektorów, żeby bracia i siostry uznawali mnie za najlepszą. Były wybory w kilku kościołach i przywódcy prosili siostrę Chen, by pomogła w ich organizacji. Czułam się strasznie pogubiona. Ci, których proszą o pomoc przy wyborach, to zdolni ludzie, umiejący ocenić charakter innych. Kiedyś przywódcy zawsze mnie o to prosili. Teraz wybrali siostrę Chen. Widocznie była dla nich kimś ważnym, a ja się w ogóle dla nich nie liczyłam. Później kilka istotnych zadań związanych z pracą kościoła powierzono siostrze Chen, miała nad nimi sprawować pieczę. Wydało mi się to niesprawiedliwe.
Gdy jeden kościół musiał ponownie wybrać przywódców i diakonów, a siostra Chen nie znała szczegółowo personelu tego kościoła, diakonka wybrana do podlewania była w złym stanie, była bierna i zaniedbywała obowiązki. Widziałam jasno, że ta siostra nie nadawała się do podlewania, ale nic nie mówiłam, bo byłam zazdrosna o siostrę Chen. Pomyślałam: „Wybrałaś tę siostrę, więc to twoja wina, że dokonałaś złego wyboru. Zobaczymy, czy osoba faktycznie potrafi wypełniać obowiązki”. Kilka miesięcy zajmowała się podlewaniem, ale zarzucono jej niekompetencję i zrezygnowałą. Później siostra Chen dwa razy mnie skrytykowała za to, że schlebiam innym i nie zgłaszam problemów, o których wiem. Nie kłóciłam się z nią, ale pomyślałam: „Tobie powierzono tę pracę i ciebie chwalą, gdy jest dobrze wykonana. Po co mam się odzywać?”. W tym czasie nie mogłam znieść widoku siostry Chen i chowałam do niej urazę. Nienawidziłam jej, bo skradła mi aureolę, byłam nieszczęśliwa. Później siostra Chen napotkała problem i spytała mnie o opinię, a ja odpowiedziałam zdawkowo. Pozornie wypełniałam obowiązki wspólnie z nią, ale nie było między nami komunikacji ani harmonijnej współpracy. Pojawiły się raz problemy w pracy, za którą odpowiadała siostra Chen, i nasz przywódca skrytykował ją na spotkaniu. Siostra Chen obwiniała się ze łzami, a ja się tym wewnętrznie napawałem: Myślałam: „Teraz bracia i siostry widzą twoje prawdziwe zdolności. Już nie wyglądasz tak dobrze i chyba to moja szansa, żeby pokazać, na co mnie stać”. Jednak ze zdziwieniem zauważyłam, że przywódcy wciąż cenią siostrę Chen. Nadal była odpowiedzialna za kilka ważnych zadań w kościele, a ja tymczasem przeżyłam załamanie. Nie obchodziły mnie obowiązki, a nawet zaczęły mnie frustrować. Raz zespół filmowy natrafił na trudności i siostra Chen poleciła mi udzielić pomocy. Guzik mnie to obchodziło. Pomyślałam: „Jeśli to zrobię, pochwały i tak spadną na ciebie, nie na mnie. To ty odpowiadasz za tę pracę, odkąd tu jesteś, więc sama się tym zajmij”. Taka złośliwa myśl przyszła mi do głowy: „Obyś poniosła porażkę, żeby nikt cię nie podziwiał”. Powiedziałam stanowczo: „Nigdzie nie idę”. Siostra Chen siedziała tam w bezradnym milczeniu, a ja poczułam się nieswojo, bo wiedziałam, że praca kościoła to nasz wspólny obowiązek. Niechętnie zgodziłam się pójść. Ale moje intencje były złe, bo chciałam dowieść, że jestem lepsza od siostry Chen, więc brak mi było Bożej ochrony i przewodnitwa, a problemy zespołu filmowego nie zostały rozwiązane. W tamtym czasie żyłam w pogoni za sławą i fortuną, mój duch pogrążył się w mroku, wciąż trafiałam na przeszkody. Nie mówiłam o tym, bo bałam się, że stracę w oczach innych. Każda praca, którą nadzorowałam, nie wychodziła. Byłam bardzo nieszczęśliwa. Pomyślałam: „Kiedyś tak dobrze wypełniałam obowiązki, bracia i siostry wspierali mnie, a moje współpracownice mnie słuchały, teraz czuję się podle, i tyle. Siostra Chen tu jest i dlatego czuję, że nic mi nie wychodzi”. Czułam wstręt, ilekroć widziałam siostrę Chen. Chciałam tylko pójść gdzieś, gdzie nie będę musiała na nią patrzeć.
Kościoły, które nadzorowałam, borykały się z problemami. Pod każdym względem praca kościoła była niemal sparaliżowana, a ja czułem się temu winna, ale nie szukałam prawdy, by coś z tym zrobić. Przywódcy kazali nam się zastanowić, czemu źle pracujemy, ale brak mi było samowiedzy, więc obwiniałam siostrę Chen. Pomyślałam, że zanim ona przyszła, gdy ja szefowałam, nasza praca nie szła tak źle, więc teraz, gdy ona jest u sterów, to jej wina, że jest, jak jest. Raz, gdy z jedną siostrą o tym rozmawiałam, wylałam przed nią swoje żale związane z siostrą Chen, w bardzo wielu słowach skrytykowałam ją. Czułam się później trochę winna: Czy nie osądzam ją za jej plecami? Bóg czegoś takiego nienawidzi! Ale wtedy szybko o tym zapomniałam, nie zastanowiłam się poważnie nad sobą. Szczerze mówiąc, czuję się zbyt odrętwiała. Musiano mnie odsunąć od obowiązków, by coś do mnie dotarło. Przywóda spotkał się z nami i powiedział, że wydajność pracy kościoła spada i że siostra Chen i ja nie współpracowałyśmy dobrze. Poczułam się nieswojo, ale nie wtedy nie znałam siebie, więc utkwiłam wzrok w siostrze Chen. Uważałam, że to przez nią pogorszyła się nasza praca. Widząc, że siebie nie znam, przywódca rozprawił się ze mną, mówiąc, że gonię za sławą i fortuną w wypełnianiu obowiązków, że nie zastanawiam się nad sobą, choć pracuję nieskutecznie, że w moim obecnym stanie nie nadaję się na przywódczynię i że potrzebny mi czas na duchową refleksję.
Gdy mnie odsunięto, sprawiło mi to wielki ból. Nie wiedziałam, co bracia i siostry sobie o mnie pomyślą, i im więcej myślałam, tym bardziej mój duch pogrążał się w mroku. Usypiałam przy lekturze słów Boga, nie mogłam się wyciszyć przed Nim, i cały kolejny okres trwałam w tym zamroczonym stanie. Uświadomiłam sobie, że coś jest ze mną nie tak, więc modliłam się do Boga, prosząc, by pomógł mi poznać samą siebie. Raz trafiłam na dwa fragmenty słowa Bożego. Bóg Wszechmogący mówi: „Antychryści uważają swój status i reputację za ważniejsze od wszystkiego innego. Ci ludzie są nie tylko przebiegli, podstępni i niegodziwi, ale także nikczemni z natury. Co robią, gdy odkryją, że ich status jest zagrożony, lub gdy tracą miejsce w sercach ludzi, tracą ich poparcie i sympatię, kiedy inni już ich nie czczą i nie podziwiają, a oni sami okryli się hańbą? Nagle się zmieniają. Jak tylko stracą status, nie chcą nic robić, a jeśli już coś robią, to byle jak. Nie są zainteresowani wykonywaniem swojego obowiązku. Ale to nie jest najgorszy przejaw. Co jest najgorsze? Kiedy tylko ci ludzie stracą status, kiedy nikt ich nie podziwia i nikt nie daje im się omotać, wychodzi z nich zazdrość i potrzeba zemsty, wychodzi z nich nienawiść. Nie tylko brakuje im bojaźni Bożej, ale nie mają też prawdziwego posłuszeństwa i wiedzy. W sercach skłonni są nienawidzić domu Bożego i kościoła; w głębi serca pragną, by dzieło kościoła napotkało problemy lub utknęło w martwym punkcie; chcą śmiać się z domu Bożego oraz z braci i sióstr. Nienawidzą też każdego, kto podąża za prawdą i ma w sobie bojaźń Bożą. Atakują i drwią z każdego, kto wiernie wypełnia swój obowiązek i jest gotów zapłacić cenę. Takie jest usposobienie antychrysta – czy nie jest ono nikczemne?” („Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część druga)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). „Niektórzy ludzie, jeśli widzą kogoś lepszego od siebie, starają się go stłamsić, rozpuszczając plotki na jego temat, lub bez skrupułów uciekają się do jakichś drastycznych środków, by sprawić, aby inni ludzie tego kogoś nie podziwiali i aby nikt nie był lepszy od pozostałych; jest to więc skażone usposobienie polegające na arogancji i samowoli, jak również nieuczciwości, zakłamaniu i obłudzie, a ludzie tacy nie cofną się przed niczym, aby osiągnąć swe cele. Żyją w taki właśnie sposób, a mimo tego wciąż uważają, że są wspaniali i że są dobrymi ludźmi. Czy jednak mają oni bogobojne serca? Po pierwsze, patrząc z perspektywy natury tych spraw, czy ludzie, którzy w ten sposób postępują, nie robią po prostu tego, co im się podoba? Czy biorą pod uwagę dobro Bożej rodziny? Myślą jedynie o własnych uczuciach i pragną jedynie osiągnąć własne cele, bez względu na stratę, jakiej doznać może dzieło Bożej rodziny. Ludzie tacy są nie tylko aroganccy i obłudni, lecz także egoistyczni i podli. Nie mają za grosz szacunku dla Bożych zamiarów i nie ulega wątpliwości, że nie mają bogobojnych serc. Dlatego właśnie robią, co im się żywnie podoba i postępują bezmyślnie, bez żadnego poczucia winy, bez żadnego wahania, bez żadnych obaw i trosk, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Często tak czynią i zawsze tak się zachowywali. Z jakimi konsekwencjami mierzą się tacy ludzie? Popadną w kłopoty, prawda? Mówiąc delikatnie, tacy ludzie są o wiele za bardzo zazdrośni i zanadto pożądają osobistej sławy oraz statusu; są zbyt zwodniczy i zdradzieccy. Mówiąc ostrzej, zasadniczy problem polega na tym, że w ich sercach nie ma nawet odrobiny bojaźni Bożej. Nie boją się oni Boga, sądzą, że sami są najważniejsi i uważają, że w każdym swym aspekcie przewyższają Boga i przewyższają prawdę. W ich sercach Bóg jest ostatnią osobą godną choćby wzmianki i odgrywa w nich najmniej ważną rolę; w ich sercach Bóg w ogóle się nie liczy. Czyż ci, którzy nie mają w sercach miejsca dla Boga i nie okazują Mu czci, osiągnęli wejście w prawdę? (Nie). Tak więc co tak naprawdę robią, gdy jak zwykle bez reszty oddają się beztroskiej krzątaninie, na którą tracą mnóstwo energii? Tacy ludzie twierdzą nawet, że wyrzekli się wszystkiego, by ponosić koszty dla Boga, i że wiele wycierpieli, w rzeczywistości jednak motywem, zasadą i celem wszystkich ich działań jest korzyść własna; próbują oni tylko chronić wszystkie swe interesy. Czyż nie powiecie, że ktoś taki jest strasznym człowiekiem? Co to za ludzie, którzy od wielu lat wierzą w Boga, a nie mają bojaźni Bożej? Ludzie aroganccy. A jakim istotom najbardziej brakuje bojaźni Bożej? Oprócz zwierząt brakuje jej nikczemnikom, antychrystom, diabłom i szatanowi. Mają czelność walczyć z Bogiem; są pozbawieni bojaźni Bożej” („Pięć warunków, które ludzie muszą spełnić, zanim wejdą na właściwą ścieżkę wiary w Boga” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Te słowa to był cios prosto w serce. Antychryści cenią pozycję i reputację ponad wszystko. Są zazdrośni, gdy widzą, że inni idą za prawdą, więc atakują ich i wykluczają, bo się boją, że ktoś ich przewyższy. Popełnią każdą nikczemność, aby utrzymać swój status, mając nadzieję, że bracia i siostry poniosą porażkę i bedą pracować nieefektywnie. Im lepiej dom Boży sobie radzi, tym gorzej oni się czują. Mają zaciekłe usposobienie i są diabłami. Zachowywałam się wtedy tak samo jak antychryst. Widząc, że siostra Chen ma solidny charakter, dobrze pracuje, omawia prawdę lepiej niż ja i zaskarbia sobie podziw wśród wszystkich, byłam zazdrosna, bo ona skradła mi miejsce na scenie, chciałam, żeby ją przeniesiono, żebym tylko ja mogła się dalej wyróżniać w kościele. Widząc, że przywódcy ją cenią i hołubią, byłam zazdrosna i zdenerwowana. Wiedziałam, że dopiero co się zjawiła, nie znała personelu kościoła, że wybrana do podlewania osoba nie nadawała się, ale milczałam. Stałam sobie z boku i czekałam, że ona się potknie. Gdy chciała ze mną rozmawiać o pracy, ignorowałam ją. Liczyłam na to, że z powodu złej pracy zostanie odsunięta i nikt nie będzie jej podziwiał. Osądzałam ją, lżyłam za jej plecami, umniejszałam jej pracę i wywyższałam siebie, by móc się wyróżniać. Choć wierzyłam już od lat, zignorowałam wejście w życie, nie stawiałam pracy domu Boga na pierwszym miejscu, przez cały czas walczyłam o reputację i status. Gdy ich nie miałam, czułam się tak, jakbym traciła życie. Byłam tak zazdrosna, że mściłam się na mojej siostrze i zaniedbywałam pracę kościoła. Tak się bałam, że siostra Chen będzie dobrze wykonywać swoją pracę, że gotowa byłam zaszkodzić interesom domu Boga z korzyścią dla własnych interesów. W ogóle nie bałam się Boga i nie miałam dla Niego miejsca w sercu. Postępowałam jak sługus szatana, zakłócałam pracę domu Bożego, doprowadziłam pracę kościoła do stanu paraliżu. W ogóle nie pełniłam obowiązku! Byłam jak lis w winnicy, kradłam owoce, deptałam krzewy. Miałam naturę taką jak antychryści ujawnieni przez Boga! Pomyślałam o tych antychrystach, którzy zostali wyrzuceni. Wykorzystywali obowiązki, by się popisywać i wywyższać, z próżną nadzieją na zdobycie serc ludzi i pozyskanie ich wsparcia. Gdy antychryści widzą brata lub siostrę lepszych od siebie i zagrażających ich statusowi, atakują i mszczą się, okrutnie niszcząc pracę domu Boga, ostatecznie obrażają usposobienie Boga, zostają ujawnieni i odrzuceni. Dostrzegłam, że pogoń za statusem jest niebezpieczna! Dopiero, gdy to pojęłam, zaczęłam się bać. Modliłam się do Boga o przewodnictwo, bym mogła poznać siebie, okazać skruchę i zmienić się. Później zadałam sobie pytanie: „Czemu wciąż walczę o status i trzymam się kurczowo swej pozycji? Zawsze gonimy za statusem, ale jaka jest tego źródło?”.
Znalazłam fragment słów Boga w tekście „Posiadanie nieprzemienionego usposobienia to pozostawanie w nieprzyjaźni z Bogiem”. „Źródłem sprzeciwu i buntu człowieka wobec Boga jest zepsucie przez szatana. Z powodu zepsucia przez szatana sumienie człowieka stało się odrętwiałe, on sam stał się niemoralny, jego myśli zwyrodniały, a światopogląd mentalny uwstecznił się. Zanim człowiek został zepsuty przez szatana, w sposób naturalny podążał z Bogiem i był posłuszny Jego słowom, kiedy je usłyszał. W sposób naturalny posiadał zdrowy rozsądek i sumienie oraz zwykłe człowieczeństwo. Zepsucie przez szatana spowodowało, że pierwotny rozsądek człowieka, jego sumienie i człowieczeństwo stały się mętne oraz upośledzone przez szatana. W efekcie człowiek utracił swoje posłuszeństwo wobec Boga i miłość do Niego. Rozsądek człowieka stał się niezrównoważony, a jego usposobienie podobne do zwierzęcego, więc jego buntowniczość wobec Boga upowszechnia się i umacnia. Jednakże człowiek nie wie o tym i nie dostrzega tego, jedynie sprzeciwia się i ślepo buntuje. Usposobienie człowieka ujawnia się w wyrażeniach jego rozsądku, poglądów i sumienia, a ponieważ brakuje mu zdrowego rozsądku, a jego poglądy są niezdrowe, jego sumienie stało się całkowicie głuche i dlatego ma on buntownicze usposobienie wobec Boga” („Słowo ukazuje się w ciele”). Słowa Boga ukazały mi źródło problemu. Tak bardzo skaził mnie szatan, że nie wiedziałam, jak żyć, jak postępować. Wiedziałam tylko, jak gonić za sławą i fortuną, żyłam według zasad takich jak „Wyróżniać się”, „Ja rządzę”, „Może być tylko jeden samiec alfa” i „Ludzie powinni zawsze starać się być lepszymi niż im współcześni”, tych szatańskich filozofii, które były dla mnie prawidłami życia. Widząc, że siostra Chen we wszystkim mnie przewyższa, że bracia, siostry i przywódcy cenią ją i podziwiają, myślałam, że skradła mi światła reflektorów, więc traktowałam ją jak cierń w moim oku i ciele. Gdy siostra prosiła o rozmowę o pracy, chciałam ją zlekceważyć. Osądzałam ją nawet, lżyłam, umniejszałam jej dokonania, mając nadzieję, że odsuną ją od obowiązków, nie obchodziło mnie, że może to zaszkodzić domu Bożemu. Widziałam, że żyjąc według tych szatańskich poglądów, stałam się arogancka, samolubna i nikczemna, wypaczyłam swoje człowieczeństwo. Zrobiłabym wszystko dla reputacji i statusu, jak urzędnicy wielkiego czerwonego smoka. Jeśli ktoś ich przewyższa lub im zagraża, nazwią ich wrogami politycznymi i zniszczą. Bóg, który jest najwyższy, wcielił się i wyraża prawdę, by zbawić ludzkość, ale KPCh bała się, że jeśli ludzie przyjmą prawdziwą drogę i pójdą za Bogiem Wszechmogącym, nikt nie pójdzie już za nią i nie będzie jej czcić, więc zaczeli zaciekle polować na Chrystusa i prześladować chrześcijan z daremną nadzieją, że stworzą strefę bezbożną, gdzie ludzie będą posłusznie czcić tylkko KPCh. Porównując się ze złem, tyranią, okrucieństwem i przemocą wielkiego czerwonego smoka, czułam przerażenie. Czym różniło się moje usposobienie od wielkiego czerwonego smoka? Dla statusu wykluczałam dysydentów i straciłam rozum i sumienie. Bóg wywyższył mnie powierzając obowiązki przywódczyni. Powinnam była współpracować z siostrą, by pełnić obowiązki i odpłacić Bogu za miłość, ale zahipnotyzował mnie status i porównywałam się z siostrą. Zrobiłam się niedbała, nastawiona negatywnie, gdy nie mogłam jej prześcignąć i zyskać sławy, poważnie zaszkodziłam pracy domu Boga. Niedbale pełniłam obowiązki i szłam złą ścieżką!
Uzmysłowiłam sobie, że miałam błędny punkt widzenia. Myślałam, że jeśli posiadam status w domu Boga, to jest użyteczna, że zostanę zbawiona i udoskonalona, ale nie wiedziałam, że Bóg nie patrzy na twój status w kościele ani na to, czy inni cię podziwiają. Bóg patrzy w twoje serce i na postawę wobec obowiązków. W domu Boga, jeśli przyjmujesz prawdę, masz właściwe intencje i pełnisz obowiązki wedle zasad, jeśli posłuszny i wierny jesteś Bogu, wtedy zyskasz u Niego aprobatę. Byłam taką ignorantką. Nie szukałam woli Boga, żyłam według szatańskich filozofii, goniłam za sławą i fortuną, chciałam mieć wysoki status. Lecz gonić za tym to błąd. Szłam ścieżką antychrysta, gdybym nie zawróciła z niej ku Bogu, On my mnie odrzucił i zniszczył. Odsunięto mnie od obowiązków, bo Bóg jest sprawiedliwy i mnie chronił. Bóg wielokrotnie używał swych słów, by obudzić moje otępiałe serce, by ukazać mi prawdę o moim zepsuciu. Wtedy pojęłam, że Bóg ma dobre intencje. Wszystko, co czyni Bóg, prowadzi mnie na dobrą drogę. Modliłam się do Boga, by okazać skruchę i prosić, by mnie prowadził w zmianie mojego postępowania.
Późnie trafiłam na inny fragment słów Boga. „Nie jest łatwo odrzucić status i prestiż. Jeszcze trudniejsze jest to dla ludzi, którzy mają jakieś uzdolnienia, trochę charakteru lub pewne doświadczenie zawodowe. (…) Kiedy nie mają statusu, kiełkuje w nich chęć rywalizacji; po zdobyciu statusu, kiedy dom Boży powierzył im jakieś ważne zadanie, zwłaszcza jeśli przepracowali wiele lat, mają duże doświadczenie i zasoby, to pragnienie to nie jest już w fazie kiełkowania, lecz zdążyło się zakorzenić, rozkwitnąć i wkrótce wyda owoce. Ktoś, kto nieustannie żywi pragnienie i ambicję, by zrobić coś wielkiego, zdobyć sławę i stać się wybitną postacią, jest skończony. A więc zanim doprowadzi to do nieszczęścia, musisz szybko odwrócić sytuację i odłożyć te rzeczy na bok. Kiedykolwiek coś robisz, bez względu na kontekst musisz praktykować ćwiczenie się w poszukiwaniu prawdy, w byciu człowiekiem uczciwym i posłusznym Bogu, i musisz nie tylko przestać walczyć o status i prestiż, ale zupełnie odłożyć je na bok. Powinieneś mieć świadomość tego, kiedy czujesz ciągłą chęć rywalizacji. Jeśli sobie z nim nie poradzisz, pragnienie rywalizacji może doprowadzić jedynie do złych rzeczy, więc nie trać czasu, szukaj prawdy, zduś swoje pragnienie rywalizacji w zalążku i zastąp tę chęć rywalizacji praktykowaniem prawdy. Kiedy ją praktykujesz, twoja chęć rywalizacji, dzikie ambicje i pragnienia znacząco osłabną i nie będą dłużej zakłócać pracy domu Bożego. W ten sposób twoje czyny zostaną zapamiętane i pochwalone przez Boga. Chciałbym zatem podkreślić, że musisz wykorzenić swoje pragnienie rywalizacji i ambicję, zanim zakwitną i wydadzą owoce. Niektórzy pytają: »Jak mogę je wykorzenić? Czy mam po prostu utrzymywać je w fazie kiełkowania?«. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób doświadczasz, jak się z tym czujesz, jak bardzo jesteś zdeterminowany. Niektórzy mówią: »Nawet nie pozwolę im zakiełkować«. To dobre podejście. Nie próbujesz być jakąś czcigodną osobą o wysokim statusie i reputacji, ale kimś zwyczajnym; nawet jeśli Bóg mówi, że jesteś bezwartościowy, nie masz nic przeciwko temu i zadowala cię to, że w oczach Boga jesteś skromnym, małym i nic nie znaczącym wyznawcą, ostatecznie jednak Bóg uzna cię za stworzenie godne przyjęcia. Taka osoba jest dobra” („Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część trzecia)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Słowo Boże pokazało mi, że nie powinnam gonić za wywyższeniem, za byciem znajlepszą. „Wyróżniać się” i „Ja rządzę” to szatańskie kłamstwa. Jeśli sprawy zajdą aż tak daleko, to będę diabłem, a nie człowiekiem. Bóg wymaga, byśmy byli zwykłymi ludźmi, maluczkimi wyznawcami, byśmy pełnili powinność istoty stworzonej i zyskali Jego aprobatę. To jest najważniejsza rzecz. Równocześnie zrozumiałam, że gdy coś się dzieje, powinniśmy modlić się do Boga, świadomie porzucić samych siebie i praktykować prawdę, a nasze ambicje i pragnienia skurczą się z czasem. W przeszłości nie znałam siebie i nie szukałam prawdy. Zawsze uważałam, że mam talent, chciałam być podziwiana. Moja ambicja sprawiła, że mnie poniosło, że wszędzie walczyłam o sławę i fortunę. Byłam gorsza od innych, ale nie mogłam znieść, że inni są lepsi. Przez arogancję straciłam rozum. Modliłam się do Boga i mówiłam, że nie chcę już sławy i fortuny, chciałam być tylko zwykłą osobą i chciałam współpracować z innymi w wypełnianiu obowiązków. Wiem, że moi współpracownicy są wybrani przez suwerenność Boga i mam się czegoś nauczyć. Siostra Chen miała dobry charakter i doświadczenie, umiała omawiać prawdę, by rozwiązywać problemy, co było pomocne w pracy domu Boga i wejściu w życie przez braci i siostry. Jej mocne strony powinny były mi pokazać, czego mi samej brakuje, powinnam z nią zgodnie pracować, by wykonywać pracę kościoła.
Wkrótce przywódca powierzył mi obowiązek podlelwania. Na spotkaniu współpracowników wyznałam siostrze Chen, jakie było moje zepsucie. Wcale nie patrzyła na mnie z góry, ale omówiła ze mną słowa Boga. W końcu udało się zakopać topór wojenny i czułam wielkie wyzwolenie. Starałam się omawiać z nią sprawy podczas pracy i robiłam co mogłam, by z nią współpracować. Gdy skupiałam się na obowiązku, czułam przewodnictwo Boga. Zaczęłam osiągać lepsze wyniki w pracy i byłam wdzięczna Bogu.
Gdy mnie odsunięto od obowiązków, ujrzałam, jak praktyczna jest miłość Boża. Sąd i karcenie w słowach Boga ukazały mi moje zepsucie. Jasno i wyraźnie ujrzałam, jaka jest istota pogoni za sławą i statusem, jakie są tego efekty. Jednocześnie słowo Boże wiodło mnie na właściwą ścieżkę, pozwoliło mi porzucić siebie i praktykować prawdę. Bez tego nie poznałabym siebie, wciąż walczyłabym z innymi o sławę i fortunę, byłabym zabawką szatana, czyniłabym zło, opierała się Bogu. Dziękuję Bogu, że mnie zbawił!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.