Pragnienie wygód nieomal doprowadziło mnie do zguby

23 października 2022

Autorstwa Noelle, Korea Południowa

W 2019 roku odpowiadałam za tworzenie filmów, pełniąc jednocześnie funkcję przywódczyni kościoła. Przysięgłam Bogu, że dobrze spełnię swój obowiązek. Naprawdę wkładałam w niego całe serce, a pracy w kościele nauczyłam się od siostry, z którą współpracowałam. Starałam się chodzić na wszystkie spotkania, duże i małe, a gdy stany, w jakich znajdowali się bracia i siostry, były nienajlepsze, szukałam słów Boga, by je z nimi omówić i rozwiązać ich problemy. Do tego codziennie przeglądałam filmy ukończone przez braci i siostry. Każdy dzień był dla mnie pełen zajęć. Po jakimś czasie się zmęczyłam i stopniowo straciłam początkowy zapał. Miałam coraz większe opory, by wieść tak nerwowe życie. Zwłaszcza gdy przeglądałam filmy, musiałam się mocno zastanawiać, by potem przedstawiać właściwe sugestie rozwiązania wszelkich znalezionych problemów. Męczyło mnie to i fizycznie, i psychicznie. Z takim nastawieniem, przeglądając filmy, zaczęłam się robić niedbała i na niektóre tylko pobieżnie rzucałam okiem. Czasem przymykałam oko na oczywiste problemy, bo inaczej musiałabym wymyślać rozwiązanie, więc trzymałam buzię na kłódkę. Byłam coraz bardziej nieostrożna, przez co filmy cały czas wracały do korekty. Zmarnowałam wysiłek wielu ludzi. Nie wzięłam tych poważnych konsekwencji do siebie. Czułam nawet, że nie ja za nie odpowiadam i że pojawiły się dlatego, iż jest zbyt wiele problemów w filmach innych osób.

Raz w filmie natknęłam się na bardzo trudy problem techniczny, który wymagał świeżych pomysłów. Bracia i siostry zaproponowali masę rozwiązań, co przyprawiło mnie o zawrót głowy. Pomyślałam: „Męczy mnie sama myśl o tym, więc niech sami stworzą plan!”. Zleciłam im to zadanie, wymawiając się nadzorowaniem całokształtu pracy, by móc usprawiedliwić brak nadzoru i śledzenia postępów pracy nad filmem. Jednak nikt z nich wcześniej nie mierzył się z takimi problemami, więc nie rozumieli zbyt dobrze niektórych zasad i nie umieli sobie poradzić z tak skomplikowanym zadaniem. Nie było przez to postępów, a w efekcie film trafił na półkę. Moja partnerka Leah zauważyła, że nie jesteśmy efektywni i nie robimy postępów, więc nas ostrzegła i zachęciła do szybszej pracy. Narzekałam, że jest dla nas zbyt surowa, a inni bracia i siostry mnie poparli i sprzeciwili się jej ustaleniom. Przez to Leah poczuła się skrępowana i odtąd bardzo ostrożnie omawiała z nami organizację pracy. Doprowadziło to do całego szeregu opóźnień hamujących nasze postępy. Zwykle nie interesowało mnie nabywanie nowych umiejętności zawodowych i uważałam zbieranie materiałów szkoleniowych za zbyt duży kłopot, więc zawsze zrzucałam to na Leah. Czasem nie uczestniczyłam w szkoleniu, zasłaniając się zbyt dużą ilością obowiązków. Przez to każdego dnia wykonywałam obowiązek niedbale i byle jak. Raz nawet nie przygotowałam się wcześniej do spotkania roboczego, przez co zmarnowałam wszystkim czas.

Jakiś czas później skręciłam kostkę, upadając podczas schodzenia ze schodów. Nie zastanowiłam się, czemu mnie to spotkało, i pomyślałam, że skoro boli mnie noga, to sobie odpocznę. Leah kilkukrotnie mnie przycięła, mówiąc mi, że lekceważę obowiązki, opóźniam dzieło kościoła i mam negatywny wpływ na innych. Przez kilka dni po jej upomnieniu starałam się bardziej, a potem znów się obijałam. Nie zdawałam sobie sprawy, jak poważny był to problem, i ciągle sobie odpuszczałam. Myślałam sobie tak: „Jestem tylko trochę leniwa, ale to nie jest arogancja ani autokratyczne ograniczanie czy gnębienie innych, więc nie ma sprawy. Poza tym mam charakter i pewne umiejętności zawodowe, więc mnie nie zwolnią”. Dlatego też ostrzeżenia Leah wpadały jednym uchem, a wypadały drugim, i nie traktowałam ich poważnie. Nadal pełniłam obowiązki leniwie, a nawet postrzegałam niektóre zadania jako brzemię, jako obciążenie. Moje niedbalstwo oznaczało, że wiele filmów trzeba było przerabiać, przez co ich premiery były cały czas odraczane.

Pewnego ranka zjawiła się przełożona i powiedziała, że nie widzi efektów naszej pracy i że ciągle pojawiają się wciąż te same problemy. Spytała nas, o co konkretnie chodzi oraz czy damy radę wykonać ten obowiązek, dodając, że jeśli nic się nie zmieni, wszystkich nas zwolnią. To mnie przeraziło. Byłam przywódczynią kościoła i kierowałam naszą pracą, więc to ja ponosiłam bezpośrednią odpowiedzialność za cały ten bałagan. Spowodowało go wyłącznie moje niedbalstwo. Myśląc o tym, zdałam sobie sprawę z wagi problemu. Przełożona wkrótce się dowiedziała o całym tym bałaganie i mnie zwolniła. Surowo mnie przycięła, mówiąc: „Kościół powierzył ci ważną funkcję, lecz ty przestałaś się przejmować pod natłokiem problemów i trudności. Dbałaś tylko o wygody ciała, miesiącami opóźniając postęp prac nad filmami. Nie masz za grosz sumienia! Kościół cię wykształcił, lecz ty wcale nie dbasz o wolę Bożą, co jest niezwykle rozczarowujące. Jesteś przywódczynią, lecz nie wypełniasz dobrze swoich zadań. Niczego się nie nauczyłaś, a jako niezdolna do postępów, nie jesteś warta dalszego kształcenia. Jeśli nie okażesz skruchy i się nie zmienisz, zostaniesz wyrzucona”. Jej słowa były dla mnie ciosem. Miałam pustkę w głowie i pytałam samą siebie: Co robiłam przez te wszystkie miesiące? Jak do tego wszystkiego doszło? Gdy mówiła, że nie jestem warta kształcenia, czułam się, jakbym nie miała przyszłości. Było mi przykro i czułam się, jakby wyssało ze mnie wszystkie siły. Nie mogłam siebie znieść za to, że nie dbałam o swoje obowiązki, lecz było już za późno.

Po zwolnieniu pogrążyłam się w negatywnym stanie rozpaczy. Wydawało mi się, że każdy mnie przejrzał na wylot i chciał odrzucić jako zły przykład, i że Bóg też mnie znienawidził. Do żywego dotknęły mnie słowa przełożonej, gdy mnie przycięła. Czułam, że mnie zdemaskowano i odrzucono. To był dla mnie bardzo trudny czas. Aż któregoś dnia poruszył mnie pewien fragment słów Boga. Słowa Boga mówią: „Jeśli jesteś lojalny wobec Boga i sumiennie wypełniasz swoje obowiązki, czy nadal możesz czuć się zniechęcony i słaby gdy ktoś cię przycina? Co należy zrobić, gdy naprawdę jesteś zniechęcony i słaby? (Powinniśmy się modlić do Boga i polegać na Bogu, myśleć o tym, o co Bóg prosi i próbować tego, zastanawiać się, czego nam brak, jakie popełniliśmy błędy; powinniśmy podnosić się w tych obszarach, gdzie upadliśmy). Zgadza się. Zniechęcenie i słabość nie są dużymi problemami. Bóg ich nie potępia. Dopóki ktoś potrafi się podnieść w miejscu, w którym upadł, odebrać lekcję i normalnie wykonywać swoje obowiązki, to nic więcej nie potrzeba. Nikt nie będzie miał ci tego za złe, więc przestań być wiecznie zniechęcony. Jeśli odrzucisz swój obowiązek i uciekniesz od niego, zrujnujesz siebie całkowicie. Każdy czasami odczuwa zniechęcenie i słabość, należy więc po prostu szukać prawdy, a łatwo będzie je pokonać. Stan niektórych ludzi zmienia się całkowicie po przeczytaniu rozdziału słów Boga lub odśpiewaniu kilku pieśni; mogą otworzyć swoje serce w modlitwie do Boga i chwalić Go. Czy ich problem nie został więc rozwiązany? Przycinanie jest w rzeczywistości bezwzględnie dobrą rzeczą. Nawet jeśli słowa, które cię przycinają, są trochę szorstkie i uszczypliwe, to dlatego, że postępowałeś zupełnie bezrozumnie i naruszyłeś zasady, nawet nie zdając sobie z tego sprawy – jak zatem mógłbyś uniknąć przycinania w takich okolicznościach? Przycinanie w taki sposób ma ci tak naprawdę pomóc, jest przejawem miłości. Powinieneś to zrozumieć i nie narzekać. Jeśli zatem przycinanie powoduje u ciebie zniechęcenie i narzekanie, to jest to głupota i ignorancja, zachowanie kogoś pozbawionego rozumu(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Czytając słowa Boga, zalałam się łzami. Przełożona miała rację we wszystkim, gdy tak mnie przycięła i obnażyła. Zrobiła to tak ostro, bo to, co zrobiłam, było bardzo irytujące. Nie powinnam się jednak poddawać. Musiałam się zastanowić, czemu zawiodłam, i jak najszybciej zmienić się i okazać skruchę. Tak należało postąpić. Pomodliłam się więc, prosząc Boga, by pomógł mi zastanowić się i poznać siebie dzięki tej porażce.

Któregoś dnia przeczytałam demaskujące fałszywych przywódców słowa Boga, które pomogły mi nieco zrozumieć siebie. Słowa Boga mówią: „Fałszywi przywódcy nie wykonują prawdziwej pracy, ale wiedzą, jak pełnić rolę urzędnika. Jaka jest pierwsza rzecz, którą taki człowiek robi, gdy zostanie przywódcą? Zaczyna przekonywać ludzi do siebie. Przyjmuje podejście »Nowy menedżer musi wywrzeć mocne wrażenie«: najpierw robi kilka rzeczy, zabiegając o względy ludzi, wprowadza kilka zmian, by im ułatwić życie, stara się wywrzeć dobre wrażenie, pokazać wszystkim, że żyje w harmonii z tłumem, aby wszyscy go chwalili i mówili »jest dla nas jak dobry rodzic«. Następnie zaś oficjalnie przejmuje ster. Czuje, że teraz, gdy ma szerokie poparcie, a jego pozycja jest bezpieczna, jest czymś słusznym i właściwym, by zaczął korzystać z przywilejów statusu. Jego dewizy to: »Życie polega tylko na jedzeniu i ubieraniu się«, »Żyj każdym dniem dla przyjemności, bo życie jest krótkie« i »Nie troszcz się dzisiaj o dzień jutrzejszy«. Czerpie przyjemność z każdego kolejnego dnia, stara się bawić jak najlepiej i nie myśli o przyszłości, a tym bardziej nie zastanawia się, jaką odpowiedzialność powinien ponosić przywódca i jakie obowiązki wykonywać. Wygłasza kilka słów i doktryn oraz rutynowo wykonuje niektóre zadania dla zachowania pozorów, ale nie wykonuje żadnej konkretnej pracy. Nie próbuje odkryć realnych problemów w kościele, aby je do końca rozwiązać. Jaki sens ma takie powierzchowne działanie? Czy nie jest to oszustwo? Czy takiemu fałszywemu przywódcy można powierzyć poważne obowiązki? Czy spełnia on kryteria i jest zgodny z zasadami domu Bożego dotyczącymi wyboru przywódców i pracowników? (Nie). Tacy ludzie zupełnie nie mają sumienia ani rozumu, są pozbawieni jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności, a mimo to chcą służyć w oficjalnej roli przywódcy kościoła – jak to się dzieje, że są tak bezwstydni? Niektórzy ludzie są obdarzeni poczuciem odpowiedzialności, lecz mają słaby charakter, a wtedy nie mogą być przywódcami – nie wspominając już o ludzkich śmieciach, osobach, które w ogóle nie mają poczucia odpowiedzialności i jeszcze mniej się nadają na przywódców. Jak bardzo leniwi są tacy zgnuśniali fałszywi przywódcy? Gdy zauważają problem, zdają sobie sprawę, że jest to problem, ale nie zwracają na niego uwagi, zupełnie go ignorują. Są zupełnie nieodpowiedzialni! Choć mogą być dobrymi mówcami i może się wydawać, że mają odrobinę charakteru, nie potrafią rozwiązać różnych trudności związanych z pracą kościoła, co prowadzi do zastoju prac i nieustannego piętrzenia się problemów. Mimo to przywódcy ci nie zajmują się owymi problemami i nalegają na rutynowe wykonywanie kilku błahych zadań. Jaki jest tego ostateczny skutek? Czy nie taki, że narobią bałaganu w pracy kościoła, zawalą ją? Czy nie spowodują chaosu i rozdrobnienia w kościele? Taki jest nieunikniony rezultat(Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (8), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). „Fałszywi przywódcy nigdy nie wykonują rzeczywistej pracy, zachowują się tak, jakby rola, którą pełnią, była jakimś oficjalnym stanowiskiem, czerpiąc korzyści ze swojego statusu. Obowiązek, który powinni wykonywać, oraz pracę, która należy do przywódcy, traktują jako obciążenie i kłopot. W ich sercach wzbiera sprzeciw wobec pracy kościoła. Jeśli się ich skłoni, by nadzorowali pracę i zidentyfikowali zaistniałe problemy, które powinny być monitorowane i rozwiązane, reagują niechęcią. To jest praca, która należy do przywódców i pracowników, to jest ich zadanie. Jeśli tego nie robią – jeśli nie mają ochoty tego robić – to dlaczego nadal chcą być przywódcą lub pracownikiem? Czy wykonują swój obowiązek, aby zważać na Boże intencje, czy po to, by pełnić urząd i cieszyć się korzyściami statusu? Czy to nie jest bezwstydne, być przywódcą, jeśli pragną tylko zajmować oficjalne stanowisko? Jest to najpodlejszy rodzaj charakteru – tacy ludzie nie mają szacunku do siebie, nie mają wstydu(Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (8), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Czytając te słowa Boga, poczułam wielki wstyd. Czyż nie byłam właśnie taką typową nieudolną przywódczynią, o której mówił Bóg? Od początku sądziłam, że do kogoś, kto przewodzi, nie tylko należy ostatnie słowo, lecz także cieszy się on poważaniem ze strony innych, więc ponosiłam trudy, by zyskać taki status. Stwarzałam fałszywe wrażenie, że mogę przyjąć na siebie dużą odpowiedzialność. Gdy już dostałam tę funkcję i inni mi zaufali, pokazałam swoje prawdziwe oblicze. Zaczęłam pragnąć atrybutów statusu, a wobec natłoku pracy i trudności, nie chciałam się kłopotać. Było to dla mnie uciążliwe, więc myślałam, jak samą siebie odciążyć i mieć mniej zmartwień. Przeglądanie filmów było psychicznie męczące, więc sugerowałam arbitralnie coś niedorzecznego, przez co inni ludzie musieli raz za razem coś przemontowywać, marnując swój czas. Gdy w filmach, którymi się zajmowałam, pojawiały się problemy, nie starałam się znaleźć rozwiązania, lecz korzystając ze swojego statusu skłaniałam innych, by się tym zajęli, i tak to zostawiałam, w ogóle się nie przejmując. Przez to problemy pozostawały nierozwiązane i nie było postępów w pracy. Na wszelkie sposoby unikałam technicznych szkoleń i wysyłałam na nie innych, gdy tylko się dało. Ociągałam się też przy planowaniu prac i ciągle narzekałam, co ograniczało moją partnerkę. Hamowałam postępy, bo nie pracowałam zbyt szybko. Myśląc o wszystkim, co zrobiłam, sama chciałam dać sobie w twarz. Zyskawszy status, chciałam jedynie wygód, oszukiwałam i byłam niedbała. Myślałam, że praca to zabawa, i nie miałam za grosz odpowiedzialności. Nie rozwiązywałam szybko problemów i byłam obojętna, gdy dzieło kościoła ponosiło szkodę. Czym się różniłam w swoich działaniach od urzędników Partii Komunistycznej, którzy chcą jedynie zyskać status, a kiedy go zdobędą, nie rozwiązują problemów zwykłych ludzi? Chcą tylko podstępem dorwać się do fruktów i używać władzy dla własnych korzyści. To złe i bezwstydne. Byłam taka sama. Kościół powierzył mi ważną funkcję, lecz ja dbałam tylko o cielesne wygody i nie wykonywałam żadnej realnej pracy. Nadszedł kluczowy okres w głoszeniu ewangelii i im szybciej te filmy ze świadectwami zostaną udostępnione w Internecie, tym więcej ludzi będzie mogło szukać prawdziwej drogi i zgłębiać ją. Ale ja w ogóle nie zważałam na wolę Boga. Zaniedbałam swój obowiązek i opóźniłam dzieło kościoła. Byłam samolubna, nikczemna i kompletnie wyzuta z człowieczeństwa. Wtedy się przekonałam, jaka leniwa, egoistyczna i niegodziwa byłam. Oszustwem zyskałam funkcję, lecz nie wykonywałam praktycznej pracy. Miałam słaby charakter i byłam niegodna zaufania. Straciłam poczucie moralności. Myśl o tym wszystkim raz za razem przeszywała mi serce. Modliłam się: „Boże, brak mi człowieczeństwa. Przyjęłam ten obowiązek, lecz nie pełniłam go, jak należy, hamując tym samym dzieło kościoła. Boże, to, że mnie zwolniono, to przejaw Twojej sprawiedliwości. Chcę się zmienić – proszę, pomóż mi poznać samą siebie”.

Zastanawiając się nad sobą, przypomniałam sobie, jak inni wiele razy rozmawiali ze mną, wskazując na te problemy, a nawet przycinali mnie i obnażali, lecz ja w ogóle nie brałam sobie tego do serca. Sądziłam, że lenistwo i dbałość o wygody to nie taki duży problem, że nikogo nie krzywdzę ani nie ograniczam. Ponadto, skoro miałam charakter i znałam się na tym, co robię, kościół nie powinien mnie zwolnić za lenistwo. Nie rozumiałam, że to tylko moje pojęcia, póki nie przeczytałam słów Boga. Słowa Boga mówią: „Kto ma poważniejszy problem: ludzie leniwi czy ludzie o słabym charakterze? (Leniwi). Dlaczego ludzie leniwi mają poważny problem? (Ludzie o słabym charakterze nie mogą być przywódcami ani pracownikami, ale mogą być do pewnego stopnia efektywni, gdy wykonują obowiązek zgodny z ich umiejętnościami. Ludzie leniwi nie zdziałają nic; nawet jeśli mają charakter, do niczego go nie wykorzystają). Ludzie leniwi nic nie zdziałają. Krótko mówiąc, są śmieciami upośledzonymi przez bezczynność. Bez względu na to, jak dobry charakter mają leniwi ludzie, są jak ozdoby w oknie; ich dobry charakter pozostaje niewykorzystany. Jest tak dlatego, że są bardzo leniwi, wiedzą, co powinni zrobić, ale tego nie robią; nawet jeśli dostrzegają problem, nie szukają prawdy, by go rozwiązać; wiedzą, jakie trudności powinni znosić, by praca była skuteczna, ale nie mają ochoty narażać się na tak wartościowe cierpienie. W rezultacie nie zyskują żadnych prawd i nie wykonują żadnej konkretnej pracy. Nie chcą znosić trudów, które ludzie powinni znosić; znają tylko pragnienie wygód, przyjemność chwil radości, wolnego czasu i swobodnego, zrelaksowanego życia. Czyż nie są bezużyteczni? Ludzie, którzy nie potrafią znosić trudności, nie nadają się do życia. Ktoś, kto zawsze chce żyć jako pasożyt, nie ma sumienia ani rozumu; jest jak zwierzę, nie nadaje się nawet do pełnienia posługi. Ponieważ tacy ludzie nie potrafią znosić trudów, posługa, którą wykonują, jest kiepska, a jeśli chcą zyskać prawdę, nadzieja na to jest jeszcze mniejsza. Osoba, która nie potrafi cierpieć i nie kocha prawdy, jest całkiem bezużyteczna, nie nadaje się nawet do pełnienia posługi. To zwierzę bez odrobiny człowieczeństwa. Jedynie odrzucenie takich ludzi jest zgodne z wolą Bożą(Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (8), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). „To, jak traktujesz Boże zadania, jest niezwykle istotne, jest to bardzo poważna sprawa. Jeśli nie potrafisz wypełnić tego, co Bóg powierzył ludziom, to nie jesteś zdolny do życia w Jego obecności i powinieneś zostać ukarany. To, że ludzie powinni wykonywać wszystkie zadania, które Bóg im powierza, jest całkowicie naturalne i uzasadnione. Jest to największa odpowiedzialność człowieka i jest ważne jak samo jego życie. Jeśli nie traktujesz poważnie Bożych zadań, wtedy zdradzasz Boga w najcięższy sposób. Jesteś wtedy bardziej godny ubolewania niż Judasz i powinieneś zostać przeklęty(Jak poznać naturę człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu słów Boga zrozumiałam, że choć pozornie nikogo nie krzywdziłam, to lekceważyłam swój obowiązek i opóźniałam dzieło kościoła. Poważnie zdradziłam Boga, w bardziej odrażający sposób niż Judasz. Drżałam na myśl o wszystkim, co dotąd zrobiłam w swoim obowiązku. Wielokrotnie ignorowałam napomnienia i porady innych, a nawet wydawało mi się, że skoro wiem, co robię i mam charakter, to nie zostanę zwolniona za lenistwo. Byłam apatyczna i nie chciałam się zmienić. Było to i żałosne, i śmiechu warte, a ja nie widziałam, jakie to niebezpieczne. Bóg nienawidzi ludzi, którzy mają charakter, lecz są leniwi i zdradliwi, są nikczemni, są marnymi ludźmi, niegodnymi Jego zaufania. Ludzie, którzy mają słabszy charakter, lecz potrafią stać mocno na nogach, ciężko pracują i są gotowi cierpieć, są od nich lepsi. W swoich obowiązkach są szczerzy. Wkładają w nie serce i są rzetelni i odpowiedzialni. Natomiast ja pozornie miałam niezły charakter, tymczasem w pełnieniu obowiązku miałam problem z samymi podstawami, które powinny być oczywiste dla każdej istoty stworzonej. Jakież to człowieczeństwo i charakter? W tym momencie ujrzałam prawdę o sobie i zrozumiałam, czemu usłyszałam, że nie warto mnie kształcić i że mnie wyrzucą, jeśli się nie zmienię. Będąc zarówno leniwym jak i oszukańczym człowiekiem, podchodzącym nieodpowiedzialnie do obowiązków, nie byłam godna zaufania, więc powinnam zostać zwolniona i wyrzucona. Myśląc o zmarnowanym czasie, poczułam się ogromnie wdzięczna Bogu. Od tej pory chciałam już tylko należycie dążyć do prawdy i właściwie spełniać swój obowiązek, by odpłacić Bogu za Jego miłość.

Później zaczęłam pracować z tekstami. Każdego dnia dużo się działo, więc się pilnowałam, by dobrze spełniać swój obowiązek i nie ulegać ciału. Na początku pracowałam odpowiedzialnie. Poczułam, że nieco się zmieniłam. Lecz gdy przybyło pracy i pojawiły się trudności i problemy, znów odezwała się moja natura. Myślałam sobie tak: „Rozwiązywanie tych problemów jest męczące psychicznie, więc tylko pobieżnie rzucę na nie okiem. Niech inni rozwiązują bardziej złożone problemy”. Jedna z sióstr często mówiła mi, że się obijam i ostrzegała, bym poważniej traktowała obowiązki. Przytakiwałam i przez kilka dni starałam się bardziej, lecz gdy pojawiało się coś trudnego, stresowałam się i zakładałam, że to dla mnie zbyt duży kłopot, więc to zostawiałam. Tak mijał dzień za dniem. Za brak dobrych wyników przeniesiono potem dwie siostry z naszego zespołu, a ja miałam złowieszcze przeczucie. Wcale nie radziłam sobie z obowiązkami lepiej od nich, a widziałam, że wszyscy inni robili większe postępy ode mnie. Byłam teraz najgorsza w zespole. Choć nadal spełniałam swój obowiązek, byłam niespokojna, martwiąc się, że mnie następną przeniosą. Później porozmawiałam z jedną z sióstr o swoim stanie i usłyszałam, że powodem, dla którego nie osiągam wyników, nie jest brak charakteru, lecz to, że jestem zbyt niedbała. Już jakiś czas pełnię ten obowiązek, lecz wciąż popełniam proste błędy, co oznacza, że jest jakiś problem z moim nastawieniem do niego. To, co powiedziała, trochę mnie poruszyło. Przecież postanowiłam, że będę dobrze spełniać obowiązki, więc czemu wciąż tak do nich podchodziłam? Stanęłam przed obliczem Boga w modlitwie, szukając odpowiedzi.

Raz przeczytałam pewien fragment słów Boga, który rozjaśnił mi trochę mój problem. Słowa Boga mówią: „Bez względu na to, jaką pracę niektórzy ludzie wykonują czy jakie obowiązki pełnią, nie są w stanie robić tego dobrze, nie potrafią wziąć ich na siebie; nie są w stanie wypełnić żadnej powinności ani zobowiązania, jakie człowiek powinien wypełniać. Czy to nie są śmieci? Czy można ich jeszcze nazwać człowiekiem? Czy oprócz półgłówków, osób umysłowo upośledzonych i z dysfunkcjami fizycznymi istnieje ktoś jeszcze, kto nie jest zobowiązany wykonywać obowiązku i przyjmować odpowiedzialności? Ale taka osoba wiecznie coś knuje, obija się i nie chce wypełniać swoich obowiązków; oznacza to, że nie chce postępować przyzwoicie. Bóg dał takim ludziom możliwość bycia istotami ludzkimi, dał im potencjał i talenty, oni jednak nie potrafią z tego skorzystać przy wykonywaniu obowiązku. Nie robią nic, ale na każdym kroku chcą czerpać przyjemność. Czy taką osobę można nazwać istotą ludzką? Bez względu na to, jakie zadanie się im powierzy – ważne czy zwyczajne, trudne czy proste – zawsze wykonają je niestarannie, zawsze będą niewiarygodni. Kiedy pojawiają się problemy, próbują zrzucić odpowiedzialność za nie na innych, nie biorąc na siebie odpowiedzialności, a mimo to pragnąc dalej wieść życie pasożyta. Czy nie są bezużytecznymi śmieciami? Kto w społeczeństwie nie musi polegać na sobie, aby przetrwać? Kiedy człowiek dorośnie, powinien sam się utrzymywać. Rodzice wypełnili już swój obowiązek i nawet gdyby nadal chcieli takiego kogoś wspierać, ten nie czułby się z tym dobrze. Powinien zdać sobie sprawę z tego, że jego rodzice wykonali już swoje zadanie wychowania dzieci. Powinien zrozumieć, że jako dorosły i sprawny fizycznie powinienem być w stanie prowadzić niezależne życie. Czy nie jest to minimum rozumu, jakie powinien przejawiać dorosły człowiek? Jeśli ktoś rzeczywiście ma rozum, nie może wciąż żerować na rodzicach, bo obawiałby się, że inni go wyśmieją i zawstydzą. Czy więc ktoś, kto kocha wygodę i nienawidzi pracy, posiada rozum? (Nie). Ci ludzie zawsze pragną czegoś za nic. Nigdy nie chcą brać na siebie żadnej odpowiedzialności, życząc sobie, by słodycze po prostu spadały z nieba i wpadały wprost do ich ust. Zawsze chcą otrzymywać trzy posiłki dziennie, mieć kogoś, kto im usługuje, i rozkoszować się pysznym jedzeniem i piciem bez wykonywania najmniejszej pracy. Czy to nie jest sposób myślenia pasożyta? A czy ludzie, którzy są pasożytami, mają sumienie i rozum? Czy mają godność i uczciwość? Absolutnie nie. Wszyscy są darmozjadami i nieudacznikami, zwierzętami pozbawionymi sumienia i rozumu. Nikt z nich nie nadaje się do pozostania w domu Bożym(Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (8), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Dzięki słowom Boga dowiedziałam się, że ktoś, kto ma sumienie i rozum, z całych sił przykłada się do obowiązków i właściwie je wypełnia. A ten, komu brak normalnego człowieczeństwa i rozumu, nigdy nie chce cierpieć ani mieć kłopotów, a tylko się bawi i obija, nie przejmując się swoimi zadaniami ani zobowiązaniami. Nawet jeśli Bóg da mu charakter, talent i szansę na pełnienie obowiązku, skoro tamten niczego się nie uczy i zawsze pragnie tylko wygód ciała, nie czując odpowiedzialności, to w końcu nic nie da rady zrobić i stanie się bezużyteczny. Byłam jedną z tych osób, które opisywał Bóg. Po zwolnieniu kościół zlecił mi pracę nad tekstami, co było dla mnie szansą na okazanie skruchy, lecz ja tego nie doceniłam. Nie chciałam lepiej wykonywać swoich obowiązków, a gdy natrafiałam na realne trudności, zlecałam ich rozwiązanie komuś innemu, nie chcąc tracić energii umysłowej ani czasu na ich przemyśliwanie. W efekcie nie czyniłam żadnych postępów w swoim obowiązku. Dręczyło mnie to: czemu unikałam jakichkolwiek trudności i uciekałam od problemów?

Kiedyś podczas ćwiczeń duchowych przeczytałam słowa Boga, które pomogły mi nieco zrozumieć źródło tego problemu. Słowa Boga mówią: „Dziś nie wierzysz słowom, które wypowiadam, i nie zwracasz na nie uwagi; kiedy nadejdzie dzień szerzenia tego dzieła i ujrzysz dzieło to w całości, będziesz żałował i w owym czasie będziesz oniemiały. Istnieją oto błogosławieństwa, lecz ty nie wiesz, jak się nimi cieszyć; jest też prawda, lecz ty do niej nie dążysz. Czyż nie sprowadzasz na siebie pogardy? Dziś, choć kolejny etap Bożego dzieła ma się dopiero zacząć, nie ma nic wyjątkowego w wymaganiach, jakie się wobec ciebie stawia, ani w tym, co każe ci się urzeczywistniać. Jest tak wiele pracy i tak wiele prawd; czyż nie są godne tego, abyś je poznał? Czyż Boże karcenie i sąd nie są w stanie obudzić twego ducha? Czy Boże karcenie i sąd nie są w stanie sprawić, byś znienawidził samego siebie? Czy rad jesteś żyć pod wpływem szatana, w pokoju i radości, korzystając z odrobiny cielesnych uciech? Czy nie jesteś najpodlejszym ze wszystkich ludzi? Nikt nie jest głupszy od tych, którzy ujrzeli zbawienie, lecz nie dążą do tego, aby je osiągnąć. Są to ludzie, którzy opychają się cielesnością i znajdują upodobanie w szatanie. Masz nadzieję, że twoja wiara w Boga nie będzie wymagać żadnych wyzwań czy cierpień, ani najmniejszego nawet trudu. Ciągle dążysz do osiągnięcia tych rzeczy, które są bezwartościowe, a nie przywiązujesz wagi do życia, przedkładając zamiast tego własne ekstrawaganckie myśli ponad prawdę. Jakże jesteś bezwartościowy! Żyjesz jak świnia: jaka jest różnica pomiędzy tobą a świniami czy psami? Czyż wszyscy ci, którzy nie dążą do osiągnięcia prawdy, a zamiast tego kochają cielesność, nie są zwierzętami? Czy wszyscy ci umarli bez ducha nie są chodzącymi trupami? Jak wiele słów zostało wypowiedzianych pomiędzy wami? Czyż tylko niewiele pracy wykonane zostało pomiędzy wami? W jak wiele was zaopatrzyłem? Dlaczego zatem nie pozyskałeś Mego zaopatrzenia? Na co możesz się uskarżać? Czyż nie jest tak, że nie zyskałeś niczego przez to, że zanadto ukochałeś ciało? Czy to nie przez to, że twoje myśli są nazbyt ekstrawaganckie? Czy nie dlatego, że jesteś nazbyt głupi? Jeśli nie jesteś w stanie pozyskać tych błogosławieństw, czy możesz winić Boga, że cię nie zbawi? (…) Tchórz taki jak ty, który zawsze podąża za cielesnością: czy ty w ogóle masz serce? Czy masz ducha? Czyż nie jesteś zwierzęciem? Ja daję ci drogę prawdy, nie prosząc o nic w zamian, lecz ty nią nie podążasz. Czy jesteś jednym z tych, którzy wierzą w Boga? Ja obdarzam cię prawdziwym człowieczym życiem, lecz ty nie dążysz do jego osiągnięcia. Czyż nie jesteś taki sam jak świnia czy pies? Świnie nie dążą do osiągnięcia ludzkiego życia, nie dążą do tego, by zostać obmyte i nie rozumieją, czym jest życie. Każdego dnia, najadłszy się do syta, zapadają po prostu w sen. Ja zaś dałem ci drogę prawdy, lecz ty jej nie zyskałeś. Twoje ręce są puste. Czy masz zamiar tkwić nadal w takim życiu, życiu świni? Jakie znaczenie ma życie takich ludzi? Życie twoje jest godne pogardy i podłe, żyjesz pośród brudu oraz rozpusty i nie dążysz do żadnych celów. Czyż życie twoje nie jest najpodlejsze ze wszystkich? Czy masz czelność spoglądać na Boga? Jeśli nadal będziesz doświadczał życia w ten sposób, czyż nie będzie tak, że nie osiągniesz niczego? Dana ci została droga prawdy, lecz to, czy ostatecznie zdołasz ją osiągnąć, czy też nie, zależy od twoich osobistych dążeń(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Czytałam ten fragment raz za razem. Ilekroć widziałam słowa „zwierzę”, „świnia czy pies”, a zwłaszcza „najpodlejszy”, czułam się, jakby mnie policzkowano. Pytałam siebie: „Właściwie czemu wierzę w Boga? Czy tylko dla wygód? Czemu mam tak proste dążenia w życiu, nawet po przeczytaniu tylu słów Boga?”. Miałam poczucie, że szatan dogłębnie mnie zdeprawował. Szatańskie dewizy typu „Życie polega tylko na jedzeniu i ubieraniu się”, „Żyj każdym dniem dla przyjemności, bo życie jest krótkie” i „Nie troszcz się dzisiaj o dzień jutrzejszy” były mi drogowskazami. W życiu dążyłam głównie do fizycznej wygody i przyjemności. Pamiętam, że inni uczyli się jak szaleni przed egzaminami do liceum, a mnie to stresowało, więc się relaksowałam na placu zabaw. Sądziłam, że w życiu trzeba sobie folgować i cieszyć się każdą chwilą bez względu na to, co przyniesie jutro. Koledzy mówili, że jestem wyluzowana, a ja myślałam, że tak trzeba żyć. Codziennie byłam szczęśliwa bez stresu czy zmartwień. Takiego życia pragnęłam. Nie zmieniłam tego podejścia, gdy zaczęłam wierzyć i przyjęłam obowiązek. Gdy pojawiało się coś trudnego czy skomplikowanego, myślałam, że to kłopot, którego trzeba unikać, i nie chciałam żadnego fizycznego dyskomfortu czy stresu. Lubiłam nie mieć nic do roboty, obijać się i cieszyć wolnością. Lecz co właściwie zyskałam, żyjąc w ten sposób? Nie poczyniłam postępów w swoim obowiązku, zmarnowałam swój charakter i godność, bo byłam nieodpowiedzialna i opóźniałam dzieło kościoła. Brzydziłam Boga, a bracia i siostry się denerwowali. Te szatańskie poglądy na przetrwanie wyrządzają wiele szkód! Żyłam w ten sposób, bez żadnej uczciwości czy godności, bez żadnych właściwych celów w życiu. To było takie podłe! Tak naprawdę, gdy napotykałam trudności w obowiązku, wolą Bożą było, bym poszukała prawdy, zrozumiała ją i zyskała. Lecz ja nie sobie tego ceniłam i zmarnowałam wiele szans na poznanie prawdy. Biblia mówi: „Szczęście głupich zgubi ich” (Prz 1:32). To prawda. Słowa Boga mówią: „Ciało człowieka jest jak ten wąż: jego istotą jest szkodzić życiu człowieka, a gdy ma ono całkowicie wolną rękę, twoje życie jest zgubione(Tylko umiłowanie Boga jest prawdziwą wiarą w Niego, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Pomyślałam o tym, jak raz za razem lekceważyłam swoje obowiązki, jak zaszkodziłam pracy. Poczułam, że mam dług u Boga. Przepełniał mnie smutek i żal i nie umiałam przestać płakać. Wszystko to plamy na mojej historii wiary w Boga, których nigdy nie zmyję i zawsze będę żałować! Pogardzałam sobą z głębi serca. Modliłam się ze łzami w oczach: „Boże, rozczarowałam Cię. Wierzę już od dawna, lecz w ogóle nie szukam prawdy, a tylko przelotnych wygód cielesnych. Jestem taka zepsuta! Boże, w końcu ujrzałam istotę ciała, a choć mogę nigdy nie zrekompensować swoich wykroczeń, chcę okazać skruchę, dążyć do prawdy i zacząć od nowa”.

Później pewna siostra przysłała mi fragment słów Boga, dzięki któremu znalazłam ścieżkę praktyki i wejścia. Słowa Boga mówią: „Kiedy ludzie myślą, mają wybór. Jeśli coś im się stanie i dokonają złego wyboru, powinni zawrócić i podjąć właściwą decyzję; absolutnie nie mogą trzymać się swojego błędu. Tak postępują mądrzy ludzie. Ale jeśli wiedząc, że dokonali złego wyboru, nie zawracają, to są kimś, kto nie kocha prawdy, a taki człowiek tak naprawdę nie chce Boga. Powiedzmy na przykład, że chcesz wykonywać swój obowiązek niedbale. Próbujesz się obijać i unikać Bożego nadzoru. W takich chwilach śpiesz przed oblicze Boga, aby się pomodlić i zastanów się, czy to był właściwy sposób postępowania. Następnie przemyśl to: »Dlaczego wierzę w Boga? Taka niedbałość uszłaby przed ludźmi, ale czy ujdzie przed Bogiem? Co więcej, moja wiara w Boga nie ma na celu obijania się – tylko dostąpienie zbawienia. Moje postępowanie w ten sposób nie jest wyrazem normalnego człowieczeństwa ani nie jest umiłowane przez Boga, o nie. Mogłem się obijać i robić, co mi się podoba, w świecie zewnętrznym, ale teraz jestem w domu Bożym, jestem pod zwierzchnictwem Boga, pod nadzorem Bożych oczu. Jestem osobą, muszę postępować zgodnie z moim sumieniem, nie mogę robić tego, co mi się podoba. Muszę postępować zgodnie ze słowami Boga, nie wolno mi być niedbałym, nie mogę się obijać. Jak zatem mam się zachowywać, żeby się nie obijać, żeby nie być niedbałym? Muszę włożyć w to trochę wysiłku. Właśnie teraz poczułem, że to zbyt trudne, aby zrobić to w ten sposób, chciałem uniknąć trudności, ale teraz rozumiem: może trzeba dużo zachodu, aby tak to zrobić, ale jest to skuteczny sposób i tak należy to zrobić«. Kiedy pracujesz i nadal boisz się trudności, musisz w takich chwilach modlić się do Boga: »Boże! Jestem leniwą i przebiegłą osobą, błagam Cię, dyscyplinuj mnie, rób mi wyrzuty, aby ruszyło mnie sumienie i abym miał poczucie wstydu. Nie chcę być niedbały. Błagam Cię, abyś mnie prowadził i oświecał, pokazywał mi moją buntowniczość i moją brzydotę«. Kiedy będziesz modlić się w ten sposób, zastanawiać się nad sobą i próbować siebie poznać, wywoła to w tobie uczucie żalu, będziesz w stanie nienawidzić swojej brzydoty, a twój zły stan zacznie się zmieniać, i będziesz w stanie to kontemplować i pytać siebie: »Dlaczego jestem niedbały? Dlaczego zawsze próbuję się obijać? Postępowanie w ten sposób to postępowanie bez sumienia i rozumu – czy nadal jestem kimś, kto wierzy w Boga? Dlaczego nie traktuję rzeczy poważnie? Czy nie muszę po prostu poświęcić trochę więcej czasu i wysiłku? To nie jest wielki ciężar. To właśnie powinienem czynić; jeśli nie potrafię zrobić nawet tego, to czy zasługuję na miano człowieka?«. W rezultacie podejmiesz postanowienie i złożysz przysięgę: »Boże! Zawiodłem Cię, naprawdę jestem zbyt głęboko zepsuty, nie mam sumienia ani rozumu, nie mam człowieczeństwa, pragnę pokutować. Błagam Cię o wybaczenie, na pewno się zmienię. Gdybym nie okazał skruchy, chciałbym, abyś mnie ukarał«. Potem twoja mentalność się odmieni i zaczniesz się zmieniać. Będziesz działać i wykonywać swoje obowiązki sumiennie, mniej niedbale, będziesz też w stanie cierpieć i płacić cenę. Poczujesz, że wykonywanie swojego obowiązku w ten sposób jest cudowne, a w twoim sercu zagoszczą spokój i radość(Docenianie słów Boga jest fundamentem wiary w Niego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki tym słowom wiem, że najbardziej podstawowym zadaniem ludzi jest oddanie się swojemu obowiązkowi. Bez względu na to, jakie to jest trudne, czy obowiązki te są proste, czy skomplikowane, powinniśmy wypełniać swoje zobowiązania poważnie i całym sercem. Musimy robić, co w naszej mocy. Tak należy podchodzić do obowiązku. Słowa Boga wskazują ścieżkę praktyki. Gdy zauważamy u siebie chęć oszukiwania i nierzetelności, musimy przyjąć Bożą kontrolę, modlić się i porzucić cielesność. Rozważając słowa Boga, czułam, że rozumie On ludzi i im współczuje. W jasny sposób wskazuje ścieżki praktyki i wejścia, byśmy urzeczywistniali prawdziwe człowieczeństwo. Zrozumiawszy wolę i wymagania Boga, odmówiłam modlitwę i świadomie odrzuciłam cielesność.

Gdy potem ponownie trafiłam na drażliwy problem i miałam nieodpartą ochotę pozorować pracę i się obijać, pomodliłam się tak: „Boże, znów mnie kusi być nierzetelną w swoim obowiązku, lecz nie tak chcę do niego podchodzić. Proszę, prowadź mnie, bym porzuciła ciało, praktykowała prawdę i dobrze spełniała swoje obowiązki”. Po modlitwie dotarło do mnie, że choć inni ludzie nie widzą mojej zdradliwości i nierzetelności, Bóg ją dostrzega. Wyraźnie widzi, czy praktykuję prawdę i czy nadal ulegam cielesności. Na tę myśl się wyciszyłam, by zastanowić się, jak rozwiązać ten problem, i bezwiednie niektóre zasady stały się dla mnie bardziej jasne. Problem szybko się udało się rozwiązać. Postąpiwszy kilka razy w taki sposób, uspokoiłam się i poczułam pewność, że tak należy pełnić mój obowiązek. Zniknęły też te związane ze zmianą funkcji napady paniki, które miałam wcześniej.

Ta drobna zmiana była dla mnie zbawieniem od Boga i stopniowo się otrząsnęłam dzięki osądowi, objawieniu i pokarmowi Jego słów. Bogu niech będą dzięki!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Nie byłam szczera w swej wierze

Autorstwa Michelle, Cameroon Moja rodzina była zawsze bardzo biedna, więc marzyłam o tym, aby zostać dyrektorem banku i mieć określoną...

Wieczna agonia

Bóg Wszechmogący mówi: „Wszystkie dusze zepsute przez szatana pozostają niewolnikami w jego domenie. Tylko wierzący w Chrystusa zostali...

Połącz się z nami w Messengerze