Jedynie dzięki zrozumieniu prawdy możecie naprawdę poznać samych siebie

02 października 2019

Autorstwa Wenwena, Prowincja Jilin

Zawsze miałem koncepcję, że jeśli tylko robię wszystko tak, jak należy, i nie okazuję przed ludźmi żadnych oznak zepsucia, to mogę uznać, że moje usposobienie jest odmienione. Dlatego też we wszystkim, co robiłem, przykładałem specjalną wagę do tego, czy robię to jak należy, czy nie, i dopóki moje zewnętrzne zachowania i praktyki były właściwe, uważałem, że jest w porządku. Na przykład kiedy mnie przycinano i kiedy się ze mną rozprawiano, skupiałem się na tym, gdzie postępuję nie tak jak trzeba, i jeśli ktoś potrafił mi pokazać, na czym polega mój błąd, wtedy byłem przekonany, gdy jednak ktoś wskazywał na istotę problemu i szczerze ze mną rozmawiał na temat mojej zepsutej natury, nie chciałem się z tym pogodzić i nieskłonny byłem przyjąć do wiadomości tego aspektu sprawy. Później bracia i siostry spotkali się ze mną w obrębie wspólnoty i powiedzieli, że można zmienić swoje usposobienie tylko dzięki znajomości swojej natury i że ja jej nie znam. Po wysłuchaniu słów moich braci i sióstr zacząłem się uczyć tego, jak poznać własną naturę. Kiedy ktoś omawiał to ze mną i mówił: „Te twoje popisy są przejawem twojej aroganckiej natury”, odpowiadałem: „Owszem, jestem arogantem, arogancję mam w naturze!”. Ktoś inny powiedział: „Ta rozwiązłość i brak powściągliwości są przejawem twojej złej ludzkiej natury”, również i wtedy odpowiadałem: „Tak, jestem zły z natury”. Nie sądziłem, że czymś trudnym będzie poznanie mojej natury, dopóki powtarzam sobie, jakie elementy mojej natury dominują w każdym z tych zachowań. Gdy ktoś mnie spytał: „Jaki element twojej natury przejawia się w tym zachowaniu?”, odpowiadałem: „Arogancja, zło, samolubstwo, pycha…”. Tego rodzaju pytania i odpowiedzi były jak wypełnianie luk, wydawało się to takie łatwe. W końcu bracia i siostry powiedzieli mi, że moja samowiedza jest zbyt powierzchowna i doktrynerska. Dlatego też mówiąc później o swojej samowiedzy, powiedziałem: „Jestem nazbyt arogancki, bezgranicznie arogancki. Jestem nazbyt zły i nazbyt samolubny”. Myślałem, że dodanie słówka „nazbyt” do tego, co już wcześniej o sobie wiedziałem, będzie sprawiało wrażenie, jakby moje rozumienie się pogłębiło. Nie rozumiałem ani nie miałem jasności co do znaczenia wymogu, jaki Bóg stawia ludziom, nakazując im poznanie własnej natury, dlatego też ilekroć wyjawiałem swoje zepsucie albo kiedy czytałem słowa, w których Bóg ujawniał istotę natury człowieka, rozumiałem to jedynie z perspektywy stosowania się do pewnych reguł: byłem jak papuga, powtarzając słowa o samopoznaniu, lecz nie rozumiejąc ich w głębi serca, ani też nie umiejąc ocenić, jak głęboko zostałem zepsuty przez szatana. Dlatego też nie czułem do siebie nienawiści ani nie przyszło mi na myśl, jak bardzo niebezpieczne jest dalsze pójście tą drogą. Nie byłem wstrząśnięty nawet w obliczu niewiarygodnie surowych słów Boga i Jego sądu. Nie obchodziło mnie to, a efekt był taki, że moje usposobienie w ogóle się nie zmieniło. Choć jednak byłem ignorantem, choć byłem odrętwiały i miałem słaby charakter, Bóg mnie nie porzucił, lecz zawsze mnie prowadził i oświecał, wiodąc mnie ku poznaniu własnej natury i istoty oraz prowadząc na ścieżkę przemiany mojego usposobienia.

Kilka dni temu razem z jednym bratem przeprowadziłem się do nowej rodziny goszczącej. W czasie rozmowy goszcząca nas starsza siostra otwarcie podzieliła się z nami swoimi uprzedzeniami i opiniami na temat pewnych braci i sióstr, których gościła wcześniej. Po wysłuchaniu jej słów nie wziąłem ich sobie do serca i nie omówiłem z nią prawdy. Tak nam minął czas. Potem przybyło na kilka dni jeszcze dwóch braci, którzy pełnili z nami obowiązki. Kiedy się wyprowadzili, starsza siostra podzieliła się z nami swoją opinią na ich temat. Wtedy mój umysł zareagował i pomyślałem: „Większość z tego, co mówisz, nie odpowiada faktom; wszystko to domysł. Bóg oczekuje, że my wszyscy – bracia i siostry – będziemy się kochać, wzajemnie sobie pomagać i się wspierać. Muszę praktykować prawdę i podzielić się z tobą prawdą na temat tego, co znaczy być uczciwym. Nie powinnaś snuć dowolnych spekulacji ani domysłów na temat innych”. Dwa dni po tamtej rozmowie siostra ta przyszła do mnie i powiedziała mi, które z moich słów i czynów wprawiły ją w zakłopotanie. Wszystko z siebie wyrzuciła, płacząc. Widząc to, pomyślałem: „Jesteś zbyt podejrzliwa – podejrzliwa wobec wszystkich. Tym razem masz podejrzenia wobec mnie. To bez sensu. Muszę szczerze z tobą porozmawiać, żebyś nie była do mnie uprzedzona”. Dlatego też odbyłem z nią szczerą rozmowę; nazwałem po imieniu naturę, która doszła do głosu w jej zachowaniu, w jej podejrzliwości i sądach – tak by stały się dla niej rozpoznawalne. Zdawało się, że siostra to przyjmuje, ale nie była wewnętrznie przekonana. W ciągu kolejnych dni, jak twierdziła, miała różnego rodzaju dolegliwości. Widząc to, pomyślałem: „Najwyraźniej nie jesteś wewnętrznie przekonana i tylko udajesz, że przyjęłaś moje słowa; czy nie udajesz i mnie nie zwodzisz? Gdy jest się chorym, można wyciągnąć z tego naukę. Powinnaś na serio wejrzeć w siebie, bo nosisz w sobie chroniczną chorobę”. Tak rozmyślając, wziąłem na siebie jeszcze jedno „brzemię”: nawiązałem jeszcze jedną rozmowę z tą starszą siostrą. Powiedziałem jej, że jej choroba wynika z buntu i zepsucia, i poleciłem jej, by w siebie wniknęła i spróbowała poznać siebie. Jednak w czasie tego omówienia siostra okazywała niezadowolenie, nawet nie udając, że przyjmuje to, co do niej mówię. Byłem zupełnie zbity z tropu. Pomyślałem: „A ja tak się starałem ci pomóc, prowadziłem z tobą rozmowy, ale ty i tak tego nie przyjmujesz, a nawet żywisz wobec mnie podejrzenia. Ależ jesteś nieuczciwą osobą! Skoro nie akceptujesz prawdy, któż inny może ci pomóc? Zapomnij, ja nic już nie mogę zrobić, wszystko zależy od ciebie samej”. Całą odpowiedzialność zepchnąłem na nią samą – na starszą siostrę – mając przekonanie, że jest nazbyt kłamliwa; byłem też przekonany, że ja jestem dobrym człowiekiem, który praktykuje prawdę, chętnie pomaga swoim siostrom i braciom, i który troszczy się o wypełnianie Bożej woli. Tak oto miałem już mnóstwo opinii na temat starszej siostry, a ona nie zamierzała słuchać dłużej moich omówień.

Będąc w tak niezręcznej sytuacji, musiałem zajrzeć w głąb siebie: „Czyż mogłem się pomylić? Nie myliłem się! Poznawszy wady starszej siostry, ze szczerego serca starałem się jej pomóc! A może nie polegałem na Bogu? To nieprawda: modliłem się do Boga, ilekroć zamierzałem z nią rozmawiać. Nie popełniłem żadnego praktycznego błędu, nic podobnego nie wydarzyło się też nigdy przedtem, gdy pomagano innym ludziom. Problem musi tkwić w starszej siostrze – to dlatego, że nie jest niewinna”. Gdy jednak zacząłem myśleć w ten sposób, a zwłaszcza gdy zobaczyłem, jak starsza siostra cierpi z powodu choroby, poczułem się niespokojny i zrobiło mi się nieswojo, a w moim sercu zaczęło narastać poczucie winy. Ze szczerego serca chciałem jej pomóc, ale nie wiedziałem, jak uczynić to w praktyce. Tak więc musiałem zwrócić się do Boga; u Niego zacząłem szukać pomocy i czytać Jego słowa: „Twoje usta mówią słodziej niż gołębica, ale twoje serce jest bardziej złowrogie niż tamten wąż z dawnych czasów. Twoje wargi są równie piękne jak libańskie kobiety, ale twoje serce nie jest życzliwsze od ich serc i z pewnością nie dorównuje urodą Kananejkom. Twoje serce jest takie zdradzieckie!(Wszyscy macie takie nikczemne charaktery! w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Boże słowa natychmiast chwyciły mnie ze serce. Nie mogłem się powstrzymać od refleksji nad tym, co zrobiłem w ciągu ostatnich dni, i nad wszystkimi myślami, które się za nim kryły. Słuchając opinii starszej siostry na temat innych braci i sióstr, nie reagowałem, ponieważ uznałem, że to nie moja sprawa i że mnie to nie dotyczy, jednak usłyszawszy, jak starsza siostra wypowiada swoje opinie na temat znanych mi braci, nie mogłem dłużej tego zignorować. Uznałem, że powinienem odbyć z nią rozmowę na wypadek, gdyby błędnie ich zrozumiała; kiedy usłyszałem, że starsza siostra wygłasza opinie na temat tego, co ja sam mówiłem i zrobiłem, jeszcze bardziej się tym zainteresowałem i postanowiłem odbyć z nią rozmowę, żeby nie miała na mój temat złego zdania. Twierdziłem, że pomagam jej, bo jej współczuję. Tak naprawdę jednak chciałem ją przekonać i pokonać ją przy użyciu prawdy, żeby zamknąć jej usta i nie dopuścić do tego, by mnie oceniała, a zwłaszcza – żeby miała o mnie złą opinię. Kiedy nie była skłonna przyjąć moich słów, jeszcze bardziej ją krzywdziłam. Nie okazywałam współczucia w związku z jej chorobą, lecz osądzałam ją i mówiłam, że to wszystko dlatego, że miała buntowniczy charakter i nakłaniałem ją do tego, żeby się nad sobą zastanowiła. Myśląc teraz o zachowaniu, jakie ujawniłem, uświadomiłem sobie, że nie okazałem starszej siostrze ani odrobiny współczucia, ani krzty zrozumienia ani wielkoduszności. Jakże nikczemna była moja natura! Starsza siostra zaczęła pełnić swoje obowiązki goszczącej, kiedy zrodziła się w niej wiara w Boga. Za własne pieniądze kupiła dom, żeby móc lepiej spełniać owe obowiązki – i uczyniła to bez słowa skargi. Jej wejście w życie nie było tak głębokie, jak mogłoby być, ponieważ rzadko mogła uczestniczyć w zebraniach i rozmowach z innymi, a mimo to szczerze wierzyła w Boga, jej serce łaknęło Bożych słów, które codziennie studiowała, gdy tylko miała czas. Ponieważ nie do końca rozumiała prawdę, uważała sądzenie sióstr i braci za ich plecami oraz wypowiadanie się na temat ich wad za swoje brzemię i za przejaw czystej otwartości i szczerości. Nie miała też rozeznania co do tego, które z jej opinii były jej własnym wymysłem i urojeniem, a które opierały się na zniekształcaniu faktów, a ja nie okazałem jej żadnego zrozumienia ani względów, tak jak nie zważałem na jej postawę. Zamiast tego, bezkrytycznie oddawałem cios za cios, ilekroć coś było sprzeczne z moim interesem; wymusiłem na niej przyjrzenie się samej sobie, wyolbrzymiłem też jej wady i nadmiernie się na nich skupiłem. Skoro takie były moje motywy, metody i zrozumienie bliźniego – jakże starsza siostra mogła nie mieć opinii na mój temat? Czyż nie urzeczywistniałem w ten sposób jedynie swojego szatańskiego usposobienia? Potem zrozumiałem, że moja rozmowa ze starszą siostrą nie dała żadnych rezultatów, ponieważ wszystko, co jej mówiłem, miało ukryty motyw – mówiłem, kierując się własnym dobrem i chciałem chronić samego siebie. Wszystko było w porządku, dopóki nic na tym nie traciłem i dopóki moje interesy były bez szwanku; po prostu nie chciałem postawić się w jej położeniu, żeby się zastanowić, czego jej brak lub by zrozumieć jej słabość. Nie zastanowiłem się też nad tym, czy będzie w stanie znieść moje słowa, ani nad tym, czy to, co mówię, negatywnie na nią wpłynie i czy ją to aby nie przygnębi. Mówiłem i postępowałem pod wpływem swojej szatańskiej natury, a mój atak na nią wyrządził jedynie szkody – jakże więc taka rozmowa mogła osiągnąć jakikolwiek efekt albo jej pomóc?

Jak głoszą słowa Boga: „Każdy może posłużyć się swymi słowami i działaniami do zaprezentowania swojego prawdziwego oblicza. Oczywiście, to prawdziwe oblicze jest naturą człowieka. Jeśli jesteś kimś, kto mówi w pokrętny sposób, to masz pokrętną naturę. Jeśli masz przebiegłą naturę, to działasz w przebiegły sposób i z łatwością przychodzi ci oszukiwanie innych. Jeśli masz złowieszczą naturę, być może miło słucha się twoich słów, lecz twe czyny nie są w stanie ukryć twoich złowieszczych sztuczek. Jeśli jesteś z natury leniwy, to wszystko, co mówisz, ma umniejszyć twoją odpowiedzialność za niedbałość i lenistwo, twoje działania będą powolne i powierzchowne, dosyć zręcznie przy tym ukrywając prawdę. Jeśli masz empatyczną naturę, to twoje słowa będą odpowiedzialne, a twoje działania będą w zgodzie z prawdą. Jeśli jesteś z natury lojalny, wtedy twoje słowa będą z pewnością szczere, a sposób działania zasadny, wolny od wszystkiego, co mogłoby sprawić kłopot twojemu panu. Jeśli masz naturę lubieżną albo żądną pieniędzy, to twoje serce często będzie przepełnione tymi sprawami i zaczniesz mimo woli popełniać niegodne, niemoralne czyny, o których ludzie tak łatwo nie zapomną i które napełnią ich obrzydzeniem(Bardzo poważny problem: zdrada (1), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Dzięki słowom Boga uświadomiłem sobie, że sposób, w jaki ludzie zepsuci żyją i ujawniają swe zepsucie, podporządkowany jest ich naturze. To, jaką człowiek ma naturę, nieuchronnie determinuje to, jakie usposobienie jest przejawiane na zewnątrz. Na przykład ktoś szczerze kogoś kocha: intensywnie myśli o tej osobie, obserwuje ją, by poznać jej upodobania, a wreszcie – wyraża swoją miłość do niej, pozwalając jej ją odczuć i docenić. Gdybym miał w sobie miłość do owej starszej siostry, byłbym bardziej uważny, miałbym więcej zrozumienia dla jej problemów, bardziej zważałbym na jej uczucia, a także posłużyłbym się bardziej odpowiednią metodą, bardziej adekwatnym językiem i tonem w rozmowie z nią. I nawet gdybym nie mógł rozwiązać jej problemów, przynajmniej nie wyrządziłbym jej szkody. Ale ponieważ wzięła we mnie górę moja szatańska natura i ponieważ nie miałem dla starszej siostry miłości, przemawiałem, myśląc tylko o sobie; napominałem i pouczałem starszą siostrę, nakazując jej, żeby się nad sobą zastanowiła. Moje intencje, słowa i postępki ujawniły tylko moje szatańskie usposobienie, które było samolubne, przebiegłe i nikczemne – i tak oto wyrządziłem starszej siostrze tylko krzywdę i zadałem jej ból. Pomyślałem wtedy o miłości Boga do człowieka i o tym, że to właśnie dlatego, że istotą Boga jest miłość – owa istota jest objawieniem i wyrazem tej miłości niezależnie od tego, co Bóg czyni. Jak głoszą słowa Boga, „Bóg mówi te rzeczy po to, by zmienić i zbawić ludzi. Tylko mówiąc w ten sposób, jest w stanie osiągnąć najbardziej wartościowe rezultaty. Powinieneś zrozumieć, że dobre intencje Boga są zaprojektowane tylko po to, by zbawić ludzi, i wszystkie one są wcieleniem Bożej miłości. Niezależnie od tego, czy patrzysz na to z perspektywy mądrości w dziele Boga, z perspektywy etapów i metod w dziele Boga czy z perspektywy czasu trwania dzieła lub Jego precyzyjnych ustaleń i planów, wszystko to zawiera Bożą miłość. Na przykład, wszyscy ludzie kochają swoich synów i swoje córki i bardzo się starają, aby ich dzieci mogły wybrać w życiu właściwą drogę. Kiedy rodzice odkrywają u swoich dzieci słabości, boją się, że jeśli będą zbyt łagodni, to dzieci ich nie posłuchają i nie będą w stanie się zmienić; martwią się też, że jeśli będą zbyt surowi, to podkopią poczucie własnej wartości swoich dzieci, a te nie będą w stanie tego znieść. Wszystko to robią z miłości i towarzyszy temu bardzo dużo wysiłku. Sami jesteście synami i córkami, więc mogliście doświadczyć miłości waszych rodziców. Miłością jest nie tylko łagodność i wyrozumiałość; obejmuje ona także, a może nawet w większym stopniu, surowe karcenie. Ponadto, wszystko, co Bóg robi dla człowieka, dzieje się z miłości. Warunkiem wstępnym działania Boga jest miłość, dlatego też dokłada On wszelkich starań, aby przynieść zbawienie zepsutej ludzkości. Nie rozprawia się z ludźmi od niechcenia; tworzy dokładne plany i realizuje je krok po kroku. Jeśli chodzi o czas, miejsce, ton głosu, sposób mówienia i włożony wysiłek…, można powiedzieć, że wszystko to objawia Jego miłość i w pełni wyjaśnia, że Jego miłość do ludzkości jest bezgraniczna i bezmierna. Wielu ludzi wypowiada buntownicze słowa, gdy są poddawani próbie; składają oni zażalenia. Ale Bóg nie sprzecza się o te rzeczy i z pewnością nie karze za nie ludzi. Kocha On ludzi, więc wybacza im wszystko. Gdyby miał tylko nienawiść zamiast miłości, już dawno temu potępiłby ludzkość. Ale ponieważ Bóg ma miłość, nie kłóci się, ale toleruje i jest w stanie dostrzec ludzkie trudności. Robi absolutnie wszystko pod wpływem miłości(„Czy rozumiesz miłość Boga do ludzkości?” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). Istotą Boga jest miłość, tak więc to, czemu Bóg daje wyraz, również jest miłością. Miłość Boga do ludzi nie wyraża się w słowach, lecz ucieleśnia się na sposób praktyczny w Jego dziele, w każdym etapie Jego dzieła i w tym, jak jest ono realizowane. Jak i kiedy Bóg oddziałuje na każdego człowieka, jakich ludzi, jakie rzeczy i zdarzenia Bóg dla niego przygotowuje; jak długo będzie człowieka oczyszczał itd. – wszystko to odzwierciedla precyzyjny plan i wysiłki, jakie Bóg podejmuje. Wszelkie Boże dzieło przesycone jest czystą, wolną od wszelkiej skazy miłością Boga do ludzi – wszystkich bez wyjątku. Bóg kocha człowieka tak dalece, że gotów jest tolerować całe jego zepsucie, jego bunty i nieposłuszeństwo, nie doprowadzając do rozłamu z nim. Dzięki temu wszystkiemu widzę wielkość i szlachetność Boga. W porównaniu z Nim nie ma we mnie dobroci i miłości, moje serce jest zbyt nikczemne, a ja jestem tylko szpetnym i godnym pogardy pomiotem szatana. Uświadamiając sobie to wszystko, szczerze wyjawiłem przed starszą siostrą zepsucie, które wyszło na jaw – omawiając to wszystko, co miałem w sercu. I nagle cała obcość między nami zniknęła. Podziękowałem za to Bogu z głębi serca!

Wcześniej moja samowiedza to były tylko słowa. Była to wiedza, której wyuczyłam się na pamięć, wiedza na temat doktryny. Wskutek ujawnianych przeze mnie myśli i mentalności nie pojmowałam swoich własnych spostrzeżeń i punktów widzenia na każda sprawę w oparciu o słowa Boga, by poznać własną naturę. W rezultacie nigdy nie poczułam, jak głęboko zostałam zepsuta rzez szatana, nie okazałam prawdziwej skruchy i nie zmieniłam się. Ale teraz jednak pojąłem to dzięki własnemu doświadczeniu. Z chwilą, gdy człowiek zostaje zepsuty przez szatana, jego natura staje się naturą szatańską. Niezależnie od tego, co mówi, czyni, myśli, jakie ma motywy – człowiek bez reszty zdominowany zostaje przez swą szatańską naturę. Można poszukiwać odnośnych prawd stosujących się do praktyki, można w tę praktykę wejść, można uzdrowić swoje skażone usposobienie i stopniowo osiągać w jego obrębie zmianę – jedynie wówczas, gdy się pozna własną naturę. Począwszy od tego momentu zmienię absurdalny sposób, w jaki postrzegałem rzeczy, nie będę już przykładał takiej wagi do zewnętrznych praktyk, wikłał się w rządzące nimi reguły. Uczciwie i szczerze przyjmę Boży sąd i Boże karcenie, poznam istotę swojej natury i naprawdę poznam samego siebie za pośrednictwem objawienia Bożych słów – żeby moje usposobienie zostało zmienione i żebym wkrótce osiągnął Boże zbawienie.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Na rozdrożach

Autorstwa Wang Xin, Korea Południowa Kiedyś miałam szczęśliwą rodzinę, a mąż był dla mnie bardzo dobry. Otworzyliśmy nieźle prosperującą,...

Wieczna agonia

Bóg Wszechmogący mówi: „Wszystkie dusze zepsute przez szatana pozostają niewolnikami w jego domenie. Tylko wierzący w Chrystusa zostali...

Połącz się z nami w Messengerze