Bezwstydność popisywania się
Rok temu przeniosłam się do innego kościoła. Na początku trudno mi było się odnaleźć, ponieważ w swoim poprzednim kościele byłam przywódczynią, a bracia i siostry mieli o mnie wysokie mniemanie. Ilekroć mieli problemy, przychodzili z nimi do mnie. Ale w tym kościele bracia i siostry mnie nie znali. Czułam się, jakbym była nikim, co było bardzo rozczarowujące. Myślałam: „Wcześniej dość dobrze mi szło głoszenie ewangelii, więc tym razem mogę wykorzystać tę umiejętność, by pokazać wszystkim, że mam charakter i wykonuję obowiązki skuteczniej niż inni, a wtedy będę się wyróżniać”. W tamtym czasie bardzo aktywnie głosiłam ewangelię i wkrótce nawróciłam kilkanaście osób. Byłam w siódmym niebie. Spotykając się z braćmi i siostrami, nie mogłam się powstrzymać przed popisywaniem się swoim doświadczeniem w szerzeniu ewangelii. Mówili z zazdrością: „Tobie z łatwością przychodzi głoszenie ewangelii, nie to co nam. Gdy trafiamy na potencjalnych odbiorców ewangelii, którzy nie chcą słuchać, bo mają swoje różne pojęcia, nie wiemy, jak z nimi rozmawiać”. Prawda jest taka, że ja też często byłam w takiej sytuacji. Czasami moje głoszenie było nieskuteczne, ale rzadko wspominałam o takich problemach i porażkach albo nie mówiłam o nich w ogóle, bo bałam się, że gdyby wszyscy o nich wiedzieli, to nie mieliby już o mnie tak wysokiego mniemania i nie uznawali za tak zdolną. Myślałam: „Muszę mówić o moich sukcesach w głoszeniu ewangelii, byście widzieli, jak dobrze wypełniam obowiązki”. Dlatego powiedziałam: „Głoszenie ewangelii nie jest trudne. Gdy spotykam potencjalnych odbiorców ewangelii, rozmawiam z nimi w ten oto sposób…”. Bracia i siostry bardzo mnie podziwiali, gdy to słyszeli. Później, gdy ktoś miał znajomych lub krewnych, którzy chcieli przyjrzeć się dziełu Boga w dniach ostatecznych, inni mówili mu: „Niech Xinping pójdzie do nich z ewangelią. To jest osoba, której potrzebujesz”. Byłam szczęśliwa, że tak mnie wszyscy rekomendowali. Wkrótce przywódca powierzył mi odpowiedzialność za podlewanie kilku kościołów. Duma aż mnie rozpierała i myślałam, że moje talenty zabłysną teraz na jeszcze większej scenie. Gdy bracia i siostry mieli trudności z głoszeniem ewangelii lub podlewaniem nowych wiernych, lub też gdy nie chcieli cierpieć ani płacić ceny, zachęcałam ich i opowiadałam o tym, ile ja sama wycierpiałam podczas głoszenia ewangelii. Mówiłam: „Gdy wcześniej wykonywałam to zadanie, czasami w zimie temperatura spadała dziesięć stopni poniżej zera, a podmuchy wiatru zacinały mi w twarz jak nóż, ale i tak wychodziłam, by głosić ewangelię. W czasie ulewy, gdy woda pod mostami podnosiła się, a ja miałam mokro w butach, wyżymałam wodę z wkładek, chowałam je do kieszeni i szłam dalej głosić ewangelię. Raz przy ponad dziesięciu stopniach poniżej zera poszłam na spotkanie z nową wierną i czekałam na zewnątrz ponad godzinę, nim się zjawiła…”. Gdy bracia i siostry to słyszeli, patrzyli na mnie z aprobatą i podziwem, że potrafiłam tyle wycierpieć, a te ich spojrzenia mnie uszczęśliwiały.
Później uczyniono mnie odpowiedzialną za większą liczbę kościołów. Pomyślałam: „Minęło tylko kilka miesięcy, a ja znów dostaję awans. Czyż bracia i siostry nie będą mnie jeszcze bardziej podziwiać?”. W tym czasie często modliłam się do Boga i próbowałam zaopatrzyć się w aspekty prawdy dotyczące podlewania nowych wiernych. Stopniowo nauczyłam się robić postępy w obowiązkach. Bracia i siostry czuli, że moje omówienia im pomagają. Ani się obejrzałam, a moje ego znów zaczęło się nadymać, znów się popisywałam podczas zgromadzeń. Gdy bracia i siostry pytali mnie o to, jak radzić sobie z pojęciami religijnymi, o których mówią nowi wierni, pomyślałam: „Porządnie omówię ten temat, żeby wszyscy zobaczyli, iż rozumiem prawdę i potrafię rozwiązywać problemy”. Podzieliłam się szczegółowo swoimi przemyśleniami i doświadczeniami i stopniowo wszyscy zaczęli inaczej na mnie patrzeć. Słuchali z uwagą każdego mojego słowa. Bracia i siostry podziwiali mnie, gdziekolwiek poszłam, i nawet ci, których w ogóle nie znałam, prosili mnie o omówienia. Później rozważyłam typowe problemy związane z głoszeniem ewangelii i podlewaniem, spisałam siedemnaście reguł, zabrałam je na zgromadzenie i szczegółowo omówiłam z braćmi i siostrami. Była tam pewna siostra, której mąż należał do wiejskiego aktywu partyjnego i sprzeciwiał się jej wierze w Boga. Stawiał wiele ostrych pytań i celowo utrudniał nam życie. Zażądał rozmowy właśnie ze mną. Byłam bardzo niespokojna, ale pomodliłam się do Boga i obaliłam każde z jego pytań. Pod koniec nie miał już nic do powiedzenia. Później te pytania, które zadawał mąż tej siostry, włączyłam do mojej listy często zadawanych pytań dotyczących głoszenia ewangelii. Za każdym razem na zgromadzeniach wracałam do nich i żywo je omawiałam, aby utwierdzić braci i siostry w przekonaniu o tym, jaka jestem zdolna i mądra oraz potrafię rozwiązywać problemy. Kilkukrotnie po zgromadzeniach niektórzy podchodzili do mnie i mówili: „Siostro Xinping, czy możesz zostać jeszcze jeden dzień? Potrzebujemy więcej twoich omówień”. Widząc, jak mnie podziwiali, nie posiadałam się z radości. Aby bracia i siostry wiedzieli, że jestem kimś ważnym i że potrafię cierpieć i poświęcać się dla obowiązków, rzuciłam niby mimochodem: „Podlega mi wiele kościołów i mam już umówione spotkanie w kolejnym. Wielu braci i wiele sióstr czeka na mnie. Jestem tak zajeta, że nie mam nawet czasu odpocząć”. Gdy rozmawiałam z braćmi i siostrami, umyślnie mówiłam: „Ilekroć idę na zgromadzenie, zajmuje to cały dzień. Miałam już złamaną kość w biodrze i nie mogę tak długo siedzieć”. Jedna z sióstr usłyszała to i powiedziała z podziwem: „Naprawdę ciężko pracujesz, musisz zacząć dbać o zdrowie!”. Często się tak popisywałam w obecności braci i sióstr, więc uznawali, że potrafię dużo wycierpieć i że niosę brzemię, wypełniając obowiązki.
W tamtym czasie miałam mnóstwo pracy ze zgromadzeniami i omówieniami, ale czasem czułam pustkę w sercu i sama nie wiedziałam, o czym mam mówić. Ale gdy widziałam te wyczekujące spojrzenia braci i sióstr, myślałam: „Oni teraz czują, że omawiam prawdę w sposób klarowny, i wszyscy mnie podziwiają. Jeśli się przyznam, że nie wiem, o czym mam mówić, czy mój wizerunek w ich sercach nie ucierpi?”. Udawałam więc spokój i prosiłam, żeby oni zaczęli omówienie. Myślałam: „Najpierw posłucham, co każdy ma do powiedzenia, potem podsumuję ich wypowiedzi i podzielę się swoim rozumieniem. Będzie to wyglądać tak, jakbym otrzymała prawdę bardziej całościowo i klarownie”. W ten sposób bracia i siostry czuli, że to ja przedstawiłam gruntowne omówienie. Powiedziałam więc z premedytacją: „Ponieważ pełnię ten obowiązek, Bóg oświecił mnie w inny sposób”. Powiedziałam to po to, by wywyższyć siebie i się popisać. Po moich słowach bracia i siostry podziwiali mnie jeszcze bardziej i stali się ode mnie bardziej zależni. Nieważne, jakie problemy napotykali w tym czasie w związku z głoszeniem ewangelii bądź podlewaniem nowych wiernych, nie modlili się, nie poszukiwali, a tylko liczyli na to, że ja z nimi porozmawiam i rozwiążę ich problemy. Myślałam też wtedy o tym, jak nieszczęście przychodzi do tych, którzy podziwiają, ale i do tych, którzy są obiektem podziwu, więc czułam się trochę nieswojo, ale potem się usprawiedliwiłam: „Moje omówienia dotyczą tylko tego, jak sama rozumiem słowo Boże, i wskazują braciom i siostrom pewne ścieżki praktykowania. Chodzi o to, by nasza praca przynosiła rezultaty. Nie ma w tym nic złego”. Tak więc te obawy i niepokój pojawiały się w mojej świadomości, ale się nad nimi nie zastanawiałam. Ale właśnie wtedy, gdy czułam pasję i entuzjazm do wypełniania obowiązku, nagle doświadczyłam nagłego nawrotu łuszczycy, co nie zdarzyło się już od kilku lat. Skóra łuszczyła mi się na nogach, ramionach, a nawet na twarzy. Wszystko mnie swędziało i czułam się tak źle, że miało to wpływ na mój udział w zgromadzeniach. Tym razem było nawet gorzej niż poprzednio. Stosowałam różne lekarstwa, ale nic nie pomagało. Zrozumiałam, że mój stan nie był przypadkowy, że muszę z tego wyciągnąć jakąś naukę. Nie rozumiałam jednak jeszcze wtedy, na czym polegał mój problem.
Później udałam się do kilkorga braci i sióstr, głoszących ewangelię, aby przeprowadzić dla nich omówienie i rozwiązać ich problemy. Pomyślałam: „Muszę dobrze wypaść, aby dostrzegli moje zdolności”. Zachowywałam się jak dyrektor firmy prezentujący raport podczas posiedzenia. Omawiałam z nimi to, jak uchwycić kluczowe aspekty podczas głoszenia ewangelii i jak rozwiązywać typowe problemy z tym związane. Bracia i siostry słuchali z uwagą. Niektórzy nawet cały czas robili notatki, nie chcąc niczego przegapić, a siostra, która nas gościła, siedziała przy drzwiach, słuchała w skupieniu, i od czasu do czasu podawała mi wodę. Cieszyłam się tym, że tak wielką wagę przykładają do mojego omówienia. Ale jednocześnie czułam się trochę nieswojo: „Mówię przecież tylko o tym, jak ja to rozumiem, więc błędy są nieuniknione. Czy to dobrze, że wszyscy zapisują moje słowa?”. Ale potem pomyślałam: „Bracia i siostry pewnie chcą zapisać niektóre dobre ścieżki praktyki, które pomagają w wypełnianiu obowiązków. Nie ma w tym przecież nic złego”. Gdy tak o tym pomyślałam, uznałam, że mogą robić notatki. Nazajutrz na zgromadzeniu jedna z sióstr wróciła i powiedziała: „Wczoraj nie zapisałam słów siostry Xinping, więc dziś wysłucham omówienia ponownie”. Gdy zgromadzenie się skończyło, usłyszałam rozmowę dwóch sióstr. Jedna spytała: „Nagrywałaś?”. Druga odparła ze skargą w głosie: „Czemu ty nie nagrywałaś?”. To, co usłyszałam, mnie przeraziło: „Jeśli wszyscy uznają moje słowa za tak istotne, czyż tym samym nie przywodzę ich przed siebie?”. Im więcej o tym myślałam, tym większy był mój strach. Wróciłam do domu i pomodliłam się do Boga, prosząc Go, by mnie oświecił, tak abym mogła poznać siebie.
Przeczytałam dwa fragmenty słów Boga: „Wywyższanie siebie i świadczenie o sobie samych, afiszowanie się ze swoją wielkością, zdobywanie ludzkiego podziwu i uwielbienia – oto, do czego zdolny jest skażony rodzaj ludzki. W taki właśnie sposób ludzie instynktownie reagują, gdy rządzi nimi ich szatańska natura, i jest to cecha wspólna całej skażonej ludzkości. Jak zatem ludzie zazwyczaj wywyższają się i dają świadectwo o sobie samych? W jaki sposób osiągają ten cel polegający na tym, że ludzie dobrze o nich myślą i ich czczą? Świadczą o tym, jak wiele wykonali pracy, jak wiele wycierpieli, jak ogromne ponieśli koszty dla Boga i jaką cenę zapłacili. Wywyższają się, opowiadając o swoim kapitale, co zapewnia im wyższą, trwalszą i pewniejszą pozycję w ludzkich umysłach; chcą aby więcej osób ich doceniało, miało o nich wysokie mniemanie, podziwiało, a nawet czciło, traktowało jak autorytet i podążało za nimi. By osiągnąć ten cel, ludzie czynią wiele rzeczy, które na pozór dają świadectwo o Bogu, ale w istocie wywyższają ich samych i dają świadectwo o nich samych. Czy takie działanie jest rozsądne? Ludzie ci przekraczają granice racjonalnego zachowania i nie mają wstydu, to znaczy bez zażenowania dają świadectwo o tym, co uczynili dla Boga i jak wiele dla Niego wycierpieli. Obnoszą się wręcz ze swymi darami, talentami, doświadczeniem i niezwykłymi umiejętnościami, sprytnymi technikami funkcjonowania w świecie, środkami, jakich używają, aby manipulować ludźmi i tak dalej. Ich metodą na to, by się wywyższać i dawać o sobie świadectwo, jest afiszowanie się ze swoją wielkością, przy jednoczesnym umniejszaniu innym. Ponadto kamuflują się i lansują, ukrywając przed ludźmi swe słabości, braki i ułomności, tak aby ci widzieli wciąż jedynie ich wspaniałość. Nie mają nawet śmiałości powiedzieć innym, że odczuwają zniechęcenie; brak im odwagi, aby się przed nimi otworzyć i porozmawiać we wspólnocie, a jeśli zrobią coś złego, ze wszystkich sił starają się to ukryć i zataić. Nigdy zaś nie wspominają o szkodach, jakie poczynili pracy kościoła podczas wypełniania obowiązków. Kiedy jednak wnieśli jakąś pomniejszą zasługę lub osiągnęli drobny sukces, niezwłocznie zaczynają się z tym afiszować. Nie mogą się wprost doczekać, by obwieścić całemu światu, jacy są zdolni, jaki wielki mają potencjał, jacy są wyjątkowi i o ile lepsi od zwykłych ludzi. Czyż nie jest to jeden ze sposobów wywyższania się i dawania świadectwa o sobie samych?” (Punkt czwarty: Wywyższają siebie i świadczą o sobie, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Każdy, kto kroczy ścieżką antychrystów, wysławia siebie i niesie sobie świadectwo, promuje siebie i popisuje się na każdym kroku, w ogóle nie dbając o Boga. Czy doświadczyliście tego, o czym mówię? Wiele osób uparcie niesie świadectwo samym sobie, mówiąc o tym, jak cierpieli to czy tamto, jak pracują, jak bardzo Bóg ich ceni i powierza im część pracy oraz opisują, jacy są, umyślnie modulując ton głosu, gdy mówią i zmieniając sposób zachowania, aż w końcu niektórzy ludzie zaczną prawdopodobnie uważać ich za Boga. Duch Święty dawno już opuścił tych, którzy osiągnęli ten poziom i choć nie zostali jeszcze wyrzuceni lub wydaleni, pozostawiono ich, by świadczyli usługi. Ich los jest już przesądzony i oczekują na karę” (Ludzie mają zbyt dużo wymagań wobec Boga, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga precyzyjnie obnażyły mój stan. Często się w taki sposób wywyższałam i popisywałam. Gdy zaczęłam pracę w tym kościele, nikt mnie tam nie znał i czułam się pomijana, więc uznałam głoszenie ewangelii za okazję do sprawienia, by bracia i siostry mnie podziwiali i wychwalali. Aby pokazać wszystkim moje zdolności w wykonywaniu pracy i zyskać w ich oczach, nie mówiłam o własnych porażkach. Zamiast tego opowiadałam o tym, jak głosiłam ewangelię, ilu ludzi udało mi się nawrócić i jak rozwiązywałam trudne problemy, aby stworzyć w ludziach iluzję, aby myśleli, że rozumiem prawdę i potrafię rozwiązać ich problemy. Gdy mnie awansowano, chciałam, żeby jeszcze więcej ludzi mnie poważało i miało dla mnie miejsce w sercu, więc wciąż powtarzałam braciom i siostrom, jak bardzo jestem zajęta i ile cierpień znoszę. Ale nigdy nawet się nie zająknęłam o własnej słabości i zepsuciu, by ludzie myśleli, że naprawdę szukałam prawdy, płaciłam cenę i dźwigałam brzemię w swoich obowiązkach. Czy w ten sposób nie oszukiwałam braci i sióstr? Wielki, czerwony smok bez przerwy głosi swój „wielki, chwalebny i poprawny” wizerunek, aby inni go podziwiali i za nim szli, ale pod każdym względem tuszuje zło czynione przez siebie w tajemnicy, aby oszukać ludzi na całym świecie. Czym się różniłam od wielkiego, czerwonego smoka? Bóg dał mi talenty i zdolności do głoszenia ewangelii, bym mogła przyczyniać się do szerzenia ewangelii i przyprowadzała ludzi do Boga, by dostąpili Jego zbawienia. Ja jednak używałam tych talentów i zdolności jako kapitału, aby popisywać się i stawiać na świeczniku, i cieszyłam się szacunkiem i czcią ze strony braci i sióstr. Byłam taka bezwstydna! Ponieważ wciąż się wywyższałam i popisywałam, wszyscy mnie podziwiali i nie modlili się do Boga ani nie szukali prawdy, gdy mieli problemy, tylko czekali na moje omówienia I tłoczyli się wokół mnie. Sprzeciwiałam się Bogu! Gdy o tym pomyślałam, opanował mnie lęk. Upadłam przed Bogiem na kolana i z płaczem modliłam się: „Boże, wywyższałam się i popisywałam, żeby inni mnie czcili. Szłam ścieżką sprzeciwu wobec Ciebie. Pragnę okazać skruchę”.
Później zastanowiłam się nad sobą. Skoro wiedziałem, że światło w moich omówieniach pochodziło z oświecenia przez Ducha Świętego, to dlaczego mimowolnie się popisywałam? Przeczytałam słowa Boga: „Niektórzy ludzie szczególnie ubóstwiają Pawła. Lubią wychodzić z domu, wygłaszać przemowy i pracować, lubią uczestniczyć w zgromadzeniach i prawić kazania i lubią, gdy ludzie ich słuchają, czczą i kręcą się wokół nich. Lubią zajmować miejsce w sercach innych i są wdzięczni, kiedy inni cenią wizerunek, który oni prezentują. Przeanalizujmy szczegółowo ich naturę na podstawie tych zachowań. Czym ona jest? Jeśli rzeczywiście zachowują się w ten sposób, to wystarczy to do wykazania, że są aroganccy i zarozumiali. W ogóle nie czczą Boga; dążą do uzyskania wyższego statusu i chcą mieć władzę nad innymi, zajmować ich i zajmować miejsce w ich sercach. Jest to klasyczny wizerunek szatana. Na pierwszy plan w ich naturze wybija się arogancja i zarozumiałość, brak chęci, by czcić Boga i pragnienie podziwu ze strony innych. Takie zachowania dają wam dokładny wgląd w ich naturę” (Jak poznać naturę człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Kiedy w naturze i istocie ludzi rozwinie się arogancja, często mogą się oni dopuszczać buntu i oporu wobec Boga; nie kierują się Jego słowami, tworzą sobie pojęcia na Jego temat, robią rzeczy, które są wobec Niego zdradą, a także takie, które wywyższają ich samych oraz o nich samych niosą świadectwo. Mówisz, że nie jesteś arogancki, ale przypuśćmy, że powierzono by ci kościół, abyś objął nad nim przywództwo; przypuśćmy, że nie przyciąłbym cię i że nikt w Bożej rodzinie by cię nie skrytykował ani by ci nie pomógł ci. Po pewnym czasie prowadzenia tego kościoła kazałbyś ludziom padać ci do stóp i zmusił ich, aby okazywali ci posłuszeństwo, i to do tego stopnia, by darzyli cię podziwem i czcią. A dlaczego miałbyś to uczynić? Sprawiłaby to twoja natura; nie byłoby to nic innego jak tylko naturalne ujawnienie. W żadnym razie nie potrzebujesz się tego uczyć od innych ani też oni nie potrzebują cię tego uczyć. Inni nie muszą cię instruować ani przymuszać, byś tak zrobił; tego rodzaju sytuacja powstaje naturalnie. Wszystko, co robisz, ma na celu sprawić, by ludzie wywyższali cię i wychwalali, by darzyli cię czcią, okazywali posłuszeństwo i aby we wszystkim cię słuchali. Pozwolenie, byś objął przywództwo, w naturalny sposób prowadzi do takiej sytuacji i nie sposób tego zmienić. A jak powstaje tego rodzaju sytuacja? Decyduje o tym arogancka natura człowieka. Przejawem arogancji jest buntowanie się przeciwko Bogu i sprzeciwianie się Mu. Gdy ludzie są aroganccy, próżni i zadufani w sobie, zwykle ustanawiają swoje własne, niezależne królestwa i postępują, jak im się podoba. Przyciągają też innych w swoje ręce i wciągają ich w swoje objęcia. Gdy ludzie są zdolni do popełniania takich aroganckich czynów, dowodzi to po prostu, że istota ich aroganckiej natury jest istotą szatana; jest istotą archanioła. Kiedy ich arogancja i pycha osiągają pewien poziom, nie mają już miejsca dla Boga w swych sercach i zostaje On odsunięty na bok. Sami pragną wówczas być Bogiem, sprawić, by inni byli im posłuszni, i stają się archaniołem. Jeśli masz taką szatańską, arogancką naturę, to nie będzie w twoim sercu miejsca dla Boga. Nawet jeśli wierzysz w Boga, Bóg nie będzie cię już rozpoznawał, będzie postrzegał cię jako złego człowieka i cię wyeliminuje” (U korzeni oporu człowieka wobec Boga leży arogancka natura, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga pokazały mi, że moja natura jest bardzo arogancka i zarozumiała. Byłam taka sama jak Paweł, który uwielbiał, gdy go podziwiano i czczono. Najpierw chciałam tylko dobrze wypełniać swój obowiązek, ale uległam mojej aroganckiej i zarozumiałej naturze, więc mimowolnie wystawiałam się ma pokaz i popisywałam. Choć wiedziałam, że moje słowa wynikają z osobistych celów i intencji, nie byłam w stanie zapanować nad swoimi ambicjami i pragnieniami. Wciąż chciałam, by mnie podziwiano i chwalono. Gdy byłam dzieckiem, rodzina zepsuła mnie, poświęcając mi nadmierną uwagę, a gdy dorosłam, wkroczyłam w świat biznesu i stałam się znaną w naszej okolicy przedsiębiorczynią. W domu i w pracy zawsze miałam ostatnie słowo. Gdzie bym nie poszła, ludzie mnie chwalili i cenili, a ja pławiłam się tym, że jestem najjaśniejszą gwiazdą i wzbudzam powszechny szacunek. Gdy uwierzyłam w Boga, nie zadowalało mnie to, jestem w kościele kimś zwyczajnym i nieznanym. Zawsze szukałam okazji, by zyskać podziw i szacunek. Natura Pawła była szczególnie arogancka, zawsze chciał, by inni go podziwiali i oddawali mu cześć, więc gdzie by się nie pojawił, popisywał się tym, ile dokonał i ile przy tym wycierpiał. W swoich listach nigdy nie świadczył o Chrystusie. Przeciwnie, wywyższał siebie pod hasłem wspierania kościoła, a później bezwstydnie wyznał, że żył jak Chrystus. Doprowadziło to do tego, że wierzący czcili Go, wywyższali i traktowali jako wzór, a nawet uznawali jego słowa za słowa Boga – nawet dzisiaj, 2000 lat później, wielu wierzących trzyma się kurczowo słów Pawła i przez to nie chce przyjąć Bożego dzieła dni ostatecznych. Paweł przywiódł ludzi przed siebie, co obraziło usposobienie Boga i za co Bóg go ukarał. Ja też byłam arogancka i zarozumiała i żyłam według szatańskich idei i poglądów takich jak: „Człowiek zawsze dąży ku górze, woda płynie w dół” czy „Wyróżniać się spośród wszystkich”. Zawsze chciałam być lepsza od innych, popisywać się, obnosić się z talentami. To sprawiło, że gdy coś się działo, bracia i siostry słuchali tylko mnie, akceptowali wszystko, co mówiłam, myśleli o tym, jak naprawić to, że nie spisali całego omówienia, a nawet mnie nagrywali; uważali, że moje słowa są ważniejsze niż słowa Boga. Nawet wtedy nie zorientowałam się, że powinnam się nad sobą zastanowić. Zamiast tego pławiłam się w przyjemności bycia podziwianą. Byłam taka arogancka i bezwstydna! Nie miałam żadnej wiedzy o własnej tożsamości. Nie rozumiałam, że jestem istotą stworzoną, człowiekiem, który został skażony przez szatana. Bezwstydnie stawiałam się na piedestale. Chciałam, by inni mieli dla mnie miejsce w swoich sercach, by mnie słuchali i wspierali. A ponieważ wciąż się popisywałam, bracia i siostry faktycznie mieli dla mnie miejsce w swoich sercach. Im bardziej mnie podziwiali, tym dalej byli od Boga. Pomyślałam o pierwszym dekrecie administracyjnym Wieku Królestwa: „Człowiek nie powinien się wyolbrzymiać ani wywyższać. Powinien czcić i wywyższać Boga” (Dziesięć dekretów administracyjnych, które muszą być przestrzegane przez wybranych ludzi Boga w Wieku Królestwa, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Ludzi stworzył Bóg, więc powinniśmy oddawać cześć Bogu i Jego wywyższać ponad wszystko, a ja sprawiłam, że ludzie to mnie podziwiali i wywyższali nad wszystko. Czyż nie naruszałam tego dekretu administracyjnego? W tamtej chwili opanował mnie lęk. Pojęłam, że popisywanie się w celu nakłonienia ludzi, by mnie czcili i podziwiali, to bardzo poważna sprawa. Gdybym nie przestała, z pewnością trafiłabym do piekła i została ukarana jak Paweł! To, że przytrafiła mi się teraz ta choroba, było Bożą dyscypliną. Poprzez chorobę Bóg ostrzegał mnie, że pobłądziłam. To było Boże zbawienie!
Później przypomniałam sobie fragment słów Boga: „Mimo że Bóg mówi, iż jest Stwórcą, a człowiek jest Jego istotą stworzoną, co może brzmieć, jak gdyby istniała pewna różnica rangi, w rzeczywistości jest tak, że wszystko, co Bóg uczynił dla ludzkości, dalece przewyższa relację tej natury. Bóg kocha ludzkość, opiekuje się ludzkością oraz wykazuje troskę o ludzkość, jak również ciągle i nieprzerwanie ją zaopatruje. W swoim sercu Bóg nigdy nie czuje, że jest to dodatkowa praca czy coś, co zasługuje na szczególne uznanie. Nie ma też poczucia, że zbawiając ludzkość, zaopatrując ją i obdarzając ją wszystkim, wnosi wielki wkład w życie ludzkości. On po prostu cicho i bezgłośnie zaopatruje ludzkość na swój własny sposób, poprzez swoją własną istotę oraz to, co On ma i czym jest. Niezależnie od tego, jak wielkie zaopatrywanie i jak wielką pomoc ludzkość otrzymuje od Boga, On nigdy o tym nie myśli ani nie stara się przypisać sobie zasługi. Decyduje o tym istota Boga, jest to też właśnie prawdziwym wyrazem Bożego usposobienia” (Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg I, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Bóg jest Stworzycielem i aby uwolnić ludzi z kajdan szatana, stał się ciałem, by działać wśród ludzi. Znosił też potępienie i oszczerstwa z ich strony. Bóg poświęcił wszystko dla ludzkości, a przecież nigdy się nie popisywał. Gdy obracał się wśród ludzi, nigdy nie obnosił się z tym, że jest Bogiem. Po prostu pokornie obdarzał nas prawdą i życiem. Dostrzegłam, że istota Boga jest piękna i dobra, że jest On pokorny i ukryty, że nie ma w Nim arogancji ani pychy. A ja byłam skażoną przez szatana osobą, która była pozbawiona jakiejkolwiek prawdy. A mimo to byłam nieprawdopodobnie arogancka. Gdy cokolwiek osiągnęłam w swoim obowiązku, popisywałam się tym i przechwalałam, by zdobyć podziw i szacunek ludzi. W oczach Boga byłam bezwstydna i odrażająca. Stanęłam przed obliczem Boga i pomodliłam się do Niego: „Boże, nie chcę się już popisywać. Pragnę okazać skruchę. Proszę, poprowadź mnie i pokaż mi, jak mam wyzbyć się zepsutego usposobienia”.
Przeczytałam dwa fragmenty słów Boga: „Jaki sposób działania nie jest wywyższaniem siebie i świadczeniem o sobie samym? Jeśli popisujesz się i świadczysz o sobie w jakiejś konkretnej kwestii, osiągniesz taki rezultat, że niektórzy ludzie będą mieli o tobie wysokie mniemanie i będą cię wielbić. Ale jeśli się obnażysz i podzielisz się swoją samowiedzą dotyczącą tejże kwestii, będzie to miało inną naturę. Czyż nie jest to prawdą? Obnażanie się i mówienie o swojej samowiedzy to coś, czym powinno charakteryzować się zwykłe człowieczeństwo. Jest to pozytywna rzecz. Jeśli naprawdę znasz siebie i mówisz o swoim stanie dokładnie, autentycznie i precyzyjnie; jeśli mówisz o wiedzy, która jest całkowicie oparta na słowach Boga; jeśli ci, którzy cię słuchają, są umoralnieni i czerpią z tego korzyści i jeśli świadczysz o dziele Boga i wychwalasz Go, jest to niesieniem świadectwa o Bogu. Jeśli odkrywasz się i mówisz dużo o swoich mocnych stronach, o tym, jak cierpiałeś, płaciłeś cenę i wytrwałeś w swoim świadectwie, a w rezultacie ludzie mają o tobie wysokie mniemanie i wielbią cię, to jest to świadczenie o sobie. Musisz umieć odróżnić te dwa zachowania. Na przykład gdybyś miał wyjaśniać, jak słaby i zniechęcony byłeś w obliczu prób i jak po modlitwie i poszukiwaniu prawdy w końcu zrozumiałeś Bożą intencję, zyskałeś wiarę i wytrwałeś w swoim świadectwie, to byłoby to wywyższanie Boga i świadczenie o Nim. Absolutnie nie jest to popisywanie się i świadczenie o sobie. Dlatego też, czy popisujesz się i świadczysz o sobie, czy nie, zależy głównie od tego, czy mówisz o swoich prawdziwych doświadczeniach i czy osiągasz efekt świadczenia o Bogu; konieczne jest również przyjrzenie się temu, jakie przyświecają ci intencje i cele, gdy mówisz o świadectwie opartym na twoim doświadczeniu. Dzięki temu łatwo będzie rozpoznać, w jakie zachowania się angażujesz. Jeśli składając świadectwo masz właściwe intencje, to nawet jeśli ludzie mają o tobie wysokie mniemanie i oddają ci cześć, nie stanowi to tak naprawdę problemu. Jeśli natomiast masz złe intencje, to nawet jeśli nikt nie ma o tobie wysokiego mniemania i nikt cię nie wielbi, to wciąż jest to problem – a jeśli ludzie mają o tobie wysokie mniemanie i cię wielbią, to stanowi to jeszcze większy problem. Dlatego nie można patrzeć wyłącznie na wyniki, aby określić, czy dana osoba wywyższa siebie i świadczy o sobie samej. Musisz patrzeć przede wszystkim na jej intencje; właściwy sposób rozróżniania tych dwóch zachowań opiera się na intencjach. Jeśli będziesz próbował rozeznać to na podstawie wyników, narazisz się na to, że fałszywie oskarżysz dobrych ludzi. Niektórzy ludzie dzielą się wyjątkowo szczerym świadectwem, a inni w konsekwencji mają o nich wysokie mniemanie i oddają im cześć – czy można powiedzieć, że ci ludzie świadczą o sobie? Nie, nie można. W tych ludziach nie można się doszukać żadnego problemu, świadectwo, którym się dzielą i obowiązek, który wykonują, przynoszą korzyść innym, a tylko głupcy i osoby niedouczone o wypaczonym zrozumieniu, czczą innych ludzi. Kluczem do rozróżnienia, czy człowiek wywyższa siebie i świadczy o sobie samym, czy nie, jest przyjrzenie się intencjom mówiącego. Jeśli twoim zamiarem jest pokazanie wszystkim, jak ujawniło się twoje zepsucie i jak się zmieniłeś, oraz umożliwienie innym czerpania z tego korzyści, to twoje słowa są szczere, prawdziwe i zgodne z faktami. Takie intencje są prawidłowe, a ty nie popisujesz się ani nie świadczysz o sobie. Jeśli twoją intencją jest pokazanie wszystkim, że masz prawdziwe doświadczenia i że zmieniłeś się i posiadasz prawdorzeczywistość, po to by mieli o tobie wysokie mniemanie i oddawali ci cześć, to intencja ta jest niewłaściwa. Jest to popisywanie się i świadczenie o sobie. Jeśli świadectwo pochodzące z doświadczenia, które przytaczasz, jest nieprawdziwe, zafałszowane i ma na celu oszukanie ludzi, by nie dostrzegli twojego prawdziwego stanu, a także, by twoje intencji, zepsucie, słabości lub zniechęcenia nie ujawniły się innym, to takie słowa są zwodnicze i wprowadzają w błąd. To jest fałszywe świadectwo, oszukiwanie Boga i przynoszenie Mu wstydu, a tego Bóg nienawidzi najbardziej. Istnieją wyraźne różnice między tymi stanami i wszystkie można rozpoznać w oparciu o intencje” (Punkt czwarty: Wywyższają siebie i świadczą o sobie, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Kiedy niesiecie o Bogu świadectwo, powinniście przede wszystkim mówić o tym, jak Bóg sądzi i karci ludzi oraz jakim próbom ich poddaje, aby ich oczyszczać i zmieniać ich usposobienie. Powinniście także mówić o tym, ile zepsucia ujawniono w waszym doświadczeniu, ile wycierpieliście, jak wiele uczyniliście, by opierać się Bogu, oraz jak w końcu zostaliście przez Niego podbici. Mówcie o tym, ile posiadacie prawdziwej wiedzy na temat Bożego dzieła, jak powinniście nieść o Nim świadectwo i jak powinniście się Mu odpłacić za Jego miłość. Włóżcie w swoje słowa treść i ujmujcie ją w prosty sposób. Nie mówcie o pustych teoriach. Mówcie w sposób przyziemny, mówcie z serca. Tak powinniście doświadczać rzeczy. Nie uzbrajajcie się w pozornie głębokie, puste teorie, by się popisywać. Wygląda to dość arogancko i nierozsądnie. Powinniście mówić więcej o realnych rzeczach z własnego, rzeczywistego doświadczenia i więcej mówić z serca – to właśnie przynosi najwięcej korzyści innym i to jest najbardziej odpowiednie dla ich oczu” (Jedynie dążąc do prawdy, można uzyskać zmianę usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Boga zrozumiałam, że jeśli chcę przestać się wywyższać i świadczyć o sobie, muszę często przebywać w obecności Boga, mieć pobożne serce bojące się Boga, szczerze otworzyć się przed braćmi i siostrami, świadomie ujawnić i przeanalizować własne zepsucie i powiedzieć o moich rzeczywistych doświadczeniach. Gdyby naszła mnie chęć wywyższania się i świadczenia o sobie, powinnam porzucić siebie i poprawić się, jeśli chodzi o intencje. Powinnam częściej wyjawiać i analizować swoje zepsucie i bunt, mówić na temat mojej wiedzy o Bogu, doświadczywszy wpierw Jego sądu, karcenia, prób i oczyszczenia, a także na temat wiedzy, jaką posiadam o swoim własnym zepsutym usposobieniu i skażonej istocie. Powinnam mówić prosto z serca, by bracia i siostry zobaczyli, jaka jestem naprawdę. Gdy już miałam ścieżkę praktykowania, na zgromadzeniach z braćmi i siostrami ujawniłam całość mojego skażenia i moje rozumienie siebie samej w tamtym czasie. Powiedziałam im, że ta odrobina światła w moich omówieniach pochodziła wyłącznie z oświecenia przez Ducha Świętego, a nie wynikała z mojej postawy. Bez przewodnictwa Bożego nic bym nie zdziałała. Bracia i siostry również zrozumieli, że popełnili błąd, obdarzając mnie podziwem i czcią, i powiedzieli, że w przyszłości już nigdy nikogo nie będą tak traktować. Dodali też, że jeśli będą mieć problemy, to pomodlą się do Boga i szukać będą prawdozasad, by pozyskać oświecenie od Ducha Świętego. Później, gdy podczas spotkań natrafiałam na problemy, których nie rozumiałam, potrafiłam odłożyć swoje ego na bok i otwarcie poszukiwać rozwiązania w rozmowie z braćmi i siostrami. Każdy mówił o tym, co otrzymał i co rozumiał, a części z tego sama jeszcze nie otrzymałam, więc było to dla mnie bardzo pomocne. Moi bracia i siostry przestali oddawać mi cześć, jak to miało miejsce wcześniej, a gdy dostrzegali u mnie problemy, wprost o tym mówili i wskazywali je. Gdy znów łapałam się na chęci, by się popisywać i wywyższać, modliłam się do Boga, przyjmowałam to, że On wszystko widzi, a jednocześnie otwierałam się przed braćmi i siostrami, mówiłam im o moim zepsuciu i moich wadach i akceptowałam ich nadzór. Praktykując w ten sposób, czułam się bezpieczna i spokojna, a także posmakowałam słodyczy praktykowania prawdy. Gdy uświadomiłam sobie własną arogancką naturę i błędną ścieżkę, którą obrałam, i gdy pokajałam się przed Bogiem, moja łuszczyca zaczęła stopniowo ustępować i krok po kroku wróciłam do zdrowia.
Doświadczywszy Bożej dyscypliny i karcenia, przekonałam się, że sprawiedliwe usposobienie Boga jest żywe i realne, i dostrzegłam Jego prawdziwą miłość. Wszystko, co Bóg czyni, ma na celu wyzwolenie mnie z więzów mojego skażonego szatańskiego usposobienia. To dyscyplina i chłosta od Boga sprawiły, że przestałam czynić zło i cofnęłam się znad przepaści niebezpieczeństwa. Bogu dzięki!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.