Rzeczywistość bycia „zadowalaczem”
W październiku minionego roku zostałam liderką zespołu grafików wraz z Wang Li, z którą już wcześniej pracowałam. Dbała o swój wizerunek i robiła problemy każdemu, kto ją obraził. Ale dobrze się dogadywałyśmy bez większych konfliktów. Zawsze miałyśmy dobre relacje. Kiedy ponownie miałyśmy razem pracować, chciałam, żeby wszytsko szło gładko. Później przedstawiała mi członków zespołu. Kiedy doszła do siostry Xin, powiedziała ze złością: „Nie ma dobrego człowieczeństwa i jest strasznie arogancka. Nie przyjmuje sugestii i zawsze zwraca mi uwagę. Nie wnosi do zespołu nic dobrego. Napisałam o niej do przywódczyni i zebrałam opinie innych. Zostanie usunięta”. Przeczytałam opinie i większość podkreślała jej zalety i dobry charakter, ale była nieco arogancka i czasem upierała się przy swoim. Ale przez dobre omówienie była skłonna przyjąć zmiany. Ogólnie była warta szkolenia. Pomyślałam, że jej ocena Wang Li nie była obiektywna ani sprawiedliwa i siostry nie powinno się po prostu usunąć. Czy siostra Xin oceniła Wang Li negatywnie, tak że ta się do niej uprzedziła i chciała odebrać jej obowiązek? Jeśli tak było, Wang Li powinna zastanowić się nad sobą. Chciałam jej zwrócić na to uwagę, ale pomyślałam, że tak dba o zachowanie twarzy – co zrobię, jeśli przestanie mnie lubić? Jak układałaby się nasza współpraca, gdyby zrobiło się niezręcznie? Powiedziałam zatem taktownie: „Siostra Xin to nowa wyznawczyni i jest nieco uparta. Jej problem nie jest jednak na tyle poważny, żeby ją usunąć. Pomóżmy jej, omawiając prawdę”. Zmieniła się jej postawa i powiedziała rozzłoszczona: „Nie jest uparta, tylko ma złe usposobienie. Kiedyś myślałam tak jak ty, ale się na niej poznałam. Zgodnie ze słowami Boga pozwina zostać wyeliminowana. Pomóż jej, jeśli chcesz. Możesz zostać jej zwierzchnikiem”. Nie wiedziałam, co robić. Byłam nowa w zespole i nie znałam jego zwyczajów. Zrzuciła na mnie swoje obowiązki, co może spowodować przestoje. To było dość nieodpowiedzialne. Chciałam podzielić się z nią moimi dalszymi przemyśleniami, ale widząc jej chłód, wystraszyłam się, że nasza relacja może się popsuć, więc milczałam.
Kilka dni później szykowaliśmy się do zmiany lokalizacji na potrzeby naszej pracy. Wang Li powiedziała do mnie nagle: „Nie bierzmy siostry Xin. Powinna zostać tu i się nad sobą zastanowić”. Pomyślałam, że to dziwne. Czy zostawienie jej samej nie było formą izolacji? Czym się to różniło od zwolnienia jej? Siostra Xin odgrywała ważną rolę. Taka decyzja wstrzyma naszą prace i była niesprawiedliwa. Zmartwiłam się. Wang Li kierowała się swoim zepsuciem i chciałam ją obnażyć za nadużywanie władzy i wykluczanie siostry Xin. Ale w naszych rozmowach o siostrze Xin bardzo się opierała i miała wobec mnie złe podejście, więc gdybym podeszła do problemu bardziej bezpośrednio, mogłaby mi zarzucić, że rozpieszczam siostrę Xin, a jej utrudniam życie, i się do mnie uprzedzić. Gdybym wywołała konflikt, a ona by mną pogardzała i zaczęła mnie wykluczać, jak mogłybyśmy współpracować? Zawahałam się i postanowiłam nic nie mówić. Uznałam, że dam sobie spokój. Prawda boli, więc nie powinnam być tak bezpośrednia. Powinnam o tym zapomnieć. Więc wydukałam tylko: „Przywódczyni nie potwierdziła żadnych zmian. Czy na pewno powinniśmy ją tu zostawiać? Może lepiej poczekajmy z usuwaniem jej na polecenia przywódczyni? Niech z nami pojedzie. Praca też nam łatwiej pójdzie”. Wang Li nie upierała się dalej. Wiedziałam, że nie omówiłam jej problemu, ale bałam się, że nadal będzie się czepiała siostry Xin. Czułam się winna, ale pomyślałam, że ponieważ współpracujemy, będę miała ją na oku i powstrzymam przed popełnieniem błędu. Nadal świadomie ją wykluczała. Pewnego razu kościół szukał osoby do wyszkolenia. Siostra Xin miała łatwość uczenia, więc najlepiej byłoby wysłać ją na szkolenie, żeby potem mogła szkolić innych. Ale Wang Li nalegała, żeby wysłać siostrę Liu, która mało znała naszą pracę. Od braci i sióstr dowiedziałam się też, że siostra Xin kilka razy wyraziła opinie sprzeczne z opiniami Wang Li i zdaniem wszystkich jej pomysły były lepsze, ale Wang Li nie chciała ich przyjąć i nalegała, żeby siostra Xin jej słuchała. Kiedy siostra Xin wspomniała na spotkaniu o jej problemach, Wang Li się rozzłościła i ją zignorowała. Kiedy siostra Xin miała problemy z obowiązkami, Wang Li jej nie pomagała, ale zostawiała ją samą sobie i utrudniała jej życie. Czułam się niezręcznie, słysząc to wszystko. Wang Li zawsze była uprzedzona do siostry Xin i ją wykluczała. Sprawa robiła się poważna. Zaczynała szkodzić pracy kościoła. Musiałam pomówić z Wang Li. Hmm. Tego dnia zdobyłam się na odwagę i powiedziałam: „Nie porzuciłaś swojego uprzedzenia do siostry Xin, prawda? Ma łatwość uczenia się. Nie puściłaś jej, więc na pewno jesteś do niej uprzedzona”. Gdy tylko to powiedziłam, jej twarz nabrała mrocznego wyrazu i powiedziała ze złością: „Przestałam być uprzedzona do niej, ale teraz jestem do ciebie. Zespół siostry Xin nie osiąga żadnych wyników, a ona się tym nie przejmuje. Już dawno chciałam ją usunąć, ale się nie zgodziłaś”. Nie miała samoświadomości. Jako liderka grupy nie doszukiwała się winy w sobie, kiedy zespołowi się nie wiodło, ale zwalała na innych. Byłam wściekła i chciałam ostro wypomnieć jej naturę jej działań. Ale jej opór mnie powstrzymał. Pomyślałam, że powiedziałam jej kilka słów prawdy, ale źle je zniosła. Gdybym opisała wszystkie jej problemy, na pewno by eksplodowała. To by na pewno popsuło nasze relacje. Lepiej było nic więcej nie mówić, poza tym już ją trochę upomniałam. Nie chciała tego przyjąć, więc postanowiłam przestać. Wszystko się potem zmieniło i odpowiadałam za inne zadania. Niespodziewanie miesiąc później praca Wang Li stanęła w miejscu, a członkowie zespołu byli słabi i przygnębieni. Mówili, że kiedy widziała, że nie radzą sobie z obowiązkami, rozprawiała się z nimi, ale nimi nie kierowała. Czuli się stłamszeni przez nią i tak rozgoryczeni, że ledwo mogli pracować. Powiedzieli też, że Wang Li od miesięcy nie kieruje pracą siostry Xi. Mieli łzy w oczach. Nie mogłam już zachować spokoju. Od dawna widziałam problemy Wang Li, ale nie nie zwróciłam jej uwagi na naturę tych problemów. Nie rozumiała swojego zepsutego usposobienia i przez uprzedzenia wykluczała ludzi do tego stopnia, że praca zespołu niemal stanęła w miejscu. Czułam wyrzuty sumienia. W domu przeczytałam fragment słów Boga obnażający antychrystów: „Na pozór słowa antychrystów wydają się wyjątkowo miłe, kulturalne i dystyngowane. Jeśli ktoś łamie zasady, jest wścibski i nachalny, to kimkolwiek jest ta osoba, antychryst nie przycina jej, nie obnaża ani się z nią nie rozprawia, lecz przymyka na to oko, by ludzie uznali go za wielkodusznego we wszystkich sprawach. Na każdy zepsuty i ohydny ludzki uczynek antychryst odpowiada dobrocią i tolerancją; nie jest skłonny do gniewu, nie skrzywdziłby nikogo z wściekłości, złości czy dlatego, że ta osoba popełniła błąd. Antychryści chcą pokazać, że cierpliwie wszystko zniosą, że nikogo nie skrzywdzą ani nie zastraszą. Ale ich ukrytym motywem jest przypodobanie się ludziom, wzbudzenie w innych podziwu i aprobaty dla ich działań, zachowania i charakteru” („Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część dziesiąta)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Te słowa mnie poruszyły. Żeby podtrzymać swój dobry wizerunek, antychryści nie reagują, kiedy ludzie szkodzą pracy domu Bożego – są samolubni i nikczemni. Pojęłam, że zachowuję się jak antychryst. Dom Boży zarządził, żebym pracowała z Wang Li, żebyśmy wzajemnie niwelowały swoje słabości, miały się na oku i wspólnie podtrzymywały dzieło domu Bożego. Ale w celu ochrony mojej „harmonijnej” relacji z nią, by zachować wizerunek miłej osoby, nie odważyłam się obnażyć jej wykluczania i tłamszenia siostry Xin. Sposób, w jaki traktowała innych, wpływał na pracę i był dyktowany przez jej zepsucie, ale nie trzymałam się zasad prawdy i ani sama nie zareagowałam, ani nie zgłosiłam tego przełożonemu. Bałam się, że przestanie mnie lubić i że będzie to jak klin między nami. Kiedy miałam odwagę coś powiedzieć, powstrzymywałam się, zamiast jasno wskazać naturę jej zachowania. Byłam pobłażliwa. Widziałam dokładnie, co robi braciom i siostrom, poważnie zakłócając pracę domu Bożego oraz wejściu w życie braci i sióstr. Wreszcie ujrzałam, że bycie miłą, pilnowanie, by nikogo nie obrazić, jest oznaką ohydnych, przebiegłych motywów. Robiłam wszystko, by bronić siebie, chciałam utrzymać nazwisko i status. Chciałam zjednać sobie serca i umysły, omotać innych pozorną życzliwością. Ujawniłam złe usposobienie antychrysta! Rozważając swoje działania, czułam się winna i nienawidziłam siebie za ohydne, przebiegłe zachowania. Zostałam wyniesiona przez Boga, by pełnić taki ważny obowiązek, ale widząc problemy, byłam nieodpowiedzialna i nie trzymałam się zasad. Zaszkodziłam pracy domu Bożego i utrudniłam życie innym. Gryzłam rękę, która mnie karmiła. Nie spełniłam zadania od Boga. Nie miałam skrupułów. Modliłam się do Boga i kajałam przed Nim, gotowa przestać się buntować i krzywdzić Boga. Chciałam praktykować prawdę i chronić dzieło domu Bożego.
Następnego dnia, po tym jak zwróciłam uwagę na sytuację w zespole siostry Xin, zachowanie Wang Li się zmieniło i zaczęła narzekać, że siostra Xin psuje wszystkim nastrój. Widziałam, że brak jej samoświadomości i nie akceptuje krytyki. Zrobiło się niezręcznie. Myślałam, że dopiero zaczęłam, a ona już była zła. Gdybym wyliczyła wszystkie jej problemy, byłaby na mnie zła. Powinnam? Zawahałam się i byłam spięta, więc odmówiłam w sercu modlitwę i pomyślałam, że Bóg wymaga, aby być uczciwym i bronić interesów domu Bożego. To dodało mi odwagi. Nieważne, co pomyśli, musiałam powiedzieć jej moją opinię. Zatem surowo, ale sprawiedliwie wyłożyłam, jak prześladuje siostrę Xin, i omówiłam naturę i konsekwencje takich czynów. Nie chciała mnie słuchać, ale wykłócała się o szczegóły. Nie chciała przyjąć prawdy ani siebie poznać. Był to poważny problem i nie mogła dalej spełnić obowiązku, więc poinformowałam przełożoną. Powiedziała, że omawiała to z Wang Li już wiele razy, ale ta się nie zmieniła. Jej zachowanie pokazało, że nie nadaje się do tej pracy. Nie miała dobrego człowieczeństwa i nie przyjmowała prawdy, więc musiała zostać usunięta. Ja miałam to zrobić. Poczułam niepokój i pomyślałam, że jej nastawienie do mnie zmieniło się, odkąd obnażyłam jej problemy. Jeśli pójdę osobiście ją zwolnić, będzie bardzo obrażona. Czy mnie znienawidzi? Gdy się dowie, że na nią doniosłam, czy pomyśli, że się na nią uwzięłam? Miałam dylemat i nie wiedziałam, jak do niej podejść. Rozważając to, przeczytałam te słowa Boga: „Większość ludzi pragnie podążać za prawdą i ją praktykować, ale najczęściej mają jedynie postanowienie i chęć, by to zrobić – prawda nie stała się ich życiem. W efekcie, gdy takie osoby stykają się z siłami zła bądź niegodziwymi i złymi ludźmi, którzy czynią zło, albo z fałszywymi przywódcami i antychrystami, którzy w swoich działaniach naruszają zasady – wyrządzając w ten sposób szkody w dziele domu Bożego i krzywdząc tych wybranych przez Boga – tracą odwagę, by się przeciwstawić i zabrać głos. Co to znaczy, że nie masz odwagi? Czy to znaczy, że nie masz śmiałości bądź nie umiesz się wysłowić? A może twoje zrozumienie jest niepełne i dlatego nie masz odwagi, by zabrać głos? To żadne z powyższych – po prostu jesteś pod kontrolą różnych skażonych skłonności. Jedną z nich jest przebiegłość. Myślisz przede wszystkim o sobie, zastanawiając się: »Jeśli zabiorę głos, jak na tym skorzystam? Jeśli się odezwę i kogoś rozdrażnię, to jak się potem dogadamy?«. Czyż nie jest to właśnie sposób myślenia przesiąknięty przebiegłością? Czyż nie jest on efektem skłonności do przebiegłości? Inną cechą jest samolubne i podłe usposobienie. Myślisz: »Co szkoda dla interesów domu Bożego ma wspólnego ze mną? Dlaczego miałoby mnie to obchodzić? To nie ma ze mną nic wspólnego. Nawet jeśli to widzę i słyszę, że tak się dzieje, nie muszę nic robić. To nie moja odpowiedzialność – nie jestem przywódcą«. Takie rzeczy są w tobie, jakby wyrosły z twojego nieświadomego umysłu i jakby na stałe zajęły miejsce w twoim sercu – są to cechy zepsutego, szatańskiego usposobienia człowieka. (…) Nigdy nie mówisz, co naprawdę myślisz. Wszystko musi być najpierw ocenzurowane przez twój mózg, przez twój umysł. Wszystko, co mówisz, jest kłamstwem, jest niezgodne z faktami, mówisz to tylko po to, by fałszywie siebie bronić, dla własnej korzyści. Niektórzy ludzie dają się nabrać i to ci wystarcza; twoje słowa i uczynki osiągnęły zamierzony cel. To właśnie masz w sercu, takie są twoje skłonności. Twoje szatańskie skłonności w pełni cię kontrolują. Nie masz żadnej władzy nad tym, co mówisz i robisz. Nawet gdybyś chciał, nie potrafiłbyś powiedzieć prawdy ani tego, co rzeczywiście myślisz; nawet gdybyś chciał, nie mógłbyś praktykować prawdy; nawet gdybyś chciał, nie byłbyś w stanie wypełnić swoich powinności. Wszystko, co mówisz, robisz i praktykujesz, jest kłamstwem, a ty jesteś po prostu niedbały i powierzchowny. Najwyraźniej jesteś w pełni spętany i kontrolowany przez swoje szatańskie skłonności. Być może pragniesz przyjąć prawdę, być może dążysz do niej, ale to nie zależy od ciebie: jesteś niczym więcej niż marionetką ze skażonego ciała; stałeś się narzędziem szatana i mówisz oraz robisz to, co każe ci mówić i robić twoje szatańskie usposobienie. (…) W ogóle nie szukasz prawdy, a tym bardziej jej nie praktykujesz. Po prostu nie przestajesz się modlić, wzmacniać swojej determinacji, podejmować postanowień i przysięgać. A co z tego wszystkiego wynika? Nadal jesteś potakiwaczem; nikogo nie prowokujesz ani nie obrażasz. Jeśli coś cię nie dotyczy, nie mieszasz się do tego i myślisz: »Nie będę się wypowiadać o czymś, co mnie nie dotyczy, bez żadnych wyjątków. Jeśli coś może zaszkodzić moim interesom, mojej dumie czy mojemu poczuciu własnej wartości, nie zwrócę na to żadnej uwagi i podejdę do tego ostrożnie – nie wolno mi działać pochopnie. Ten, kto się wychyla, jako pierwszy poniesie konsekwencje, a ja nie jestem taki głupi!«. Jesteś całkowicie pod kontrolą swoich skażonych skłonności do niegodziwości, przebiegłości, zatwardziałości i nienawidzenia prawdy. One cię męczą i stają się dla ciebie trudniejsze do zniesienia niż złota opaska, którą nosił Małpi Król. Życie pod kontrolą skażonego usposobienia jest bardzo wyczerpujące i bolesne!” („Tylko ci, którzy praktykują prawdę, są bogobojni” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Każde słowo Boga trafiało prosto w serce. Przy Wang Li zawsze bałam się ją obrazić i nie praktykowałam prawdy, nie ujawniałam faktów. Kontrolowały mnie szatańskie skłonności bycia złą, przebiegłą i nienawidzącą prawdy. „Harmonia to skarb, a pobłażliwość cnota”, „Nigdy nie wymierzaj ciosów poniżej pasa”, „Kiedy wiesz, że coś jest nie tak, lepiej się nie odzywaj” i „ponieważ szczerość irytuje ludzi”. Te szatańskie, doczesne filozofie rządziły moim życiem. Nie odważyłam się mówić o zauważonych problemach ani trzymać się zasad, by chronić dzieło kościoła. Byłam tchórzem. Kiedy przywódczyni chciała, żebym zwolniła Wang Li, stało się dla mnie jasne, że musiałam to zrobić od razu, by nie wstrzymywać pracy domu Bożego. Ale nie mogłam otworzyć ust ze strachu, że ją urażę. Wyglądało, jakbym była miła i nie chciała nikogo zranić, ale tak naprawdę sprzedawałam interesy domu Bożego w zamian za dobry wizerunek w oczach innych. Na każdym kroku rozpieszczałam Wang Li, pozwalając jej na szkodzenie pracy domu Bożego. Byłam jak tarcza dla szatana, szalejącego po domu Bożym. Byłam przebiegłą hipokrytką! Te szatańskie filozofie mają na celu zmylenie i krzywdzenie ludzi! Społeczeństwo jest mroczne i złe, bo ludzie żyją według szatańskich filozofii. Stają się tchórzami i nienawidzą światła. Nikt się nie wychyla, nikt nie podtrzymuje sprawiedliwości i nie obnaża prawdy. Ale pochlebcy, zmieniający kierunek jak chorągiewka, są lubiani i zyskują władzę. Nie ma sprawiedliwości. Wszyscy się wzajemnie oszukują i nie ma szczerości. To efekt zepsucia przez szatana. Wreszcie ujrzałam, że te szatańskie filozofie pokrywają się z ludzkimi pojęciami, ale są naprawdę kłamstwami szatana, by zmylić i zdeprawować ludzi. Żyjąc według nich, stajemy się bardziej samolubni, źli i przebiegli. To podły i nieludzki sposób życia.
Przeczytam fragment z dzieła „Tylko ci, którzy praktykują prawdę, są bogobojni”. „Jeśli niczego nie ukrywasz ani nie udajesz, nie kryjesz się za maską czy fasadą, jeśli obnażasz swoje wnętrze przed braćmi i siostrami, nie skrywasz swych najgłębszych myśli ani trosk, lecz pozwalasz, by inni dostrzegli twoją szczerą postawę, wówczas prawda stopniowo się w tobie zakorzeni, rozkwitnie i wyda owoce, krok po kroku będzie przynosić efekty. Jeżeli twoje serce staje się coraz uczciwsze i coraz bardziej nakierowane na Boga, i jeśli przy wykonywaniu obowiązku dbasz o interesy domu Bożego, a gdy je zaniedbasz, dręczy cię sumienie, to dowodzi to, że prawda na ciebie wpłynęła i stała się twoim życiem. Kiedy prawda staje się twoim życiem, wówczas widząc, że ktoś bluźni przeciwko Bogu, nie okazuje Mu czci, niedbale wypełnia obowiązki lub wprowadza zakłócenia czy niepokój w pracę kościoła, będziesz umiał zrozumieć, co się dzieje, ujawnić to w razie konieczności i podejść do tego zgodnie z zasadą prawdy. (…) Jednak jeśli prawda panuje w twoim sercu i stała się twoim życiem, wówczas gdy widzisz, że pojawia się coś biernego, negatywnego lub złego, twoje serce reaguje zupełnie inaczej. Najpierw odczuwasz wyrzuty sumienia i niepokój, a zaraz potem pojawia się uczucie: »Nie mogę tak po prostu siedzieć bezczynnie i przymykać na to oka. Muszę powstać i przemówić, muszę się temu przeciwstawić i przyjąć na siebie odpowiedzialność«. Możesz się wtedy przeciwstawić i położyć kres tym złym uczynkom, ujawnić je, walczyć o ochronę interesów domu Bożego i nie dopuścić do zakłócenia Bożego dzieła. Nie tylko będziesz miał odwagę i determinację i będziesz w stanie dokładnie zrozumieć tę sprawę, ale także wypełnisz odpowiedzialność, do której powinieneś się poczuwać, za dzieło Boga oraz za sprawy Jego domu, i w ten sposób wypełnisz swój obowiązek” („Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Po lekturze tych słów czułam wyrzuty sumienia, ale i motywację. Po tylu latach wiary, poznawania prawdy przez pokarm Boga, wciąż nie umiałam bronić zasad ani interesów domu Bożego. Nie miałam skrupułów. Musiałam przestać być „zadowalaczką”. Nie mogłam dalej żyć zgodnie ze złym, chytrym zepsutym usposobieniem, ale musiałam praktykować prawdę i bronić interesów kościoła. Wtedy poszłam porozmawiać z Wang Li i ją zwolnić. Mówiłam otwarcie, wymieniając po kolei, jak odmawiała przyjęcia prawdy, jak prześladowała ludzi i szkodziła pracy kościoła. Przestałam wszystko osładzać miłymi słówkami. Naprawdę chciałam jej pomóc, obnażyć jej problemy, żeby zrozumiała swoje zepsute usposobienie i się szczerze pokajała. Była tak zdenerwowana, że kiedy skończyłam, płakała i powiedziała, że chce przyjąć ustalenia domu Boga, by się nad sobą zastanowić i czegoś się nauczyć. Bracia i siostry powoli wracali do siebie, a praca zespołu zaczęła osiągać wyniki. Czułam szczery spokój, jaki wynika z praktykowania prawdy. Żyć można tylko w świetle.
Później było trochę przenosin, więc zaczęłam podlewać nowych wyznawców z kilkoma siostrami. Siostra Yan nie miała ciężkiego obowiązku, ale była niedbała i nieodpowiedzialna, co wpływało na naszą pracę. Martwiłam się o to i chciałam jej o tym powiedzieć, żeby mogła się zmienić, ale dopiero co się poznałyśmy i świetnie się dogadywałyśmy, więc kiedy zacznę zarzucać jej nieodpowiedzialność, czy będzie na mnie zła? Znowu myślałam jak „zadowalaczka”, więc szybko się pomodliłam. To wideo to nagranie słów Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „»A Bóg Jahwe nakazał człowiekowi, mówiąc: „Z każdego drzewa w ogrodzie możesz swobodnie jeść, ale co do drzewa poznania dobra i zła, nie wolno ci z niego jeść; bo w dniu, w którym zjesz z niego, na pewno umrzesz”«. (…) Czy w tych krótkich słowach, które Bóg wypowiedział, dostrzegasz coś z Bożego usposobienia? Czy te słowa Boga są szczere i uczciwe? Czy jest w nich jakiś podstęp? Czy kryje się w nich jakiś fałsz? Czy zawierają groźbę? (Nie). Bóg uczciwie, zgodnie z prawdą i szczerze powiedział człowiekowi, co wolno mu jeść i czego jeść nie może. Przemawiał przy tym w sposób jasny i prosty. Czy słowa te mają jakieś ukryte znaczenie? Czy są dwuznaczne? Czy trzeba się domyślać ich sensu? (Nie). Nie ma potrzeby zgadywać. Ich znaczenie jest oczywiste już na pierwszy rzut oka i rozumie się je w pełni zaraz po przeczytaniu. Co znaczy, że to, co Bóg chce powiedzieć i co chce wyrazić, pochodzi z Jego serca. To, co Bóg wyraża, jest czyste, proste i jasne. Nie ma w tym utajonych motywów ani ukrytych znaczeń. Przemawia bezpośrednio do człowieka, mówiąc mu, co może jeść, a czego mu jeść nie wolno. To znaczy, że dzięki tym słowom Boga człowiek może zobaczyć, że serce Boże jest przejrzyste i szczere. Nie ma tu absolutnie żadnego fałszu; nikt nie mówi ci, że nie możesz jeść tego, co jest jadalne, ani nie mówi ci »zrób to, a zobaczysz, co się stanie« w odniesieniu do tego, czego nie możesz jeść. Bóg nie to ma na myśli. Bóg mówi dokładnie to, co myśli w głębi swego serca” (Sam Bóg, Jedyny IV, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Słowa Boga do Adama i Ewy są jasne. Bóg jest uczciwy, niczego nie ukrywa. Istota Boga jest święta. W dniach ostatecznych Bóg wyraża prawdę, by osądzić i skarcić ludzi. Jego słowa bezpośrednio obnażają i analizują zepsucie przez szatana i ujawniają naszą wewnętrzną szpetotę i niesprawiedliwość. Są jasne i niczego nie ukrywają. Jego słowa bywają surowe, ale są miłością, żeby nas obmyć i zmienić, żebyśmy poznali siebie, porzucili szatana i urzeczywistnili prawdziwe podobieństwo do człowieka. U szatana jest dokładnie odwrotnie. To rondo, mroczne i złe, nigdy nie mówi otwarcie, czego chce. Zaczął od miłych słówek, zgrabnych kłamstw, by zwieść Adama i Ewę, żeby grzeszyli i zdradzili Boga. Żyłam według szatańskich filozofii, ukazując złe i przebiegłe usposobienie, jak u szatana. Żeby chronić swoje relacje z innymi i swój wizerunek, myślałam jedno, a robiłam drugie, nieszczera jak wąż, odwlekając i kręcąc. Nikt nie rozumiał, co chcę powiedzieć. Byłam oślizgła. Bardziej przypominałam szatana niż człowieka. Kiedy to pojęłam, czułam do siebie obrzydzenie i nie chciałam już być „zadowalaczką”, lisem. Chciałam praktykować prawdę i być szczerą osobą podtrzymującą dzieło domu Bożego. Na spotkaniu następnego dnia opowiedziałam o zauważonych problemach siostrze Yan i potem wspólnie je omówiłyśmy. Była w stanie rozpoznać swoje problemy. Widziałam, jak powoli zmienia się jej stan, i poczułam się wolniejsza.
Doświadczenie to pokazało mi, że nie powinniśmy żyć według szatańskich filozofii i się wzajemnie oszukiwać, ale musimy być otwarci i szczerzy. Tylko to jest prawdziwa miłość z korzyścią dla każdego. Osobiście doświadczyłam, że tylko szczerość zgodnie ze słowami Boga i trzymanie się zasad to człowieczeństwo oraz sposób, by otrzymać błogosławieństwa, mieć spokój i radość. To jest bycie dobrym człowiekiem. Bogu niech będą dzięki!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.