O tym, jak zaszkodziła mi przebiegłość
Gdy pewnego razu rozmawialiśmy o pracy, przywódczyni kościoła wspomniała, że głoszenie ewangelii nie szło na początku miesiąca najlepiej, i poprosiła, żebym wyjaśniła dlaczego. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że ostatnio nasza produktywność spadła. Zaraz po spotkaniu pobiegłam to sprawdzić i okazało się, że nasze wyniki były o połowę gorsze niż w zeszłym miesiącu. Byłam zaniepokojona. Czy zwolnią mnie, jeśli nic się nie zmieni i będzie mi tak kiepsko szło? Dlatego od razu wzięłam się za szukanie przyczyny problemu, żebym mogła poprawić wyniki. Rozmawiałam ze wszystkimi braćmi i siostrami. Pytałam ich, jakie mają trudności w pełnieniu obowiązków. Na zgromadzeniach omawiałam te ich problemy i prosiłam osoby, którym dobrze szło, by dzieliły się wiedzą. Przez kolejne kilka dni radziliśmy sobie nieco lepiej i wreszcie odzyskałam spokój ducha. Gdyby tak było dalej, mielibyśmy trochę lepsze wyniki niż w zeszłym miesiącu. Miałam nadzieję, że jeśli nie zrobię niczego złego ani zaburzającego pracę, nie wyrzucą mnie i będę mogła zostać w kościele. Stres zaczął nieco odpuszczać. Pod koniec miesiąca okazało się, że mamy dokładnie takie same wyniki jak poprzednio. Myślałam sobie, że jeśli teraz byłoby dobrze, to w kolejnym okresie wyniki musiałyby być lepsze, żeby wyglądało na to, że robię postępy, a to by oznaczało, że musiałabym się jeszcze bardziej wysilać. Po co narażać się na taką presję? Skoro w tym miesiącu było dobrze, to nie zwolnią mnie i nie wyrzucą. Gdy tak o tym myślałam, odprężyłam się i poczułam mniejszy ciężar na barkach. Zadowolona z siebie zaczęłam robić wszystko po łebkach i przestałam tak uważnie przyglądać się pracom. Gdy bracia i siostry wspominali o problemach, nie omawiałam ich z nimi, żeby je rozwiązać. Czasami, gdy dowiedziałam się, że ktoś złamał zasady, pełniąc obowiązki, nic z tym nie robiłam przekonana, że niektórzy po prostu mieli takie problemy i dopóki nie wpływały na całokształt pracy, to było okej. Niekiedy ludzie też lenili się w pracy i w ogóle nie czuli, że cokolwiek jest pilne. Wiedziałam, że coś należałoby z tym zrobić, ale sądziłam, że skoro mamy dobre wyniki w tym miesiącu, to pobłażanie sobie jest normalne, więc nic nie zrobiłam. Gdy byłam w takim stanie, ogarniał mnie duchowy mrok. Ze słów Bożych nie spływało na mnie oświecenie i nie dostrzegałam problemów w pracy, a gdy rozmawialiśmy o obowiązkach czasami nawet przysypiałam. Zaczynałam panikować dopiero, gdy nasza produktywność spadała, więc szybko sprawdziłam, jak idzie braciom i siostrom, by dowiedzieć się, co jest nie tak.
Raz podczas zgromadzenia jedna siostra wspomniała, że niektórzy boją się, że zostaną zwolnieni, jeśli nie będą dobrze pełnić obowiązków, dlatego bardziej się przykładają. A gdy uda im się coś osiągnąć, stają się głodni wygód i zaczynają unikać ciężaru obowiązku. Powiedziała, że to przebiegłość i oznaka cwaniactwa. To mnie dość mocno poruszyło i skłoniło do refleksji. Gdy szło nam coraz gorzej, umiałam wykrzesać z siebie energię z obawy przed zwolnieniem. Chciałam poprawić wyniki. Gdy rzeczywiście były lepsze lub takie jak wcześniej, pragnęłam komfortu i nie czułam, że muszę pilnie działać. Sądziłam, że wystarczy co miesiąc utrzymywać stały poziom, żeby uniknąć odprawienia. Byłam przebiegła i nieuczciwa, prawda? Uświadomiłam sobie, że w takiej sytuacji zawsze się tak zachowuję. Zawsze tak postępuję. Zaczęłam się wtedy obawiać.
Wypełniając obowiązki religijne, przeczytałam: „Obecnie nie ma wielu okazji do wykonywania obowiązków, więc musisz z nich korzystać, kiedy tylko możesz. W obliczu obowiązku musisz wytężyć siły; właśnie wtedy musisz się poświęcić, ponieść koszty dla Boga i zapłacić cenę. Nie zatajaj niczego, nie knuj żadnych planów, nie zostawiaj sobie pola manewru ani drogi wyjścia. Jeśli pozostawisz sobie choć trochę luzu, okażesz się wyrachowany bądź podstępny i zdradziecki, to na pewno kiepsko wykonasz swe zadanie. Przypuśćmy, że powiesz sobie: »Świetnie! Nikt mnie nie nakrył na cwaniactwie!«. Ale co to jest za myślenie? Czy sądzisz, że udało ci się zamydlić oczy ludziom, a nawet Bogu? Czy jednak tak naprawdę Bóg wie, co zrobiłeś, czy nie? Wie. W rzeczywistości każdy, kto przez jakiś czas będzie miał z tobą kontakty, dowie się o twoim zepsuciu i niegodziwości, i chociaż może nie powie ci tego wprost, oceni cię w swoim sercu. Wielu ludzi zostało zdemaskowanych i odrzuconych, ponieważ wielu innych ich przejrzało. Gdy wszyscy przejrzeli ich istotę, ujawnili, kim ci ludzie naprawdę są i ich wyrzucili. Toteż ludzie, bez względu na to, czy dążą do prawdy, czy nie, powinni wykonywać swoje obowiązki dobrze, najlepiej jak potrafią; powinni używać sumienia w praktycznych sprawach. Możesz mieć wady, ale jeśli potrafisz skutecznie wypełniać swój obowiązek, nie dojdzie do tego, byś miał zostać wyrzucony. Jeśli jednak zawsze myślisz, że wszystko jest w porządku, że na pewno cię nie wyrzucą, wciąż się nad sobą nie zastanawiasz ani nie próbujesz poznać siebie i ignorujesz swoje właściwe zadania, wykonując je niedbale i pobieżnie, to kiedy wybrańcy Boży naprawdę stracą do ciebie cierpliwość, wówczas ujawnią twoją prawdziwą twarz i najprawdopodobniej zostaniesz wyrzucony. To dlatego, że wszyscy cię przejrzeli, a ty straciłeś godność i uczciwość. Jeśli nikt ci nie ufa, czy Bóg mógłby ci zaufać? Bóg widzi najgłębsze zakamarki serca człowieka: w żadnym razie nie mógłby zaufać takiej osobie” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże mówią, że ludzie powinni wkładać serce w wypełnianie obowiązków, nie bać się wysiłku i dawać z siebie wszystko. Jeśli mogą osiągać dobre wyniki nieco większym kosztem, a jednak się hamują, zadowoleni z byle jakich rezultatów, to przebiegle grają z Bogiem w gierki. Zrozumiałam, że tak właśnie robiłam w pracy. Wystarczyły mi mierne efekty pozwalające uniknąć zwolnienia. Nie próbowałam pomóc braciom i siostrom uporać się z trudnościami, tylko po łebkach omawiałam to, co działo się w pracy. A kiedy widziałam, że ludzie są leniwi i postępują wbrew zasadom, uważałam, że jest okej, dopóki nie odbija się to na naszych ogólnych wynikach, i ignorowałam to. Gdybym tylko nieco większym kosztem przyłożyła się do pracy, lepiej by nam szło, ale ja nie chciałam się męczyć i stresować, więc sięgałam po sztuczki. Pełniąc obowiązki, małostkowym sprytem i knuciem oszukiwałam Boga. Cóż za przebiegłość! Powierzając komuś zadania, każdy chce znaleźć osobę, która jest godna zaufania i uczciwa. Można być o kogoś takiego spokojnym i polegać na nim. Ale poproś o coś spryciarza, co gra w gierki, a nie tylko nie wywiąże się on z zadania, ale jeszcze dodatkowo narobi szkód, jeśli będzie pracować byle jak. Taka osoba nie ma sumienia ani rozumu, ani nawet zwykłej przyzwoitości. Zupełnie nie warto jej ufać czy powierzać jakichkolwiek zadań. Wiedziałam, że taka jestem. Podejmowałam się czegoś, ale nie przykładałam się. Grałam z Bogiem w cwane gierki. Z pozoru osiągałam jakieś wyniki, pełniąc obowiązki, i inni ludzie nie zauważali problemów, ale Bóg widzi wszystko. Gdybym długo była taka niechlujna, w końcu by mnie zdemaskowano i wyrzucono. Pomyślałam o tych słowach Boga: „Pan Jezus powiedział kiedyś: »Kto bowiem ma, temu będzie dodane i będzie miał w obfitości, ale kto nie ma, zostanie mu zabrane nawet to, co ma« (Mt 13:12). Jakie jest znaczenie tych słów? Znaczą one, że jeśli nawet nie wykonujesz swojego obowiązku czy zadania, jeśli się im nie poświęcasz, Bóg zabierze ci to, co kiedyś należało do ciebie. Co to znaczy »zabierze«? Jak to odbierasz jako człowiek? Możliwe, że nie udaje ci się osiągnąć tego, na co pozwala ci twój charakter i talenty, nic nie czujesz i jesteś zupełnie jak niewierzący. Właśnie tak czuje się człowiek, któremu Bóg zabiera wszystko. Jeśli opuszczasz się w swoim obowiązku, nie płacisz ceny i nie jesteś szczery, Bóg zabierze to, co było kiedyś twoje, odbierze ci prawo do wykonywania twojego obowiązku, nie przyzna ci tego prawa” (Jedynie będąc uczciwym można żyć jak prawdziwa istota ludzka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bóg jest sprawiedliwy. Byłam cwana i niedbała w pracy, nie robiłam tego, co należy i co potrafiłam, więc Bóg odebrał mi to, co miałam – nie umiałam już dostrzec problemów jak wcześniej, przysypiałam, pełniąc obowiązki, a nasza produktywność spadała. W ten sposób Bóg ukazywał mi swoje usposobienie. Pomodliłam się do Boga, gotowa okazać skruchę. Prosiłam, by poprowadził mnie do poznania siebie.
Raz na zgromadzeniu przeczytałam fragment słów Bożych, który bardzo mnie poruszył. Słowa Boga mówią: „Bóg kocha uczciwych ludzi, ale nienawidzi ludzi podstępnych i przebiegłych. Jeśli zachowujesz się jak człowiek zdradliwy i próbujesz sztuczek, czy Bóg cię nie znienawidzi? Czy dom Boży tak po prostu puści ci to płazem? Prędzej czy później zostaniesz pociągnięty do odpowiedzialności. Bóg lubi uczciwych ludzi i nie lubi ludzi zdradzieckich. Każdy powinien to jasno zrozumieć, pozbyć się zamętu w głowie i przestać robić głupie rzeczy. Chwila ignorancji jest zrozumiała, ale gdy ktoś zupełnie odmawia przyjęcia prawdy, tym samym uporczywie odmawia zmiany. Uczciwi ludzie potrafią przyjąć odpowiedzialność. Nie biorą pod uwagę własnych zysków i strat, lecz chronią dzieło i interesy domu Bożego. Ich dobre i szczere serca są jak misa z czystą wodą, w której na pierwszy rzut oka widać dno. Ich działania również są przejrzyste. Podstępna osoba zawsze ucieka się do sztuczek, zawsze coś maskuje, ukrywa i zamyka się tak szczelnie, że nikt nie jest w stanie jej przejrzeć. Ludzie nie mogą przejrzeć twoich wewnętrznych myśli, ale Bóg widzi to, co jest najgłębiej ukryte w twoim sercu. Jeśli Bóg widzi, że nie jesteś uczciwą osobą, że jesteś przebiegły, że nigdy nie przyjmujesz prawdy, że zawsze próbujesz Go oszukać i że nie oddajesz Mu serca, wtedy nie będzie cię kochał, lecz znienawidzi cię i opuści. Wszyscy ci, którzy brylują pośród niewierzących, elokwentni i błyskotliwi ludzie – kim oni są? Czy to jest dla was jasne? Jaka jest ich istota? Można powiedzieć, że wszyscy oni są niezwykle sprytni, są skrajnie podstępni i przebiegli, prawdziwie są diabłem, szatanem. Czy Bóg mógłby zbawić kogoś takiego? Bóg nikogo nie nienawidzi bardziej niż diabłów – ludzi przebiegłych i podstępnych. Bóg absolutnie nie zbawi takich ludzi, więc cokolwiek robicie, nigdy nie bądźcie takimi ludźmi. (…) Jaki jest stosunek Boga do ludzi podstępnych i przebiegłych? On ich odrzuca, odsuwa na bok i nie zwraca na nich uwagi, zalicza ich do tego samego rodzaju co zwierzęta. W oczach Boga tacy ludzie noszą jedynie ludzką skórę; w istocie są tego samego rodzaju co diabeł, szatan, są chodzącymi trupami i Bóg nigdy ich nie zbawi. Jaki jest zatem stan tych ludzi dzisiaj? W ich sercach zalega mrok, brakuje im prawdziwej wiary i nigdy nie doznają oświecenia, gdy coś im się przydarza; w obliczu katastrof i udręki modlą się do Boga, ale Bóg im nie odpowiada, bo tak naprawdę nie polegają na Nim w swoich sercach. By otrzymać błogosławieństwa, próbują odstawić jak najlepszy spektakl, i nic na to nie mogą poradzić, bo nie mają sumienia ani rozumu; nawet gdyby chcieli, nie potrafiliby być dobrzy; nawet gdyby chcieli przestać robić złe rzeczy, nie byliby w stanie się powstrzymać, muszą je robić. Czy będą w stanie poznać siebie, kiedy zostaną odesłani i wyrzuceni? Chociaż wiedzą, że na to zasłużyli, ich usta tego nie przyznają i chociaż może się wydawać, że są w stanie wykonać jakiś obowiązek, wciąż próbują sztuczek i są bardzo mało produktywni. Jak zatem sądzicie: czy ci ludzie są w stanie okazać szczerą skruchę? W żadnym razie. Ponieważ nie mają sumienia ani rozsądku, nie miłują prawdy. Bóg nie zbawia takich podstępnych i złych ludzi. Jaką nadzieją dla takich ludzi jest wiara w Boga? Ich wiara jest odarta ze znaczenia, a ich przeznaczeniem jest nic nie zyskać. Jeśli w swojej wierze w Boga ludzie nie podążają za prawdą, to nie ma znaczenia, od ilu lat wierzą; na koniec nie zyskają nic” (Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Widząc, że Bóg wspomina o ludziach „podstępnych i przebiegłych” oraz „niezwykle sprytni”, o zaliczanych „do tego samego rodzaju co zwierzęta”, że „Bóg nigdy ich nie zbawi”, i „ich przeznaczeniem jest nic nie zyskać”, bardzo się przejęłam. Bóg opisał niechlujne, przebiegłe podejście do obowiązku i właśnie takie miałam. Zawsze uważałam, że lepiej nie być zbyt szczerym, tylko kalkulować wszystko w głowie i mieć asy w rękawie. Hołdowałam szatańskiej filozofii, że należy wykorzystywać, a nie dać się wykorzystać. Nim cokolwiek zrobiłam, oceniałam, czy będę coś z tego mieć, i oczekiwałam świetnych wyników przy minimum wysiłku. Tak właśnie postępuje spryciarz. Nie odrzuciłam tych przekonań po przyjęciu wiary. Sądziłam, że nie powinnam być zbyt szczera i dawać z siebie wszystkiego w pracy, że to byłoby głupie. Gdyby okazało się, że nie otrzymam błogosławieństwa, to byłaby wielka strata i nie byłabym w stanie tego znieść. Chciałam otrzymać wspaniałe błogosławieństwa minimalnym kosztem. Miałam się za mądrą. Raz od wielkiego dzwonu przykładałam się, analizowałam sytuację, a gdy dobrze nam szło, odpuszczałam sobie na parę dni. Nawet gdy widziałam problemy, to jeśli nie odbijały się na naszych wynikach i nie groziło mi zwolnienie ani wyrzucenie, wcale nie zamierzałam pilnie działać i tylko prześlizgiwałam się po łebkach. Gdy szło nam słabo, ale nie uciekałam od konsekwencji, to pracowałam ciężko i starałam się rozwiązywać problemy. Kiedy zaczynały pojawiać się wyniki, uspakajałam się i korzystałam z komfortu, żeby sobie odpocząć. Byłam taka przebiegła! Nie wypełniałam obowiązków z oddaniem dla Boga. Uważałam się za bystrą i grałam z Bogiem w gierki, ale On widzi wszystko. Bóg nie zbawi człowieka, który przebiegle pełni swoje obowiązki. Boga radują uczciwe osoby, szczere, z otwartym na Niego sercem. One oddają się swoim obowiązkom. Nie unikają odpowiedzialności i dają z siebie wszystko. Nie zostawiają sobie furtek i nie myślą o tym, czy otrzymają błogosławieństwa. Bóg błogosławi takim ludziom. Odpowiadałam za szerzenie ewangelii, a przez moją przebiegłość i niedbałość oraz brak zainteresowania wynikami, nikt nie wyciągał innych z ich negatywnego stanu na czas i w efekcie pracowali coraz gorzej. To zaszkodziło nie tylko braciom i siostrom, ale też dziełu głoszenia ewangelii. Myśląc o tym, miałam poczucie winy i bardzo żałowałam. Skruszona pomodliłam się do Boga i przysięgłam Mu, że od teraz będę w pracy dawać z siebie wszystko. Koniec z niedbalstwem i przebiegłością.
Wypełniając obowiązki religijne, przeczytałem słowa Boga, które pomogły mi pojąć znaczenie wypełniania obowiązku. Słowa Boga mówią: „Bez względu na to, jaki obowiązek człowiek pełni, czy istnieje coś bardziej właściwego? Jest to najpiękniejsza i najbardziej sprawiedliwa rzecz pośród rodzaju ludzkiego. Istoty stworzone powinny wykonywać swój obowiązek, by uzyskać aprobatę Stwórcy. Istoty stworzone żyją pod panowaniem Stwórcy i przyjmują wszystko, w co zaopatruje je Bóg oraz wszystko, co od Niego pochodzi, toteż powinny wypełniać swoje zobowiązania i powinności – to jest wyświęcone w niebie i potwierdzone na ziemi; to Boży dekret. Widać z tego, że wykonywanie przez ludzkość obowiązku istoty stworzonej jest rzeczą bardziej sprawiedliwą, piękną i szlachetną niż cokolwiek innego, co robi się podczas życia w ludzkim świecie; dla rodzaju ludzkiego nic nie jest bardziej znaczące ani wartościowe ani nic nie wnosi większego sensu i wartości do życia istoty stworzonej niż wypełnianie obowiązku istoty stworzonej. Na ziemi jedynie grupa ludzi, którzy prawdziwie i szczerze spełniają obowiązek istoty stworzonej, jest posłuszna Bogu. Ta grupa nie podąża za trendami świata zewnętrznego; posłuszna jest Bożemu przywództwu i przewodnictwu, słucha tylko słów Boga, przyjmuje prawdy wrażone przez Boga i żyje według Jego słów. Jest to najprawdziwsze i najdonośniejsze świadectwo, najlepsze świadectwo wiary w Boga. Bowiem dla istoty stworzonej zdolność wykonywania obowiązku istoty stworzonej, zdolność zadowolenia Stwórcy, jest najwspanialszą rzeczą, jaka istnieje pośród rodzaju ludzkiego, czymś, co ludzkość powinna wysławiać. Wszystko, co Stwórca powierzył istotom stworzonym, powinno być przez nie bezwarunkowo przyjęte; dla ludzkości jest to coś błogosławionego i chwalebnego, a dla wszystkich tych, którzy spełniają obowiązek istoty stworzonej, nic nie może być bardziej cudowne ani godne upamiętnienia – jest to czymś pozytywnym. (…) Jednak rzecz tak piękna i wspaniała została wypaczona przez rasę antychrystów i przekształcona w transakcję, w ramach której wypraszają oni korony i nagrody z ręki Stwórcy. Transakcja taka sprawia, że coś niezwykle pięknego i sprawiedliwego staje się straszliwie szpetne i złe. Czyż nie to właśnie czynią antychryści? Czy zatem, sądząc na podstawie tego, antychryści są źli? Istotnie, są bardzo źli! Jest to przejaw tylko jednego z aspektów ich nikczemności” (Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część siódma), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Objawienie płynące ze słów Bożych poruszyło mnie. Bóg zbawia zepsutych ludzi, ile sił, pielęgnuje ich wedle potrzeb i daje im szansę na spełnienie obowiązku, by w trakcie szukali prawdy i uporali się z zepsutym usposobieniem, podporządkowali się Bogu, okazali Mu oddanie i dostąpili Jego zbawienia. Mamy obowiązek do spełnienia w Domu Bożym, a to nasza szansa na pozyskanie prawdy i dostąpienie zbawienia. To najwspanialsze i najsłuszniejsze, co człowiek może robić. Lecz antychryści zmieniają coś tak pięknego i sprawiedliwego w zwykłą transakcję. W wierze i pełniąc obowiązki, trzymają się nadziei otrzymania błogosławieństw. Nie mają prawdziwej wiary, nie cierpią i nie wysilają się. To podręcznikowi niewierzący i oportuniści. Patrząc na to, jak ja pełniłam obowiązki, byłam właśnie jak oni. Nie myślałam o woli Boga, tylko wolałam się hamować przy wypełnianiu obowiązków. Za minimalne starania chciałam wiele w zamian. Wyrachowana grałam z Bogiem w gierki. Najwyraźniej zmieniałam obowiązki w transakcje. Nie byłam osobą wierzącą. Myślałam wtedy, że jeśli mam jakieś sukcesy w pracy, utrzymam się w kościele i mnie nie zwolnią, to dostąpię zbawienia. Wreszcie zrozumiałam, że to były moje własne wyobrażenia i pojęcia niezgodne ze słowami Boga. Bóg nigdy nie mówił, że byle jakie osiągnięcia i unikanie zła, zwolnienia czy wypędzenia zapewnią komuś zbawienie. Bóg decyduje o tym, czy kogoś zbawi zależnie od tego, czy ten ktoś dąży do prawdy, wkracza w nią, pełniąc obowiązki, i wyzbywa się zepsutego usposobienia. Nie ma drogi na skróty. Bóg chce od ludzi autentyczności. Jeśli ktoś jest przebiegły i niedbały, pełniąc obowiązki, nawet jeśli coś osiągnie, Bóg nienawidzi takiego usposobienia. W końcu Bóg tego kogoś zdemaskuje i wygna. Pomyślałam o tym, co powiedział Pan Jezus: „A tak, ponieważ jesteś letni i ani zimny, ani gorący, wypluję cię z moich ust” (Obj 3:16). Nie myślałam o robieniu postępów w pracy, działałam rutynowo. To, co robiłam, ani mnie ziębiło, ani grzało. Byłam zupełnie obojętna. Przecież Bóg wyplułby mnie, nieprawdaż? Świadomość, że usposobienie Boga nie toleruje obrazy, przerażała mnie. Pomodliłam się: „Boże, chcę okazać skruchę. Od teraz będę dawać z siebie wszystko w pracy, proszę zdyscyplinuj mnie, jeśli się zapomnę”.
Później przeczytałam słowa Boga, które wskazały mi ścieżkę praktyki. „Kiedy ludzie wypełniają swoje obowiązki, w rzeczywistości robią to, co powinni. Jeśli czynisz to przed Bogiem, jeśli wykonujesz swój obowiązek i podporządkowujesz się Bogu z uczciwością i sercem, to czyż taka postawa nie będzie o wiele bardziej właściwa? Jak zatem powinieneś stosować tę postawę w swoim codziennym życiu? Musisz uczynić »oddawanie Bogu czci z sercem i uczciwością« swoją rzeczywistością. Ilekroć masz ochotę sobie odpuścić i jedynie stwarzać pozory, ilekroć masz ochotę prześliznąć się po powierzchni i poleniuchować, ilekroć coś cię rozprasza albo wolałbyś dobrze się bawić, powinieneś dobrze się zastanowić: »Czy zachowując się w ten sposób, nie jestem czasem niegodny zaufania? Czy tak wygląda wkładanie serca w wypełnianie swych obowiązków? Czy postępując w ten sposób jestem nielojalny? Czy zachowując się w ten sposób nie zawodzę w wypełnieniu zadania, jakie powierzył mi Bóg?«. Tak właśnie powinieneś się nad sobą zastanawiać. Co powinieneś zrobić, jeśli dojdziesz do wniosku, że zawsze wykonujesz obowiązki niedbale i po łebkach, że jesteś nielojalny i że skrzywdziłeś Boga? Powinieneś powiedzieć: »Poczułem wtedy, że coś jest nie tak, ale nie potraktowałem tego jak problemu: po prostu beztrosko przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że rzeczywiście byłem niedbały i nie przykładałem się, że nie sprostałem swojej odpowiedzialności. Naprawdę brakuje mi sumienia i rozumu!«. Znalazłeś problem i dowiedziałeś się trochę o sobie – więc teraz musisz się zmienić! Twój stosunek do wykonywania obowiązków był niewłaściwy. Pełniłeś je niedbale, traktowałeś jak jakąś dodatkową pracę i nie wkładałeś w nie serca. Jeśli odkryjesz, że ponownie jesteś niedbały i się nie przykładasz, musisz pomodlić się do Boga, aby cię zdyscyplinował i wychłostał. Taką wolę trzeba mieć w wypełnianiu swojego obowiązku. Dopiero wtedy można naprawdę okazać skruchę. Zmienić można się tylko wtedy, gdy ma się czyste sumienie i gdy przekształceniu ulega stosunek do wykonywania obowiązków. A kiedy człowiek okazuje skruchę, musi również często zastanawiać się, czy rzeczywiście włożył w wypełnianie obowiązku całe swoje serce, cały swój umysł i wszystkie swoje siły; wówczas, posługując się słowami Bożymi jako miarą i stosując je do siebie, dowie się, jakie problemy wciąż istnieją w jego pełnieniu obowiązku. Czy człowiek, który stale rozwiązuje problemy w ten zgodny ze słowem Bożym sposób, nie sprawia, że pełnienie przez niego obowiązku całym sercem, całym umysłem i ze wszystkich sił wpływa na rzeczywistość? Czy ktoś, kto tak wykonuje swój obowiązek, nie zaczął go wykonywać całym sercem, całym umysłem i wszystkimi siłami?” (Tylko przez częste czytanie słów Boga i rozważania nad prawdą można się posuwać do przodu, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże wskazały mi jasną ścieżkę praktyki. Muszę uczciwie wkładać w obowiązki serce, bez względu na koszty uważnie i odpowiedzialnie pracować i ze wszystkich sił robić, co do mnie należy dobrze, by zadowolić Boga. A gdy skusi mnie lenistwo i niedbalstwo, powinnam modlić się, wyrzec ciała oraz prosić Boga o skarcenie i zdyscyplinowanie. Dzięki temu nie podążę za ciałem.
Trzymałam się odtąd słów Boga. Myślałam o tym, jak dobrze spełniać obowiązek i mieć lepsze wyniki. Wiedziałam, że bracia i siostry z naszego zespołu mieli swoje mocne i słabe strony. Zastanawiałam się, jak organizować pracę, by oni mogli wykorzystywać swoje zalety, i móc naprawdę im pomagać nadrabiać wszelkie braki. Wcześniej czułam się, jak przełożona, która była zadowolona ze swojej pracy, jeśli wiedziała, co się dzieje, a wszyscy dobrze wypełniali obowiązki, i mogła wtedy cieszyć się czasem wolnym. Teraz moim celem jest wypełniać obowiązki najlepiej, jak umiem. Codziennie mam grafik wypełniony po brzegi, bardziej niż kiedykolwiek i czasami jestem zmęczona, ale czuję spokój ducha. Zaskoczyło mnie, że po miesiącu mieliśmy znacznie lepsze wyniki. Ucieszyłam się! Wiedziałam, że Bóg pragnie autentyczności. Gdy zmieniłam nastawienie i naprawdę współpracowałam z Bogiem, czułam Jego przewodnictwo i uzyskiwałam dobre wyniki. Dzięki Bogu!