W końcu wolna od nieporozumień
Kilka lat temu pracowałam przy produkcji filmów. Był czas, kiedy źle wypełniałam obowiązki, i dwa z moich filmów zostały odłożone na półkę z powodu problematycznych pomysłów. Było mi wtedy smutno, bo bałam się, że bracia i siostry będą patrzeć na mnie z góry. By dowieść, że się nadaję, pracowałam ciężko i przez kilka dni planowałam kolejny film, ale przeczytawszy mój plan, przywódczy stwierdził, że koncepcja jest nieaktualna i niejasna. Po dyskusji wszyscy uznali, że plan jest do niczego, więc wyrzucono go do kosza. Czułam, że jestem do niczego, byłam w negatywnym stanie i brak mi było energii. Kilka dni później kościół miał wybrać kierownika produkcji filmowej i przypadkiem odkryłam, że niektórzy bracia i siostry mówili o mnie, że mam mętlik w głowie. Poczułam ukłucie w sercu i w głowie kołatały mi takie myśli: „Przywódca powiedział, że nie myślę jasno, a bracia i siostry mówią, że mam mętlik w głowie. Czy to nie znaczy, że jestem otumaniała? Czy taki ktoś może pojąć prawdę i zostać zbawiony przez Boga? Czy zostaną odrzucona?”. Ta myśl pogrążyła mnie w negatywności i udręce, chciałam się jakoś wykaraskać z tej sytuacji.
Nazajutrz z płaczem powiedziałam przywódcy: „Mam słaby charakter, a ten obowiązek jest trudny. Pozwól mi zająć się czymś innym”. Przywódca odpowiedział tymi słowami: „Wszyscy mamy braki, a porażki i niepowodzenia w obowiązkach są nieuniknione. Jeśli są problemy lub odstępstwa, należy je omawiać, szukać prawdy, by je rozwiązać, i nie ustawać w wysiłkach. Być może jesteś w stanie pełnić ten obowiązek”. Ale wtedy to do mnie nie dotarło i chciałam odejść. Odeszłam więc, błędnie pojmując Boga i psując sobie relacje z braćmi i siostrami. Zajęłam się głoszeniem ewangelii. Dzięki ciężkiej pracy coraz lepiej radziłam sobie z pełnieniem obowiązków, a bracia i siostry z mojej grupy często przychodzili do mnie z pytaniami. Czułam, że odzyskałam nieco pewności siebie, byłam w dobrym nastroju każdego dnia i miałam energię do pracy.
Rok później, niespodziewanie, przywódca przeniósł mnie na powrót do produkcji filmów, bo praca tego wymagała. Z początku byłam efektywna, pełniąc obowiązki, i nic mnie nie ograniczało. Ale później, gdy filmy wymagały innowacji, nie nadążałam za nowościami i moje plany były zawsze odrzucane, przez co znów opanował mnie negatywny stan. Dołowałam się, że mam słaby charakter, jestem otumaniona i niezdolna pełnić obowiązki. Lider grupy widział, że jestem bierna i nie dźwigam brzemienia obowiązków, więc cierpliwie omawiał ze mną prawdę, wspierał mnie i mi pomagał, a w końcu powiedział mi: „Ty i brat Yang produkujecie film przez mniej więcej ten sam czas. On jest szczery, szybko się uczy, umie robić streszczenia, widać, że poczynił postępy. Tobie tak dobrze nie idzie, musisz się przyłożyć”. Gdy to usłyszałam, poczułam się nieswojo. Pomyślałam: „Wskazujesz mój problem, więc coś z tym zrobię. Ale czemu porównujesz mnie do brata Yanga? On ma dobry charakter i jasno myśli, zawsze dbano o jego edukację. Ja jestem niezorganizowana. Nie jestem na jego poziomie. Nie ma co porównywać”. Odrzucałam sugestie i pomoc lidera grupy, nie zreflektowałam się. Po tygodniu lider grupy zauważył, że nie dogaduję się z siostrą Zhou, i powiedział mi: „Współpracujesz z siostrą Zhou, która jest bardziej elastyczna i ma lepsze umiejętności techniczne, więc się uzupełniacie. Musisz więcej spraw z nią omawiać, słuchać jej opinii i uczyć się od niej. Dzięki temu poczynisz postępy. Ostatnio masz słabe wyniki, a twoje pomysły na filmy są wciąż nie na czasie. Czy nie powinnać się nad tym zastanowić?”. Zasmuciłam się, gdy lider grupy obnażył moje problemy w ten sposób. Czułam, że patrzy na mnie z góry i mną gardzi. Wytknął mi problemy kilka dni temu, a teraz, zanim przyszłam do siebie, demaskował mnie. Im więcej o tym myślałam, tym gorzej się czułam i płakałam z tej całej frustracji. Mimowolnie powiedziałam coś, czego żałuję do dziś dnia. Powiedziałam: „Czuję się zbędna w tej grupie. Nikomu nie pomagam, a wy mnie i tak tu trzymacie”. Lidera grupy aż zatkało, gdy to usłyszał. Powiedział: „Jak możesz coś takiego mówić? Nikt ciebie w ten sposób nie postrzega! Musimy szukać prawdy, by rozwiązywać problemy. Nie możemy być negatywni i oporni”. Ale choćby nie wiem, co mówił lider grupy, ja byłam na to głucha. Czułam się otumaniała, czułam, że nie podobam się Bogu i że bracia i siostry nie darzą mnie sympatią, czułam się jak ktoś pomijalny w tej grupie. Czułam się coraz bardziej pokrzywdzona i żyłam w stanie negatywności i nieporozumienia, moja relacja z Bogiem osłabła i miałam coraz mniejszą pewność siebie. „Mam słaby charakter” – to była moja mantra.
Później, przygotowując film ze współpracownicą, ilekroć ona miała inną opinię w dyskusji, szłam na kompromis, mówiąc: „Mam słaby charakter i kiepskie pomysły. Ty widzisz problem prawidłowo, więc zróbmy tak, jak mówisz”. Następnie usuwałam swoją propozycję. Współpracownica zaniepokoiła się, widząc to: „Czemu to usunęłaś? Mam wiele braków i nie jest tak, że zawsze prawidłowo dostrzegam problemy”. Później opowiedziała mi o swoim stanie. Wyznała, że ma aroganckie usposobienie w pracy ze mną, że patrzy na mnie trochę z góry, że musi się zreflektować. Gdy usłyszałam, jak to otwarcie przyznaje, byłam spokojna, ale dręczyłam się, nie chciałam z nią szczerze porozmawiać, więc powiedziałam tylko: „Można ci wybaczyć twoją arogancję. Kto by nie był arogancki, pracując z kimś o tak słabym charakterze jak ja? Na twoim miejscu tak samo bym się zachowywała”. Była zdezorientowana i nie widziała, co mi powiedzieć. I tak żyłam w stanie negatywności i nieporozumienia. W sercu czułam udrękę i cierpienie, trudno było mi pełnić obowiązki, szczególnie po skończeniu pracy nad filmem, gdy trzeba było objaśnić całą koncepcję i prosić o uwagi. Rzadko się odzywałam i nie śmiałam brać udziału w dyskusji, więc zostawiałam to mojej współpracownicy. Przez te kilka dni mój stan był fatalny. Nie mogąc w nocy zasnąć, myślałam: „Czemu zawsze jestem wycofana, pełniąc obowiązki, i brak mi pewności siebie? Czemu się boję, że będą na mnie patrzeć z góry? Czemu życie jest dla mnie taką udręką?”. Nie chciałam już być taka przygnębiona. Chciałam żyć w pozytywnym stanie, jak inni, i normalnie pełnić obowiązki, ale nie mogłam otrząsnąć się z tego negatywnego stanu. Mogłam tylko wołać do Boga, by mnie zbawił i pomógł mi uniknąć zagrożenia.
Niedługo potem, na zgromadzeniu, przywódca odczytał fragment słów Boga. Dzięki temu uświadomiłam sobie swój problem i odmieniłam swój stan. Bóg mówi: „Kiedy ludzie oddalają się od Boga, kiedy żyją w stanie, w którym źle interpretują Boga albo stawiają opór, sprzeciwiają się Bogu i spierają się z Nim, wtedy zupełnie porzucili opiekę i ochronę Boga, całkowicie odeszli od światła Bożej obecności. Kiedy ludzie żyją w takim stanie, siłą rzeczy żyją swoimi własnymi uczuciami. Byle błaha myśl może cię tak zaniepokoić, że nie pozwala jeść ani spać, a rzucona od niechcenia uwaga może pogrążyć cię w wątpliwościach i oszołomieniu, nawet jeden zły sen może wywołać u ciebie zniechęcenie i sprawić, że będziesz źle interpretować Boga. Gdy wytworzy się takie błędne koło, ludzie myślą, że to już dla nich koniec, że nie ma dla nich nadziei, Bóg ich nie kocha, opuścił ich i ich nie zbawi. Im bardziej myślą i czują w ten sposób, tym bardziej pogrążają się w zniechęceniu. Prawdziwym powodem, dla którego ludzie mają takie uczucia, jest to, że nie szukają prawdy ani nie praktykują zgodnie z zasadami prawdy. A ponieważ nie szukają prawdy i jej nie praktykują, gdy coś im się przydarza, ponieważ zawsze idą własną drogą i żyją wśród własnych małostkowych schematów, spędzając każdy dzień na porównywaniu się z innymi i konkurowaniu z nimi, zazdroszcząc i nienawidząc każdego, kto jest lepszy od nich, szydząc i kpiąc z każdego, kto ich zdaniem jest niżej niż oni, żyjąc w usposobieniu szatana, nie postępując według zasad prawdy – prowadzi to w końcu do wszelkiego rodzaju urojeń, spekulacji i osądów, nieustannie też utrzymują w sobie stan niepokoju i nie przyjmują niczyich rad. A czyż nie są sami sobie winni? Tylko ludzie mogliby się obarczyć tak gorzkim owocem – i naprawdę na to zasługują. Z czego to wszystko wynika? Ludzie nie szukają prawdy, postępują według własnych upodobań, ciągle się popisują i porównują z innymi, stawiają Bogu nieuzasadnione wymagania, ciągle starają się wyróżnić i tak dalej – wszystkie te rzeczy powodują, że ludzie wciąż na nowo odchodzą od Boga, sprzeciwiają się Mu i raz za razem przeciwstawiają się prawdzie. Ostatecznie pogrążają się w ciemności i zniechęceniu. W takich chwilach nie jest możliwe, aby ludzie mieli czyste zrozumienie rzeczy, które ich spotykają, nie jest możliwe, aby mieli właściwe nastawienie do tych rzeczy; zamiast tego narzekają na Boga, błędnie Go rozumieją, próbują Go kwestionować. Kiedy tak się dzieje, ludzie zdają sobie sprawę, że są w kłopocie, więc decydują, że sprzeciwiają się Bogu i nie pozostaje im nic innego, jak pogrążyć się w negatywności, nie mogąc się z niej wyrwać. Mają takie przekonanie: »Bóg mnie nie chce, Bóg mnie nie kocha, jestem zbyt zbuntowany, sam to sobie zrobiłem, Bóg mnie już nie zbawi«. Wątpliwości w swoich sercach uznają za fakt i bez względu na to, kto z nimi rozmawia i próbuje wyjaśniać, na nic się to nie zda. Wierzą, że »To wszystko są fakty, to wszystko prawda, Bóg mi nie pobłogosławi, nie zbawi mnie, więc jaki jest sens w Niego wierzyć?«. Kiedy droga ich wiary w Boga doszła do tego punktu, czy ludzie nadal są zdolni do wiary? Nie. Dlaczego nie mogą dalej wierzyć? Jest tu pewna kwestia. Kiedy negatywność ludzi osiąga pewien punkt, kiedy ich serca są wypełnione sprzeciwem i skargami, i chcą zerwać wszelki kontakt z Bogiem, wtedy nie jest to już tak proste jak to, że nie boją się Boga, nie są posłuszni Bogu, nie kochają prawdy i nie akceptują prawdy. Co dzieje się zamiast tego? W swoich sercach podjęli własną decyzję o porzuceniu wiary w Boga. Uważają, że to wstyd biernie czekać, aż zostanie się wyrzuconym, że bardziej godne jest samemu zrezygnować, więc przejmują inicjatywę i zrywają sprawy. Potępiają wiarę w Boga jako złą, potępiają prawdę jako niezdolną do zmiany człowieka, a Boga potępiają jako niesprawiedliwego, pytając – ze złością – dlaczego ich nie zbawił: »Tyle poświęciłem, byłem tak gorliwy, pracowałem tak ciężko, cierpiałem o wiele bardziej niż inni i nikt nie starał się tak jak ja, a mimo to Bóg mi nie błogosławił. Teraz widzę, że Bóg mnie nie lubi, że Bóg nie jest bezstronny«. Mają czelność uczynić ze swoich wątpliwości dotyczących Boga potępienie i bluźnierstwo Boga. Kiedy takie rzeczy nabierają kształtu, czy mogą oni kontynuować drogę wiary w Boga? Skoro buntują się przeciwko Bogu i sprzeciwiają się Mu, w ogóle nie przyjmując prawdy i nie zastanawiając się nad sobą, przepadli” (Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Czułam, że każde słowo Boga jest przypomnieniem, analizą i przestrogą dla mnie, zwłaszcza, gdy Bóg mówił: „Prawdziwym powodem, dla którego ludzie mają takie uczucia, jest to, że nie szukają prawdy ani nie praktykują zgodnie z zasadami prawdy”. Myśląc o tych słowach, zaczęłam się reflektować i w końcu do mnie dotarło, że przez cały ten czas nigdy nie szukałam prawdy w obliczu różnych sytuacji, nie mówiąc już o praktykowaniu zgodnie z zasadami prawdy. Żyłam całkowicie własną wyobraźnią i spekulacjami. Przypomniałam sobie, jak raz po raz ponosiłam porażki przy produkcji filmów i bracia i siostry mówili, że mam w głowie mętlik. Nie przemyślałam wtedy swoich problemów, tylko uciekłam od nich, żyjąc w stanie negatywności i nieporozumienia. Gdy wróciłam do pracy przy filmach, nie wyciągnęłam nauki z porażek. Pełniłam obowiązki z nastawieniem biernym i defensywnym. Gdy lider grupy chwalił innych, a mnie wytykał problemy, dobiło mnie to. Czułam, że mam słaby charakter i mętlik w głowie. Podejrzewałam, że bracia i siostry patrzą na mnie z góry i nie rozumiałam Boga jeszcze bardziej, co spotęgowało ból i mrok w moim sercu i obniżyło efektywność w pełnieniu obowiązków. Wszystko traktowałam z rezerwą, czułam się strasznie ograniczona. Wtedy dostrzegłam jasno, że problemu nie mieli wcale ludzie wokół mnie i że Bóg nie traktował mnie niesprawiedliwie. Nie dążyłam do prawdy, byłam oporna, dystansowałam się i opierałam gdy się ze mną rozprawiano i przycinano. Moje nieposłuszeństwo i opór względem Boga były przeogromne, przez co pogrążyłam się w mroku i bólu, jeszcze bardziej oddaliłam się od Boga. Czy nie tylko ja byłam winna, gdy nie pełniłam obowiązków należycie? Pojęłamw końcu, czym była rezerwa i wycofanie. Zrozumiałam jeszcze coś. Choć wierzyłam w Boga, poświęcałam się i ponosiłam koszty, to nie akceptowałam prawdy i nie uznawałam, że prawda, jaką wyraża Bóg, może zbawić ludzi. Gdy ponosiłam porażki, pełniąc obowiązki, byłam oporna, postępowałam nierozsądnie i ganiłam się za słaby charakter. Czułam, że Bóg nie zbawia takich jak ja. Byłam często rozżalona, czułam, że umiem znosić trudy i poświęcać się dla obowiązków, cierpiałam nie mniej niż inni. Czemu więc zawsze ujawniano moje braki? Czemu Bóg nie był dla mnie łaskawy? Czy nie przeczyłam Bożej sprawiedliwości? To było bluźnierstwo! Z każdą taką myślą rósł mój strach. Czułam, że byłam w niebezpiecznym stanie. Gdybym tego nie zmieniła i nie okazała skruchy, Bóg z pewnością by mnie odrzucił! Każdy stan opisany w Bożej analizie poruszył mnie. Widząc, jak poważny jest mój problem, wylewałam gorzkie łzy. Nienawidziłam się za to, że nie dążę do prawdy, nie przyjmuję słów Boga i krzywdzę samą siebie. Czułam głęboki żal i modliłam się do Boga. Mówiłam: „Boże, nie chcę być już taka zbuntowana i uparta, nie chcę żyć w stanie nieporozumienia i dalej ranić Twe serce. Chcę okazać skruchę!”.
Później przywódca i lider grupy przyszli ze mną pomówić. Zwrócili uwagę na moją skłonność do negatywności i odczytali mi słowa Boga. Byłam bardzo poruszona. „Na każdym etapie – bez względu na to, czy Bóg cię dyscyplinuje i karci, czy też napomina i poucza – jeśli dochodzi do konfliktu między tobą a Bogiem, a ty nie dokonujesz zwrotu i dalej trzymasz się swoich idei, punktów widzenia i postaw – wtedy nawet jeśli twoje kroki zmierzają do przodu, to jednak konflikt między tobą a Bogiem, twoje niezrozumienie i uraza do Niego oraz twoja buntowniczość nie zostaną skorygowane, jeśli zaś nie dokonasz zwrotu, to Bóg ze swojej strony cię odrzuci. Chociaż nie zrezygnowałeś z bieżącego obowiązku, nadal go wykonujesz i masz choć trochę lojalności wobec tego, co Bóg zlecił, a ludzie uważają to za dopuszczalne, spór między tobą i Bogiem jest nierozwiązywalny. Nie wykorzystałeś prawdy, aby ten spór rozwiązać i zdobyć prawdziwe zrozumienie woli Bożej. W rezultacie pogłębia się twoje niezrozumienie Boga. Zawsze myślisz, że Bóg jest w błędzie, a ty jesteś traktowany niesprawiedliwie, co oznacza, że nie zawróciłeś ze złej drogi. Twój bunt, twoje pojęcia i twoje niezrozumienie Boga wciąż się utrzymują, co sprawia, że masz postawę nieposłuszeństwa, zawsze jesteś zbuntowany i przeciwstawiasz się Bogu. Czy taka osoba nie jest kimś, kto buntuje się przeciwko Bogu, sprzeciwia się Mu i uparcie odmawia okazania skruchy? Dlaczego Bóg przywiązuje taką wagę do ludzi dokonujących zwrotu? Z jaką postawą istota stworzona powinna odnosić się do Stwórcy? Z uznaniem, że Stwórca ma rację, bez względu na to, co robi. Jeśli tego nie uznasz, to stwierdzenie, że Stwórca jest prawdą, drogą i życiem, będzie dla ciebie tylko pustymi słowami. A jeżeli tak się sprawy mają, czy nadal możesz dostąpić zbawienia? Zdecydowanie nie. Nie będziesz się do tego nadawał; Bóg nie zbawia ludzi takich jak ty. (…) Musisz dokonać zwrotu i odłożyć na bok swoje pomysły i intencje. Kiedy już poweźmiesz taki zamiar, w naturalny sposób osiągniesz również postawę uległości. Jednak, ściślej mówiąc, odnosi się to do ludzi, którzy dokonują zwrotu w swojej postawie względem Boga, Stwórcy; jest to uznanie i potwierdzenie faktu, że Stwórca jest prawdą, drogą i życiem. Jeśli potrafisz dokonać zwrotu, dowodzi to, że jesteś w stanie odsunąć na bok te rzeczy, które uważasz za słuszne, lub te, które cała ludzkość – zepsuta ludzkość – zbiorowo uważa za słuszne; zamiast tego przyznasz, że słowa Boga są prawdą i że są pozytywne. Jeśli możesz przyjąć taką postawę, dowodzi to, że uznajesz tożsamość Stwórcy i Jego istotę. Tak patrzy na tę sprawę Bóg i dlatego uważa ją za szczególnie ważną” (Tylko pozbywając się własnych pojęć możesz wkroczyć na właściwą ścieżkę wiary w Boga (3), w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Kontemplująć słowo Boże, zrozumiałam, czemu dla Boga jest tak ważne, by ludzie się odmienili. W Bożym dziele zbawienia nie ma znaczenie, jak dużo ktoś może zrobić albo ile cierpienia potrafi znieść. Bóg patrzy na ludzie serca. Patrzy na to, czy ludzie wierzą, że to, co Bóg czyni, jest słuszne, czy uznają, że Bóg jest drogą, prawdą i życiem, czy są Bogu posłuszni. Jeśli ktoś przejawia duże zepsucie i robi rzeczy wbrew prawdzie, a przy tym nie reflektuje się i nie akceptuje prawdy, tylko rozwija w sobie nieporozumienia co do Boga, to nawet gdy pozornie taka osoba potrafi znieść wiele cierpienia i się poświęcić, w oczach Boga jest oporna i zdradza Go. Ostatecznie tacy ludzie zostaną odrzuceni i nie mogą dostąpić zbawienia. Myślałam o tym, jak przez te lata zawsze błędnie rozumiałam Boga i miałam względem Niego zastrzeżenia, ale nigdy tych problemów nie rozwiązałam. Otumaniałam się, rzucając się w wir obowiązków. Gdy ujawniono moje kłopoty z pełnieniem obowiązków i moje braki, ucierpiało moje ego. Zaszufladkowałam samą siebie negatywnie, wypowiadałam słowa skargi wobec Boga, błędnie Go rozumiejąc. Z czasem uraza, jaką nosiłam w sercu, spotęgowała się, oddalałam się od Boga coraz bardziej. Mój stan pogarszał się z dnia na dzień. Mogłam tylko siebie zapytać: „Choć codziennie sumiennie wypełniam obowiązki i nigdy nie zrobiłam niczego prawdziwie złego, moje serce jest daleko od Boga, trzymam Go na dystans i nie rozumiem tak, jak należy. Jak można mnie nazwać kimś, kto wierzy w Boga? Czy Bóg uznałby tego rodzaju wiarę? Żyłam w stanie nieporozumienia i negatywności, nie czułam wyzwolenia. Choć pełniłam obowiązki, trudno mi było zyskać dzieło Ducha Świętego. Mogłam jedynie brnąć jakoś do przodu, polegając na własnym doświadczeniu. Jak miałabym się rozwijać? Co mogłam zyskać poprzez taką wiarę?”. Wtedy właśnie sobie uświadomiłam, jak ważne jest wyzbycie się nieporozumień co do Boga i szczera skrucha w sercu! Przez te trzy lata nie mogłam zapomnieć, jak bracia i siostry mówili, że mam mętlik w głowie. Nie szukałam prawdy w tej sprawie, nie zreflektowałam się w świetle słów Boga. Wiedziałam, że muszę szukać prawdy, by rozwiązać ten problem.
Poszukałam odpowiednich fragmentów słowa Bożego. Słowa Boga mówią: „Kiedy Bóg nazywa cię głupcem, nie prosi, byś zaakceptował jakieś stwierdzenie, słowo czy definicję – prosi, byś zrozumiał zawartą w tym prawdę. Jaka więc prawda zawiera się w tym, kiedy Bóg nazywa kogoś głupcem? Każdy rozumie powierzchowne znaczenie słowa »głupiec«. Ale jeśli chodzi o to, jakie są przejawy i skłonności głupca, jakie postępowanie jest głupie, a jakie nie, dlaczego Bóg demaskuje ludzi w ten sposób, czy głupcy mogą przyjść przed oblicze Boga, czy głupcy są w stanie działać zgodnie z zasadami, czy potrafią zrozumieć, co jest dobre, a co złe, czy są w stanie rozróżnić, co Bóg miłuje, a czym pogardza – w większości przypadków ludzie nie mają jasności co do tych rzeczy; są one dla nich dwuznaczne i źle zdefiniowane, zupełnie nieprzejrzyste. Na przykład najczęściej ludzie nie wiedzą – nie jest dla nich jasne – czy robienie czegoś w określony sposób jest po prostu przestrzeganiem zasad, czy też praktykowaniem prawdy. Nie wiedzą też – również nie mają jasności – czy Bóg coś umiłował, czy ma to w pogardzie. Nie wiedzą, czy praktykowanie w określony sposób jest narzucaniem ludziom ograniczeń, czy też omawianiem prawdy i pomaganiem ludziom w sposób normalny. Nie wiedzą, czy zasady, którymi kierują się w swoim postępowaniu wobec innych, są właściwe, czy starają się zyskać sojuszników, czy też pomóc ludziom. Nie wiedzą, czy postępowanie w określony sposób jest przestrzeganiem zasad i trwaniem w swojej pozycji, czy też popisywaniem się. Kiedy nie mają nic innego do roboty, niektórzy lubią gapić się w lustro; nie wiedzą, czy jest to narcyzm i próżność, czy też normalność. Niektórzy ludzie są porywczy i nieco dziwni; czy potrafią określić, czy jest to związane z ich złym usposobieniem? Ludzie nie potrafią nawet rozróżnić tych powszechnie widywanych, nagminnie spotykanych rzeczy – a jednak wciąż mówią, że tak wiele zyskali dzięki wierze w Boga. Czy to nie jest głupie? Czy zatem możecie zaakceptować, że nazywa się was głupcami? (Tak). (…) A czy chcecie być nimi przez całe swoje życie? (Nie). Nikt nie chce być głupcem. W rzeczywistości omawianie i analizowanie w ten sposób nie jest po to, abyś uznał się za głupca; bez względu na to, jak Bóg cię określa, bez względu na to, co o tobie objawia, jak cię osądza i karci, czy też rozprawia się z tobą i przycina cię, ostatecznym celem jest, abyś mógł uciec od tych stanów, zrozumieć prawdę, zyskać ją i starać się nie być głupcem. Co więc powinieneś zrobić, jeśli nie chcesz być głupcem? Musisz dążyć do prawdy. Po pierwsze, musisz wiedzieć, w jakich sprawach jesteś głupcem, w jakich sprawach zawsze głosisz doktrynę, zawsze błądzisz w teorii i słowach doktryny, a gdy stajesz przed faktami, oczy zachodzą ci mgłą. Kiedy rozwiążesz te problemy i będziesz mieć jasność co do każdego aspektu prawdy, będzie mniej sytuacji, w których będziesz głupi. Kiedy będziesz mieć jasne zrozumienie każdej prawdy, kiedy nie będziesz mieć związanych rąk i nóg we wszystkim, co robisz, kiedy nie będziesz zahamowany ani ograniczony – kiedy będziesz w stanie znaleźć właściwe zasady praktykowania, gdy coś ci się przydarzy i pomodliwszy się do Boga, będziesz naprawdę potrafił działać zgodnie z zasadami, szukając prawdy lub znajdując kogoś do rozmowy, wtedy nie będziesz już głupi. Jeżeli coś będzie dla ciebie jasne i będziesz w stanie prawidłowo praktykować prawdę, to w tej sprawie nie będziesz już głupi. Ludzie muszą tylko zrozumieć prawdę, aby ich serca zostały naturalnie oświecone” (Sześć wskaźników rozwoju życiowego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bóg wyjaśnia zachowanie ludzi skołowanych. Są oni zdezorientowani i niepewni we wszystkim, co robią. Nie mają jasnego stanowiska ani zasad, nie wiedzą, co się Bogu podoba, a czego nienawidzi, brak im rozeznania co do ludzi i okoliczności. Nie widzą jasno swoich braków ani zepsucia, jakie przejawiają. Gdy coś się dzieje, nie odróżniają dobra od zła, nie mają zasad ani ścieki praktykowania. W świetle słów Boga przypomniałam sobie sceny z przeszłości. Skupiałam się tylko na ciężkiej pracy, ale nigdy na lekturze słów Boga, i nie szukałam zasad prawdy. Gdy bracia i siostry dawali mi sugestie dotyczące edycji filmów, nie traktowałam ich poważnie. Czasem nie rozumiałam, o co im chodzi, i robiłam wszystko na ślepo, myśląc, że cierpienie oznacza lojalność wobec Boga. Przejawiałam zepsucie i braki, pełniąc obowiązki, ale nie stanęłam przed Bogiem, by szukać prawdy i rozwiązać problem. Przez lata trwałam w negatywnym stanie, byłam bardzo otumaniała. Nie widziałam powagi problemu ani tego, że niebezpiecznie jest w tym tkwić. Byłam wciąż skołowana i zdezorientowana. Czy to nie zachowanie kogoś otumaniałego? Zrozumiałam jednak, że to, co mówili o mnie bracia i siostry, to prawda. Ale nie chciałam się z tym pogodzić i myślałam, że każdy patrzy na mnie z góry, czułam do nich uraz i dystans. Nie powinnam była tak postępować! Przez te lata bracia i siostry często mnie wspierali i mi pomagali, nigdy nie patrzyli na mnie z góry. To ja byłam okropna i bezrozumna, nie chciałam zaakceptować prawdy. Myśląc o tym, mogłam w końcu zerwać z przeszłością. Nienawidziłam się za to, że byłam taka skołowana i nie szukałam prawdy. Gardziłam sobą za swoje skandaliczne zachowanie.
Gdy zrozumiałam, że mam mętlik w głowie, pomyślałam, jak często wypominałam sobie swój słaby charakter. To był kolejny problem, który wymagał poszukiwania prawdy. Natrafiłam na pewien fragment słowa Bożego. „Jeśli Bóg stworzył was głupcami, wasza głupota ma znaczenie; jeśli stworzył was mądrymi, wasza mądrość ma znaczenie. Jakąkolwiek wiedzę dostajecie od Boga, jakiekolwiek macie mocne strony i bez względu na to, jak wysokie macie IQ, dla Boga wszystko jest celowe. Wszystko zostało z góry ustalone przez Boga. Twoją rolę w życiu i pełniony obowiązek Bóg również zaplanował już dawno temu. Niektórzy ludzie widzą, że inni posiadają specjalistyczną wiedzę, której im samym brak, i są niezadowoleni. Chcą zmieniać rzeczy, ucząc się więcej, oglądając więcej i będąc bardziej sumiennymi. Ale to, co ich sumienność może osiągnąć, ma swoje granice, i nie przewyższą oni tych, którzy mają talenty i specjalistyczną wiedzą. Nieważne, jak bardzo będziesz walczyć, jest to bezużyteczne. Bóg zdecydował już, jaki będziesz, i nic nie jesteś w stanie zrobić, by to zmienić. Jeśli jesteś w czymś dobry, w to powinieneś wkładać wysiłek. Jeśli nadajesz się do jakiegoś obowiązku, to ten obowiązek powinieneś wykonywać. Nie próbuj na siłę angażować się w dziedziny poza zakresem swoich umiejętności i nie zazdrość innym. Każdy ma swoją funkcję. Nie myśl, że możesz wszystko robić dobrze albo że jesteś doskonalszy lub lepszy od innych, zawsze chcąc brać zastępować innych i stawiać siebie na świeczniku. To zepsute usposobienie. Jeszcze inni ludzie wierzą, że nic nie potrafią robić dobrze i że nie posiadają żadnych umiejętności. Jeśli tak jest w twoim przypadku, powinieneś być osobą, która słucha i jest posłuszna w zwykły, przyziemny sposób. Rób to, co możesz i rób to najlepiej, z całej siły. To wystarczy, a Bóg będzie zadowolony. Nie myśl przez cały czas o przewyższaniu wszystkich, robieniu wszystkiego lepiej niż inni i wyróżnianiu się z tłumu pod każdym względem. Co to za usposobienie? (Aroganckie usposobienie). Ludzie zawsze mają aroganckie usposobienie i nawet jeśli chcą dążyć do prawdy i zadowolić Boga, nie udaje im się to. Są kontrolowani przez aroganckie usposobienie, które sprawia, że łatwo im zbłądzić. Są na przykład tacy ludzie, którzy zawsze chcą się popisywać, wyrażając swoje dobre intencje zamiast wymagań Bożych. Czy Bóg chwaliłby tego rodzaju wyrażanie dobrych intencji? Aby być pomnym woli Bożej, musisz przestrzegać Bożych wymagań, zaś by wypełnić swój obowiązek, musisz podporządkować się Bożym zarządzeniom. Ludzie, którzy wyrażają dobre intencje, nie zwracają uwagi na wolę Boga, a zamiast tego zawsze próbują stosować nowe sztuczki i wypowiadać górnolotne słowa. Bóg nie prosi, byś miał na uwadze takie rzeczy. Niektórzy ludzie mówią, że jest to bycie kimś, kto lubi rywalizację. Potrzeba rywalizacji sama w sobie jest cechą negatywną. Jest to ujawnienie – manifestacja – aroganckiego usposobienia szatana. Kiedy masz takie usposobienie, wiecznie próbujesz poniżyć innych i wysunąć się na czoło, wiecznie rywalizujesz, wiecznie próbujesz coś innym odebrać. Jesteś bardzo zawistny, nikomu nie okazujesz posłuszeństwa i ciągle próbujesz się wyróżnić. To jest problem; tak działa szatan. Jeśli naprawdę pragniesz być stworzeniem miłym Bogu, to nie goń za swymi własnymi mrzonkami. Starać się być lepszym i zdolniejszym niż się rzeczywiście jest, aby osiągnąć swe cele – to coś złego. Należy być posłusznym ustaleniom i zarządzeniom Boga i nie wywyższać się ponad stan; tylko takie zachowanie świadczy o rozsądku” (Zasady, jakimi należy się kierować w zachowaniu, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga są takie jasne! Czemu wciąż powtarzałam, że mam słaby charakter? Bo tak naprawdę moja natura była arogancka. Zawsze miałam ambicje i pragnienia, chciałam być lepsza niż inni, a gdy nie mogłam, robiłam się negatywna i przypinałam sama sobie łatki. Moja żądza reputacji i statusu była zbyt silna. W każdej grupie bałam się, że będą patrzyć na mnie z góry, chciałam być podziwiana. Ale przecież widać było wiele moich problemów i braków. A gdy doświadczyłam przycinania, rozprawiania i niepowodzeń, czułam, że ucierpiał mój wizerunek i reputacja. Nie mogłam tego zaakceptować, myślałam, że mam słaby charakter i mętlik w głowie. Często też porównywałam się z innymi. Gdy widziałam, że inni w grupie mają zalety i lepszy charakter niż ja, czułam się jak beztalencie, jak ktoś mało znaczący. Nie umiałam tego zaakceptować, więc czułam się przygnębiona i gorsza. W końcu pojęłam, że chciałam prestiżu i statusu, więc porównywałam swój charakter i talenty z innymi, wciąż dążyłam do zdobycia podziwu. Moje szatańskie usposobienie było poważnym problemem. Talenty i charakter nie są kluczowe, jeśli chodzi o to, czy ktoś potrafi dobrze pełnić obowiązki. Gdy inni nas podziwiają i wielbią, nie jest to gwarancja naszego zbawienia. Bóg nigdy tak nie mówił. Bóg chce, byśmy mieli człowieczeństwo i rozum, byśy szukali prawdy w sposób przyziemny i wyzbywali się zepsucia, urzeczywistniali człowieczeństwo. Tego Bóg wymaga od ludzi. Myślałam o tych słowach Boga: „Nie ma znaczenia, czy mówię, że jesteście zacofani, czy słabego kalibru. To wszystko jest faktem. Chociaż tak mówię, to nie dowodzi, że zamierzam was opuścić, że straciłem co do was nadzieję, ani tym bardziej, że nie zamierzam was zbawić. Dzisiaj przybyłem, aby wykonać dzieło waszego zbawienia, co oznacza, że dzieło, które wykonuję, jest kontynuacją dzieła zbawienia. Każdy człowiek ma możliwość stania się doskonałym: o ile będziesz chętny, jeżeli będziesz dążyć do tego, w końcu będziesz w stanie uzyskać taki wynik, i nikt z was nie zostanie pominięty” (Przywrócenie normalnego życia człowieka i doprowadzenie go do cudownego miejsca przeznaczenia, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga są takie jasne. Choć Bóg mówi, że ludzie mają słaby charakter, i ujawnia, że są skołowani, chce tylko, żeby dostrzegli własne problemy i poznali swoje braki, aby mogli dążyć do prawdy, zmienić się i wzrastać w życiu. Możemy mieć słaby charakter, ale o ile miłujemy prawdę i szukamy jej, o ile usiłujemy spełnić Boże wymogi, Bóg będzie łaskawie nam błogosławił. Ale jeśli mając dobry charakter, nie szukamy prawdy, to zostaniemy odrzuceni. Miałam słaby charakter, to fakt, i często byłam skołowana, ale Bóg nie powiedział, że mnie nie zbawi albo że mnie odrzuci. Wciąż dawał mi szansę pełnienia obowiązków. Powinnam dążyć do prawdy, aktywnie czynić postępy, nadrabiać swoje braki i pracować nad charakterem.
Później, gdy coś się działo, skupiałam się na szukaniu prawdy, i niezależnie od okoliczności i od tego, czy mnie przycinano, rozprawiano się ze mną, czy ponosiłam porażki, byłam posłuszna i poszukiwałam zasad prawdy. Tak doświadczając, poczułam obecność Boga, nim się obejrzałam, i poczułam, że rozjaśniło mi się w głowie. Gdy bracia i siostry omawiali pomyły na filmy, już nie byłam wycofana. Czasem wyrażałam błędne opinie lub bracia i siostry dawali mi sugestie, ale traktowałam to właściwie i byłam spokojna. W tym czasie czułam bliskość Boga. Czułam, że Bóg stał przy mnie, dając mi pewność siebie i siłę. Choć natrafiałam na wiele trudności, pełniąc obowiązki, szukając woli Boga poprzez modlitwę, polegając na Bogu i współpracując z braćmi i siostrami, w końcu rozwiązałam niektóre problemy i poprawiła się moja wydajność. Dziękuję Bogu z całego serca za to, że mnie zbawił.
Myśląc o tym, jak błędnie pojmowałam Boga i oddaliłam się od Niego, czuję głęboki żal. Potem przeczytałam inny fragment słów Bożych, który bardzo mnie poruszył. „Nie chcę, aby ktokolwiek czuł, że Bóg zostawił ich na lodzie, że Bóg ich porzucił lub odwrócił się od nich. Pragnę tylko, aby wszyscy znaleźli się na drodze do dążenia do prawdy i zrozumienia Boga, odważnie parli dalej z niesłabnącą determinacją, bez obaw i obciążeń. Bez względu na to, jak wiele zła popełniłeś, jak bardzo zbłądziłeś i jak ciężko zgrzeszyłeś, nie pozwól, aby stało się to ciężarem lub dodatkowym bagażem, który musisz dźwigać w swym dążeniu do zrozumienia Boga. Idź dalej naprzód. Zbawienie człowieka przez cały czas leży Bogu na sercu i to nigdy się nie zmienia. Jest to najcenniejsza część istoty Boga” (Sam Bóg, Jedyny VI, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Przez lata mojej wiary w Boga mówiłam, że Bóg kocha ludzi, ale nie miałam prawdziwiej wiedzy o Jego miłości. To doświadczenie przyniosło mi realne zrozumienie i odczucie Bożej miłości. Choć serce miałam zatwardziałe i pełne buntu, Bóg zaaranżował dla mnie okoliczności. Czekał, aż się odmienię, przebudził mnie swoimi słowami, wyprowadził mnie ze stanu negatywności i nieporozumienia. Boże pragnienie, by zbawić ludzi jest szczere i piękne! Jestem Mu bardzo wdzięczna, chcę już tylko dążyć do prawdy, pełnić swoje obowiązki i odwdzięczyć się Bogu za Jego miłość.