Wypełnianie obowiązków wymaga dążenia do prawdy
Kilka lat temu zaczęłam głosić ewangelię. Wiedziałam, że to Bóg mnie wywyższył, bym mogła wypełniać ten obowiązek. Dziękowałam Mu z głębi serca za danie mi takiej szansy. Postanowiłam zaufać Bogu i dobrze wypełniać ten obowiązek. Więc każdego dnia spędzałam wiele czasu czytając słowa Boże, wyposażając się w prawdę i ucząc się zasad. Kiedy czegoś nie rozumiałam, pytałam o to innych. Wkrótce mogłam sama wykonywać swoją pracę i byłam bardzo wdzięczna Bogu. W tym czasie byłam szalenie zmotywowana, a wyniki były coraz lepsze. Po pewnym czasie zostałam wybrana na przywódczynię grupy. Byłam bardzo szczęśliwa i pomyślałam, „Muszę ponosić większe koszty, zdwoić wysiłki, i dążyć do tego, by więcej ludzi przyjęło dzieło Boga dni ostatecznych. Tylko to pokaże, że jestem odpowiedzialna, efektywna i dążę do prawdy. W ten sposób bracia i siostry będą mnie chwalić i podziwiać”.
Przez te kilka miesięcy od świtu byłam zajęta pracą. Czasem zapominałam nawet zjeść. Odpuszczałam sobie modlitwy i czytanie słów Bożych. Czułam, że modlitwy i czytanie słów Bożych zajmowały czas, który był mi potrzebny do pracy, co miało wpływ na jej efektywność. Na spotkaniach, gdy słuchałam, jak inni czytają słowa Boże i omawiają swoje doświadczenia, myślałam o pracy. Nie mogłam się uspokoić ani skupić na kontemplacji słów Bożych, a tym bardziej na słuchaniu doświadczeń innych i rozumieniu ich. Stopniowo przestałam zauważać swoje zepsute usposobienie, które codziennie objawiałam. Stawałam się coraz bardziej arogancka i nie współpracowałam dobrze z innymi. Widząc, że partnerka nie wykonała dobrze swojego zadania, gardziłam nią. Czułam, że choć ona głosi ewangelię od dwóch lat, nie jest tak dobra jak ja, nowicjuszka. Jeśli popracuję dłużej, na pewno będę lepsza od niej. Czasem, przekonana, że mam rację, chciałam realizować własne pomysły, więc nie chciałam z nią o niczym dyskutować ani jej informować. Kiedy pytała o postęp mojej pracy nadzorczej, nie chciałam jej nic mówić. Myślałam, że jeśli powiem, to kiedy nasi przywódcy spytają o naszą pracę, ona powie im o postępach i o szczegółach pracy, kradnąc mi ich zainteresowanie. Mówiłam też przywódcom, że moja partnerka jest nieodpowiedzialna w pracy. Później, kiedy przywódcy poznali mój stan, omówili ze mną harmonijną współpracę i powiedzieli, że nie dyskutuję o różnych sprawach z innymi, lekceważę partnerkę i skupiam się na potknięciach innych, co jest oznaką arogancji. Ale wcale nie znałam siebie. Twierdziłam, że za brak dobrej współpracy odpowiada nieodpowiedzialność partnerki, więc nią gardziłam. Później przywódcy zobaczyli, że nie wyciągam wniosków, kiedy coś mi się przydarza, więc rozprawili się ze mną za to, że byłam arogancka i nierozsądna, i powiedzieli, że to wpływa na moje obowiązki, więc powinnam zastanowić się nad sobą. Poczułam się wtedy bardzo pokrzywdzona myśląc, że co dzień do późnej nocy wypełniałam obowiązki, cierpiałam, ponosiłam koszty i byłam efektywna w pracy. Jakie znaczenie miało to, że wykazywałam zepsute usposobienie? Czemu się ze mną rozprawiono, skoro pracowałam tak efektywnie? Poczułam się nieszczęśliwa, więc zwróciłam się do Boga z modlitwą i poprosiłam, by mnie poprowadził tak, bym zrozumiała jego wolę.
Pewnego dnia w czasie modlitwy przeczytałam fragment słów Boga, „Jak należy ocenić, czy dana osoba dąży do prawdy? Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na to, co ujawnia i przejawia przy wykonywaniu swoich obowiązków i poprzez swe czyny. Na tej podstawie można określić usposobienie danej osoby. Na podstawie jej usposobienia można z kolei stwierdzić, czy osiągnęła ona jakąś zmianę albo czy zyskała pewne wejście w życie. Jeżeli ktoś w swoim działaniu ujawnia jedynie skażone skłonności i w ogóle nie ma rzeczywistości prawdy, to z pewnością nie jest to osoba dążąca do prawdy. Czy ci, którzy nie dążą do prawdy, mają wejście w życie? Nie, wcale nie. Rzeczy, które robią każdego dnia, cała ich bieganina, wysiłki, cierpienie, cena, jaką płacą bez względu na to, co robią, wszystko to jest częścią służby, oni zaś są posługującymi. Niezależnie od tego, ile lat człowiek wierzy w Boga, najważniejsze jest to, czy miłuje prawdę. Co dana osoba miłuje i do czego dąży widać zaś po tym, co najbardziej lubi robić. Jeżeli większość rzeczy, które dana osoba robi, zgodna jest z zasadami prawdy i wymaganiami Boga, to jest to ktoś, kto miłuje prawdę i do niej dąży. Jeśli potrafi praktykować prawdę, a rzeczy, które robi każdego dnia, czyni w ramach wykonywania swego obowiązku, to ma wejście w życie i posiada rzeczywistość prawdy. Jej poczynania w pewnych sprawach mogą być niestosowne lub może nie rozumieć zasad prawdy w sposób właściwy; może mieć uprzedzenia, a czasami może być arogancka i zadufana w sobie, upierać się przy swoich poglądach i nie przyjmować prawdy, ale jeżeli jest w stanie później okazać skruchę i praktykować prawdę, dowodzi to bez wątpienia, że ma wejście w życie i dąży do prawdy. Jeżeli ktoś w trakcie wykonywania swojego obowiązku przejawia jedynie skażone skłonności, ma usta pełne kłamstw, przybiera wyniosłą postawę, pobłaża sobie, okazuje przemożną pychę, z nikim się nie liczy i robi, co mu się podoba; jeżeli bez względu na to, ile lat wierzy w Boga i ilu wysłuchał kazań, w jego skażonych skłonnościach nie zaszła ostatecznie najmniejsza nawet zmiana, to z pewnością nie jest to ktoś, kto dąży do prawdy. Jest wielu ludzi, którzy wierzą w Boga od wielu lat i na pozór nie są złoczyńcami, a nawet robią czasem dobre uczynki. Wierzą w Boga dość żarliwie, ale ich życiowe usposobienie w ogóle się nie zmienia i nie mają ani odrobiny doświadczenia czy świadectwa, którym mogliby się podzielić. Czyż tacy ludzie nie są żałośni? Po tak wielu latach wiary w Boga nie mają nawet za grosz doświadczenia i świadectwa. Oto typowy posługujący. Tacy ludzie są doprawdy żałośni!” („Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Słowa Boże ujawniały, że ci, którzy nie dążą do prawdy, nie mają wejścia w życie. Co dzień ujawniają tylko swoje zepsute usposobienie. Nawet jeśli się starają, cierpią i ponoszą koszty, świadczą jedynie usługi. Tacy ludzie nie zmienią się, nieważne, ile lat wierzą. Są usługodawcami. Słysząc, jak Bóg mówi, że ten, kto nie szuka prawdy jest usługodawcą, posmutniałam. Nie mogłam powstrzymać łez. Czułam, że jestem typem osoby, którą opisał Bóg. Mogłam cierpieć i ponosić koszty w pracy, ale nie szukałam prawdy ani nie skupiałam się na zmianie swojego usposobienia. Czułam, że modlitwy, czytanie słów Bożych i zbliżanie się do Niego były stratą czasu. Na spotkaniu z braćmi i siostrami nie mogłam się uspokoić ani kontemplować słów Bożych, nie słuchałam też, gdy inni dzielili się doświadczeniami i zrozumieniem słów Bożych. Kiedy ujawniłam swoje aroganckie usposobienie w pracy, nie zwracałam się do Boga, by szukać prawdy i je zmienić. Zamiast tego skupiałam się na podglądaniu partnerki i łapaniu jej na potknięciach. Wcale nie rozumiałam siebie. Kiedy przywódcy wytykali mi problemy, kłóciłam się i broniłam. Wtedy czułam, że skoro efektywnie wypełniam obowiązki, to choć ujawniam zepsute usposobienie, przywódcy nie powinni się ze mną rozprawiać. Patrząc na swoje czyny nie widziałam przejawów dążenia do prawdy. Nie wyciągałam wniosków, kiedy coś mi się przytrafiało, ani nie szukałam prawdy, by naprawić swoje zepsute usposobienie. A ujawniałam je każdego dnia. Nawet jeśli pracowałam efektywnie, w oczach Boga tylko dokładałam starań i świadczyłam usługi. Dawniej myślałam, że ci, którzy płacą najwyższą cenę i są najbardziej efektywni w pracy, dążą do prawdy i Bóg ich pochwala. Nie wiedziałam, że to było tylko moje myślenie życzeniowe. Bóg osądza, czy ktoś dąży do prawdy nie w oparciu o wysiłek i koszty, ale raczej o to, czy dokonuje zmian w swoim życiowym usposobieniu, czy żyje zgodnie ze słowami Bożymi i postępuje zgodnie z zasadami prawdy. Jeśli moje zepsute usposobienie pozostanie nienaprawione i dalej w relacjach z ludźmi będę ujawniać swoją arogancję, i tylko będę wykonywać pracę, by zyskać sławę i status, Bóg z pewnością nie zaaprobuje moich działań. Zrozumiawszy to, jadłam i piłam słowa Boże o tym, jak zmienić swoje aroganckie usposobienie, jak harmonijnie współpracować i jak uciec od sławy i statusu. Dzięki słowom Bożym w końcu dostrzegłam, że moje usposobienie naprawdę jest zbyt aroganckie. Zawsze porównywałam swoje mocne strony ze słabościami partnerki, więc myślałam, że jestem od niej lepsza i ją lekceważyłam. Moja niechęć do powiedzenia partnerce o postępach pracy i skłonność do omawiania jej uchybień przed przywódcami były formą rywalizacji z nią o sławę i status. Gdy to zrozumiałam, powiedziałam partnerce o swoim zepsuciu. Stopniowo zaczęłyśmy harmonijnie współpracować, a nasza praca gładko postępowała naprzód. Zrozumiałam też, że to dzięki przewodnictwu Boga nasza praca mogła być efektywna. Nie powinnam przypisywać sobie zasług, by zaspokoić swoje ambicje i pragnienia. Powinnam oddać tę chwałę Bogu. Po tym doświadczeniu byłam bardzo wdzięczna Bogu. Gdyby przewódcy nie rozprawili się ze mną, nie zastanowiłabym się nad sobą, i nie zdałabym sobie sprawy z poważnych konsekwencji pracy dla sławy i statusu zamiast skupiania się na wejściu w życie. Gdybym postępowała tak dalej, stałabym się jeszcze bardziej arogancka. Gdy to zrozumiałam, zaczęłam sumiennie skupiać się na wejściu w życie, zapisując wszystko, co okazałam lub powiedziałam każdego dnia mojej pracy. Czytałam też słowa Boże na ten temat. Praktykując tak przez jakiś czas poczułam, że moja relacja z Bogiem jest bliższa. Każdego dnia coś zyskiwałam w pracy i czułam się spełniona.
Później wybrano mnie na przywódczynię. Wiedziałam, że mam wiele uchybień i słabo rozumiem prawdę i jej rzeczywistość, więc bałam się, że nie będę mogła omawiać prawdy, by rozwiązywać problemy, co może opóźnić wejście w życie innych. Często przynosiłam swoje problemy i trudności Bogu w modlitwie, szukałam prawdy i próbowałam poznać swoje zepsute usposobienie, oraz znaleźć zasady radzenia sobie z problemami poprzez słowa Boże. W tamtym czasie czułam, że wiele zyskuję dzięki swoim obowiązkom. Ale później odkryłam, że z niektórymi przywódcami i pracownikami ostro się rozprawiono za nieodpowiedzialność i nieefektywność w pracy. Wielu moich współpracowników i partnerów zostało zwolnionych, za niewykonywanie praktycznej pracy. Podczas zwalniania każdy z nich poznał powód. Bałam się, że pewnego dnia, jeśli nie będę dobrze wykonywać swojej pracy, zostanę zwolniona i obnażona przez braci i siostry, i wtedy wszyscy się dowiedzą, jaką jestem osobą. To byłoby takie krępujące! Jak w przyszłości spojrzę braciom i siostrom w oczy? Nie chciałam zostać upokorzona zdemaskowaniem i zwolnieniem. Wtedy zrozumiałam, że kiedy jesteś przywódczynią, oczy twoich braci i sióstr są zawsze skierowane na ciebie, a twój partner też cię obserwuje. Tylko pracując efektywnie można wytrwać na pozycji przywódcy i zyskać wsparcie i aprobatę innych. Jeśli jesteś nieefektywna, to tylko kwestia czasu, kiedy zostaniesz obnażona i zastąpiona. Więc pracowałam jeszcze ciężej. Budziłam się rano i rozmawiałam z braćmi i siostrami. Monitorowałam postępy w ich pracy, badałam wszelkie problemy i uchybienia, odkrywałam, gdzie postęp jest wolny, uczyłam się rozwiązywać problemy i tak dalej. Stopniowo spychałam na bok czytanie słów Bożych, zbliżanie się do Boga, i autorefleksję nad swoim zepsutym usposobieniem. Czasem zdawałam sobie sprawę, że ujawniłam zepsute usposobienie i miałam potrzebę stanąć przed Bogiem, przeczytać Jego słowa i zastanowić się nad sobą, ale wiedziałam, że czytanie słów Bożych, refleksja i kontemplacja zajmują czas, więc, by się pocieszyć, mówiłam do siebie, „Zepsute usposobienie jest głęboko zakorzenione i nie można go zmienić w kilka dni. To długi proces. Pozostawienie zepsutego usposobienia bez zmian nie wpłynie na moje obowiązki. Teraz najważniejsze jest efektywne wypełnianie obowiązków. Przeczytam słowa Boże, by rozwiązać ten problem, jak będę miała czas. Nie muszę się spieszyć, żeby natychmiast naprawić swoje zepsute usposobienie”. Byłam tak zajęta codzienna pracą, że nie brałam poważnie wymagań domu Bożego, by przywódcy i pracownicy pisali artykuły zawierające świadectwa. Uznałam, że to nie jest ważne. Dobrze pracowałam i byłam efektywna, co samo w sobie było świadectwem. Poza tym byłam zajęta pracą i nie miałam czasu na pisanie tekstów. Czasem czułam, że mój stan jest niewłaściwy, że nie powinnam być ciągle zajęta pracą, zaniedbując dążenie do prawdy i wejście w życie. Gdybym wykonała tyle pracy, a nie zdobyła prawdy ani nie zrobiła postępu w wejściu w życie, to czy to nie byłby wstyd? Wtedy poczułam przypływ energii. Przez pewien czas stosowałam normalne duchowe praktyki, oraz jadłam i piłam słowa Boże, chcąc naprawić swoje zepsute usposobienie. Ale kiedy ten czas minął, i gdy dwie moje partnerki zostały zwolnione za niewykonywanie praktycznej pracy i pragnienie cielesnych wygód, w moim sercu znów zagościła niepewność. W pracy zaczęłam dawać z siebie sto dwadzieścia procent. Gdy zauważyłam w swojej pracy błędy i przeoczenia, zaczęłam pracować bez końca. W ten sposób, kiedy przełożeni pytali mnie o różne zadania, od razu odpowiadałam, a oni widzieli, że wykonuję praktyczną pracę.
Ponieważ byłam tak zajęta pracą, i nie skupiałam się na sprawdzaniu i naprawianiu swojego zepsutego usposobienia, stawałam się coraz bardziej arogancka, nie szukałam prawdy, kiedy coś się działo, i robiłam wszystko zgodnie z własnymi pomysłami. Kierownik w dziale wideo, za który odpowiadałam, często zwlekał i działał arbitralnie, więc moi przełożeni kazali mi go zwolnić zgodnie z zasadami. Ale ja uznałam, że ma on talent i charakter, i że zastąpienie go źle wpłynie na postępy i wyniki prac, więc przez długi czas go nie zwalniałam. W efekcie wideo, które produkowali, musiało być często poprawiane, co opóźniało prace w domu Bożym. W końcu moi przełożeni sami go zwolnili. Gdy zobaczyłam, że moja arogancja i arbitralność bezpośrednio wpłynęły na pracę w domu Boga, wreszcie zyskałam trochę świadomości. Czemu byłam arogancka i robiłam wszystko po swojemu w tak ważnej sprawie? Czemu nie pomodliłam się do Boga i nie poszukałam zasad? Pomyślałam, w jakim byłam stanie w tym czasie. Byłam tak zajęta codzienną pracą, że nie zbliżałam się do Boga. Nie przykładałam się do czytania słów Bożych. Ujawniłam zepsucie, ale nie szukałam prawdy, żeby je naprawić na czas. A kiedy trzeba było rozwiązać problemy, nie pomyślałam o modlitwie do Boga, i polegałam tylko na własnej subiektywnej ocenie.
Kiedy znów znalazłam się w tym stanie, zdenerwowałam się, ale nie wiedziałam, jak to naprawić. Pewnego dnia przeczytałam słowa Boże, „Największą mądrością jest zwracać się do Boga i polegać na Nim we wszystkich sprawach” („Wierzący muszą zacząć od przejrzenia na wskroś złych trendów istniejących na świecie” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Prawda. Mogłam modlić się do Boga, zaufać Mu i poprosić, by pomógł mi poznać samą siebie. Więc często zwracałam się do Niego ze swoimi trudnościami. Często też zastanawiałam się, czemu jakiś problem nie został rozwiązany. Pewnego dnia w czasie modlitwy przeczytałam słowa Boże, „W kontekście dzisiejszego dzieła ludzie nadal robią takie rzeczy, o jakich mówią słowa »świątynia jest większa niż Bóg«. Na przykład ludzie uważają wypełnianie obowiązku za swoją pracę; uważają niesienie świadectwa o Bogu i walkę z wielkim, czerwonym smokiem za działalność polityczną w obronie praw człowieka, demokracji i wolności; przemieniają obowiązek, by przekuć swoje umiejętności w karierę, lecz bojaźń Bożą i wyrzekanie się zła traktują zaledwie jako część religijnej doktryny, której należy przestrzegać, i tak dalej. Czy tego rodzaju zachowania nie są zasadniczo tożsame z »traktowaniem świątyni jako większej niż Bóg«? Różnica polega na tym, że dwa tysiące lat temu ludzie załatwiali swoje osobiste interesy w materialnej świątyni, a dzisiaj ludzie załatwiają swoje osobiste sprawy w niematerialnych świątyniach. Ci, którzy cenią sobie reguły, uważają, że są one większe od Boga, ci, którzy miłują status, widzą status jako coś większego niż Bóg, ci, którzy kochają swoją karierę, widzą karierę jako coś większego niż Bóg i tak dalej – wszystkie te przejawy sprawiają, że mówię: »Ludzie chwalą Boga w słowach jako największego, ale w ich oczach wszystko inne jest większe niż Bóg«. To dlatego, że gdy tylko ludzie znajdą na swojej drodze podążania za Bogiem okazję do tego, by pokazać swoje własne talenty, załatwić własne sprawy czy zadbać o własną karierę, oddalają się od Boga i rzucają się w wir swojej ukochanej kariery. Natomiast jeśli chodzi o to, co Bóg im powierzył, oraz o Jego wolę, już dawno odrzucili te rzeczy” (Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg III, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Ze słów Boga zrozumiałam, że główną przyczyną tego, dlaczego byłam tak zajęta pracą, była chęć zdobycia sławy i statusu. Widząc, że niektórzy byli zwalniani za niewykonywanie praktycznej pracy, bałam się, że skończę jak oni, a nie chciałam podążyć śladem ich porażki. Myślałam, że skoro nie wykonują praktycznej pracy, to ja będę ją wykonywać. W ten sposób uniknę zwolnienia, zachowam funkcję przywódczyni, nie zostanę obnażona, nie będę oceniana przez innych i uniknę zakłopotania. Uznałam, że moja reputacja i status są ważniejsze niż dążenie do prawdy, więc chętniej wypełniałam obowiązki i więcej pracowałam. Póki bracia i siostry widzieli, że nadzoruję pracę, rozwiązuję problemy i że jestem dobrą przywódczynią, która wykonuje praktyczną pracę, popierali mnie i chwalili, a ja miałam swoje miejsce w kościele. Gdy szaleńczo dążyłam do sławy i statusu, zapomniałam o wymaganiach Boga. Bóg wymaga od ludzi, by dążyli do prawdy i do wejścia w życie, ale nie traktowałam tego poważnie. Trzymałam się tego, co uważałam za słuszne, typu, „Zepsute usposobienie jest głęboko zakorzenione”, „Nie ma się co spieszyć, by zmienić zepsute usposobienie”, „Odrobina złego usposobienia nie wpłynie na moje obowiązki, najważniejsze są wyniki mojej pracy”, czy „Jestem zbyt zajęta pracą, nie mam czasu, poczytam słowa Boże i poszukam prawdy, kiedy będę mieć czas”. Używałam tych słów jaki wymówki, by nie skupiać się na dążeniu do wejścia w życie, i jako pretekstu do dążenia do reputacji i statusu. Chroniłam swoją reputację i status, dążyłam do własnych celów pod pretekstem wypełniania obowiązków i spędzałam całe dnie myśląc o tym, jak więcej pracować i mieć lepsze wyniki. Dzięki tej metodzie chciałam chronić swój status i interesy, i zaspakajać własne ambicje i pragnienia. Byłam taka podła i żałosna!
Później przeczytałam kilka fragmentów słów Boga, które dały mi wiedzę o moich błędnych przekonaniach i dążeniach. Bóg mówi: „Który przez tak wiele lat doświadczał działania Ducha Świętego, nie zaszły właściwie żadne zmiany. Nadal pozostał niemalże w swoim pierwotnym stanie i pozostawał wciąż dawnym Pawłem. Mając za sobą trudy wielu lat pracy, dowiedział się jedynie, jak »pracować« oraz nauczył się wytrwałości, ale jego dawna natura – wyrachowana i nastawiona w dużej mierze na współzawodnictwo – nie uległa zmianie. Po tak wielu latach pracy nie poznał swojego zepsutego usposobienia ani też nie wyzbył się swojego dawnego usposobienia, które wciąż było wyraźnie widoczne w jego dziele. Było w nim jedynie więcej doświadczenia związanego z pracą, jednak samo tak ograniczone doświadczenie nie było w stanie dokonać w nim przemiany i nie mogło zmienić jego poglądów na istnienie lub znaczenie jego dążenia. (…) To, czy człowiek może zostać zbawiony, nie zależy od tego, jak dużo pracuje ani jak wiele poświęca, tylko uwarunkowane jest tym, czy zna dzieło Ducha Świętego, czy potrafi wprowadzić prawdę w życie oraz czy jego poglądy na dążenie są zgodne z prawdą” (Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Jeżeli wykonałeś dużo pracy i inni zyskali twoje nauczanie, ale sam się nie zmieniłeś i nie dałeś żadnego świadectwa ani nie posiadłeś żadnego prawdziwego doświadczenia, tak że na koniec życia nic z tego, co uczyniłeś nie niesie świadectwa, to czy jesteś kimś, kto się zmienił? Czy jesteś kimś, kto dąży do prawdy? W tamtym czasie posługiwał się tobą Duch Święty i wówczas wykorzystywał tę część ciebie, która mogła zostać wykorzystana do pracy, a nie używał tej, która nie mogła być wykorzystana. Gdybyś starał się zmienić, to byłbyś stopniowo udoskonalany w procesie posługiwania się tobą. Jednak Duch Święty nie przyjmuje odpowiedzialności za to, czy ostatecznie zostaniesz pozyskany, gdyż zależy to od sposobu twojego dążenia. Jeżeli nie zachodzą zmiany w twoim osobistym usposobieniu, to wynika to z tego, że twój pogląd na dążenie jest nieprawidłowy. Jeżeli nie otrzymasz nagrody, to jest to twój problem i dzieje się tak dlatego, że ty sam nie wprowadziłeś prawdy w życie i jesteś niezdolny do spełnienia pragnienia Boga. Tak więc nic nie ma większego znaczenia niż twoje osobiste doświadczenia i nie ma nic ważniejszego od twojego osobistego wejścia! Niektórzy ludzie stwierdzą: »Tak wiele pracy uczyniłem dla Ciebie, a mimo że nie miałem żadnych głośnych osiągnięć, to i tak byłem skrzętny w mych staraniach. Czy nie możesz po prostu wpuścić mnie do nieba, abym mógł spożywać owoc życia?«. Musisz wiedzieć, jakiego rodzaju ludzi pragnę. Ci, którzy są nieczyści, nie dostaną zezwolenia na wejście do królestwa. Ci, którzy są nieczyści, nie dostaną zezwolenia na kalanie ziemi świętej. Nawet jeżeli wykonałeś dużo pracy i pracowałeś przez wiele lat, to jeżeli na końcu nadal jesteś żałośnie brudny, według niebiańskiego prawa niedopuszczalne będzie, abyś chciał wejść do Mojego królestwa! Od założenia świata po dziś dzień nigdy nie oferowałem łatwego dostępu do Mojego królestwa tym, którzy zabiegają o Moje względy. Jest to niebiańska zasada i nikt nie może jej złamać! Musisz szukać życia. Dziś ci, którzy zostaną udoskonaleni, są takim samym rodzajem ludzi jak Piotr. Są tymi, którzy szukają zmian we własnym usposobieniu i którzy są gotowi nieść świadectwo o Bogu i spełniać swój obowiązek stworzenia Bożego. Tylko tacy ludzie zostaną udoskonaleni. Jeżeli jedynie dbasz o nagrody i nie starasz się zmienić swojego życiowego usposobienia, wówczas wszystkie twoje wysiłki będą nadaremne – jest to niezmienna prawda!” (Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Z różnicy w istocie Piotra i Pawła powinieneś zrozumieć, że wszyscy ci, którzy nie dążą do życia, trudzą się nadaremnie! Wierzysz w Boga i za Nim podążasz, a więc twoje serce musi kochać Boga. Musisz odrzucić swoje zepsute usposobienie, musisz starać się spełniać pragnienia Boga i wypełniać obowiązki stworzenia Bożego. Skoro wierzysz w Boga i za Nim podążasz, powinieneś ofiarować Mu wszystko i nie podejmować osobistych wyborów ani nie stawiać żądań, a także powinieneś zaspokajać pragnienie Boga. Ponieważ zostałeś stworzony, powinieneś być posłuszny Panu, który cię stworzył, bo z natury nie masz władzy nad sobą ani nie jesteś zdolny kontrolować swojego przeznaczenia. Ponieważ jesteś osobą wierzącą w Boga, powinieneś dążyć do świętości i zmiany. Ponieważ jesteś stworzeniem Bożym, powinieneś wywiązywać się ze swoich obowiązków i trzymać się swojego miejsca, a przy tym nie wolno ci przekraczać granic twoich obowiązków. Nie chodzi tu o to, by cię ograniczać albo tłamsić doktrynami; jest to raczej ścieżka, dzięki której możesz spełnić swój obowiązek i którą mogą – a nawet powinni – obrać wszyscy ludzie czyniący sprawiedliwość” (Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po przeczytaniu słów Bożych wreszcie pojęłam, że myliłam się w kwestii tego, do czego dążyć w wierze. To, czy ktoś zyska aprobatę Boga nie zależy od ilości włożonej pracy ani jego statusu w kościele. To zależy od tego, czy dąży do prawdy i uzyskuje zmianę w życiowym usposobieniu. Jeśli pracujesz tylko dla reputacji i statusu, to nawet jeśli ten status utrzymasz, to bez prawdziwego świadectwa o życiowym doświadczeniu nie utrzymasz się w domu Bożym. Prędzej czy później zostaniesz odrzucona. Na przykład Paweł. Latami podróżował i się poświęcał, wiele wycierpiał, głosił ewangelię i pozyskał wielu ludzi, ale cała jego praca była dla sławy, statusu, nagród i korony. Wcale nie dążył do prawdy, jego zepsute usposobienie się nie zmieniło, często mówił o swoim cierpieniu i więzieniu, żeby się wywyższyć, i pisał listy do kościołów, by się popisać, kiedy zdobył odrobinę oświecenia. Bardzo rywalizował i nie podporządkował się żadnemu z pozostałych apostołów. Zawsze świadczył, że jest ponad innymi apostołami i był tak arogancki, że stracił rozsądek. Paweł nie pragnął zmienić swojego życiowego usposobienia, i nie rozumiał swojej natury, która opierała się Bogu. Traktował własną pracę jako kapitał niezbędny do negocjacji z Bogiem. Stawał się coraz bardziej arogancki i nawet świadczył, że żyje jako Chrystus. Paweł szedł ścieżką antychrysta i opierał się Bogu. W końcu obraził Boże usposobienie, a Bóg wysłał go do piekła, by odbywał wieczną karę. Ja zawsze dążyłam do sławy i statusu i nie skupiałam się na zmianie życiowego usposobienia. Czyż nie szłam ścieżką Pawła? Widząc, jak moje partnerki były zwalniane jedna po drugiej bałam się, że też zostanę zwolniona, więc, chcąc zachować reputację i status, pracowałam jeszcze intensywniej. Gdy miałam wyniki pracy czułam, że dobrze postępuję, moje usposobienie stawało się coraz bardziej aroganckie, a ja wypełniałam obowiązki nie szukając prawdy czy zasad. Przełożeni kazali mi zwolnić tego kierownika zgodnie z zasadami, ale uznałam, że może on dalej pracować, więc go nie zwolniłam. W efekcie, przez to, że ten nieodpowiedni człowiek został na stanowisku, video było wielokrotnie poprawiane, co opóźniało postępy prac i szkodziło dziełu domu Bożego. Widziałam, że moja arogancja i upieranie się przy własnych poglądach były ściśle związane z moim pragnieniem sławy i statusu i nieskupianiu się na wejściu w życie. Im bardziej dążyłam do sławy i statusu, tym mniej miejsca dla Boga było w moim sercu. Nie szukałam prawdy, kiedy coś się działo. Całkowicie polegałam na sobie. Kiedyś myślałam, że gdybym wykonywała więcej praktycznej pracy, nie zwolniliby mnie. Ale teraz zrozumiałam, że skupiając się tylko na pracy i chroniąc swoją reputację i status, zamiast naprawiać swoje zepsute usposobienie, mogłabym stać się coraz bardziej arogancka i opierać się Bogu. Gdybym dalej postępowała jak Paweł, zostałabym obnażona i odrzucona przez Boga. Bóg traktuje wszystkich równo i sprawiedliwie. Ci, którzy mogą wejść do królestwa Bożego, to ludzie, którzy praktykują prawdę i zmieniają swoje życiowe usposobienie. Jeśli ktoś wierzy w Boga wiele lat bez najmniejszej zmiany życiowego usposobienia, zdobywa niewiele wiedzy o Bogu, czy świadectwa o życiowym doświadczeniu, i świadczy tylko usługi Bogu, nie może wejść do królestwa Bożego. Tak określa Boża sprawiedliwość. Pamiętam, że kiedy skupiałam się na pracy, by zachować reputację i status, często wynajdowałam powody i wymówki, żeby nie dążyć do prawdy, jak „Zepsute usposobienie jest głęboko zakorzenione i nie można go zmienić w kilka dni” i „odrobina złego usposobienia nie wpłynie na moje obowiązki, najważniejsze są wyniki mojej pracy”. Żadna z tych wymówek nie jest zgodna z prawdą. Zepsute usposobienie jest głęboko zakorzenione i nie da się go zmienić od razu, tylko musi być wyrywane po trochu, analizowane poprzez zastosowanie słów Bożych, a potem w słowach Bożych trzeba znaleźć ścieżkę praktyki. Tylko poprzez doświadczenie możemy zyskać prawdę i odrzucić zepsucie. Jeśli nasze zepsute usposobienie nie jest zmienione, możemy w każdej chwili wyrządzać szkody w pracy domu Bożego. Jak może ono nie wpłynąć na wasze obowiązki? Dzięki mojej arogancji i wypełnianiu obowiązków według własnego pomysłu, nie zwolnienie kierownika, który nie wykonywał praktycznej pracy, wyrządziło wielką szkodę pracy. Poza tym wykorzystywałam swoją pracę jako wymówki, żeby nie czytać słów Bożych, nie stanąć przed Bogiem i nie zastanawiać się nad sobą, ale ta wymówka wcale nie miała sensu. Wypełnianie obowiązku jest najlepszym sposobem na doświadczenie dzieła Bożego. Wejście w życie zaczyna się od wypełniania obowiązku. Stany, które ujawniacie wypełniając obowiązki, pomysły i punkty widzenia, możecie sprowadzić przed Boga, by się zastanowić, poszukać prawdy i odebrać nauczkę. Ja skupiałam się tylko na pracy, pragnęłam statusu i sławy, i nie dążyłam do wejścia w życie. Byłam taka ślepa i głupia. Więc złożyłam przysięgę Bogu, że już nie będę pracować dla sławy i statusu i że będę bardziej dążyć do prawdy i wejścia w życie.
Później przeczytałam kolejny fragment słów Boga i znalazłam ścieżki praktyki. „Jeśli chodzi o waszą wiarę w Boga, to oprócz właściwego wykonywania waszych obowiązków, kluczowe jest zrozumienie prawdy, wejście w rzeczywistość prawdy i podjęcie większego wysiłku, aby wkraczać w życie. Cokolwiek się dzieje, można wyciągnąć z tego pewne wnioski, więc nie dopuśćcie do tego, by wydarzenia mijały was obojętnie. Powinniście szczerze je omawiać we wspólnocie, a wówczas będziecie oświecani i iluminowani przez Ducha Świętego i będziecie potrafili pojąć prawdę. Dzięki omówieniom we wspólnocie będziecie mieli ścieżkę praktyki i będziecie wiedzieć, jak doświadczać dzieła Bożego, i nawet się nie zorientujecie, jak niektóre z waszych problemów zostaną rozwiązane; będzie coraz mniej rzeczy, których nie będziesz widział jasno i wyraźnie, i będziesz rozumiał coraz więcej prawdy. W ten sposób twoja postawa będzie wzrastać, a ty nawet nie będziesz zdawał sobie z tego sprawy. Musisz przejąć inicjatywę, aby nie szczędzić wysiłków celem pozyskania prawdy, i poświęcić jej całe swoje serce. (…) Ci, którzy ciągle wypowiadają same słowa doktryn, jak papuga powtarzają puste slogany, wypowiadają się górnolotnie i przestrzegają zasad, lecz nigdy nie skupiają się na praktykowaniu prawdy, nic nie zyskują, niezależnie od tego, ile lat wierzą. Kim zatem są ludzie, którzy coś zyskują? To ci, którzy szczerze wykonują swój obowiązek i są skłonni praktykować prawdę, którzy traktują to, co Bóg im powierzył, jako swoją misję, którzy z radością przez całe swe życie ponoszą koszty dla Boga, a nie kombinują dla własnej korzyści, którzy stoją twardo na ziemi i są posłuszni Bożym ustaleniom. Tacy ludzie w czasie wykonywania swego obowiązku potrafią pojąć zasady prawdy i bardzo starają się wszystko robić właściwie, co pozwala im osiągnąć efekt w postaci świadectwa o Bogu i zadośćuczynić woli Bożej. Gdy napotykają trudności przy wykonywaniu obowiązku, modlą się do Boga i starają się zgłębić Jego wolę, potrafią być posłuszni pochodzącym od Boga zarządzeniom i ustaleniom, a we wszystkim, co robią, szukają prawdy i praktykują ją. Nie powtarzają bezmyślnie sloganów ani nie wypowiadają się górnolotnie, lecz skupiają się jedynie na tym, by robić różne rzeczy, twardo stąpając po ziemi i skrupulatnie przestrzegając zasad. Bardzo przykładają się do wszystkiego, co robią, bardzo starają się wszystko pojąć, i w wielu sprawach są w stanie praktykować prawdę, w wyniku czego zdobywają wiedzę i zrozumienie, są w stanie wyciągnąć wnioski i naprawdę coś zyskać. A kiedy mają niewłaściwe myśli, modlą się do Boga i poszukują prawdy, aby się ich pozbyć. Niezależnie od tego, jakie prawdy zrozumieli, doceniają je w swoim sercu i potrafią mówić o swoich doświadczeniach i świadectwie. Tacy ludzie ostatecznie zyskują prawdę” („Wejście w życie ma ogromne znaczenie dla wiary w Boga” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). W słowach Bożych znalazłam ścieżkę praktyki, by dążyć do prawdy. Kiedy coś się dzieje, musimy stanąć przed Bogiem, by się modlić, zastanawiać, szukać prawdy i poznawać siebie. Musimy traktować każdą sprawę poważnie i wyciągać wnioski. W tym czasie dom Boży kazał przywódcom i pracownikom praktykować poprzez pisanie artykułów; nie pisząc ich nie jesteśmy użyteczni. Nawet jeśli mamy status, prędzej czy później zostaniemy odrzuceni. Lepiej zrozumiałam wolę Bożą. Dom Boży wymaga, by przywódcy i pracownicy dążyli do prawdy i mieli wejście w życie. Przywódcy, którzy nie dążą do prawdy, nie mogą zostać i prędzej czy później zostaną odrzuceni. W przeszłości byłam zajęta pracą i nie skupiałam się na swoim wejściu w życie. Przez wiele lat nie napisałam ani jednego artykułu o świadectwie. W rzeczywistości zaliczyłam wiele komplikacji, porażek i błędów w pracy. Ujawniłam zepsute usposobienie, byłam przycinana i rozprawiano się ze mną. Jeśli chciałam dążyć do prawdy i skupić się na wejściu w życie, musiałam zacząć pisać artykuły. Więc najpierw wybrałam przycinanie i rozprawianie się ze mną, które zrobiło na mnie największe wrażenie i zastanawiałam się, za co mnie przycięto i rozprawiono się ze mną, Co dzień, kiedy jadłam, prałam i przed snem rozmyślałam nad tłem tego, co się wtedy stało, jakie zepsute usposobienie ujawniłam, jakie Boże słowa jadłam i piłam, jakie ścieżki praktyki odnalazłam w słowach Bożych, jakie błędne myśli i poglądy rozpoznałam. Im więcej myślałam, tym jaśniejsze stawało się moje doświadczenie, dzięki czemu bardziej zrozumiałe były lekcje wyniesione z przycinania i rozprawiania się ze mną, i ze słów Bożych zyskałam więcej zrozumienia swojego zepsutego usposobienia. Czułam też, że pisząc artykuły, mogłam się wyciszyć przed Bogiem i kontemplować swój stan, rozważać słowa Boże i zastanawiać się nad sobą. To bardzo pomogło mojemu wejściu w życie. Byłam taką ignorantką. Czułam, że dążenie do wejścia w życie i pisanie artykułów tylko zajmie mi czas i źle wpłynie na moją efektywność w pracy. Teraz widzę, że wcale nie jestem efektywna; przeciwnie, kiedy często kontempluję swój stan i zastanawiam się nad sobą czytając słowa Boże, wtedy widzę ten problem wyraźniej. Dawniej zawsze pracowałam dla reputacji i statusu. Wciąż bałam się, że je stracę. Obawiałam się, że jeśli popełnię błąd, przywódcy będą mieli o mnie złe zdanie. Jeśli w mojej pracy były błędy, to po tym, jak przywódcy wytknęli mi problemy, przycięli mnie lub rozprawili się ze mną, przyznałam, że przycięcie i rozprawienie się ze mną było dla mojego dobra, żeby mi pomóc, ale zawsze traciłam zapał i byłam podejrzliwa, że przywódcy pomyślą, że nie mam charakteru, kompetencji do pracy, ani zdolności do zrobienia czegokolwiek użytecznego, albo jeśli przywódcy odkryją zbyt wiele problemów, to będzie koniec moich obowiązków. Zawsze czułam, że dźwigam ciężkie brzemię. Kiedy skupiałam się na wejściu w życie i na codziennym uczeniu się od swojego otoczenia, i czasem przywódcy znaleźli problem w mojej pracy, i omawiali go ze mną, odkryłam, że nie jestem już tak załamana, jak wcześniej i nie martwię się o to, jak będą mnie postrzegać. Czułam wyrzuty sumienia, gdy coś zrobiłam źle, zastanawiałam się, dlaczego miałam wady, i które z moich zepsutych usposobień czy błędnych opinii spowodowało błąd, a kiedy to zrozumiałam, mogłam szukać odpowiedzi w słowach Bożych i wszystko odmienić. Gdy praktykowałam w ten sposób, moja praca już nie była taka męcząca.
Zasmakowałam słodyczy skupiania się na wejściu w życie, więc pomodliłam się do Boga mówiąc, że będę zastanawiać się nad sobą poprzez słowa Boże i bardziej dążyć do prawdy. Czasem, kiedy mam dużo pracy, nie mam czasu czytać słów Boga rano, przy posiłkach lub zanim położę się spać. Analizuję stan, w jakim ostatnio byłam, jakie zepsucie ujawniłam, i jakie słowa Boże powinnam przeczytać, by zastanowić się nad soną. Kiedy przemyślę te sprawy, w wolnym czasie przeczytam stosowne fragmenty słów Bożych. Nie myślę tak, jak kiedyś, że nieważne, iż moje zepsute usposobienie nie jest naprawione i że mogę je naprawić później. Teraz, gdy minęło trochę czasu, jestem bardziej wrażliwa na myśli, które wyjawiam, widzę niepoprawności, które pojawiają się w mojej pracy i mogę znaleźć ścieżki praktyki w słowach Bożych. Coraz bardziej czuję, że dążenie do prawdy jest ważne w mojej wierze w Boga. Musimy doświadczyć dzieła Bożego i starać się wszystko zrozumieć. Póki się staramy, dźwigamy brzemię w wejściu w życie i pragniemy prawdy, otrzymamy Boże przewodnictwo. Możemy też zdobyć prawdę i czerpać wiedzę ze wszystkiego, co dzieje się wokół nas.