Dla marnych 300 tysięcy juanów
W dniu 9 października 2009 roku, około dziewiątej wieczorem, kiedy moja żona, córka i ja odbywaliśmy spotkanie modlitewne, nagle usłyszeliśmy gwałtowne pukanie do drzwi. Pospiesznie schowałem nasze książki ze słowami Bożymi, a gdy tylko moja żona otwarła drzwi, do środka wtargnęło siedmiu policjantów, z których jeden krzyknął: „Jesteśmy z Brygady Bezpieczeństwa Narodowego. Pójdziesz z nami!”. Wepchnęli mnie do radiowozu, a trzech funkcjonariuszy zostało, aby przeszukać dom. Później dowiedziałem się, że jakieś pół godziny po tym, jak mnie zabrali, przywieźli do aresztu także i moją żonę.
W samochodzie mi grozili: „Wasz przywódca został już aresztowany. Jeśli powiesz nam wszystko, co wiesz, nie będziemy ci utrudniać życia”. Mówili też różne oszczerstwa pod adresem kościoła. Byłem bardzo zły, słysząc z ich ust wszystkie te kłamstwa, ale także trochę się bałem, gdyż nie wiedziałem, w jaki sposób zamierzają mnie torturować. W sercu modliłem się do Boga, prosząc Go, by nade mną czuwał, abym – bez względu na to, jak bardzo będę cierpiał – nie stał się Judaszem i nie zdradził Boga. Zabrali mnie do siedziby Brygady Bezpieczeństwa Narodowego, a dwóch ubranych po cywilnemu funkcjonariuszy wciągnęło mnie do jednego z pokoi na piętrze, a następnie popchnęło na kanapę. Kapitan zapytał mnie: „Od kiedy jesteś wierzący? Gdzie odbywają się wasze spotkania? Kto jest twoim przywódcą? Ile osób jest w twoim kościele?”. Ja jednak milczałem. Wtedy wyjął z kieszeni kilka zdjęć i zapytał mnie, czy rozpoznaję ludzi na tych fotografiach, na co odpowiedziałem: „Nie”. Następnie powiedział: „Bóg Wszechmogący, w którego wierzysz, jest w Chinach kategorycznie zakazany. Komitet Centralny już dawno temu wydał rozporządzenie, że wszelkie działające potajemnie kościoły muszą zostać zlikwidowane, więc lepiej, żebyś natychmiast zaczął mówić!”. Ciągnął dalej w tym tonie, żądając ode mnie informacji, gdzie znajdują się należące do kościoła pieniądze – 300 tysięcy juanów (około 45 tysięcy dolarów). Jeden z oficerów uderzył pięścią w stół i z szeroko otwartymi oczami krzyknął: „Mamy pokwitowania i wiemy, że ukrywacie 300 tysięcy juanów. Dawaj nam tu zaraz te pieniądze!”. Widząc jego zacięty wyraz twarzy, rozgniewałem się i odparłem: „To nie wasze pieniądze. Dlaczego się ich domagacie? Po co chcecie je zagarnąć?”. Dwaj funkcjonariusze rzucili się wtedy na mnie i zaczęli bić mnie po twarzy, a następnie okładali mnie tak co chwilę od 22 do północy. Głowę i twarz miałem całą opuchniętą, w uszach mi dzwoniło, a całe moje ciało było obolałe. Leżałem na podłodze z zamkniętymi oczami i po cichu się modliłem, prosząc Boga, by dał mi siłę i strzegł mego serca, abym – nawet gdybym miał zostać pobity na śmierć – za nic nie wydał miejsca ukrycia pieniędzy kościoła i nigdy nie został Judaszem. Policjanci widzieli, że nic im nie mówię, więc zabrali mnie do izby zatrzymań i zostawili na całą noc przykutego kajdankami do żelaznej poręczy.
Następnie umieszczono mnie w areszcie śledczym. W ciągu następnych kilku dni policjanci trzykrotnie zabierali mnie na przesłuchanie, aby dowiedzieć się, gdzie są przechowywane pieniądze kościoła, ale ja nic im nie powiedziałem. 17 października, niedługo po godzinie 8 rano, policja zabrała mnie z powrotem do siedziby Brygady Bezpieczeństwa Narodowego, przykuła mi ręce i nogi do metalowego krzesła w pokoju przesłuchań, a następnie zażądała informacji o miejscu ukrycia tych pieniędzy. Ja jednak nadal nie odzywałem się ani słowem. Wówczas jeden z funkcjonariuszy uniósł w górę dwie warstwy cienkich gałązek bambusa i zaczął okładać mnie nimi po głowie i górnej części ciała, i próbował nawet przy ich pomocy zmusić mnie do otwarcia ust. Przy kolejnych ciosach głowa latała mi tam i z powrotem. Kiedy nie udało mu się siłą otworzyć mi ust, funkcjonariusz wykręcił mi uszy, ciągnąc je przy tym naprawdę mocno w górę i wrzeszcząc: „Zadałem ci pytanie, do cholery! Głuchy jesteś, czy co? Myślisz, że będziesz mnie ignorował? Jak będziesz zgrywał twardziela, stłukę cię na kwaśne jabłko, a wtedy zobaczymy, kto jest tu jest twardzielem!”. To mówiąc, pociągnął mnie za kosmyki włosów przy uszach, a potem chwycił mnie za włosy na czubku głowy i zaczął szarpać w przód i w tył. Czułem się tak, jakby lada moment miał oderwać mi skalp i bardzo mocno zakręciło mi się w głowie. Tamtej nocy torturowali mnie bez przerwy mniej więcej do 22, a widząc, że kategorycznie odmawiam odpowiedzi na pytania, rzekli ze złością: „To tyle na dzisiaj, ale przez noc lepiej dobrze się zastanów i zacznij jutro gadać!”. Na całym ciele miałem ślady od ich uderzeń, a na plecach czułem palący ból. Nie wiedząc, co szykują dla mnie następnego dnia, czułem pewien lęk, więc zmówiłem cichą modlitwę: „Wszechmogący Boże! Proszę, chroń mnie i daj mi wiarę, abym nie stał się Judaszem i Cię nie zdradził, nawet gdyby miało to oznaczać śmierć”.
Następnego wieczoru przyszedł mnie przesłuchiwać kapitan Brygady Bezpieczeństwa Narodowego. Popatrzył na mnie groźnie i wrzasnął: „Dowody mamy przed samym nosem, ale ty nie chcesz się do niczego przyznać. Proponuję, żebyś zmądrzał i zaczął śpiewać, bo inaczej słono za to zapłacisz!”. Widząc, że nadal nie zamierzam mówić, tak się rozzłościł, że wstał i z demonicznym wyrazem twarzy zacisnął pięści. Naprawdę nie wiedziałem, czy wytrzymam, jeśli zacznie mnie nimi okładać! Szybko zmówiłem więc modlitwę: „Wszechmogący Boże! Proszę, zostań ze mną i zabierz cały mój strach. Prowadź mnie, abym mógł wytrwać przy świadectwie”. Kiedy się pomodliłem, przypomniało mi się coś, co powiedział Bóg: „Potężni mogą się zdawać z zewnątrz przewrotnymi, lecz nie obawiajcie się, ponieważ jest to skutek waszej słabej wiary. Jeśli tylko wasza wiara będzie wzrastać, nic nie będzie zbyt trudne” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 75, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Bez względu na to, jak srodzy i zawzięci mogą być policjanci, oni również są w rękach Boga. Nie mogą mi nic zrobić bez Bożego przyzwolenia, więc wiedziałem, że muszę mieć oparcie w Bogu, aby wytrwać przy świadectwie. Ta myśl umocniła moją wiarę i już tak bardzo się nie bałem. Właśnie wtedy spojrzał na mnie jeden łysy funkcjonariusz i krzyknął: „Mamy jeszcze kilka sztuczek w zanadrzu, jeśli nie zaczniesz mówić! Zabierzemy cię do głównego urzędu prowincji, a tam na pewno będą potrafili otworzyć ci usta”. Ja jednak nadal nie odzywałem się ani słowem, niezależnie od tego, jak mi grozili.
Kilka dni później zabrali mnie do innego pokoju przesłuchań Brygady Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wszystkie cztery ściany były wyłożone bardzo grubą gąbką, a na środku stało żelazne krzesło. Jeden z funkcjonariuszy posadził mnie na tym krześle, przywiązał mi do niego ręce i nogi, a następnie zaczął mnie wypytywać, gdzie znajdują się kościelne pieniądze. Spytał srogim tonem: „Oddasz nam te 300 tysięcy, czy nie? Myślisz, że ci się upiecze, jeśli będziesz milczał? Mam mnóstwo czasu, żeby się tobą zająć!”. Podniósł kawałek bambusa i zaczął bić mnie bardzo mocno po górnej części ciała, wrzeszcząc przy tym: „Jesteś głuchy, czy co? Słyszałeś, co powiedziałem?”. Następnie chwycił mnie za uszy i gwałtownie szarpnął nimi w górę, ciągnąc mocno za włosy na moich skroniach. Potem złapał mnie za włosy na czubku głowy i zaczął z całej siły szarpać nimi w przód i w tył. Ból był wręcz nieznośny: czułem jakby napastnik miał lada moment rozerwać mi skórę na głowie. Później funkcjonariusze znowu zaczęli mnie bić bambusem, aż na całym moim ciele pojawiły się opuchnięte, krwawe ślady. Ból był naprawdę trudny do zniesienia. Pałałem ogromną nienawiścią do tych policjantów, a jednocześnie czułem pewien lęk, nie wiedząc, jak bardzo będą mnie torturować i czy będę w stanie to wytrzymać. Modliłem się więc do Boga: „O Boże, szatan bezlitośnie mnie dręczy, usiłując mnie złamać i sprawić, bym Cię zdradził, i by policjanci mogli ukraść pieniądze kościoła. Boję się, że nie będę w stanie znieść fizycznego bólu. Boże, proszę, chroń mnie i dawaj mi wiarę”. Po modlitwie przyszedł mi na myśl hymn ze słów Bożych, zatytułowany „Cierpienie podczas prób to błogosławieństwo od Boga”: „Nie zniechęcaj się i nie bądź słaby, a Ja wszystko ci wyjaśnię. Droga do królestwa nie jest tak gładka, nic nie jest takie proste! Chcesz, żeby błogosławieństwa przychodziły łatwo, prawda? Dziś każdy stawi czoło gorzkim probom. Bez takich prób kochające serce, które macie dla Mnie, nie urośnie w siłę i nie będziecie mieć dla Mnie prawdziwej miłości. Nawet jeśli na owe próby składają się tylko drobne okoliczności, każdy musi przez nie przejść. Po prostu trudność tych prób będzie się różnić w zależności od konkretnej osoby. Próby są Moim błogosławieństwem, a ilu z was często przychodzi do Mnie i na kolanach błaga o Moje błogosławieństwa? Niemądre dzieci! Zawsze sądzicie, że kilka pomyślnych słów liczy się jako Moje błogosławieństwo, jednak nie wyczuwacie, że jednym z Moich błogosławieństw jest gorycz” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 41, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozważając słowa Boże, zrozumiałem, że poprzez doświadczanie męki i ucisku Bóg doskonali naszą wiarę. Bóg liczył zatem, że będę potrafił nieść o Nim świadectwo przed szatanem. Bez względu na to, jak wielkie znosiłbym cielesne cierpienia, nie mogłem poddać się szatanowi, lecz musiałem trwać przy świadectwie o Bogu i Mu zadośćuczynić. Kiedy tak o tym myślałem, nie wydawało mi się to już takie trudne: zacisnąłem po prostu zęby i znosiłem ich tortury. Gdy policjanci zobaczyli, że po dziesięciu czy piętnastu minutach bicia nadal nic nie mówię, zaczęli mi grozić: „Nie chcesz powiedzieć ani słowa. Nie boisz się więzienia? Jeśli pójdziesz siedzieć, będzie to trwała plama w twoim życiorysie. Twoje dzieci nigdy nie dostaną się do służby cywilnej ani nie będą mogły wstąpić do partii. Zrujnujesz im przyszłość!”. To, co mówili, nie robiło na mnie wrażenia, ponieważ w głębi serca wiedziałem, że ludzkie losy są wyłącznie w rękach Boga. Przyszłość moich dzieci podporządkowana była władzy i ustaleniom Boga, a policja nie miała na nie żadnego wpływu. Właśnie wtedy jeden z funkcjonariuszy zadzwonił do mojej córki, a ja usłyszałem w słuchawce jej głos: „Tato! Czy z tobą i mamą wszystko tam w porządku?”. Odpowiedziałem jej: „Nic nam nie jest, nie martw się. Zostań w domu i opiekuj się bratem”. Kiedy policjanci zobaczyli, że ta metoda nie zadziałała, próbowali posłużyć się inną. Jeden z nich powiedział: „Będę z tobą szczery. Twój szwagier i ja pochodzimy z tego samego miasta i pracujemy w tej samej jednostce. Z kolei z sekretarzem twojej wioski służyliśmy razem w wojsku. Pytałem o ciebie i wszyscy mówią, że porządny z ciebie chłop, więc powiedz nam po prostu wszystko, co wiesz, to cię wypuścimy”. Będąc pewnym, że to podstęp szatana, po cichu modliłem się do Boga, prosząc Go, by strzegł mojego serca. Kiedy nie odpowiadałem, policjant kontynuował: „Twoja żona zaczęła już mówić, więc powiedz nam to, co chcemy wiedzieć. Gdzie jest te 300 tysięcy?”. Ja jednak odparłem: „Nie mam nic do powiedzenia”. Widząc, że ich podstępy i sztuczki na mnie nie działają, zaczęli mnie znów torturować.
Pewnej nocy nie dali mi nic do jedzenia i nie pozwalali mi zasnąć, a kiedy tylko zamykałem oczy, zaczynali okładać mnie bambusem po głowie, a gdy odruchowo kuliłem się, bardzo mocno bili mnie po plecach. Był październik, więc noce były bardzo zimne, a ja nie miałem na sobie nic oprócz koszuli od garnituru. We wczesnych godzinach rannych było mi już tak zimno, że miałem dreszcze na całym ciele. Jeden z funkcjonariuszy krzyknął: „Nie myśl, że będziesz miał łatwo, jak nie zaczniesz mówić! Zdechniesz jak pies!”. Słysząc te słowa, poczułem słabość. Nie wiedziałem, jak długo będą mnie torturować i czy będę w stanie dalej to znosić. Cały czas modliłem się do Boga, prosząc Go, by mnie prowadził i czuwał nade mną. Postanowiłem również, że bez względu na to, co mnie czeka, za nic nie mogę zdradzić Boga. Policjanci pracujący na kolejnych zmianach byli wtedy bardzo ciepło ubrani i wszyscy się przeziębili, ale ja, choć miałem tylko cienką koszulę i byłem przez nich torturowany przez całą noc, byłem zdrowy. Dziękowałem więc Bogu za Jego opiekę. Jeden z funkcjonariuszy mruknął do mnie, pokasłując: „Przeziębiłem się przez ciebie!”. Wtem jeden z funkcjonariuszy podszedł do mnie i uderzył mnie w lewy policzek tak mocno, że zobaczyłem gwiazdy. Miałem wrażenie, że cały pokój wiruje. Inny stał z boku i długo się śmiał, a potem podszedł i uderzył mnie bardzo mocno w prawy policzek, krzycząc: „Będziesz mówił, czy jak? Gdzie ta forsa? Wszyscy się pochorowaliśmy przez to przesłuchanie. Zatłuczemy cię po prostu na śmierć i tyle będzie!”. To mówiąc, bardzo mocno wcisnął mi kajdanki w nadgarstki, a następnie kilka razy energicznie uderzył w nie łokciem, aż głęboko wbiły mi się w ciało. Miałem wrażenie, że moje dłonie zaraz oderwą się od ciała. Wkrótce zrobiły się czarnosine, a ja czułem przeszywający ból, całe moje ciało się trzęsło i obficie się pociłem. Tego rodzaju bólu nie da się opisać. W tamtym momencie czułem, że jestem już u kresu wytrzymałości, więc raz za razem modliłem się do Boga, prosząc Go, by mnie chronił, abym się nie zachwiał. Widząc wyraz bólu na mojej twarzy, stojący nieco z boku funkcjonariusz zaczął sobie ze mnie kpić: „Skoro wierzysz w Boga, to niech twój Bóg przyjdzie cię uratować!”. Ja jednak wiedziałem, że to szatan wystawia mnie na próbę. Sądziłem, że KPCh chce użyć tortur, aby skłonić mnie do zdrady i wyparcia się Boga, ale im bardziej mnie prześladowała, tym wyraźniej widziałem jej nikczemne oblicze, pełne nienawiści i sprzeciwu wobec Boga i tym bardziej byłem zdecydowany dochować wiary i podążać za Bogiem. Modliłem się wtedy: „Boże! Pozwalasz mnie dziś brutalnie torturować Partii Komunistycznej, abym zobaczył, że to szatan, Twój wróg. Jestem gotów się go wyrzec i wyrzucić go ze swego serca, i jestem zdecydowany podążać za Tobą!”.
Potem jeden z funkcjonariuszy kilkakrotnie bardzo mocno nadepnął obcasem na moje kajdanki, przez co wbiły się głęboko w skórę nadgarstków. Ból był tak dojmujący, że zaparło mi dech w piersiach. Godzinę później moje dłonie zaczęły czernieć, a żyły na całym ciele miałem nabrzmiałe. Miałem wrażenie, że głowa zaraz mi pęknie i bolało mnie nawet serce. Całe ciało bolało mnie tak, że nie potrafię wprost tego opisać. Bałem się, że jeśli tak dalej pójdzie, stracę władzę w rękach. Myślałam o moim starzejącym się ojcu, który wymagał opieki, oraz o córce i synu, których wciąż wychowywaliśmy. Jak mógłbym się opiekować moimi rodzicami i dziećmi, gdybym stracił dłonie? Może mógłbym po prostu powiedzieć policji kilka rzeczy bez większego znaczenia? Wiedziałem jednak, że gdybym zaczął „sypać”, oznaczałoby to, że stałem się grzesznikiem po wszystkie wieki. Lecz naprawdę nie byłem już w stanie wytrzymać tych tortur i chciałem po prostu umrzeć, aby położyć kres cierpieniom, gdyż w ten sposób również nie zdradziłbym Boga. Chciałem nabić się na róg stołu, aby umrzeć i mieć to już za sobą. Cały we łzach, zmówiłem ostatnią modlitwę do Boga: „Wszechmogący Boże! To dzięki Twojej łasce mogłem doświadczyć Twego dzieła dni ostatecznych. Nie chcę umierać tak młodo, ale naprawdę nie mogę już dłużej znosić tortur szatana i boję się, że w końcu Cię zdradzę. Nie chcę Ci zaszkodzić”. Podczas modlitwy przyszły mi na myśl pewne słowa Boga: „W dniach ostatecznych musicie dawać świadectwo o Bogu. Bez względu na to, jak wielkie jest wasze cierpienie, powinniście iść do samego końca; nawet wydając ostatnie tchnienie nadal musicie być wierni Bogu i zdać się na Jego łaskę; tylko to jest prawdziwym umiłowaniem Boga, tylko to jest mocnym i donośnym świadectwem” (Tylko doświadczając bolesnych prób, możesz poznać piękno Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże umocniły moją wiarę. Bóg pozwalał mi doświadczyć tego bólu, aby udoskonalić moją wiarę, lecz ja, nie rozumiejąc woli Bożej, nie myślałem o tym, jak wytrwać przy świadectwie o Bogu przed szatanem. Myślałem tylko o tym, jak wyrwać się z tarapatów. Jakiż ze mnie egoista! Wiedziałem, że nie mogę umrzeć w ten sposób – dopóki zostało mi choćby jedno tchnienie, musiałem trwać przy świadectwie o Bogu! Modliłem się więc: „Boże, moje życie jest w Twoich rękach i chcę podporządkować się temu, co dla mnie zaplanowałeś. Proszę, daj mi wiarę i chroń mnie, abym mógł wciąż być silny”. Widząc, że niczego ze mnie nie wydobędą, policjanci powiedzieli groźnym tonem: „Przemyśl to sobie przez noc, a my wrócimy jutro, żeby zadać ci kilka pytań”.
W tym momencie miałem już za sobą trzy dni i dwie noce bez chwili snu. Byłem na skraju wyczerpania, serce miałem zbolałe, a całe ciało bolało mnie nie do zniesienia. Na myśl o tym, że następnego dnia policja będzie mnie dalej przesłuchiwać, przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka i bez przerwy modliłem się do Boga: „O Boże! Boję się, że jutro policja będzie mnie dalej torturować, a ja nie będę w stanie fizycznie tego wytrzymać. Boże, proszę, chroń mnie i daj mi wiarę i siłę. Chcę wytrwać przy świadectwie i upokorzyć szatana”. Po modlitwie przypomniałem sobie pewien fragment słów Bożych: „Gdy stajesz wobec cierpienia, musisz umieć odłożyć na bok troskę o swoje ciało i nie uskarżać się na Boga. Kiedy zaś Bóg ukryje się przed tobą, musisz potrafić mieć wiarę, aby za Nim podążać i podtrzymywać swą dotychczasową miłość do Niego, nie dopuszczając do tego, by się zachwiała lub osłabła. Bez względu na to, co Bóg uczyni, musisz podporządkować się Jego zamierzeniom i być gotowym raczej przekląć własne ciało niż zacząć się na Niego uskarżać. Gdy zaś stajesz wobec prób, musisz zadowolić Boga, choćbyś miał gorzko płakać albo nie miał ochoty rozstać się z jakimś ukochanym przedmiotem. Tylko taka postawa oznacza prawdziwą miłość i wiarę” (Ci, którzy mają zostać udoskonaleni, muszą przejść oczyszczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Zastanawiałem się nad słowami Boga i zrozumiałem, że pozwala On, aby to wszystko mnie spotkało, by sprawdzić, czy mam prawdziwą wiarę, czy nie, i aby dać mi szansę wytrwać przy świadectwie o Bogu. Pomyślałem o Hiobie wystawionym na próbę przez szatana; o Hiobie, który stracił cały dobytek i wszystkie dzieci, a całe jego ciało pokryło się czyrakami. Mimo to Hiob nie obwiniał Boga, lecz wychwalał Jego imię, niosąc donośne świadectwo o Bogu. Piotr również cierpiał prześladowania i był gotów dać się ukrzyżować głową w dół dla Boga, miłując Go i podporządkowując się Mu do tego stopnia, że oddał swe życie. Lecz ja, doznawszy nieco okrutnych tortur ze strony paru funkcjonariuszy policji, myślałem tylko o własnym ciele i chciałem uciec, doświadczywszy odrobiny cierpienia. Nie miałem prawdziwej wiary i posłuszeństwa wobec Boga, a tym bardziej żadnego świadectwa. Im bardziej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej czułem się zawstydzony, i zmówiłem modlitwę: „Boże, moje życie jest bezwartościowe. Bez względu na to, co jeszcze zrobi ze mną policja, bez względu na to, ile będę musiał przejść fizycznych cierpień, nie chcę już myśleć tylko o sobie. Chcę oddać się w Twoje ręce i podporządkować się Twym planom i zarządzeniom”. Po tej modlitwie stało się coś niesamowitego – cały ból w moim ciele po prostu zniknął i poczułem się tak, jakbym nagle stał się o wiele lżejszy. Złożyłem Bogu serdeczne dziękczynienie. Następnego dnia około ósmej rano policjanci wrócili, aby dalej mnie przesłuchiwać, żądając informacji o tym, gdzie są pieniądze, ale bez względu na to, jak mnie wypytywali, ja wciąż odpowiadałem, że nie wiem. Przeprowadzili jeszcze kilka rund swego przesłuchania, a kiedy i tak nie udało im się wyciągnąć ze mnie żadnych użytecznych informacji, zostawili mnie samego, rzucając na odchodnym: „Szykuj się na odsiadkę!”. Pomyślałem sobie wtedy, że nawet gdybym miał siedzieć w więzieniu do końca swych dni, nigdy nie zdradzę Boga.
Funkcjonariusze przetrzymywali mnie w areszcie przez miesiąc, a w końcu dali mi rok reedukacji poprzez pracę, stawiając mi zarzut „utrudniania egzekwowania prawa poprzez przynależność do organizacji wyznaniowej”. Na widok tego, jak bardzo Partia Komunistyczna nienawidzi ludzi wiary, przypomniało mi się coś, co powiedział Bóg: „Nic więc dziwnego, że Bóg wcielony pozostaje całkowicie ukryty. W społeczeństwie tak mrocznym jak to, w którym demony są bezlitosne i okrutne, jakże król diabłów, który zabija ludzi w mgnieniu oka, mógłby tolerować istnienie Boga, który jest wspaniały, życzliwy, a także święty? Jak mógłby oklaskiwać i przyjmować wiwatami przybycie Boga? Ci przeklęci pachołkowie! Za życzliwość odpłacają nienawiścią, już dawno temu zaczęli traktować Boga jak wroga, obrzucają Go obelgami, są skrajnie okrutni, nie mają najmniejszego szacunku dla Boga, grabią i łupią, zatracili resztki sumienia i postępują zupełnie wbrew sumieniu, niewinnego zaś kuszą, aż zupełnie straci rozum. Przodkowie starożytnych? Umiłowani przywódcy? Wszyscy oni sprzeciwiają się Bogu! Ich ingerencje sprawiły, że cała kraina pod niebem pogrążyła się w ciemności i chaosie! Wolność religijna? Uzasadnione prawa i interesy obywateli? Wszystko to sztuczki mające ukryć grzech! (…) Czemu stawiać przed Bożym dziełem taką nieprzebytą przeszkodę? Po cóż stosować różne sztuczki, aby zwodzić lud Boży? Gdzie jest prawdziwa wolność oraz uzasadnione prawa i interesy? Gdzie uczciwość? Gdzie pociecha? Gdzie serdeczność? Czemu używać zwodniczych intryg, by oszukać lud Boży? Czemu używać siły, by zatuszować przyjście Boga? Dlaczego nie pozwolić Bogu, by swobodnie przemierzał ziemię, którą stworzył? Dlaczego prześladować Boga, że aż nie będzie miał miejsca, gdzie by mógł głowę złożyć? Gdzież podziała się serdeczność pomiędzy ludźmi?” (Dzieło i wejście (8), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Partia Komunistyczna stara się sprawiać wrażenie organizacji pełnej cnót i na wskroś moralnej, bredząc o wolności religijnej, a jednocześnie potajemnie aresztuje i prześladuje wybrańców Bożych, mylnie sądząc, że zdoła wyłapać wszystkich wierzących. Ludzkość została stworzona przez Boga, i to, że w Niego wierzymy i oddajemy Mu cześć, jest słuszne i naturalne, lecz KPCh aresztuje nas i prześladuje jak szalona, usiłując skłonić nas do wyparcia się Boga i do zdrady. Widziałem, że utrzymywać KPCh u władzy to to samo, co oddać władzę w ręce szatana: partia ta nienawidzi bowiem prawdy i Boga. W istocie swej jest więc szatanem, który jest wrogo nastawiony do Boga. Nigdy wcześniej nie byłem w stanie dostrzec demonicznej istoty KPCh, ale dzięki aresztowaniu zyskałem pewne rozeznanie i potrafiłem już się jej wyprzeć i wyrzucić ją z serca. Stałem się również bardziej stanowczy w swym przeświadczeniu, że będę podążał za Bogiem.
W dniu 9 listopada 2009 roku zostałem przewieziony do obozu pracy, gdzie policja kazała dwóm innym więźniom mnie pilnować. Nie odstępowali mnie ani na krok, i musiałem się do nich zgłaszać nawet po to, by móc skorzystać z toalety. Strażnicy więzienni nie pozwalali mi z nikim rozmawiać, bojąc się, że podzielę się z kimś ewangelią, i codziennie musiałem recytować regulamin więzienny. Jeśli zrobiłem przy tym jakiś błąd, za karę musiałem stać. Dzień w dzień od rana do nocy wykonywałem niezwykle ciężką pracę, a jeśli nie byłem w stanie ukończyć wyznaczonych mi zadań, byłem przeklinany, bity i musiałem stać za karę. To, czym mnie żywiono, było gorsze niż pomyje, którymi karmi się świnie. Na każdy posiłek dostawałem tylko małą bułeczkę na parze i jakąś wodnistą zupę, w której pływał tylko kawałek marchewki wielkości małego palca. Ciągle pracowałem więc z pustym żołądkiem. Kiedy tylko czułem się nieszczęśliwy i przygnębiony, modliłem się do Boga lub cicho nuciłem sobie jakieś pieśni ze słów Bożych. W ten właśnie sposób przetrwałem ten rok więziennego życia.
Gdy wyszedłem z więzienia, policja ostrzegła mnie: „Przez okrągły rok nie wolno ci się oddalać od miejsca zamieszkania. Musisz być gotowy niezwłocznie się u nas stawić, gdy tylko cię wezwiemy”. Po powrocie do domu dowiedziałem się, że kiedy moja żona została aresztowana, policjanci ją również wypytywali bez przerwy o miejsce przechowywania kościelnych pieniędzy. Nic im jednak nie powiedziała i po 23 dniach została zwolniona z aresztu śledczego. Kiedy policja nie była w stanie uzyskać żadnych informacji o tym, gdzie są pieniądze, dwukrotnie przyszli przeszukać nasz dom, odbijając przy tym nawet sufity i maglując dwójkę naszych dzieci na temat naszej wiary. Poszli nawet do szkoły naszego syna, aby tam go nękać. Nasze dzieci tak się przeraziły, że żyły w ciągłym napięciu i ani przez chwilę nie czuły się bezpiecznie. Gdy się dowiedziałem, że ci funkcjonariusze nawet dzieciom nie odpuścili, byle tylko dostać w swoje ręce trochę pieniędzy, przepełniała mnie nienawiść do tych demonów z KPCh. Po wyjściu na wolność nadzór policyjny uniemożliwiał mi czytanie słów Bożych i uczestniczenie w zgromadzeniach. Nie miałem więc innego wyjścia, jak tylko wyjechać z miasta, aby dzielić się ewangelią i wypełniać swoje obowiązki. Policja ściga mnie do dziś i wciąż naciska na moich krewnych oraz braci i siostry, z którymi utrzymywałem niegdyś kontakty, aby uzyskać informacje o miejscu mojego pobytu.
Ze względu na te prześladowania i trudności doznałem nieco fizycznego cierpienia, ale naprawdę doświadczyłem przy tym Bożej miłości. Kiedy mnie torturowano, ilekroć byłem u kresu wytrzymałości, to właśnie słowa Boże dawały mi wiarę i siłę oraz wskazywały mi drogę ku temu, by się nie zachwiać. To także słowa Boże tak mną pokierowały, że potrafiłem przejrzeć podstępy szatana i pokonywałem, jedną po drugiej, jego pokusy. Dzięki temu wszystkiemu mogłem przekonać się, jaką moc i autorytet mają słowa Boże, jak również upewnić się, że tylko Bóg może zbawić ludzkość. Moja wiara w Boga wzrosła. Ujrzałem też wyraźnie nikczemne oblicze KPCh, partii, która nienawidzi Boga i działa przeciwko Niemu. Zdołałem się jej wyrzec i wyrzucić ją z głębi serca. Nieważne, jak wiele prześladowań i trudności może mnie spotkać w przyszłości, będę bezwzględnie wypełniał swój obowiązek, aby zadośćuczynić Bogu!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.