Dlaczego brak mi śmiałości, by dzielić się swoimi opiniami

29 września 2023

Autorstwa Mingyi, Chiny

W marcu zeszłego roku kościół powierzył mi funkcję kierowniczki. Byłam zachwycona, bo uznałam, że skoro mnie wybrano, to znaczy, że świetnie sobie radzę z tymi zespołami i jestem lepsza od innych. Przyrzekłam też sobie, że będę w przyszłości ciężko pracować, by pokazać braciom i siostrom, że nadaję się na kierowniczkę.

Pierwszego dnia w nowej roli usłyszałam od Chena Minga, mojego współpracownika: „Kilka zespołów nie osiąga dobrych wyników. Musimy jutro się z nimi spotkać i to omówić”. Słysząc to, trochę się zaniepokoiłam, bo wciąż nie nadążałam za aktualnym stanem pracy każdego zespołu i nie wiedziałam, jakie ludzie mają trudności i problemy. Gdyby moje omówienie nie odniosło się do ich stanów i nie rozwiązało problemów, co by o mnie pomyśleli? Że nie potrafię rozwiązać praktycznych problemów i nie nadaję się na kierowniczkę? Myślałam, żeby poprosić Chena o przesunięcie spotkania o kilka dni, ale ostatnio wydajność kilku zespołów spadła i nie można było dłużej tego odkładać. Co powinnam zrobić? Gdy się nad tym głowiłam, Chen Ming przysłał mi plik z raportem o postępach każdego zespołu. Szybko się z tym zapoznałam i przygotowałam się na spotkanie następnego dnia.

Nazajutrz na spotkaniu jeden z braci powiedział, że dopiero zaczął się szkolić w głoszeniu ewangelii i nie jest pewny, czy w jasny sposób obala różne pojęcia religijne, więc przedstawił swój sposób rozumienia i poprosił, żebyśmy wskazali mu jakiekolwiek błędy. Pomyślałam: „Muszę to skrupulatnie przeanalizować i pokazać braciom i siostrom, że ta kierowniczka ma pomysły, które warto rozważyć”. Wysłuchałam go zatem z uwagą i gdy już dobrze się zastanowiłam, powiedziałam: „Myślę, że twoje omówienie jest właściwe i rozwiąże problem”. Wtedy wszedł mi w słowo Chen Ming: „Nie objaśniłeś dobrze kluczowego aspektu tego pojęcia. Było to niejasne i ludziom trudno będzie to zrozumieć”. Potem omówił subtelniejsze aspekty tego, jak on sam rozumie ten problem. Słysząc, że Chen mówi bardzo do rzeczy i w sposób praktyczny, i widząc, jak wszyscy potakują, słuchając go, oblałam się rumieńcem. Pomyślałam: „Co ci bracia i siostry o mnie pomyślą? Czy uznają, że ta nowa kierowniczka jest słaba, skoro nie jest w stanie dostrzec tak oczywistego problemu?”. Gdy te myśli przyszły mi do głowy, nie wiedziałam, co powiedzieć, i czułam się zażenowana. Nie śmiałam nikomu spojrzeć w oczy, więc wlepiłam wzrok w komputer. Czułam się tak, jakby czas płynął wolniej. Zaraz potem bracia i siostry zaczęli omawiać inną sprawę. Czułam niepokój i martwiłam się tym, co o mnie pomyślą, jeśli znów się pomylę. Że nie potrafię prawidłowo analizować problemów i nie nadaję się na kierowniczkę? Gdy naszła mnie ta myśl, nie śmiałam już dzielić się swoimi opiniami. Pomyślałam: „Niech Chen Ming wypowiada się jako pierwszy, a ja tylko podsumuję to, co powie. Wtedy uniknę błędów w swoich słowach i nikt nie będzie patrzył na mnie z góry”. Zaskoczyło mnie, że im bardziej starałam się unikać oceny, tym bardziej się demaskowałam. Wkrótce jedna z sióstr spytała: „Czy to omówienie może rozwiązać problem?”. Powiedziałam, że tak, ale wtedy wtrącił się Chen Ming i powiedział: „Twoje omówienie jest uproszczeniem. Nie dość jasno obaliłaś to pojęcie religijne i jest jeszcze kilka spraw, o których trzeba wspomnieć”. Gdy podzielił się swoją opinią, pomyślałam: „Chen Ming ma rację w tym, co mówi. Znów wyszło na jaw, że się mylę”. Czułam się tak, jakby mnie publicznie spoliczkowano, to było okropne. Wyraziłam dwie błędne opinie z rzędu. Co teraz bracia i siostry mogli sobie o mnie myśleć? Że to, co mówię, jest niezadowalające, gdyż nie mam pojęcia o głoszeniu ewangelii? Czy będą się dziwić, że wybrano mnie na kierowniczkę? Dręcząc się tym, czułam się coraz gorzej, to było żenujące. Chciałam już tylko ukryć się gdzieś głęboko. Potem, omawiając różne problemy w pracy, nie chciałam się nad nimi zastanawiać, więc rzucałam tylko zdawkowe uwagi po tym, jak Chen Ming podzielił się swoją opinią. Czasem w ogóle się nie odzywałam. Niepostrzeżenie mijały dni, a ja miałam poczucie winy i pustki. Wiedziałam, że ten zespół nie osiąga żadnych wyników. Bracia i siostry, pełniąc obowiązki, napotykali problemy, więc powinnam razem z nimi szukać prawdy, by te problemy rozwiązać. Ale ponieważ moje opinie okazywały się nietrafne, nie miałam odwagi się odezwać. Uchylałam się od odpowiedzialności! Modliłam się więc do Boga, pytając Go, w który aspekt prawdy powinnam wejść, by rozwiązać swój problem.

Nazajutrz, podczas ćwiczeń duchowych, trafiłam na fragment słów Bożych, który pomógł mi zrozumieć mój stan. Słowa Boga mówią: „Sami ludzie są dziełami stworzenia. Czy dzieła stworzenia mogą osiągnąć wszechmoc? Czy mogą zdobyć się na doskonałość i nieskazitelność? Czy mogą osiągnąć biegłość we wszystkim, wszystko pojąć, wszystko przejrzeć i do wszystkiego być zdolnym? Nie mogą. Jednakże w ludziach tkwi zepsute usposobienie i śmiertelna słabość. Kiedy tylko zdobędą jakąś umiejętność lub wyuczą się jakiejś profesji, zaczynają czuć, że są niezwykle zdolni, że osiągnęli pozycję i wartość oraz że są profesjonalistami. Bez względu na to, jak są przeciętni, pragną zaprezentować się innym jako sławne lub wzniosłe figury, zrobić z siebie lokalnych celebrytów i wywierać na ludziach wrażenie doskonałych i nieskazitelnych, pozbawionych choćby jednej wady; w oczach innych ludzi pragną stać się sławni, potężni, jak wielkie figury, i pragną stać się mocarni, zdolni do wszystkiego, jakby nie było dla nich nic niemożliwego. Sądzą, że jeśli poproszą innych o pomoc, będą się wydawać niekompetentni, słabi i nie w pełni wartościowi, i że ludzie będą patrzeć na nich z góry. Z tego powodu zawsze starają się zachowywać pozory. (…) Cóż to jest za usposobienie? Arogancja takich ludzi nie zna granic, a oni sami zupełnie stracili rozsądek! Nie chcą być tacy sami jak wszyscy inni, nie chcą być zwykłymi, normalnymi ludźmi, tylko nadludźmi, wzniosłymi osobistościami, szychami. To jest tak wielki problem! Jeśli zaś chodzi o słabości, niedociągnięcia, ignorancję, głupotę i brak zrozumienia w obrębie zwykłego człowieczeństwa, wszystko to skrzętnie osłaniają, nie pozwalając, by inni ludzie to zobaczyli, a potem dalej się maskują(Pięć warunków, które należy spełnić, by wejść na właściwą ścieżkę wiary w Boga, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga obnażyły mój aktualny stan. Myślałam, że jako kierowniczka muszę rozumieć każdy problem i że wszystkie moje opinie powinny wnosić cenny wkład, więc udawałam, że wszystko rozumiem i mam wgląd w każdy aspekt pracy, by zyskać szacunek wśród braci i sióstr. Podczas zgromadzeń bałam się, że nie będę w stanie rozwiązać problemów i wszyscy pomyślą, że nie nadaję się na kierowniczkę. Gdy wypowiedziałam się błędnie, jeszcze bardziej się przestraszyłam, że będą patrzeć na mnie z góry. Aby chronić swój wizerunek i status kierowniczki, założyłam fałszywą maskę i niechętnie dzieliłam się opiniami. Podstępnie zaplanowałam, że pozwolę współpracownikowi mówić jako pierwszemu, by tylko coś od siebie dorzucić i ukryć przed innymi swoje braki. Gdy bracia i siostry omawiali problemy, jakie napotkali w pracy, nie miałam ochoty się włączyć i byłam w stanie myśleć tylko o swoich statusie i reputacji. W najmniejszym nawet stopniu nie wypełniałam swoich obowiązków. Tak naprawdę byłam przeciętną istotą stworzoną, a nie kimś wszechstronnym i wszechwiedzącym. Tak dużo prawdy i problemów wciąż nie pojmowałam, myliłam się w swoich opiniach. Ale to było najzupełniej normalne. Powinnam przyjąć właściwą postawę wobec własnych braków; znajdując w sobie ułomności, powinnam je prawidłowo rozpoznać i wyzbyć się ich. Bez względu na to, czy moje opinie były słuszne, powinnam poświęcać się pracy i wypełniać obowiązki. Po skorygowaniu swojego nastawienia zaczęłam świadomie i otwarcie mówić o swoim zepsuciu i brakach oraz pokazywać braciom i siostrom prawdziwą siebie. Podczas dyskusji mówiłam tylko o tym, co wiedziałam, i nie czułam się ograniczana.

Później jednak zdarzyło się coś, co spowodowało we mnie nawrót poprzedniego stanu. Byliśmy na spotkaniu innego zespołu. Jedna z sióstr była w złym stanie. Odkąd ją zwolniono, zrobiła się defensywna i pogrążyła się w błędnym myśleniu. Chciałam z nią pomówić o woli Boga, ale pomyślałam, że nie mam żadnego doświadczenia w tym zakresie, bałam się, że jeśli nie omówię tego praktycznie, bracia i siostry powiedzą, że odklepuję tylko doktrynalną wiedzę i nie posiadam rzeczywistości prawdy. Wiedząc jednak, że na mnie spoczywa odpowiedzialność za omówienie, skupiłam się w swoich słowach na tym, co było mi znane. Jednak po omówieniu ta siostra nadal wydawała się przybita. Chen Ming przejął pałeczkę i zaczął mówić o tym, że gdy jego samego zwolniono, zastanowił się nad swoim zepsutym usposobieniem, kierując się słowami Boga, w końcu zdołał poznać siebie i wzgardził sobą, znalazł ścieżkę praktyki, okazał skruchę i dokonał przemiany. Pojął wtedy, że poprzez porażkę i zwolnienie przejawiły się Boża miłość i Boże zbawienie. Siostra przytakiwała, słuchając go, a potem powiedziała: „Taki jest teraz mój stan. Twoje omówienie wskazało mi drogę”. Słysząc to, ucieszyłam się ze względu na nią, bo pojęła wolę Boga, ale też miałam obawy, że inni na pewno pomyślą o mnie, iż umiem tylko odklepywać doktrynalną wiedzę i nie nadaję się na kierowniczkę. Przez kilka dni, czy chodziło o rozwiązywanie problemów w pracy, czy problemów braci i sióstr, martwiłam się, że moje omówienia nic nie dadzą, więc za dużo się nie odzywałam. Nawet gdy czymś się dzieliłam, strasznie długo się namyślałam, a czasem pytałam wcześniej o zdanie Chena Minga, i odzywałam się tylko wtedy, gdy przyznawał mi rację. Tak naprawdę miałam wgląd w różne problemy, miałam swoje opinie i pomysły, ale nie śmiałam się nimi dzielić, bojąc się, że jeśli się w czymś pomylę, obnażę swoje braki. Stanęłam przed Bogiem w modlitwie, mówiąc: „Dobry Boże! Pozwalam, by w pracy ograniczały mnie status i reputacja. Boję się, że moje omówienia będą kiepskie i nie rozwiążą problemów, więc milczę. Nie wypełniam swoich obowiązków i czuję się winna. Proszę, oświeć mnie i poprowadź, bym się nad sobą zastanowiła i poznała siebie, a dzięki temu wyrwała się z tego stanu”. Po modlitwie trafiłam na dwa fragmenty słów Bożych. Bóg Wszechmogący mówi: „Niektórzy ludzie stosunkowo odpowiedzialnie wykonują swoje obowiązki i zyskują aprobatę wybrańców Boga, w związku z czym kościół przygotowuje ich do przyjęcia funkcji liderów i pracowników. Jednakże, kiedy osiągną pewien status, zaczynają czuć, że wyróżniają się z tłumu, i myślą wówczas: »Dlaczego Dom Boży mnie wybrał? Czyż nie dlatego, że jestem lepszy od pozostałych?«. Brzmi to jak wypowiedź, która mogłaby paść z ust dziecka, nieprawdaż? Jest niedojrzała, niedorzeczna i naiwna. Prawda jest taka, że nie jesteś ani odrobinę lepszy od innych ludzi. Twój wybór oznacza jedynie, że spełniasz wymagania stawiane osobom, które mogą być pielęgnowane przez Dom Boży. To, czy będziesz w stanie udźwignąć tę odpowiedzialność, dobrze wypełnić ten obowiązek i nie zawieść zaufania, jakim cię obdarzono, to zupełnie inna kwestia. Kiedy ktoś zostaje wybrany przez braci i siostry na przywódcę lub wyznaczony przez dom Boży do wykonania określonej pracy czy pełnienia pewnego obowiązku, nie znaczy to, że taka osoba otrzymuje wyjątkowy status lub tożsamość ani że rozumie liczniejsze i głębsze prawdy niż pozostali, a tym bardziej nie znaczy to, że ta osoba jest w stanie podporządkować się Bogu i że Go nie zdradzi. Oczywiście nie znaczy to również, że zna ona Boga i że ma w sobie bojaźń Bożą. W istocie tacy ludzie nie osiągnęli żadnej z powyższych rzeczy; awans i przygotowywanie rozumiane są tu w najprostszym znaczeniu tych słów i nie są równoznaczne z tym, że ci ludzie zostali przeznaczeni i zaaprobowani przez Boga. Awans i pielęgnowanie tych ludzi oznacza po prostu, że zostali awansowani i czeka ich przygotowywanie, a ostateczny efekt tego procesu zależy od tego, czy taka osoba dąży do prawdy i czy jest w stanie wybrać ścieżkę podążania za prawdą. (…) Jaki jest zatem cel i znaczenie awansowania i pielęgnowania jakiejś osoby? Rzecz w tym, że taka osoba, jako jednostka, zostaje awansowana w celu szkolenia, specjalnego podlewania i instruowania, dzięki czemu będzie w stanie zrozumieć zasady prawdy, zasady robienia różnych rzeczy, a także zasady, środki i metody rozwiązywania rozmaitych problemów. Nauczy się też, jak sobie radzić i jak postępować w różnych warunkach i z różnymi typami ludzi zgodnie z wolą Bożą i w sposób, który chroni interesy domu Bożego. Czy to oznacza, że utalentowana osoba awansowana i pielęgnowana przez dom Boży jest wystarczająco zdolna do podjęcia pracy i wypełniania swoich obowiązków, jak należy, w okresie awansu i pielęgnacji lub jeszcze wcześniej? Oczywiście nie. Dlatego jest nieuniknione, że podczas okresu pielęgnacji ci ludzie doświadczą rozprawiania się z nimi, przycinania, osądzania i karcenia, zostaną obnażeni, a nawet zastąpieni; to jest normalne i na tym właśnie polega proces szkolenia i przygotowywania(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). „Każdy jest równy wobec prawdy. Ci, którzy awansowali i są pielęgnowani, nie są o wiele lepsi od innych. Każdy zaczął doświadczać dzieła Bożego mniej więcej w tym samym czasie. Ci, którzy nie zostali awansowani i nie są pielęgnowani, powinni także dążyć do prawdy, wykonując swoje obowiązki. Nikt nie może pozbawiać innych prawa do dążenia do prawdy. Niektórzy chętniej dążą do prawdy i mają dość dobry charakter, więc się ich awansuje i pielęgnuje. Wynika to z wymagań dzieła domu Bożego. Dlaczego zatem dom Boży stosuje takie zasady przy awansowaniu ludzi i korzystaniu z nich? Ponieważ ludzie mają różne charaktery i osobowości, każdy człowiek wybiera inną ścieżkę, a to prowadzi do różnych wyników ludzkiej wiary w Boga. Ci, którzy dążą do prawdy, są zbawieni i stają się ludem królestwa, zaś ci, którzy w ogóle nie przyjmują prawdy i nie są oddani swojemu obowiązkowi, zostają odrzuceni. Dom Boży pielęgnuje i korzysta z ludzi w oparciu o to, czy dążą do prawdy i czy są oddani swojemu obowiązkowi. Czy istnieje hierarchizacja rozmaitych ludzi w domu Bożym? Na razie nie ma hierarchii, gdy chodzi o status, pozycję, wartość czy tytuły rozmaitych osób. Przynajmniej w tym okresie, kiedy Bóg działa, by ich zbawić i prowadzić ludzi, nie ma różnicy między rangą, pozycją, wartością czy statusem różnych ludzi. Różnice wynikają jedynie z podziału pracy i obowiązków do wykonania(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Słowa Boga pokazały mi, że byłam bierna, negatywnie nastawiona i bałam się odzywać, bo postawiłam siebie samą na piedestale kierowniczki. Myślałam, że zostałam awansowana na to stanowisko, bo jestem lepsza od innych, mam wiedzę, potrafię w wyjątkowy sposób interpretować problemy i że swoją wydajnością w pracy znacznie przewyższam innych. Dlatego przyjąwszy rolę kierowniczki, chciałam wszystkim pokazać, jaka jestem zdolna pod każdym względem i odpowiednia na to stanowisko. Chciałam zaskarbić sobie szacunek i aprobatę u wszystkich. Gdy moje opinie okazały się nietrafne i nie udawało mi się rozwiązać problemów na zgromadzeniach, bałam się, że wszyscy uznają mnie za osobę, która się nie nadaje, więc zaczęłam się skrywać za fałszywą fasadą; zrobiłam się powściągliwa w słowach. Wzbraniałam się nawet przed omawianiem problemów, które wyraźnie u innych dostrzegałam. Zanim coś powiedziałam, długo się namyślałam albo pytałam o zdanie współpracownika; inaczej nie odważyłabym się niczego powiedzieć ani zrobić. Obowiązki wykonywałam biernie. Myślałam, że od Boga otrzymałam tytuł i rangę, a nie obowiązki czy odpowiedzialność. Wpadłam w pułapkę statusu, który całkowicie mnie kontrolował. Tak naprawdę nie wybrano mnie na kierowniczkę, bo byłam lepsza od innych, więcej rozumiałam, czy idealnie nadawałam się do tej roli. Kościół rozwijał mnie w oparciu o mój charakter i talenty, szkolił mnie w rozwiązywaniu problemów za pomocą prawdy i w postępowaniu według zasad, brał pod uwagę moje braki, bym pojęła prawdę i wkroczyła w rzeczywistość możliwie jak najszybciej. Ale nie było gwarancji, że będę mogła należycie wypełniać swoje obowiązki. Kluczowe było to, czy będę w stanie iść ścieżką dążenia do prawdy i pełnić obowiązki tak, jak tego żąda Bóg. A ja mylnie sądziłam, że skoro mnie wybrano, to jestem lepsza od innych i mam wyższy status. Nie miałam samoświadomości, a moje myśli były niedorzeczne!

Potem trafiłam na inny fragment słów Bożych, który bardzo mnie poruszył. „Antychryści myślą, że jeśli zawsze będą chętnie rozmawiać z innymi i otwierać przed nimi swe serca, wszyscy przejrzą ich na wylot i uznają, że brak im głębi, i są jedynie zwykłymi ludźmi, a wówczas nie będą ich już szanować. Co to zaś oznacza, że przestają darzyć ich szacunkiem? Oznacza to, że antychryści nie zajmują już szczególnego miejsca w ich sercach i wydają im się zupełnie banalni, prostaccy i zwyczajni. Tego zaś antychryści z pewnością nie chcą widzieć. Dlatego właśnie, kiedy spostrzegą, że inni zawsze odsłaniają się w kościele i mówią, że odczuwają zniechęcenie i opór wobec Boga, opowiadają, w jakich sprawach wczoraj zbłądzili i że dziś cierpią i doświadczają bólu z uwagi na to, że nie byli uczciwi, antychryści uważają takich ludzi za naiwnych głupców, a sami nigdy nie mówią takich rzeczy, lecz trzymają je w ukryciu w swym wnętrzu. Są ludzie, którzy z rzadka się odzywają, ponieważ mają słaby charakter i prosty umysł, i nie mają zbyt wielu przemyśleń. Także i ludzie pokroju antychrystów mało mówią, ale nie z tych samych powodów – problem tkwi raczej w ich usposobieniu. Stają się małomówni na widok innych, a kiedy ludzie wypowiadają się na jakiś temat, antychrystów niełatwo jest skłonić do wyrażenia swej opinii. Dlaczego zachowują swoje zdanie dla siebie? Po pierwsze, z całą pewnością nie mają w sobie prawdy i nie potrafią dojrzeć sedna żadnego zagadnienia. Kiedy tylko się odezwą, popełniają błędy, a inni dostrzegają, kim tak naprawdę są, i patrzą na nich z góry. Pozują więc na ludzi milczących i głębokich, przez co inni nie są w stanie trafnie ich ocenić, a nawet uważają ich za błyskotliwych i wyjątkowych. Dzięki temu nikt nie pomyśli, że są płytcy i banalni. Co więcej, widząc ich spokój i opanowanie, ludzie mają o nich wysokie mniemanie i nie śmią ich lekceważyć. Na tym właśnie polega przebiegłość i zło antychrystów. (…) Nie chcą, by inni ludzie przejrzeli ich na wylot. Znają swoją wartość, lecz przyświeca im niecny zamiar – chcą, by inni mieli o nich wysokie mniemanie. Czyż może być coś bardziej obrzydliwego?(Punkt szósty: Zachowują się przebiegle, są samowolni i mają dyktatorskie zapędy, nigdy nie omawiają niczego z innymi, lecz zmuszają innych, by ich słuchali, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boga uświadomiły mi, że antychryści kryją się ze swoimi opiniami. Boją się, że gdy się nimi podzielą, ludzie przejrzą ich na wylot, a oni stracą status i wizerunek w ich oczach. Dlatego są powściągliwi, żeby nikt ich nie przejrzał. To jest złe usposobienie antychrysta. Zrozumiałam, że ja postępowałam tak samo. Niechętnie dzieliłam się opiniami, gdy zauważałam problemy, bo miałam podły cel: chciałam ukryć swoje braki i stwarzać pozory osoby godnej pochwały, która rozumie prawdę. Chciałam zasłużyć na podziw i pochwały braci i sióstr. Ciągle bałam się, że jeśli powiem za dużo, popełnię błąd, a wtedy wszyscy ujrzą moją prawdziwą twarz, stracą do mnie szacunek i pomyślą, że nie nadaję się na kierowniczkę. Aby zachować status i reputację, to gdy bracia i siostry trafiali na problemy podczas pełnienia obowiązków, mówiłam bardzo niewiele lub wcale się nie odzywałam, by ukryć swoje braki i by inni nie ujrzeli mojego prawdziwego oblicza. To było strasznie kłamliwe usposobienie. Kościół powierzył mi rolę kierowniczki, bym mogła dążyć do prawdy, rozwiązywać praktyczne problemy i wspólnie z braćmi i siostrami wypełniać obowiązki. A ja, by zachować status i reputację oraz ukryć przed innymi własne braki, zaniedbywałam obowiązki i próbowałam się popisywać swoimi zaletami, by inni mnie podziwiali i czcili. Szłam ścieżką antychrysta, bo sprzeciwiałam się Bogu! Wtedy trochę się przestraszyłam, więc stanęłam przed Bogiem, prosząc Go, by sprowadził mnie na ścieżkę praktyki.

Potem trafiłam na dwa inne fragmenty słów Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „Niektórzy ludzie są awansowani i kształceni przez kościół i jest to coś dobrego, to dobra okazja, aby zostać wyszkolonym. Można powiedzieć, że zostali wywyższeni i obdarzeni łaską przez Boga. Jak zatem mają wypełniać swój obowiązek? Pierwszą zasadą, której powinni przestrzegać, jest zrozumienie prawdy. Kiedy nie rozumieją prawdy, muszą jej poszukiwać, a jeśli po poszukiwaniu nadal jej nie rozumieją, mogą znaleźć kogoś, kto rozumie prawdę, aby z nim rozmawiać i wspólnie poszukiwać, dzięki czemu uda się rozwiązać problem szybko i na czas. Jeśli koncentrujesz się tylko na tym, by więcej czasu spędzać na samotnej lekturze słów Boga albo na przemyśliwaniu tych słów po to, aby zrozumieć prawdę i rozwiązać problem, trwa to zbyt długo; jak mówi przysłowie: »Woda, która jest daleko, nie ugasi palącego pragnienia«. Gdy chcesz czynić szybkie postępy, jeśli chodzi o prawdę, to musisz nauczyć się harmonijnie współpracować z innymi, zadawać więcej pytać i więcej poszukiwać. Tylko wtedy będziesz szybko wzrastać w życiu i będziesz w stanie migiem rozwiązywać problemy, bez żadnych opóźnień ani w jednym, ani w drugim. Ponieważ dopiero co cię awansowano i jesteś na okresie próbnym oraz nie pojmujesz prawdy lub nie posiadasz rzeczywistości prawdy, ponieważ wciąż brakuje ci tej postawy, nie myśl, że ten awans oznacza, iż posiadłeś rzeczywistość prawdy; tak nie jest. Stało się to tylko dlatego, że umiesz nieść brzemię pracy i posiadasz charakter przywódcy; dlatego wybrano cię, aby cię awansować i kształcić. Taki rozsądek powinieneś mieć. Jeśli po tym, jak cię awansowano i posłużono się tobą, zajmujesz pozycję przywódcy lub pracownika, uważając się za kogoś, kto posiada rzeczywistość prawdy i kto dąży do prawdy, i jeśli niezależnie od problemów braci i sióstr, udajesz, że rozumiesz i że jesteś uduchowioną osobą, jest to głupota i postępowanie na wzór obłudnych faryzeuszy. Musisz mówić i postępować zgodnie z prawdą. Gdy czegoś nie rozumiesz, możesz zapytać innych lub szukać odpowiedzi i porozmawiać ze Zwierzchnikiem – nie ma w tym żadnego wstydu. Nawet jeśli nie zadajesz pytań, Zwierzchnik i tak będzie znał twoją prawdziwą postawę i będzie wiedział, że nie ma w tobie rzeczywistości prawdy. Poszukiwanie i omawianie to czynności, jakie powinieneś wykonywać; to jest rozsądek, jaki powinien cechować zwykłe człowieczeństwo, i zasada, której powinni przestrzegać przywódcy i pracownicy. Nie trzeba się tego wstydzić. Jeśli myślisz, że przywódcy przynosi wstyd, gdy ciągle zadaje pytania innym ludziom lub Zwierzchnikowi albo gdy nie rozumie zasad, i jeśli w rezultacie takiego myślenia zaczynasz udawać, że rozumiesz, że wiesz, że potrafisz pracować, że możesz wykonywać dowolną pracę w kościele, że nie potrzebujesz nikogo, kto by cię napominał i rozmawiał z tobą, ani nikogo, kto by cię wspierał i zaopatrywał, to jest niebezpieczne, przesadnie aroganckie i zarozumiałe, nie ma tym żadnego rozsądku. Nie znasz nawet własnej miary i czy nie czyni cię to idiotą? Tacy ludzie de facto nie spełniają kryteriów awansu i kształcenia w domu Bożym i prędzej czy później zostaną zastąpieni albo wyrzuceni(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). „Nawet jeśli ludzie awansowali lub dysponują przeróżnymi talentami zawodowymi, bądź przygotowano ich do roli liderów i pracowników, wszyscy są zwyczajni, zepsuci przez szatana i nie pojmują prawdy. A zatem nikt nie powinien zakładać maski czy ukrywać się, lecz przeciwnie – należy uczyć się rozmawiać otwarcie. Jeśli czegoś nie rozumiesz, nie udawaj, że jest inaczej. Jeżeli nie potrafisz czegoś zrobić, przyznaj się do tego. Bez względu na to, z jakim zmagasz się problemem czy jakie masz trudności, omawiaj je ze wszystkimi i szukaj prawdy, by znaleźć wyjście z sytuacji. W obliczu prawdy każdy jest jak dziecko; jest godnym pożałowania biedaczkiem i ma ewidentne braki. W obliczu prawdy ludzie muszą być posłuszni i w tęskniącym sercu pielęgnować pokorę. Muszą szukać prawdy i ją przyjąć, zanim zaczną ją praktykować i podporządkują się Bogu. Jeżeli będą postępować w ten sposób, kiedy pełnią obowiązki, a także w codziennym życiu, zdołają wkroczyć w rzeczywistość prawdy słów Bożych(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Rozmyślając nad słowami Boga, znalazłam ścieżkę praktyki. Powinnam omawiać to, co rozumiem, i mieć właściwą postawę wobec swoich braków, nie stwarzać fałszywych pozorów i nie udawać, że wiem wszystko. Nie rozumiejąc czegoś, powinnam omawiać to z innymi. Tylko współpracując, możemy dobrze wypełniać obowiązki. Ja zawsze usiłowałam ukryć swoje braki i nie umiałam stawić czoła swojemu problemowi, ani nie dążyłam do prawdy, by go rozwiązać. W ten sposób nigdy bym się nie poprawiła ani nie zaczęła dobrze pełnić obowiązków. Miałam na koncie porażki i niepowodzenia, które obnażyły moje braki, ale uświadomiły mi też moją wartość, więc w przyszłości mogłam postępować we właściwy sposób, nauczyć się współpracować, dążyć do prawdy i działać zgodnie z zasadami. To są korzyści niebagatelne. Potem byłam w stanie bardziej się otworzyć na spotkaniach z wszystkimi zespołami.

Podczas jednego zgromadzenia zauważyłam, że dwie siostry rywalizują o reputację, i chciałam znaleźć słowa Boga, by z nimi omówić ten problem. Ale pomyślałam: „Mam doświadczenie w tym zakresie, lecz dobrze tego nie rozumiem. Czy inni będą patrzeć na mnie z góry, jeśli moje omówienie będzie powierzchowne, i powiedzą, że nie nadaję się na kierowniczkę? Może lepiej dam sobie spokój z tym omówieniem”. Dotarło do mnie wtedy, że znów chcę stwarzać fałszywe pozory. Przypomniał mi się fragment słów Bożych, który czytałam kilka dni wcześniej: „Każdy, kto wierzy w Boga, powinien rozumieć Jego wolę. Jedynie ci, którzy dobrze wykonują swoje obowiązki, mogą zadowolić Boga, a obowiązek zostanie wypełniony zadowalająco tylko wtedy, gdy człowiek ukończy powierzone mu przez Boga zadania. (…) Jaki zatem standard trzeba osiągnąć, żeby wypełnić Boże posłannictwo i wykonywać swój obowiązek lojalnie i dobrze? Trzeba spełniać swój obowiązek z całego serca, z całej duszy, z całego umysłu i ze wszystkich swoich sił(Na czym dokładnie ludzie polegają w życiu? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Wzięłam na siebie te obowiązki, więc powinnam je wypełniać jak najlepiej. Widziałam, że te siostry są w niewłaściwym stanie, więc powinnam zrobić wszystko, by omówić prawdę i dać im wsparcie, żeby zyskały świadomość swojego zepsutego usposobienia, przestały rywalizować o reputację i mogły normalnie wykonywać swoje zadania. Tylko tak postępując, mogłam wypełnić swoje obowiązki. Pojęłam, że omawianie prawdy, by rozwiązać problemy, to coś dobrego, to świadectwo o Bogu, które przyprowadza ludzi do Boga. Tymczasem dla mnie to był tylko sposób na zyskanie podziwu. Stałam się taka podła i poczułam pogardę do samej siebie. Nie chciałam już dłużej tak żyć. Chciałam wypełniać swoje obowiązki i omawiać wszystko to, co widziałam i co rozumiałam, by dać tym siostrom praktyczną pomoc. Podjęłam decyzję i znalazłam kilka fragmentów słów Boga na potrzeby omówienia. Zaskoczyło mnie, że te siostry, gdy mnie wysłuchały, uświadomiły sobie swój stan. Widząc, że mają większą samoświadomość i chcą okazać skruchę, podziękowałam Bogu. Potem omówiliśmy inne problemy związane z pracą i podzieliłam się swoją opinią w tym temacie. Kilku liderów zespołów też powiedziało, co myślą. Po tym omówieniu wszyscy zyskali jaśniejsze i precyzyjniejsze zrozumienie, a odchylenia od normy zmniejszyły się. Wspaniale było praktykować w ten sposób, czułam ulgę i wyzwolenie. Odtąd moje nastawienie poprawiało się wraz z każdym kolejnym spotkaniem: Nie stawiałam już siebie na piedestale kierowniczki i przestałam udawać i się maskować. Mówiłam o tym, co wiedziałam, i to, co faktycznie myślę. Było to niewiarygodnie wyzwalające. Zrozumiałam też, że gdy mam właściwe nastawienie, nie martwiąc się tym, co inni o mnie myślą, i mam spokojny umysł, rozważając problemy, zyskuję głębszy wgląd w problemy i moje omówienia są klarowniejsze. Czasami moje omówienia były spontaniczne, bez wcześniejszych przygotowań. Wiedziałam, że to oświecenie i przewodnictwo Ducha Świętego. Choć moje opinie nie zawsze trafiały w samo sedno, nie czułam się ograniczana i od razu korygowałam swoje błędy. To dzięki słowom Boga byłam w stanie osiągnąć tę przemianę. Bogu dzięki!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Historia Joy

Autorstwa Joy, FilipinyW przeszłości w kontaktach z ludźmi zawsze kierowałam się emocjami. Jeśli ludzie byli dla mnie mili, odwdzięczałam...

Połącz się z nami w Messengerze