Jak uwolniłam się od arogancji

14 marca 2022

Autorstwa Qichen, Mjanma

W czerwcu 2019 przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Rok później zostałam przywódczynią kościoła. Wdzięczna byłam Bogu, że dał mi tę szansę na praktykowanie, więc rzuciłam się w wir obowiązków, monitorowałam i rozumiałam pracę, rozwiązywałam problemy braci i sióstr. Po pewnym czasie większość nowych wierzących przychodziła na spotkania, głosiła ewangelię i pełniła obowiązki. Moja pozostała praca też dawała rezultaty, więc mimowolnie czułam się trochę z siebie dumna. Myślałam: „Nie trzeba mi było dużo czasu jako przywódczyni, by rozwiązać praktyczne problemy, a bracia i siostry mnie szanują. Muszę być chyba lepsza niż moja poprzedniczka”. Po jednym spotkaniu siostra powiedziała, że wciąż nie rozumie zasad przyjmowania ludzi do kościoła, i chciała, bym to omówiła. Siostra Zang, z którą pracowałam, też chciała, więc szczegółowo omówiłam zasady i podkreśliłam kluczowe punkty. Później wielu braci i sióstr uznało, że już rozumieją, co mnie ucieszyło i pomyślałam, że te problemy potrafię łatwo rozwiązać. Stopniowo moja arogancja wzrastała. Gdy sprawdzałam pracę innych, widziałam, że przywódcy zespołów nie rozumieli sytuacji w swych zespołach i byli opieszali, co mnie zniecierpliwiło, więc ich połajałam i nie chciałam z nimi rozmawiać. Dostrzegłam, że niektórych ograniczam, i na początku czułam się winna, że okazuję gniew w taki sposób, ale potem pomyślałam: „Pracuję dla kościoła, nie osiągnę niczego, jeśli nie będę surowa”. Tak to zostawiłam i się nad sobą nie zastanowiłam.

Przygotowywałam spotanie ewangelizacyjne z przywódcami grupy podlewania. Poprosiłam, by wyrazili swoje zdanie, ale nikt się nie odzwywał, tylko jedna siostra powiedziała kilka słów. Złość we mnie wezbrała. Uznałam ich za tak bezużytecznych, że nawet tematu spotkania nie znają, chciałam się na nich rozgniewać, ale bałam się, że to źle wpłynie na wieczorne spotkanie, więc pomodliłam się do Boga, by się opanować, i pomyślałam: „Nikt tu nie ma nic do powiedzenia, więc ja zacznę. Jeśli na spotkaniu wykorzystają moje pomysły, to powinniśmy osiągnąć jakieś wyniki”. Z tą myślą spokojnie podzieliłam się moimi przemyśleniami. Powiedziałam, że spotkanie dotyczy kilku aspektów prawdy, więc powinni najpierw omówić A, a potem B. Następnie dodałam: „Jeśli uważacie, że to, co mówię, jest odpowiednie, skorzystajcie z tego, chyba że macie sami lepsze pomysły”. Ale na spotaniu niektóre siostry nie mówiły zgodnie z moimi instrukcjami, a inne nie były aktywne. Byłam wściekła, gotowa wybuchnąć, ale bałam się, że nowe osoby poczują się ograniczone, więc się opanowałam. Spotkanie nie doprowadziło do oczekiwanych wyników, było mi smutno. Na zakończenie powiedziałam: „Co waszym zdaniem dziś osiągnęliśmy? Jakie problemy lub braki zauważyliście?”. Jedna siostra powiedziała, że nie mogła się uspokoić, niektóre uznały spotkanie za zbyt krótkie, a inni potwierdzili, mówiąc, że było za mało czasu… Słysząc to, znów poczułam złość. Pomyślałam: „Chciałam spokojnie omówić z wami błędy, ale wy nie tylko ignorujecie wasze problemy, ale jeszcze szukacie wymówek. Powinnam dać wam nauczkę”. Przesłałam in fragment słowa Bożego, aby się z nimi rozprawić. Powiedziałam, że byli bierni podczas omówienia tematu spotkania i że szukali wymówek i nie zastanowili się nad sobą, gdy spotkanie się nie udało. Nikt z braci i sióstr nie śmiał niczego odpowiedzieć. Później zastanawiałam się, czy użyłam zbyt surowych słów. Nie powinnam się była z nimi tak rozprawić. Ale pomyślałam: „Zrobiłam to, by poznali siebie”. Czułam, że dobrze zrobiłam i nie rozważyłam swoich własnych problemów. Później zgłosiłam przełożonemu, że podlewający mają kiepski charakter i brak im poczucia odpowiedzialności. Poprosiłam, żeby przysłał mi dobrych podlewających, a nawet chciałam usunąć jedną siostrę. Ale przywódca powiedział mi tak: „Wierzą w Boga od niedawna i mają słabą postawę. Nie możemy za dużo wymagać, musimy im pomagać omówieniami”. Powiedział też, że ostatnio wiele nowych osób przyjęło nowe dzieło Boga, więc nie ma dla mnie podlewających. Niechętnie to zaakceptowałam.

Później zauważyłam, że moja współpracownica, siostra Zhang, nie mówiła ze mną o pracy. Nie lubiła informować mnie o problemach, a kilka razy na spotkaniach współpracowników diakoni nie byli aktywni, co mnie frustrowało. Kilka dni później mój przywódca zwrócił uwagę na moje problemy, mówiąc: „Siotra Zhang doniosła, że karcisz i rozprawiasz się z wierzącymi na spotkaniach. Przez to ludzie czują się ograniczeni, więc musisz to sobie dobrze przemyśleć…” Pomyślałam: „Wytykałam im problemy. Oni siebie nie znają, a teraz mówią, że czują się ograniczani, a przecież nigdy ich o to nie prosiłam. To ich problem, jeśli się tak czują”. Później czułam się winna i zrozumiałam, że ujawniłam zespucie współpracując z braćmi i siostrami w sposób, których ich ograniczał. Poszłam do siostry Zhang, żeby się przed nią otworzyć, i powiedziałam: „Mam zwyczaj mówić wprost i często się złoszczę. Czasem nie traktuję właściwie zepsucia i braków moich braci i sióstr, rozmawiam z ludźmi w surowy sposób, a przez to czują się ograniczeni”. Zaskoczyło mnie, gdy siostra Zhang powiedziała: „Uważam, że jesteś arogancja, zarozumiała i wybuchowa, uwielbiasz poniżać i łajać innych”. Byłam w szoku. Pomyślałam: „Przyznaję, jestem arogancka, ale na pewno nie traktowałam cię z góry! Przed chwilą się przed tobą otworzyłam, ale ty nie znasz siebie i teraz wyciągasz moje problemy”. Nie mogłam tego przełknąć, więc wytknęłam jej problemy w pełnieniu obowiązków. Zdziwiłam się, bo siostra Zhang od razu zaakceptowała to, co powiedziałam. Czułam się zawstydzona, było mi nieswojo, więc pomodiłam się do Boga, mówiąc: „Boże, wiem, że to, co się dzieje, jest częścią Twoich planów i zarządzeń. Siostra wytknęła mi problemy, a ja tego nie uznałam i nie zaakceptowałam. Boże, proszę, oświeć mnie i pomóż mi się zreflektować”. Myślałam o tym, co powiedziała siotra Zhang, że jestem arogancja, zarozumiała i wyniosła, zastanawiałam się, ale po trzech dniach wciąż nie miałam jasności. Poprosiłam siostrę Zhang, żeby mi to wyjaśniła. Powiedziała: „Ostatni na koniec spotkania nie zapytałaś, jakie mamy problemy, tylko nagle się z nami rozprawiłaś”. Pomyślałam: „To zdarzyło się raz, a ty mówisz, że jestem arogancja i traktuję innych z góry?”. Wyjaśniłam jej: „Miałam powód, by się z wami rozprawić. Najpierw chciałam omówić błędy. Poniosło mnie, gdy zobaczyłam, że nikt z was nie zna samego siebie”. Myślałam, że ona to zrozumie, ale zamiast tego od razu powiedziała: „Myślę, że jesteś strasznie arogancka. To, co uważasz, traktujesz jak prawdę i żądasz, by wszyscy cię słuchali”. Gdy to usłyszałam, miałam mętlik w głowie. Myślałam, że się przesłyszałam, więc zapytałam, a ona bardzo jasno potwierdziła: „Tak właśnie jest”. Znów się przestraszyłam i pomyślałam: „Ona gada jakieś bzdury! Jak miałabym za prawdę uznawać to, co myślę? Nigdy tak nie było”. Ale wiedziałam, że dobre intencje Boga kryją się w tym rozprawianiu się ze mną, więc szybko się pomodliłam i poprosiłam Go, by mnie oświecił, bym mogła samą siebie poznać. Przeczytałam później dwa fragmenty słowa Bożego. „Niektórzy ludzie mówią, że nie mają skażonego usposobienia, że nie są aroganccy. Jacy to ludzie? To ludzie nierozumni, a także najgłupsi i najbardziej aroganccy ze wszystkich. W istocie są bardziej aroganccy i buntowniczy niż ktokolwiek inny; im częściej ktoś powtarza, że nie jest zepsuty, tym bardziej jest arogancki i zadufany w sobie. Dlaczego inni są w stanie poznać siebie i przyjąć Boży osąd, a ty nie? Czy jesteś wyjątkowy? Czy jesteś święty? Czy żyjesz w próżni? Nie przyjmujesz do wiadomości tego, że rodzaj ludzki został zepsuty przez szatana, że ludzie mają skażone usposobienie, a zatem jesteś największym buntownikiem i arogantem ze wszystkich(„Arogancka natura jest źródłem oporu człowieka względem Boga” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). „Przekonałem się, że wielu przywódców potrafi tylko prawić ludziom kazania, umie jedynie pouczać innych z wyższością, a nie jest w stanie porozumiewać się z nimi na równej stopie; tacy przywódcy nie są zdolni do normalnych interakcji z ludźmi. Niektórzy ludzie zawsze mówią tak, jakby wygłaszali przemowę lub składali raport; ich słowa odnoszą się jedynie do stanu innych ludzi, a sami nigdy się nie otwierają, nigdy nie analizują własnego zepsutego usposobienia, lecz analizują wyłącznie problemy innych ludzi, by wszyscy o nich wiedzieli. A dlaczego tak postępują? Dlaczego mają skłonność do prawienia takich kazań i do mówienia takich rzeczy? Otóż jest to dowodem, że nie znają siebie, że brakuje im rozsądku, że są bardzo aroganccy i zadufani w sobie. Sądzą, że ich zdolność do rozpoznania skażonego usposobienia u innych pokazuje, iż sami stoją wyżej, że lepiej od innych potrafią rozróżniać ludzi i rzeczy, że są mniej zepsuci niż inni. Zdolność do analizy innych i pouczania ich przy jednoczesnym braku zdolności do obnażenia siebie, ujawnienia i analizy własnego zepsutego usposobienia, niepokazywanie swojej prawdziwej twarzy, przemilczanie własnych motywacji, a jedynie pouczanie innych, że źle czynią – to wywyższanie siebie i przydawanie sobie nadmiernego znaczenia(„Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Słowa Boga ujawniły, w jakim jestem stanie. Wszyscy ludzie zostali skażeni przez szatana i pełni są szatańskich skłonności. Z pewnością nie żyję w jakiejś próżni. Mnie też skaził szatan. Jak miałabym nie mieć aroganckiego usposobienia? To pochodziło od Boga, że siostra rozprawiła się z moją arogancją i zarozumialstem. Ale myślałam, że jest zbyt surowa, gdy tak się ze mną rozprawiała. Byłam niewrażliwa, nie znałam wcale samej siebie. Słowo Boże mówi, że gdy przywódcy nie potrafią omawiać prawdy, wspierać innych, analizować i znać siebie, ale karcą, traktują innych z góry podczas kazań, i uważają się za lepszych od innych, to są najbardziej aroganccy i buntowniczy ze wszystkich. Uświadomiłam sobie, że tak się zachowywałam. Gdy praca, za którą odpowiadałam, dawała wyniki lub gdy bracia i siostry mnie doceniali, zaczęłam mieć o sobie wysokie mniemanie i czułam się lepsza od innych. Gdy robili coś powoli, myślałam, że nie niosą brzemienia, więc się denerwowałam, obwiniałam ich i karciłam, czułam, że są okropni, chciałam nawet jedną siostrę usunąć przez jej charakter, nie patrząc, czy dobrze wypełnia obowiązki. Gdy omawialiśmy temat spotkania, bracia i siostry milczeli, ale zamiast spytać ich o to, jakie mieli trudności, zmuszałam ich do takiego a nie innego omawiania, co ich ograniczało. Gdy na spotkaniu nie stosowali się do moich instrukcji dotyczących omówienia, chciałam się zezłościć i z nimi rozprawić. Gdy wytknęłam im problemy, a oni ich nie potrafili dostrzec, gardziłam nimi w sercu, a nawet surowo się z nimi rozprawiłam. Nie obchodziło mnie, czy są w stanie to faktycznie przyjąć. Później przywódca powiedział, że ograniczam siostrę Zhang, i kazał mi się zreflektować, ale ja to zlekceważyłam i uznałam, że rozprawiłam się z siostrą Zhang, by lepiej siebie poznała. Pamiętam, że raz siostra Zhang powiedziała mi o nowym wierzącym, który nie śmiał się odezwać, gdy ja byłam na spotkaniu. Wtedy puściłam to mimo uszu. Teraz dopiero zrozumiałam, że przeze mnie bracia i siostry czuli się ograniczani, lecz nie rozumiałam własnych problemów i gardziłam nimi, bo nie nieśli brzemienia. Byłam taka arogancka! Nie traktowałam braci i sióstr na równi ze mną, nie próbowałam zrozumieć ich trudności i braków. Zamiast tego traktowałam ich z góry i łajałam. Gdy Bóg poprzez nich przyciął mnie i rozprawił się ze mną, wcale siebie nie znałam i próbowałam się bronić, wyjaśnić swoje zachowanie. Myślałam, że jestem bezpośrednia i impulsywna. Nie przyznałam się, że traktuję ludzi z góry i robię im połajanki. Żądałam, by inni znali siebie, ale nie dostrzegałam własnego zepsucia. Uznawałam, że zawsze mam rację, że winni są inni. Byłam arogancka i bezrozumna. Ujrzałam wtedy, że Bóg jest wobec mnie miłosierny. Posłużył się siostrą Zhang, by wskazywać moje problemy, raz po raz, bym siebie poznała, bym wyznała winy i żałowała.

Później przeczytałam inny fragment słowa Bożego. „Jeśli w swoim sercu rzeczywiście rozumiesz prawdę, to będziesz wiedział, jak ją praktykować i być posłusznym Bogu, a wówczas w naturalny sposób wejdziesz na ścieżkę dążenia do prawdy. Jeżeli ścieżka, którą kroczysz, jest tą właściwą i jest zgodna z wolą Boga, wówczas dzieło Ducha Świętego cię nie opuści – a w takim razie prawdopodobieństwo, że zdradzisz Boga, będzie coraz mniejsze. Jeśli nie posiada się prawdy, łatwo czynić zło, i będziesz je czynił nawet wbrew sobie. Na przykład jeśli masz aroganckie, zarozumiałe usposobienie, to nie ma sensu ci mówić, abyś nie przeciwstawiał się Bogu; nic na to nie poradzisz, pozostaje to poza twoją kontrolą. Nie będziesz robić tego celowo; będziesz to robić pod dominacją twojej aroganckiej i zarozumiałej natury. Twoja arogancja i zarozumiałość sprawią, że spojrzysz na Boga z góry i będziesz Go postrzegał jako kogoś bez żadnego znaczenia, sprawią, że będziesz się wywyższać, ciągle stawiać siebie na widoku; sprawią, że będziesz się odnosił pogardliwie do innych i w twoim sercu nie pozostanie nikt oprócz ciebie samego; będziesz uważał się za lepszego od innych ludzi i od Boga, aż w końcu zasiądziesz na miejscu Boga i będziesz się domagał, by inni ci się podporządkowali, by czcili twoje myśli, koncepcje i pojęcia, uznając je za prawdę. Zobacz, jak wiele zła czynią ludzie pod władzą swej aroganckiej i zarozumiałej natury!(„Jedynie dążąc do prawdy, można uzyskać zmianę usposobienia” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Słowo Boże pokazało mi, że ludzie z arogancką i zarozumiałą naturą wywyższają siebie, poniżają innych i myślą, że zawsze mają rację. Własne pomysły uznają za prawdę i mogą czynić zło lub sprzeciwiać się Bogu. Pomyślałam o tym, jak traktowałam innych: Nie dzieliłam się swoimi doświadczeniammi, nie mówiłam o swoim zepsuciu, by oni poznali siebie. Z wyższością ujawniałam i analizowałam ich problemy. Gdy nie rozumieli, ze złością ich poniżałam i się z nimi rozprawiałam, przez co czuli się ograniczani. Nie śmieli mi nic powiedzieć, gdy mieli problemy, co zakłócało ich obowiązki i źle wpływało na życie kościoła. To wszystko sprawiła moja arogancka natura. Myślałam o tym, jak Bóg wyraża prawdy, by karmić ludzi i obnażać nasze zepsucie. Bóg nie zmusza nas, byśmy coś przyjęli lub praktykowali. Cierpliwie prowadzi ludzi i aranżuje sposoby, by doświadczyli Jego słów i dzieła. Przez doświadczanie ludzie stopniowo poznają samych siebie, praktykują prawdę i rozwijają się. Bóg też stosuje zasady rozprawiając się z ludźmi. Bóg traktuje ludzi równo w oparciu o ich postawę i charakter. Nie żąda od nas więcej, niż potrafimy zrobić. Nie patrzy na nas ani z góry, ani z dołu. Jestem tylko malutką istotą stworzoną, a tylko dlatego, że mogę się z innymi dzielić tym, co pojmuję, żądałam, by mnie słuchano. Nie parzyłam na różne sytuacje innych ludzi, tak samo dużo wymagałam od wszystkich. Gdy ludzie nie osiągali moich standardów, gardziłam nimi, a nawet chciałam niektórych usunąć. Zastanowiłam się nad istotą swojego postępowania. Własne pomysły traktowałam, jakby były prawdą, nalegałam na to, że mam rację, niezależnie od okoliczności, kazałam braciom i siostrom mnie słuchać. Nie pełniłam obowiązków, Czy nie sprzeciwiałam się Bogu? Nie wiedziałam, że panuje nade mną moja arogancka, zarozumiała natura, robiłam złe rzeczy, sprzeciwiałam się Bogu, krzywdziłam braci i siostry. Byłam okropna i zasługiwałam, by Bóg mnie ukarał! Uświadamiając to sobie, byłam wdzięczna Bogu, że mnie chroni, pozwalając, bym się nad sobą zastanowiła na czas, bym nie zeszła na manowce. Spostrzegłam, że brak mi rzeczywistości prawdy. Mogłam wciąż uznawać własne poglądy i wiedzę za prawdę, zmuszać braci i siostry, by mnie słuchali. Byłam arogancjka i w ogóle siebie nie znałam.

Później siostra przysłała mi fragment słowa Bożego. To pierwszy fragment tekstu „Tylko ci, którzy posiedli rzeczywistość prawdy, potrafią przewodzić innym”. „Jeśli jako przywódca lub pracownik kościoła masz poprowadzić wybrańców Bożych do wkroczenia w rzeczywistość prawdy i do niesienia właściwego świadectwa o Bogu, kluczowe jest to, by pod twoim przewodnictwem zaczęli oni spędzać więcej czasu na czytaniu słów Boga i omawianiu prawdy, tak by Boży wybrańcy mogli głębiej poznać Boże zamiary w zbawieniu człowieka oraz cel Bożego dzieła, aby mogli zrozumieć wolę Boga i Jego rozmaite wymagania wobec człowieka, to bowiem pozwoli im zrozumieć prawdę. (…) Czy potrafisz sprawić, by ludzie zrozumieli prawdę i wkroczyli w jej rzeczywistość, jeśli tylko się z nimi rozprawiasz i prawisz im kazania? Jeżeli prawda, o której im mówisz, nie jest realna, jeśli są to tylko słowa doktryny, to choćbyś nie wiadomo jak długo się z nimi rozprawiał i prawił im kazania, nic nie osiągniesz. Czy myślisz, że jeśli ludzie się ciebie boją, robią to, co im każesz, i nie ważą się sprzeciwić, to tym samym rozumieją prawdę i okazują posłuszeństwo? To poważny błąd; wkroczenie w życie nie jest tak proste. Niektórzy przywódcy zachowują się jak nowy menedżer, który próbuje wywrzeć wielkie wrażenie: usiłują narzucać swą nowo uzyskaną władzę wybrańcom Bożym i nakłonić wszystkich do podporządkowania, bo wydaje im się, że przez to ich praca stanie się łatwiejsza. Jeśli brakuje ci rzeczywistości prawdy, to nie minie wiele czasu, nim twoja prawdziwa twarz zostanie obnażona, twoja rzeczywista postawa – ujawniona, i możesz zostać wyeliminowany. Przy niektórych zadaniach administracyjnych można zaakceptować nieco przycinania, rozprawiania się i dyscypliny. Ale jeśli nie jesteś w stanie zaopatrzyć ludzi w prawdę – jeśli potrafisz tylko prawić im kazania i wpadać w szał – to objawia się twoje skażone usposobienie: pokazałeś paskudną twarz swojego zepsucia. W miarę upływu czasu wybrańcy Boga nie będą w stanie uzyskać od ciebie zaopatrzenia w życie, nie będą zyskiwać niczego prawdziwego, toteż zaczną czuć do ciebie odrazę i niechęć i cię odtrącą(„Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Bóg poucza nas, przywódców, byśmy omawiali prawdę tak, by rozwiązywać problemy i prowadzić ludzi do zrozumienia prawdy, a nie po to, by rozprawiać się z nimi za każdą błahostkę, pokazywać własną siłę i w innych wzbudzać lęk. Tak postępują fałszywi przywódcy. Bóg wywyższył mnie, gdy zostałam przywódczynią, a ja nie wykonywałam praktycznej pracy, nie prowadziłam braci i sióstr do wejścia w życia w jakiś istotny sposób, ślepo ich tylko karciłam i rozprawiałam się z nimi, przez co czuli się ograniczani, bali się mnie i unikali. Pomyślałam o fałszywym przywódcy, którego usunięto miesiąc wcześniej, bo nie wykonywał praktycznej pracy, nie radził sobie z trudnościami, jakie bracia i siostry napotykali w obowiązkach, wciąż tylko ślepo się z nimi rozprawiał i oskarżał ich o uchybienia, przez co płakali i czuli się ograniczani. Byli słabi, źle nastawieni, myśleli, że nie nadają się do pełnienia obowiązków. To postępowanie przywódcy poważnie zaszkodziło pracy domu Boga i wejściu w życie przez braci i siostry. Czy nie byłam jak ten fałszywy przywódca? Nie miałam rzeczywistości prawdy, nie skupiałam się na zmianie usposobienia. Mogłam tylko ślepo łajać i rozprawiać się z ludźmi, bo byłam arogancka. Szłam ścieżką fałszywych przywódców i antychrystów. Gdybym nie przestała, zrobiłoby się niebezpiecznie.

Znalazłam taki fragment słowa Bożego. „Przywódcy i pracownicy muszą być w stanie omawiać ze sobą słowa Boga, odnaleźć w nich ścieżkę do praktyki oraz prowadzić ludzi do zrozumienia Bożych słów, a także do doświadczania i wkraczania w Boże słowa w codziennym życiu. Muszą być w stanie połączyć słowa Boga z codziennym życiem, a gdy natrafią na problem, rozwiązać go przy użyciu Bożych słów; muszą również korzystać z Bożych słów przy rozwiązywaniu rozmaitych trudności, jakie napotykają, wykonując swój obowiązek(„Rozpoznawanie fałszywych przywódców (1)” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Przywódcy i pracownicy często muszą omawiać prawdę i zasady, by prowadzić innych do zrozumienia prawdy i wejścia w rzeczywistość. Muszą pojmować i rozwiązywać problemy i trudności, jakie inni napotykają, by mgli oni w pełnieniu obowiązków i w życiu uczyć się praktykować prawdę i robić postępy. To jest zadanie przywódców i pracowników. A tymczasem ja nie rozumiałam problemów innych ludzi, nie omawiałam prawdy, by je rozwiązać, oskarżałam ich wciąż i czyniłam żądania z pogardą wobec nich. Nawet przycinanie i rozprawianie mają zasady. Nie możemy używać doktryny, by rozprawiać się z ludźmi, nie możemy traktować ich z góry, ganić ich kierując się własnymi poglądami lub złością. Przycinanie i rozprawianie wymagają rozpoznania różnych sytuacji. Jeśli ktoś robi coś, co zakłóca pracę domu Boga, szkodzi wejściu w życie przez braci i siostry i nie zmienia się po wielu rozmowach, powinno się go przyciąć, rozprawić się znim. Niektórzy wykonują obowiązki byle jak i nie okazują skruchy, takich należy przyciąć, rozprawić się z nimi. Gdy ludzie świadomie grzeszą lub znają prawdę, lecz jej nie praktykują, należy ich przyciąć, rozprawić się z nimi. Gdy rozprawiamy się z kimś, musimy jasno widzieć istotę problemu i omawiać prawdę, by taki ktoś wiedział, w czym błądzi, jakie zepsute usposobienie nim rządzi, jaka jest istota jego działań. Przycinając, rozprawiając się i obnażając zepsucie, musimy na równi z sobą traktować naszych braci i siostry. Nie możemy dla siebie robić wyjątku, też jesteśmy zepsuci. Ja nie rozumiałam zasad przycinania i rozprawiania się z ludźmi. Gdy widziałam, że bracia i siostry ociągali się w pełnieniu obowiązków, zamiast omówić prawdę, by im pomóc, rozprawiałam się z nimi. Przez to wcale nie poznali lepiej siebie, tylko poczuli się ograniczani. Moi przywódcy mówili mi, że niektórzy bracia i siostry zaczęli dopiero pełnić obowiązki, nie rozumieli zasad, więc na pewno będą popełniać błędy, to nieuniknione. Dlatego nie powinnam się z nimi rozprawiać. Przeciwnie, powinnam zrozumieć ich braki i kłopoty, z miłością wspierać ich, pomagać, prowadzić do zrozumienia zasad prawdy. Gdybym im pomagała i prowadziła, gdyby wiedzieli, jak praktykować, ale nie zmienili się, powinnam potraktować ich jak równych, wskazać istotę ich problemów, pomóc im w poznaniu samych siebie zgodnie z Bożym słowem i zasadami. Tylko takie przycinanie i rozprawianie się zgodne jest z wolą Boga, pomaga dziełu domu Boga i wejściu w życie przez braci i siostry. Zawsze tylko praktykowanie zgodnie z prawdą przynosi ludziom korzyści.

Pewnego dnia mój przywódca przysłał wiadomość do grupy, by zbadać część pracy, lecz przywódcy zespołu nie odpowiedzieli na czas. Pomyślałam: „Czemu bracia i siostry ociągali się z odpowiedzią? Są zbyt bierni w pełnieniu obowiązków”. Gdy przyszedł czas na spotkanie, zapytałam o to, ale wszyscy milczeli, więc mimowolnie oskarżyłam ich o powolność i bierność. Gdy skończyłam, wciąż milczeli. Pomyślałam: „Czy znów ujawniłam aroganckie usposobienie i sprawiłam, że czuli się ograniczani?”. W tamtej chwili spojrzałam na komputer i zobaczyłam, że mój mikrofon był wyciszony w czasie, gdy do nich mówiłam. Zrozumiałam wtedy, że Bóg chronił mnie, nie pozwalał mi skrzywdzić braci i sióstr. Podziękowałam Mu za to, a jednocześnie czułam głeboką skruchę, nienawidziłam siebie za swoją arogancję. Włączyłam mikrofon i spokojnie zapytałam, czemu nie odpowiedzili na wiadomość na czas. Okazało się, że moja współpracownica nie miała Internetu, a inni nie rozumieli zasad ani nie znali sytuacji, więc nie wiedzieli, jak odpowiedzieć. Cierpliwie wyjaśniłam im, jak wykonać tę pracę zgodnie z zasadami, a później zgłosiłam stan pracy przełożonemu. Postępując w ten sposób, poczułam się spokojniej.

Później przeczytałam inny fragment słowa Bożego. „Kiedy już ludzie zostaną podbici przez Boga, najważniejszym atrybutem rozumu, jaki powinni posiadać, będzie upewnienie się, że w ich mowie nie ma arogancji. Powinni uznać swój niski status »prochu ziemi« i mówić rzeczy, które są prawdziwe; tak byłoby najlepiej. Szczególnie jeśli podczas niesienia świadectwa o Bogu potrafisz powiedzieć coś istotnego prosto z serca, bez pustych, nadętych słów oraz wymysłów i kłamstw, wówczas będzie to oznaczało, że twoje usposobienie się zmieniło; jest to zmiana, która nastąpi dopiero po tym, jak zostaniesz podbity przez Boga. Jeżeli nie masz nawet tyle rozumu, to znaczy, że nie masz w sobie zupełnie żadnego podobieństwa do ludzkiej istoty. W przyszłości, gdy wszystkie narody i regiony zostaną już podbite przez Boga, jeżeli na wielkim zgromadzeniu ku chwale Bożej znów zaczniesz się zachowywać arogancko, to zostaniesz wymazany i wyeliminowany. Od tej pory człowiek powinien zawsze zachowywać się stosownie, rozpoznać swój status i swoje miejsce i nie schodzić ponownie na starą, złą drogę(„Jedynie dążąc do prawdy, można uzyskać zmianę usposobienia” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Słowo Boże pokazało mi, że jestem małą istotą stworzoną, kimś głęboko skażonym, że powinnam na równi z sobą traktować braci i siostry, dobrze wypełniać obowiązek. Tak postępuje osoba rozsądna. Teraz, gdy sprawdzam, jak idzie praca kościoła, nie wybucham złością i nie strofuję już braci i sióstr. Robię świadomy wysiłek, by zrozumieć ich problemy, by z każdym poszukiwać prawdy. Stopniowo udało mi się nawiązać harmonijną współpracę z braćmi i siostrami. Te zmiany we mnie to skutek tego, że Bóg mnie osądził i skarcił. Jestem Mu wdzięczna, że mnie zbawił.

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze