Prowadzona przez słowa Boga, przezwyciężyłam prześladowanie ze strony sił ciemności

08 listopada 2019

Autorstwa Wang Li, prowincja Zhejiang

Razem z moją matką wierzyłam w Pana Jezusa, odkąd byłam małą dziewczynką. Kiedy podążałam za Panem Jezusem, często poruszała mnie Jego miłość. Czułam, że kocha nas tak bardzo, iż został ukrzyżowany i przelał ostatnią kroplę krwi, aby odkupić nasze grzechy. W tamtym okresie wszyscy bracia i siostry w naszym kościele byli bardzo sobie oddani i wzajemnie się wspierali, ale niestety nasza wiara w Pana spotkała się z prześladowaniami i represjami ze strony rządu Komunistycznej Partii Chin. Rząd KPCh definiuje chrześcijaństwo i katolicyzm jako „xie jiaos”, a spotkania organizowane przez kościoły domowe określa mianem „nielegalnych zgromadzeń”. Policjanci często robili naloty na nasze miejsca spotkań, mówiąc nam, że musimy najpierw dostać zgodę rządu i uzyskać zezwolenie, zanim będziemy mogli organizować spotkania, w przeciwnym razie zostaniemy aresztowani i ukarani grzywną albo skazani na więzienie. Pewnego dnia aresztowano moją matkę oraz pięcioro czy sześcioro innych braci i sióstr, a potem przesłuchiwano ich przez cały dzień. W wyniku policyjnego dochodzenia ostatecznie ustalono, że wszyscy byli zwyczajnymi chrześcijanami i ich zwolniono. Jednak od tamtej sytuacji musieliśmy się spotykać potajemnie, żeby uniknąć nalotów policji. Mimo tego wszystkiego nasza wiara nigdy nie osłabła. Pod koniec roku 1998 mój krewny powiedział mi, że Pan Jezus powrócił jako Bóg Wszechmogący, który stał się ciałem w dniach ostatecznych. Ten krewny odczytał mi też wiele słów Boga Wszechmogącego, które wzbudziły we mnie dużo emocji. Byłam pewna, że słowa Boga Wszechmogącego są wypowiedziami Ducha Świętego do kościołów i że Bóg Wszechmogący Bóg jest Panem Jezusem, który powrócił. Na samą myśl, że jeszcze za swojego życia będę mogła ponownie połączyć się z Panem, ogarniało mnie nieopisane wzruszenie i z radości płakałam. Od tamtego czasu codziennie żarliwie pochłaniałam Boże słowa, dzięki którym zaczęłam rozumieć wiele prawd i tajemnic – mój spragniony duch został w ten sposób podlany i odżywiony. Ciesząc się z rozkoszy i pociechy, jakie przyniosło nam wielkie dzieło Ducha Świętego, wraz z mężem pogrążyliśmy się w szczęściu i radości z ponownego połączenia się z Panem. Często uczyliśmy się śpiewać hymny i tańczyć na cześć Boga wraz z innymi braćmi i siostrami, a także spotykaliśmy się, aby rozmawiać o Bożych słowach. Czułam, że mój duch jest odświeżony oraz ożywiony i wydawało mi się, że już mam przed oczami piękną scenę, w której królestwo objawia się na ziemi i wszyscy się radują. Nie spodziewałam się jednak, że kiedy my będziemy podążać za Bogiem i z rosnącą wiarą kroczyć właściwą ścieżką w życiu, rząd KPCh zacznie nas okrutnie prześladować…

28 października 2002 roku spotkałam się z kilkoma innymi siostrami. Podczas spotkania wyszłam z jedną z sióstr, żeby coś załatwić, ale nie uszłyśmy daleko, kiedy za plecami usłyszałam jej pytanie: „Za co mnie aresztujecie?”. Zanim zdążyłam zareagować, podszedł do mnie funkcjonariusz policji w cywilu, złapał mnie i powiedział: „Idziesz ze mną na komisariat!”, a potem odprowadził mnie do radiowozu. Zawieziono nas na komisariat i jak tylko wysiadłam z radiowozu, zobaczyłam, że aresztowali i przywieźli także pozostałe sześć sióstr, które uczestniczyły w spotkaniu. Policjanci kazali nam się rozebrać i przeprowadzili rewizję osobistą. U mnie znaleźli dwa pagery, co według nich oznaczało, że jestem przywódczynią w kościele, więc moje przesłuchanie miało być priorytetem. Jeden z policjantów krzykiem zadał mi serię pytań: „Kiedy zaczęłaś wierzyć w Boga Wszechmogącego? Kto ci głosił tę naukę? Z kim się spotykałaś? Jakie masz stanowisko w kościele?”. Jego agresywne pytania bardzo mnie zdenerwowały i nie miałam pojęcia, jak sobie z nimi poradzić. Mogłam jedynie pomodlić się w duchu do Boga, prosząc Go, aby mnie ochronił przed zdradzeniem Go. Po modlitwie powoli się pozbierałam i postanowiłam zachować milczenie. Widząc, że nic nie mówię, policjant się wściekł i gwałtownie uderzył mnie w głowę. Od razu mnie oszołomiło, zakręciło mi się w głowie, a w uszach zaczęło mi dzwonić. Następnie wprowadzili jedną z moich sióstr i kazali nam się nawzajem zidentyfikować. Kiedy jednak zrozumieli, że nie zrobimy tego, co chcą, wpadli we wściekłość i kazali mi zdjąć buty z bawełnianą wyściółką, a potem stanąć boso na lodowatej betonowej podłodze. Zmusili mnie też, żebym stała wyprostowana z plecami przy ścianie i mocno mnie kopali, kiedy choć odrobinę się poruszyłam. Była już późna jesień, temperatura spadała i mżyło. Było mi tak zimno, że cała się trzęsłam i bez przerwy szczękałam zębami. Policjant przechadzał się tam i z powrotem, a waląc w stół, zaczął mi grozić: „Śledzimy cię już od dłuższego czasu. Mamy wiele sposobów, żeby cię zmusić do mówienia, a jeśli nic nie powiesz, albo pozwolimy ci zamarznąć na śmierć, albo cię zagłodzimy, albo cię pobijemy na śmierć! Zobaczymy, jak długo wytrzymasz!”. Trochę się przestraszyłam, gdy to usłyszałam, dlatego w duchu zawołałam do Boga: „Boże! Nie chcę być taka jak Judasz i Cię zdradzić. Proszę, ochroń mnie i dodaj mi odwagi oraz wiary, których potrzebuję, żebym mogła walczyć z szatanem i wytrwać przy świadectwie o Tobie”. Po modlitwie pomyślałam o tych Bożych słowach: „Jego usposobienie jest symbolem autorytetu, wszystkiego, co prawe oraz wszystkiego, co piękne i dobre. Co więcej, jest to symbol Tego, który nie może zostać[a] pokonany ani zaatakowany przez ciemność i siły wroga oraz symbol Tego, który nie może zostać obrażony (ani nie będzie tolerować obrazy)[b] przez jakiekolwiek stworzenie. Jego usposobienie jest symbolem najwyższej władzy(Zrozumienie usposobienia Boga jest bardzo ważne, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Pomyślałam: „Tak, Bóg ma władzę i moc, których nie przemogą żadne moce ciemności. Bez względu na to, jak okrutne są pachołki KPCh, wszyscy są w rękach Boga, a ja z pewnością ich pokonam, jeśli tylko będę na Nim polegać i z Nim współpracować”. Dzięki wyraźnym wskazówkom płynącym ze słów Bożych wnet odnalazłam swoją wiarę oraz odwagę i nie było mi już tak zimno. Stałam tak przez ponad trzy godziny, a potem policjanci odprowadzili mnie z powrotem do radiowozu i odwieźli do aresztu.

Następnego popołudnia po dotarciu do aresztu dwoje funkcjonariuszy, mężczyzna i kobieta, przyszło mnie przesłuchać. Mówili z akcentem z mojego rodzinnego miasta, a zwracając się do mnie po imieniu, próbowali dać mi do zrozumienia, że są po mojej stronie. Mężczyzna przedstawił się jako szef Wydziału ds. Religii przy Biurze Bezpieczeństwa Publicznego i powiedział: „Policjanci z komisariatu już zebrali o tobie informacje. W sumie nie zrobiłaś nic strasznego, dlatego przyjechaliśmy tu specjalnie po to, żeby cię zabrać z powrotem do domu. Jeśli powiesz nam wszystko, kiedy tam dotrzemy, nic ci nie grozi”. Nie wiedziałam, jaką sztuczkę jeszcze mieli w zanadrzu, ale kiedy usłyszałam jego słowa, w moim sercu pojawił się promyk nadziei. Pomyślałam: „Mieszkańcy moich rodzinnych stron to dobrzy ludzie, więc może mnie wypuszczą, nawet jeśli nic im nie powiem”. Jednak wbrew moim oczekiwaniom, w drodze do mojego rodzinnego miasta policjanci pokazali swoje prawdziwe bestialskie oblicze i próbowali zmusić mnie, bym oddała im klucze od swojego domu. Wiedziałem, że chcą go przeszukać, i pomyślałam o wszystkich księgach ze słowami Bożymi oraz listach z nazwiskami braci i sióstr, które miałam w mieszkaniu. I tak, zaczęłam gorliwie modlić się do Boga: „Boże Wszechmogący! Proszę, uchroń księgi z Twoimi słowami i listy, które mam w domu, żeby nie wpadły w łapy szatana…”. Nie zgodziłam się oddać im kluczy. Policjanci przywieźli mnie pod mój blok i zamknęli w samochodzie, a sami pędem ruszyli do mojego mieszkania. Kiedy siedziałam w samochodzie, cały czas modliłam się do Boga, a każda mijająca sekunda była męczarnią. Po dłuższej chwili policjanci wrócili i ze złością powiedzieli: „Jesteś naprawdę głupia, wiesz o tym? Nie masz w domu ani jednej książki, a mimo tego tak bardzo starasz się pomóc tym ludziom z kościoła”. Kiedy to usłyszałam, niepokój w moim sercu w końcu zaczął ustępować, więc z głębi serca podziękowałam Bogu za Jego ochronę. Dopiero później dowiedziałam się, że policjanci nigdy nie znaleźli żadnych książek w moim domu, a zamiast tego zabrali ponad 4000 juanów w gotówce, telefon komórkowy i wszystkie zdjęcia pokazujące mnie z rodziną. Na szczęście moja młodsza siostra była w domu, kiedy weszli doń policjanci, a jak tylko wyszli, pobiegła do kościoła i zostawiła tam wszystkie księgi ze słowami Bożymi i materiały dotyczące naszej wiary, których nie zauważyli, więc gdy następnego dnia policjanci wrócili, by ponownie przeszukać moje mieszkanie, znowu odeszli z niczym.

Gdy zapadł wieczór, policjanci zabrali mnie na miejscowy posterunek policji i zaczęli zadawać mi te same pytania, które słyszałam już wcześniej. Widząc, że wciąż nie chcę nic powiedzieć, wezwali duchowną z Kościoła Potrójnej Autonomii, żeby spróbowała mnie przekonać. Powiedziała: „Skoro nie jesteś chrześcijanką z Kościoła Potrójnej Autonomii, to podążasz fałszywą drogą”. Zignorowałam ją i po prostu modliłam się w duchu do Boga, aby chronił moje serce. Im dłużej mówiła, tym bardziej szokujące było to, co z siebie wyrzucała, aż w końcu zaczęła bezmyślnie zniesławiać Boga i bluźnić przeciw Niemu. Pełna oburzenia, odparłam: „W arbitralny sposób potępiasz Boga Wszechmogącego, ale czyż Księga Objawienia nie mówi wyraźnie »który jest i który był, i który ma przyjść, Wszechmogący« (Obj 1:8)? Nie boisz się, że obrazisz Ducha Świętego, kiedy tak lekkomyślnie potępiasz Boga? Pan Jezus powiedział kiedyś »Kto mówi przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu przebaczone ani w tym świecie, ani w przyszłym« (Mt 12:32). Nie obawiasz się?” Duchowna zaniemówiła po tej reprymendzie, po czym wyszła bez słowa. Z głębi serca podziękowałam Bogu, że pozwolił mi pokonać tę przeszkodę. Kiedy policjanci się zorientowali, że ich podstęp nie zadziałał, kazali mi coś napisać na kartce papieru. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego kazali mi to zrobić, więc w duchu modliłam się [do Boga. Rychło zdałam sobie sprawę, że to był jeden z podstępów szatana i nie zgodziłam się nic napisać, twierdząc, że nie potrafię. Z rozmowy dwóch policjantów zrozumiałam później, że kazali mi coś napisać, żeby sprawdzić mój charakter pisma. Tym samym mogliby potwierdzić, że to ja prowadziłam zapiski w zeszytach, które znaleźli w naszym miejscu zgromadzeń, i zyskać podstawę do tego, by wnieść przeciwko mnie oskarżenie. Unaoczniło mi to, że ci policjanci są jedynie sługusami i pachołkami wyszkolonymi przez rząd KPCh; są w stanie posunąć się do wszystkiego i zastosować wszelkie podstępne metody, jakie przyjdą im do głowy, aby prześladować ludzi wierzących – są naprawdę niezwykle podstępni, przebiegli, źli i nienawistni! Kiedy już wyraźnie dostrzegłam ohydne oblicza tych sługusów, którzy prześladują ludzi wierzących w Boga, w duchu postanowiłam: nigdy nie zegnę kolan ani się nie pokłonię przed szatanem!

Przesłuchiwali mnie non stop przez kilka godzin, prawie do północy, ale szef Wydziału ds. Religii niczego ode mnie nie wydobył. Nagle jakby zamienił się w drapieżną bestię i ryknął na mnie ze złością: „Do cholery, miałem wyjść z pracy o dwudziestej trzeciej. Tak się stawiasz, że ciągle tu siedzę, a jeśli cię za to nie ukarzę, to nie zrozumiesz w pełni powagi tej sytuacji!”. Mówiąc to, położył moją prawą rękę na stole i mocno ją przycisnął. Następnie wziął gruby pręt o średnicy około pięciu czy sześciu centymetrów i z całej siły uderzył mnie nim w nadgarstek. Po pierwszym uderzeniu główne żyły w moim nadgarstku zaczęły puchnąć, a potem spuchły też wszystkie przylegające mięśnie. Zawyłam z bólu i próbowałam cofnąć rękę, ale on mocno ją trzymał. Bijąc mnie, krzyczał: „To za to, że nie chciałaś pisać! To za to, że nie chcesz mówić! Będę cię walił tak mocno, że nigdy więcej nic nie napiszesz!”. Zanim wreszcie przestał, uderzał mnie w ten sposób w nadgarstek przez pięć bądź sześć minut. Przez ten czas ręka mi spuchła jak grejpfrut, a kiedy mnie puścił, szybko schowałam ją za plecami. Jednak ten nikczemnik stanął za mną, złapał mnie za ręce i zaczął mnie po nich bić jak szalony, kiedy tak zwisały w powietrzu, a jednocześnie mówił: „Używasz tych rąk, żeby robić różne rzeczy dla swojego Boga, czyż nie? Połamię ci je i okaleczę, a wtedy zobaczymy, jak dasz radę cokolwiek zrobić! Zobaczymy wtedy, czy ci wyznawcy Boga Wszechmogącego jeszcze cię zechcą!”. Usłyszawszy, jak to mówi, poczułam nienawiść do tej bandy niegodziwych policjantów. Są tacy przewrotni i działają na przekór Niebu. Pozwalają jedynie, by ludzie byli niewolnikami rządu KPCh i zaharowywali się na śmierć, ale nie pozwalają, by wierzyli w Boga ani czcili Stwórcę. Próbując wtedy zmusić mnie do zdradzenia Boga, ten policjant nie miał cienia wątpliwości, czy dręczyć mnie okrutnymi torturami – tak naprawdę oni wszyscy to horda złych i reakcyjnych bestii i demonów w ludzkiej postaci! Ten policjant trzy razy obszedł się ze mną w ten sposób. Moje dłonie i ręce całe były posiniaczone, a nadgarstki i wierzch dłoni miałam tak spuchnięte, że wyglądały, jakby miały pęknąć – ból był nie do zniesienia. Kiedy tak konałam z bólu, przyszło mi do głowy kilka wersów hymnu z Bożymi słowami: „Stąd w dniach ostatecznych musicie dawać świadectwo o Bogu. Bez względu na to, jak wielkie jest wasze cierpienie, powinniście iść do samego końca; nawet wydając ostatnie tchnienie nadal musicie być wierni Bogu i zdać się na Jego łaskę; tylko to jest prawdziwym umiłowaniem Boga, tylko to jest mocnym i donośnym świadectwem(„Staraj się miłować Boga niezależnie od tego, jak bardzo cierpisz” w książce „Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni”). Słowa Boże poruszyły moje serce i pomyślałam: „Właśnie tak! Bóg pracuje niestrudzenie dniami i nocami, aby nas zbawić. Czuwa nad nami i zawsze jest przy nas, okazując nam bezgraniczną miłość i miłosierdzie. A teraz, kiedy szatan próbuje mnie zmusić, żebym zdradziła Boga i wydała moich braci i moje siostry, Bóg ma gorącą nadzieję, że będę nieść wierne i donośne świadectwo o Nim. Jakże mogłabym Go zawieść bądź zranić?”. Myśląc o tym, powstrzymałam łzy i powiedziałam sobie, że muszę być silna, a nie bojaźliwa czy tchórzliwa. Rząd KPCh nie prześladował mnie ani nie krzywdził mnie tak okrutnie, dlatego że nienawidzi właśnie mnie, ale ze względu na to, że w swojej istocie opiera się Bogu i Go nienawidzi. Kiedy traktują mnie w ten sposób, ich celem jest doprowadzenie mnie do zdradzenia i odrzucenia Boga oraz sprawienie, bym na zawsze zaakceptowała ich kontrolę nade mną i zniewolenie mojej osoby. Jednak ja wiedziałam, że nigdy nie wolno mi się poddać, mam bowiem zdecydowanie opowiadać się po stronie Boga i zawstydzić szatana. W duchu odśpiewałam ten hymn wielokrotnie i poczułam, że mój duch stopniowo się umacnia. Gdy ten nikczemny policjant skończył mnie bić, rozkazał kilku innym policjantom mnie pilnować, a oni nie pozwolili mi zasnąć przez całą noc. Kiedy zauważali, że zaczynam zamykać oczy, krzyczeli na mnie bądź mnie kopali. Jednak ja działałam pod wpływem miłości Boga, więc im nie uległam.

Następnego dnia szef Wydziału ds. Religii ponownie zjawił się, by mnie przesłuchiwać. Widząc, że wciąż nie chcę nic powiedzieć, złapał pręt i mocno uderzył mnie nim po udach. Po kilku razach nogi zaczęły mi puchnąć do tego stopnia, iż poczułam, że spodnie zaczynają mi się wokół nich zaciskać. Inny nikczemny policjant stał z boku i drwił ze mnie, mówiąc: „Jeśli Bóg, w którego wierzysz, jest tak wielki, czemu nie przyjdzie ci z pomocą, skoro cię torturujemy?”. Wyrzucił z siebie też kilka innych oszczerstw i bluźnierstw przeciw Bogu. Byłam obolała i zła, a w duchu odpowiedziałam na jego bluźnierstwa, myśląc: „Bóg ukarze wasze diabelskie zastępy odpowiednio do waszych złych uczynków! Właśnie teraz Bóg obnaża prawdę o was i zbiera dowody waszych niegodziwych uczynków!”. Potem pomyślałam o tych słowach od Boga: „W ludzkim sercu skupiają się tysiące lat nienawiści i, wypisane są na nim milenia grzechu – jakże miałoby to nie wzbudzać odrazy? Pomścij Boga, zupełnie zduś Jego wroga, nie pozwól mu już dłużej się srożyć i więcej nie dozwól, by sprawiał tyle kłopotów, ile tylko zechce! Nadszedł już czas: człowiek już dawno temu zebrał całą swą siłę, poświęcił wszystkie wysiłki i zapłacił każdą cenę, by zerwać odrażającą twarz tego demona i pozwolić ludziom, którzy są zaślepieni i znoszą wszelkiego rodzaju cierpienia i trudności, wznieść się nad swój ból i odwrócić się od tego nikczemnego, starego diabła(Dzieło i wejście (8), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). W Bożych słowach dostrzegłam Jego pilną wolę oraz żarliwe wezwanie i zrozumiałam, że rząd KPCh jest skazany na zgubę z rąk Boga. Chociaż byłam wtedy poddawana okrutnym prześladowaniom ze strony rządu KPCh, Boża mądrość ujawnia się nawet w podstępach szatana; Bóg wykorzystywał to, czego doświadczałam, abym mogła wyraźnie dostrzec demoniczną istotę rządu KPCh i umieć odróżnić dobro od zła. W ten sposób mogłyby się we mnie zrodzić prawdziwa miłość i prawdziwa nienawiść. Wówczas byłabym w stanie raz na zawsze porzucić i odrzucić rząd KPCh oraz zwrócić swoje serce ku Bogu, aby nieść o Nim świadectwo i zawstydzić szatana. Kiedy już zrozumiałam Bożą wolę, poczułam w sobie ogromną siłę i postanowiłam przyrzec wierność Bogu i porzucić szatana. Chociaż ciągle poddawano mnie okrutnym torturom, w całym ciele brakowało mi energii, a w nogach czułam ból nie do zniesienia, polegając na sile, jaką dał mi Bóg, udawało mi się zachować milczenie. (Później zorientowałam się, że od bicia nogi miałam całkiem pokryte sińcami, a jeden z mięśni w prawej nodze do chwili obecnej jest w atrofii). W końcu szef Wydziału ds. Religii z poirytowania mógł jedynie wypaść stamtąd jak burza.

Trzeciego dnia policjanci ponownie mnie przesłuchiwali i bili, przestając jedynie wtedy, gdy zwyzywali mnie wystarczającą liczbę razy albo zmęczyli się biciem. Potem podeszła do mnie pewna policjantka i udając troskę, powiedziała: „Mieliśmy tu już kogoś, kto wierzył w Boga Wszechmogącego. Nic nam nie powiedział i został skazany na 10 lat więzienia. W jaki niby sposób to milczenie ma ci pomóc? Możesz zmarnować całe 10 lat w takim miejscu, a kiedy wyjdziesz, twój Bóg i tak już cię nie będzie chciał, a wtedy będzie za późno na żal…”. Powiedziała jeszcze kilka innych rzeczy, aby mnie skłonić do mówienia, lecz ja po prostu modliłam się w duchu, prosząc Boga, żeby chronił moje serce, bym nie padła ofiarą podstępów szatana. Gdy skończyłam się modlić, przyszedł mi na myśl fragment hymnu: „Sam jestem gotów szukać Boga i podążać za Nim. Nawet jeśli Bóg zechce mnie opuścić, nadal będę za nim podążać. Czy On mnie pragnie, czy też nie, będę Go nadal kochał i ostatecznie muszę Go zdobyć. Ofiaruję Bogu moje serce, i choćby nie wiem, co zrobił, będę za nim szedł przez całe moje życie. Cokolwiek by się nie działo, muszę kochać Boga i muszę Go zdobyć; nie spocznę aż Go nie zdobędę(„Jestem zdecydowany kochać Boga” w książce „Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni”). Pomyślałam: „Tak, teraz wierzę w Boga i podążam za Nim, ponieważ to właśnie chcę robić. Nie ma znaczenia, czy Bóg mnie chce, czy nie – nadal będę za Nim podążać do samego końca!”. Boże słowa rozjaśniły mi w głowie i zdałam sobie sprawę, że szatan robi wszystko, co w jego mocy, aby zasiać niezgodę między mną a Bogiem, żebym wpadła w przygnębienie, wyparła się Go i ostatecznie Go zdradziła tak, jak Judasz. W tamtej chwili jedynym sposobem, w jaki mogłam pokonać szatana i stać się świadectwem zwycięstwa Boga nad nim, było podtrzymanie wiary w Niego i pozostanie Mu wierną. Pomyślałam: „W rękach Boga jest to, czy trafię do więzienia, czy nie i jaki będzie mój ostateczny wynik. Bez względu na to, jak Bóg zorganizuje i zaplanuje moje dalsze losy, ja nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia, lecz głęboko wierzę, że wszystko, co Bóg czyni, dzieje się dla mojego zbawienia. Chociaż w więzieniu być może będę musiała się obejść bez wygód ciała, zyskam zadowolenie ducha. Co więcej, pójście do więzienia w imię Boga byłoby dla mnie zaszczytem, natomiast gdybym zdradziła Boga ze względu na pragnienie fizycznej wygody, straciłabym wszelką godność i uczciwość, a moje sumienie już nigdy nie zaznałoby spokoju”. Dlatego w duchu postanowiłam: nawet jeśli mnie wyślą do więzienia, pozostanę lojalna wobec Boga aż do końca; ofiaruję moją prawdziwą miłość Bogu, żeby szatan mógł zostać upokorzony i pokonany raz na zawsze! Nikczemni policjanci próbowali wobec mnie odgrywać rolę zarówno dobrego, jak i złego gliny. Przez trzy doby poddawali mnie okrutnym torturom, ale nie wyciągnęli ode mnie żadnych pożytecznych informacji. W końcu nie pozostało im nic innego, jak tylko zaprowadzić mnie do aresztu, całą poobijaną i posiniaczoną. Kiedy mnie zamykali, jeden z policjantów złośliwie powiedział: „Damy ci złapać oddech, a potem znów cię przesłuchamy!”.

Pięć dni później nikczemni policjanci znów wzięli mnie na przesłuchanie, ale tym razem robili to na zmianę, żeby mnie zmęczyć. Kazali mi usiąść na lodowatym metalowym krześle, po czym przykuli mi do niego prawą rękę. Przed moją klatką piersiową zamocowali metalowy pręt, żebym się nie mogła poruszyć, a stopy zwisały mi nad ziemią. Zrobili tak, żebym nie była w stanie poruszyć ani jednym mięśniem, więc wkrótce ręce i stopy mi zdrętwiały. Jeden z nikczemnych policjantów powiedział mi: „Każda osoba, którą przykuliśmy do tego krzesła, w końcu powiedziała nam wszystko, co wie. Jeśli nie zaczniesz mówić w ciągu jednego dnia, będziesz do niego przykuta przez dwa dni. Jeśli nie zaczniesz mówić w ciągu dwóch dni, to zostaniesz na trzy dni. Nie chcę od ciebie zbyt wiele. Chcę tylko, żebyś mi powiedziała, kim są przywódcy w twoim kościele”. Bogu niech będą dzięki za to, że dał mi siłę, ponieważ przez cały czas kurczowo trzymałam się tylko jednej myśli: nigdy nikogo nie wydam! Przesłuchiwali mnie wielokrotnie, nie dawali mi nic do jedzenia ani do picia i nie pozwolili mi korzystać z łazienki. Tego wieczoru, żeby nie pozwolić mi zasnąć, za jedną rękę przykuli mnie do krzesła i kazali mi stać obok niego, kiedy mnie przesłuchiwali. Byłam równie wyczerpana, co głodna, a całe ciało mi zdrętwiało. Po prostu nie byłam w stanie stać o własnych siłach, dlatego musiałam opierać się o krzesło. Jednak gdy tylko to robiłam bądź choćby pomyślałam o zaśnięciu, policjant wymachiwał mi przed oczami długim bambusowym kijkiem i mnie nim bił, więc przez całą noc nie pozwolili mi zmrużyć oka. Trwało to dwa dni, a ja tak osłabłam, że całe moje ciało zrobiło się wątłe i bezwładne. Nie miałam pojęcia, jak długo każą mi przez to wszystko przechodzić. Bałam się, że nie będę w stanie tego znieść, że zdradzę Boga i będę taka jak Judasz, dlatego wielokrotnie wołałam do Boga: „Boże! Moje ciało jest tak słabe, a moja postawa tak niedojrzała. Proszę, nie pozwól, żebym została kolejnym Judaszem”. W chwili, gdy pilnie wzywałam Boga, jeden z nikczemnych policjantów wyjął księgę ze słowami Bożymi i przeczytał na głos: „Nie ulituję się więcej nad tymi, którzy nie dają Mi ani joty lojalności w chwilach udręki, bo Moja łaska jest ograniczona. Co więcej, nie lubuję się w nikim, kto Mnie kiedyś zdradził, a jeszcze mniej utożsamiam się z tymi, którzy wyprzedają dobra swoich przyjaciół. Oto jest Moje usposobienie, bez względu na to, kim taka osoba może być. Muszę powiedzieć wam: każdy, kto łamie Mi serce nie otrzyma mojej łaski po raz drugi, a każdy, kto jest Mi wierny, na zawsze pozostanie w Moim sercu(Przygotuj dostatecznie wiele dobrych uczynków, by zasłużyć na swoje przeznaczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Światło wypełniło mi serce – czyż Bóg właśnie nie wskazywał mi drogi? Zrozumiałam, że Boga rzeczywiście przepełniała nadzieja i troska o mnie, a żeby podtrzymać moją siłę, wykorzystał tego policjanta właśnie tu, w siedlisku demonów, by przeczytał mi słowa Boga. W ten sposób Bóg wyraźnie mówił mi, że kocha i błogosławi tym, którzy pozostają Mu wierni pomimo przeciwności losu, oraz że nienawidzi i odrzuca tych, którzy są na tyle słabi, aby Go zdradzić. Jakże mogłabym nie sprostać oczekiwaniom Boga w obliczu Jego miłości i miłosierdzia? Kiedy policjant skończył czytać, zapytał: „Czy tego właśnie chce od ciebie twój Bóg? Żebyś milczała?”. Nie odpowiadałam, a on chyba pomyślał, że go nie usłyszałam, więc odczytał ten fragment jeszcze wiele razy, w kółko zadając mi to samo pytanie. Zrozumiałam, jak mądry i wszechmogący jest Bóg: im dłużej funkcjonariusz czytał słowa Boże, tym bardziej każde z nich zapadało mi w pamięć, a moja wiara jeszcze bardziej się umacniała. Postanowiłam, że bez względu na to, jak te demony będą próbować wydobyć ode mnie zeznania, nigdy nie zostanę kolejnym Judaszem!

Trzeciego dnia policjanci kazali mi chodzić w górę i w dół po schodach, od jednego pokoju przesłuchań do drugiego, żeby pozbawić mnie resztek energii. Ta tortura trwała tak długo, aż straciłam resztki sił, a nogi mi się trzęsły i było mi niezwykle trudno wchodzić po schodach. Jednak słowa Boże dały mi wiarę i siłę, dzięki którym nadal dawałam radę nic im nie mówić. Przesłuchiwali mnie aż do zmroku, lecz nadal nic nie osiągnęli, więc grozili mi, mówiąc: „Nawet jeśli nic nie powiesz, mimo wszystko możemy cię skazać. Jeszcze cię urządzimy!”. Kiedy usłyszałam, jak to mówią, trochę się przestraszyłam i pomyślałam: „Jak jeszcze mogą mnie torturować? Jestem całkiem wyczerpana i już dłużej nie dam rady…”, po czym zawołałam do Boga: „Boże, proszę, pomóż mi! Naprawdę się boję, że już dłużej nie wytrzymam. Proszę, chroń mnie i prowadź, żebym wiedziała, jak z Tobą współdziałać”. Po tej modlitwie poczułam się wewnętrznie silniejsza i nie czułam już takiego bólu. I tak, w mojej najboleśniejszej i najtrudniejszej chwili, dzięki ciągłej modlitwie, Bóg dał mi wiarę i siłę, bym mogła wytrwać.

Wczesnym rankiem czwartego dnia, zrozumiawszy, że przesłuchanie przez trzy dni z rzędu nie przyniosło żadnych rezultatów, policjanci ze złością mnie rozkuli i pchnęli na podłogę. Następnie kazali mi uklęknąć i nie wstawać. Korzystając z tego, że już byłam na kolanach, zaczęłam się cicho modlić do Boga: „Boże, wiem, że dzięki Twojej ochronie przetrwałam te ostatnie kilka dni tortur, przesłuchań i prób wydobycia ze mnie informacji, dlatego nie wiem, jak Ci dziękować za Twoją miłość i miłosierdzie. Boże, chociaż nie mam pojęcia, jak ci nikczemnicy będą mnie jeszcze torturować, to bez względu na to, co się stanie, nigdy Cię nie zdradzę ani nie wydam moich braci i sióstr. Proszę, abyś nadal dawał mi wiarę i siłę, żebym wytrwała w sile”. Gdy tylko skończyłam się modlić, poczułam, jak bardzo przybywa mi sił, i dobrze wiedziałam, że doświadczam Bożej miłości. Wiedziałam, że bez względu na to, jak te diabły będą mnie dręczyć, Bóg poprowadzi mnie do przezwyciężenia tych wszystkich trudności. Po jakimś czasie policjanci prawdopodobnie domyślili się, że się modlę do Boga, i z wściekłości zaczęli na mnie krzyczeć i obrzucać mnie przekleństwami. Jeden z nich wziął gazetę, zwinął ją w rulon i brutalnie uderzył mnie nią w skroń. Pociemniało mi przed oczami i upadłam na podłogę, tracąc przytomność. Żeby mnie ocucić źli policjanci chlusnęli we mnie lodowatą wodą, a ja, wciąż zamroczona, usłyszałam, jak jeden z nich mi grozi: „Jeśli nie powiesz nam wszystkiego, co wiesz, będę cię bił, aż umrzesz albo zostaniesz kaleką! I tak nikt się nie dowie, czy cię pobiłem na śmierć, a żaden twój brat ani żadna siostra nie odważy się tu przyjechać”. Usłyszałam też, jak inny z nich powiedział: „Daj sobie spokój. Jeśli będziesz ją tak dalej bił, to naprawdę umrze. Jest beznadziejnym przypadkiem. Nic z niej nie wyciągniemy”. Kiedy to usłyszałam, mogłam jedynie odetchnąć z ulgą, bo wiedziałam, że to Bóg okazywał zrozumienie wobec mojej słabości i ponownie otworzył mi drogę. Jednak źli policjanci wciąż nie chcieli przyznać się do porażki, więc aby nakłonić mnie do mówienia, sprowadzili moją młodszą siostrę oraz mojego syna, którzy nie wierzyli w Boga. Kiedy moja siostra zobaczyła moje podbite oczy i opuchnięte, posiniaczone ręce, nawet nie próbowała skłonić mnie do mówienia, tak jak chciała policja, lecz tylko zapłakała i powiedziała: „Li, wierzę, że nie jesteś w stanie zrobić niczego złego. Bądź silna”. Kiedy policjant zobaczył, że moja siostra dodaje mi otuchy, zwrócił się do mojego syna i powiedział: „Lepiej porozmawiaj z mamą i nakłoń ją do współpracy, bo dzięki temu będzie mogła wrócić do domu i się tobą zajmować”. Mój syn spojrzał na mnie i nic mu nie odpowiedział. A kiedy już miał wyjść, podszedł do mnie i nagle powiedział: „Mamo, nie martw się o mnie. Ty zadbaj o siebie, ja sobie dam radę”. Widząc, jak dojrzały i rozsądny jest mój syn, poczułam ogromne wzruszenie, lecz jedynie gwałtownie kiwnęłam głową i zapłakałam, gdy wyprowadzali jego i moją siostrę z pokoju. Dzięki temu wydarzeniu ponownie doświadczyłam Bożej miłości i troski. Bóg okazywał zrozumienie wobec mojej słabości, ponieważ przez ostatnie kilka dni najbardziej martwiłam się właśnie o swojego syna. Bałam się, że beze mnie sobie nie poradzi. Kiedy przybył na komisariat, żeby się ze mną zobaczyć, jeszcze bardziej martwiło mnie to, że skoro jest tak młody, zrobią mu pranie mózgu i znienawidzi mnie za wiarę w Boga. Ku mojemu zdziwieniu, nie tylko nie dał się zwieść oszczerczym i jadowitym słowom złych policjantów, ale wręcz przeciwnie, nawet mnie pocieszał. Wtedy dostrzegłam, jak naprawdę cudowny i wszechmogący jest Bóg! Bóg rzeczywiście kieruje sercem i duchem człowieka. Po wyjściu mojego syna i siostry źli policjanci ponownie mi grozili, mówiąc: „Uwierz mi lub nie, ale skoro nadal nie chcesz mówić, będziemy cię torturować przez kolejne kilka dni i nocy. A nawet jeśli wtedy nic nie powiesz, i tak możemy cię skazać na trzy do pięciu lat więzienia…”. Doświadczywszy wielu Bożych uczynków, byłam pełna wiary w Niego, dlatego z przekonaniem i determinacją powiedziałam: „Najgorsze, co może mnie spotkać, to śmierć z waszych rąk! Możecie torturować moje ciało, ale nigdy nie uda wam się zawładnąć moim sercem. Nawet jeśli moje ciało umrze, moja dusza i tak będzie należeć do Boga”. Widząc, że nie zamierzam się złamać, nikczemni policjanci mogli jedynie zakończyć przesłuchanie i zabrać mnie z powrotem do celi. Kiedy zobaczyłam tę żałosną postawę szatana ponoszącego całkowitą porażkę, sprawiło mi to niezrównaną radość i naprawdę zrozumiałam, że tylko Bóg jest Władcą wszystkich rzeczy oraz że nasze życie i śmierć są całkowicie w Jego rękach. Chociaż od wielu dni odmawiano mi jedzenia i picia, a moje ciało było całkiem wyniszczone, miłość Boga była zawsze przy mnie. Jego słowa były stałym źródłem wiary oraz siły i pozwalały mi z wytrwałością pokonywać wszystkie sytuacje, w których szatan próbował wydobyć ode mnie zeznania, posługując się policjantami, którzy na zmianę próbowali mnie zamęczyć. Pozwoliło mi to w pełni docenić, jak transcendentna i wielka jest życiodajna siła Boga – siła, którą Bóg nam daje, jest niewyczerpana i nie podlega ograniczeniom ciała.

Kilka dni później rząd KPCh postawił mi bezpodstawny zarzut zakłócania porządku publicznego. Skazano mnie na trzy lata reedukacji w obozie pracy, do którego zostałam zawieziona przez policję. Wiodłam tam nieludzki żywot, pracując nieprzerwanie od świtu do zmierzchu. Ponieważ przez te wszystkie pobicia miałam okaleczone dłonie, przez pierwsze sześć miesięcy mojego wyroku mięśnie na ich grzbietach były tak bardzo napięte, że nie miałam nawet siły wyprać swoich ubrań. W deszczową pogodę ręce mnie bolały i puchły, ponieważ naczynia krwionośne nie były w stanie prawidłowo rozprowadzać krwi po ciele. Mimo tego wszystkiego strażniczki więzienne codziennie zmuszały mnie do przekraczania normy, bo inaczej wydłużono by mi wyrok. Co więcej, dokładnie pilnowały tych z nas, które wierzyły w Boga. Zawsze ktoś nas obserwował, kiedy jadłyśmy posiłki, myłyśmy się czy nawet wtedy, kiedy szłyśmy do toalety… Ból ciała, przeciążenie pracą, a także psychiczne udręki sprawiały, że bardzo cierpiałam. Wydawało mi się, że trzy lata w tym miejscu to dla mnie za dużo i że nie dam rady wytrzymać. Wielokrotnie rozważałam samobójstwo jako sposób zakończenia moich cierpień. Kiedy ból stawał się nieznośny, modliłam się do Boga: „Boże, wiesz, jak słabe jest moje ciało. Tak bardzo teraz cierpię i naprawdę nie jestem w stanie już dłużej tego znieść. Chcę nawet umrzeć. Proszę, oświeć mnie i prowadź; daj mi siłę woli i wiarę, których potrzebuję, by wytrwać…”. Wówczas Bóg okazał mi dobroć, bo przypomniał mi hymn z Jego słowami: „Bóg tym razem stał się ciałem po to, by wykonać takie dzieło, by dokonać dzieła, które musi dopiero ukończyć; by doprowadzić ten wiek do końca, osądzić go, by odkupić zatwardziałych grzeszników ze świata będącego morzem cierpienia i zupełnie ich przemienić. Bóg zniósł wiele bezsennych nocy ze względu na dzieło ludzkości. Z najwyższego szczytu aż do najniższych głębin Bóg zstąpił do żywego piekła, w którym żyje człowiek, by spędzić swe dni z człowiekiem. Bóg nigdy nie skarżył się na nędzę pośród ludzi, nigdy nie robił wyrzutów człowiekowi za jego nieposłuszeństwo, ale znosi największe upokorzenie, gdy osobiście realizuje swe dzieło. (…) aby cała ludzkość mogła wcześniej odnaleźć odpoczynek, zniósł upokorzenie i cierpiał niesprawiedliwość, by przyjść na ziemię oraz osobiście wszedł do »piekła« i »Hadesu«, do legowiska tygrysa, żeby zbawić człowieka(„Każdy etap Bożego dzieła służy życiu człowieka” w książce „Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni”). Gdy rozważałam te słowa, poczułam, że Boża miłość pobudziła i odnowiła moje serce. Myślałam o tym, że aby ocalić tak dogłębnie zepsutą ludzkość, Bóg stał się ciałem i z najwyższych wysokości zstąpił tak nisko, a żeby dokonać swojego dzieła, narażał się na wielkie niebezpieczeństwo, przybywając do Chin, legowiska diabła. Bóg doświadczył ogromnego upokorzenia i bólu, prześladowań i nieszczęść, a mimo to zawsze się poświęca dla dobra ludzkości, bez słowa narzekania czy żalu. Bóg dokonuje całego tego dzieła tylko po to, by pozyskać grupę ludzi, którzy będą zważać na Jego wolę, którzy zwrócą się ku sprawiedliwości i którzy nigdy się nie poddadzą ani nie skapitulują. Znalazłam się w takiej sytuacji, ponieważ Bóg chciał jej użyć, by wzmocnić moją wolę oraz udoskonalić moją wiarę i moje posłuszeństwo wobec Niego. Pozwolił, by spotkała mnie ta sytuacja, żebym mogła zrozumieć prawdę i w nią wkroczyć. Ta odrobina cierpienia, które przeżywałam, nie była nawet warta wzmianki wobec bólu i upokorzenia, jakich doświadczył Bóg. Gdybym nie była w stanie wytrzymać nawet tak małej ilości cierpienia w więzieniu, czyż nie okazałabym się niegodną tych żmudnych wysiłków, które Bóg podjął dla mnie? Co więcej, Boże przewodnictwo pozwoliło mi wcześniej przetrwać wszystkie te okrutne tortury, jakie zgotowali mi źli policjanci, kiedy zostałam. Bóg już dawno temu pozwolił mi doświadczyć Jego cudownych uczynków, więc czyż nie powinnam mieć jeszcze silniejszej wiary i nadal nieść pięknego świadectwo o Nim? Kiedy o tym myślałam, wróciły mi siły i postanowiłam naśladować Chrystusa: bez względu na trud czy ból, jakich doświadczę, będę dalej wytrwale żyć. Później, ilekroć mi się wydawało, że życie w obozie pracy robi się zbyt uciążliwe, śpiewałam ten hymn, a za każdym razem, gdy to robiłam, słowa Boże dawały mi niewyczerpaną wiarę, siłę i zachętę do wytrwania. W tamtym okresie w obozie pracy przetrzymywano też wiele innych sióstr z kościoła. Polegając na mądrości, jaką Bóg nam dał, ilekroć miałyśmy okazję, robiłyśmy zapiski ze słowami Bożymi i przekazywałyśmy je sobie nawzajem lub omawiałyśmy ze sobą wybrane słowa Boga, jeśli tylko była ku temu okazja – wzajemnie się wspierałyśmy i zachęcałyśmy. Wszystkie byłyśmy przetrzymywane w siedlisku demonów rządu KPCh, otoczone wysokim murem i całkowicie odcięte od świata zewnętrznego, ale właśnie przez to wszystko zaczęłyśmy jeszcze bardziej szanować każde słowo Boga i tym bardziej doceniać natchnienie, które Bóg dawał każdej z nas – to właśnie dzięki temu wszystkiemu nasze serca tak bardzo się do siebie zbliżyły.

29 października 2005 roku zakończyłam odbywanie kary i wreszcie zwolniono mnie z więzienia. Jednak chociaż wypuszczono mnie na wolność, nadal nie byłam w stanie wolności odzyskać. Policjanci mieli za zadanie śledzić każdy mój ruch, a mnie kazano co miesiąc meldować się na komisariacie. Chociaż byłam we własnym domu, miałam wrażenie, że jestem przetrzymywana w niewidzialnym więzieniu i musiałam stale mieć się na baczności przed informatorami KPCh. Mimo że byłam w domu, musiałam być bardzo ostrożna, kiedy czytałam słowa Boże, bo bałam się, że w każdej chwili policja może zrobić nalot. Co więcej, jako że byłam pod tak ścisłą obserwacją, nie miałam możliwości spotykać się z braćmi i siostrami ani prowadzić życia w kościele. Ciężko mi to było znieść, a każdy dzień ciągnął się jak rok. W końcu nie byłam już w stanie znieść życia pod obserwacją i w ukryciu, konieczności opuszczenia kościoła i wszystkich moich braci oraz sióstr, dlatego wyjechałam z rodzinnej miejscowości i znalazłam pracę w innym miejscu. Wreszcie mogłam nawiązać kontakt z kościołem i ponownie zaczęłam żyć życiem kościoła.

Doświadczywszy prześladowań ze strony rządu KPCh, dokładnie i wyraźnie dostrzegłam jego obłudną, demoniczną istotę, dzięki której oszukuje on społeczeństwo, aby zyskać dla siebie uznanie. Utwierdziłam się też w przekonaniu, że KPCh to tylko banda diabłów, które bluźnią przeciw Niebu i przeciwstawiają się Bogu. Rząd KPCh jest rzeczywiście ucieleśnieniem szatana, wcieleniem samego diabła. Moja nienawiść do niego jest głęboko zakorzeniona, więc ślubuję pozostać jego śmiertelnym wrogiem. Dzięki tym wszystkim przeciwnościom losu zaczęłam naprawdę doceniać wszechmoc i suwerenność Boga oraz Jego cudowne uczynki, doświadczyłam władzy i mocy Bożych słów oraz naprawdę poczułam Bożą miłość i Jego wielkie zbawienie: Kiedy byłam w niebezpieczeństwie, to właśnie Bóg był zawsze przy moim boku, oświecał mnie i dawał natchnienie poprzez swoje słowa, dawał mi wiarę i siłę, prowadził mnie do przezwyciężenia kolejnych tortur i pomógł mi przetrwać trzy długie, mroczne lata w niewoli. W obliczu ogromnego Bożego zbawienia ogarnia mnie wdzięczność, moja wiara się wzmacnia i postanawiam: bez względu na to, z jak wielkimi trudnościami będę się musiała zmierzyć w przyszłości, zawsze będę polegała na przewodnictwie i kierownictwie Bożych słów, żeby odrzucić wszelkie wpływy ciemności, i będę niezachwianie podążała za Bogiem aż do samego końca!

Przypisy:

a. W oryginale jest „to jest symbol bycia niezdolnym do bycia”.

b. W oryginale jest „jak również symbol niemożności obrażenia (i nietolerowania bycia obrażanym)”.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Dziewiętnaście lat krwi i łez

Autorstwa Wang Yufeng, ChinyJestem osobą wierzącą, razem z rodzicami wierzyłam w Pana od małego. Kiedy byłam po trzydziestce, mój mąż zmarł...

Połącz się z nami w Messengerze