Krytyka jest niezbędna, by dobrze wypełniać obowiązki

02 lutego 2022

Niedawno pewna siostra przysłała skargę na przywódczynię i dwoje diakonów. Pisała, że siostra Xin, ta przywódczyni, nie wykonywała praktycznej pracy, a na spotkaniach stwarzała pozory i nie obchodziły jej trudności i stany innych. Pozostali dwoje też mieli problemy. Myślałam, że już wcześniej omówiłam z nimi te problemy i się z nimi rozprawiłam, a oni zyskali samoświadomość. Siostra Xin nawet płakała, żałując. Uznałam, że zaoferuję im pomoc, bo nie ma sensu ich zwalniać. Byłam pewna, że mogą wykonywać praktyczną pracę. Poza tym list siostry podpisało kilka osób, które nie były żarliwe w poszukiwaniach, a niektóre z nich miały wkrótce zostać wydalone z kościoła. Większość problemów, które zgłaszali, dotyczyło tego, jak ta trójka zachowuje się podczas spełniania obowiązków. Treść skargi nie była jasna ani dokładna. Uświadomiłam sobie, że siostra, która przysłała list, może być bardzo arogancka. Co ona tam wie? Skarga na przywódczynię i dwoje diakonów za kilka drobnostek – jeśli zostaną zwolnieni, kto wykona pracę kościoła? Czy w ten sposób chroni pracę kościoła czy ją zaburza? Pomyślałam, „Jestem ich przełożoną. Czy nie powinnam najlepiej wiedzieć, czy jest problem, i czy mogą wykonywać praktyczną pracę? Mają problemy, ale nikt z nas nie został udoskonalony, więc któż ich nie popełnia? Gdybyśmy ich zwalniali przy każdym problemie, standardy dla przywódców byłyby zawyżone”. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam pewna, że to z tą siostrą jest problem i nie myślałam już o liście. Chciałam omówić to z przywódczynią i diakonami, lekko się z nimi rozprawić, pomóc im i tyle.

Dwa czy trzy dni później wyższa rangą przywódczyni wspomniała o tej skardze. Widząc, że się nią nie zajęłam, kazała mi przedstawić ją do otwartej dyskusji w kościele. Zgodziłam się przeprowadzić ją, ale tego nie zrobiłam. Uważałam, że ci ludzie byli całkiem kompetentni w pracy i jeśli pozwolę każdemu otwarcie dyskutować o ich problemach, czy postąpię właściwie? Czy inni właściwie podejdą do ich problemów? Co, jeśli uznają, że tych problemów jest za dużo i nie będą dalej uznawać ich przywództwa? Nie powinnam chronić ich pracy? Mogłam im pomóc prywatnie, zmusić do zmiany, by prawidłowo wypełniali obowiązki. Bóg wiedział, że jestem zbuntowana i nie robię tego, czego wymagała szefowa. Odnalazła mnie i szczegółowo omówiła moje błędne pojęcia i usposobienie. Zadała mi pytanie: „W domu Boga dominuje prawda, a my musimy być uczciwi wobec innych. Dlaczego chcesz kryć przywódców i diakonów z problemami? Czemu nie staniesz po stronie Boga? Tworzysz ciasne koło, chronisz ich… To ścieżka antychrysta! Czemu nie stosujesz zasad w traktowaniu innych? Nie wierzysz ludziom wybranym przez Boga? Albo zasadom prawdy w domu Bożym?”. Na koniec dodała z naciskiem: „Nie chcesz obnażyć fałszywych przywódców, lecz kryjesz ich i nie stoisz po stronie prawdy”. Wtedy nie mogłam całkiem się z tym zgodzić. Prowadziłam wewnętrzną dyskusję i przytaczałam argumenty. Już wcześniej byłam tłamszona przez fałszywych przywódców i osobiście byłam świadkiem szkód, jakie wyrządzili pracy kościoła i jego członkom. Ich zachowanie naprawdę mnie irytowało. Zawsze od razu zwalniałam tych, którzy zostali obnażeni jako fałszywi przywódcy. Jak mogłabym chronić fałszywych przywódców? Ona analizowała naturę moich działań, obnażając mnie jako fałszywą przywódczynię, niepraktykującą prawdy, tylko stosującą szatańskie filozofie. Stwierdziła, że chronię tych przywódców jak urzędnicy Partii Komunistycznej, którzy chronią siebie nawzajem, i że mając władzę, byłabym antychrystem. „Fałszywa przywódczyni” i „antychryst”: Gdy wymawiała te słowa, czułam się strasznie. Byłam zdenerwowana i czułam się skrzywdzona. Nie mogłam przestać płakać. Przez łzy modliłam się, „O Boże, wiem, że przywódczyni obnaża mój rzeczywisty problem, ale go nie dostrzegam. Oświeć mnie i poprowadź, bym poznała siebie i zrozumiała to, co powinnam”.

Na następny dzień umówiłam spotkanie, by przeprowadzić otwartą dyskusję i rozpoznać sprawę zgłoszonej skargi. Bracia i siostry nie wytykali błędów tych ludzi, jak się spodziewałam, tylko uczciwie i obiektywnie omawiali kwestie z listu, przytaczając stosowne przykłady, by przedyskutować, jak ci ludzie wypełniali obowiązki. Nasza dyskusja o siostrze Xin całkiem zmieniła moją ocenę jej osoby. Wielu stwierdziło, że nie wykonywała praktycznej pracy, a na spotkaniach stwarzała pozory. Nie rozwiązywała problemów i nie kontrolowała postępu prac. Każdy ciężko pracował, a one się nie przejmowała. Nie omawiała prawdy, kiedy ustalała plan pracy lub zmieniała ludziom obowiązki, więc sami musieli sobie radzić, kiedy napotykali trudności, lub pomagać sobie nawzajem. Przywódczyni była niedostępna. Zachowanie siostry Xin rozczarowało braci i siostry. Każda ocena była skargą na obojętność i brak praktycznej pracy siostry Xin. Potępiali również mnie. Słysząc, co mówili, miałam uczucie, które trudno opisać. Było mi wstyd i czułam się winna. Jakby ktoś wymierzył mi policzek. Kościół, za który odpowiadałam, miał fałszywą przywódczynię, niewykonującą prawdziwej pracy, a ja o tym nie wiedziałam. Byłam tak pewna siebie, myślałam, że ona dąży do prawdy i wykonuje praktyczną pracę. Gdy zgłoszono jej problemy, nie przyjrzałam się im, nie rozwiązałam ich, tylko chciałam prywatnie pomóc tej siostrze. Czym się od niej różniłam? Nie baczyłam na potrzeby innych i nie rozwiązywałam ich problemów. Byłam fałszywą przywódczynią i miałam władzę, a nie wykonywałam praktycznej pracy. Wtedy bracia i siostry zgłosili problem dwójki diakonów mówiąc, że siostra Wang reagowała emocjami podczas załatwiania spraw i nie stosowała się do zasad. Była arogancka i wykorzystywała stanowisko do ograniczania ludzi, a nawet ich ciemiężyła. Była bezczelna i wyrządziła wiele krzywdy braciom i siostrom, a także hamowała ich w wypełnianiu obowiązków. To nie były małe problemy, jak sądziłam, nie mogły być rozwiązane przy pomocy omówienia. Było mi wstyd słuchać tego, co mówili. Przytaczali, jeden po drugim, przykłady na to, że ci budzie byli fałszywymi przywódcami. Byłam w szoku. Mieli tyle problemów, że aż budzili w innych złość, a ja na to nie zważałam. Co ja robiłam w trakcie swoich obowiązków? Czy nie było to poważnie zaniedbanie z mojej strony? Gdy się uspokoiłam, pomodliłam się i rozmyślałam o swoim problemie.

Później przeczytałam słowa Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „Fałszywi przywódcy nie wykonują prawdziwej pracy. Nigdy też nie kontrolują, nie nadzorują ani nie kierują specjalistycznymi zadaniami, a także nie odwiedzają regularnie różnych grup, by sprawdzić, co się w nich dzieje, jak postępuje praca, jakie problemy nie zostały jeszcze rozwiązane, czy osoba nadzorująca grupę jest zdolna do wykonywania swojej pracy, jak reagują na nią bracia i siostry, co o niej myślą, czy nadzorujący bądź przywódca grupy nie ogranicza kogoś w działaniu, czy nikt utalentowany lub dążący do prawdy nie jest podgryzany lub alienowany przez innych, czy bardziej prostoduszne osoby nie są zastraszane, czy ludzie, którzy ujawnili i zgłosili zwierzchnictwu fałszywych przywódców, nie są uciszani i kontrolowani; czy kiedy ludzie przedstawiają właściwe propozycje, są one przyjmowane; a także, czy przywódca lub nadzorujący grupę jest człowiekiem niegodziwym albo czy lubi stwarzać innym trudności. Jeśli fałszywi przywódcy nie wykonują żadnego z tych zadań, powinni zostać zastąpieni. Powiedzmy na przykład, że ktoś zgłasza fałszywemu przywódcy nadzorującego, który często podkopuje pozycję innych i ogranicza ich; bracia i siostry mają swoje zdanie o tym nadzorującym, ale nie ośmielają się wypowiadać go głośno; nadzorujący znajduje różne wymówki, aby się usprawiedliwić i wybielić i nigdy nie przyznaje się do błędów. Dlaczego taki nadzorujący nie został szybko zmieniony? Ale fałszywy przywódca mówi: »To problem, który ma związek z wkraczaniem ludzi w życie. On jest zbyt arogancki – ale każdy, kto ma odrobinę charakteru, jest arogancki. To nic wielkiego, muszę z nim po prostu chwilę porozmawiać«. Podczas tej rozmowy nadzorujący mówi: »Przyznaję, że jestem arogancki, przyznaję, że są chwile, kiedy kieruję się własną próżnością i zważam na swój status, ale inni nie są dobrzy w tym obszarze pracy, często wysuwają bezwartościowe sugestie, więc jest powód, dla którego ich nie słucham«. Fałszywy przywódca nie jest w stanie zrozumieć całej sytuacji, nie sprawdza dokładnie, na ile dobrze pracuje nadzorujący, a tym bardziej jakie jest jego człowieczeństwo, usposobienie i dążenia, tylko mówi beztrosko: »Zgłoszono mi to, więc mam cię na oku. Daję ci szansę«. Po rozmowie nadzorujący stwierdza, że chce okazać skruchę, ale fałszywy przywódca nie sprawdza ani nie próbuje się dowiedzieć, czy nadzorujący rzeczywiście to robi, czy tylko kłamie i zwodzi, wciąż postępując tak samo jak wcześniej, i jak teraz wygląda jego praca. (…) Nie wie, że nadzorujący oszukał go i omamił ładnymi słówkami. Nie zwraca uwagi na to, co jego podwładni zgłaszają na temat nadzorującego, nie sprawdza osobiście, jak poważny jest problem z tą osobą, czy sprawa zgłaszana przez podwładnych naprawdę istnieje i jest prawdziwa, czy nie, czy ta osoba powinna zostać zastąpiona, czy nie; nie zastanawia się nad tymi problemami, lecz odkłada wszystko na później. Reakcja fałszywego przywódcy na te problemy jest bardzo opóźniona, działa on niezmiernie powoli, ociąga się ze wszystkim, daje ludziom kolejną szansę, jakby te szanse, które im daje, były czymś niezwykle cennym i istotnym, jakby od tego zależał los tych ludzi. Fałszywy przywódca nie jest w stanie dostrzec czyjejś natury i istoty poprzez to, co taka osoba przejawia, ani na podstawie jej natury i istoty ocenić, jaką ścieżką kroczy, a także w oparciu o tę ścieżkę stwierdzić, czy ten ktoś nadaje się na nadzorującego. Nie patrzy na to w ten sposób. Używa tylko dwóch środków: wciąga ludzi w pogawędkę i daje im kolejną szansę. Czy można to uznać za pracę? Fałszywi przywódcy uważają, że ich rozmowy z ludźmi, banały, jakie im prawią, puste słowa i doktryna są niezmiernie cenne i ważne. Nie są świadomi, że Boże dzieło nie polega tylko na mówieniu, ale także na rozprawianiu się z ludźmi, przycinaniu ich, demaskowaniu, osądzaniu, a w poważnych przypadkach na poddawaniu ich próbom i oczyszczaniu, karceniu i dyscyplinowaniu; jedna metoda działania nie wystarczy. Dlaczego więc są tak pewni siebie? Czy wypowiedzenie przez nich kilku słów doktryny i powtórzenie paru sloganów może przekonać ludzi i sprawić, że się zmienią? Jak mogą być tak nieświadomi i naiwni? Czy skorygowanie czyjegoś błędnego postępowania i zepsutego zachowania może być tak łatwe? Czy tak łatwo jest rozwiązać problem skażonego usposobienia? Fałszywi przywódcy są bardzo głupi i powierzchowni! Aby rozwiązać problem zepsucia ludzi, Bóg nie ogranicza się do jednej metody, lecz używa wielu; stwarza różne okoliczności, by obnażyć i udoskonalić ludzi. Sposób działania fałszywych przywódców jest zbyt prosty: wyciągają ludzi na pogawędkę, przekazują im nieco ideologii, udzielają paru rad i myślą, że na tym polega ich praca. Czy nie jest to powierzchowne podejście? A jaki problem kryje się za tą powierzchownością? Czy to naiwność? Są bardzo naiwni, niezmiernie naiwni w swoim postrzeganiu ludzi. Nic nie jest trudniej skorygować niż zepsute ludzkie usposobienie. Przysłowie mówi: »Lampart nie może zrzucić swoich cętek«. Fałszywi przywódcy nie dostrzegają tych problemów. Jeśli chodzi o tych nadzorujących w kościele, którzy lubią utrudniać ludziom życie, zakłócają dzieło kościoła i ciągle hamują innych w działaniu, fałszywi przywódcy nie robią z nimi nic poza rozmowami; kilka słów rozprawiania się i przycinania i to wszystko. Nie śpieszą się z przenoszeniem ludzi do innych obowiązków ani zastępowaniem ich. Podobnie, sposób działania fałszywych przywódców również powoduje ogromne szkody dla dzieła kościoła i często uniemożliwia jego normalny, pomyślny i skuteczny rozwój; często z powodu zakłóceń wywołanych przez niegodziwców powstają opóźnienia, szkody i przestoje – to wszystko są negatywne konsekwencje spowodowane tym, że fałszywi przywódcy nie wykorzystują ludzi we właściwy sposób. Na pozór ci fałszywi przywódcy nie czynią zła celowo jak antychryści, którzy rozmyślnie ustanawiają własne lenno i idą własną drogą. Jednak w ramach swoich obowiązków fałszywi przywódcy nie są w stanie szybko zająć się różnymi problemami powodowanymi przez nadzorujących pracę, nie są w stanie szybko przenieść do innych obowiązków i zastąpić tych spośród nich, którzy nie spełniają standardu, co poważnie szkodzi dziełu kościoła i spowodowane jest w całości przez zaniedbania fałszywych przywódców(„Rozpoznawanie fałszywych przywódców (3)” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Gdy je czytałam, czułam, jakby słowa Boga osobiście mnie osądzały i obnażały. Gdy otrzymałam skargę na przywódczynię i diakonów, podeszłam do tego dość nonszalancko. Nie chciałam od razu pojechać tam i sprawdzić ani się tym zająć. Uznałam, że jeśli nawet mają jakieś problemy, potrafią dobrze wykonywać pracę, a ja mogę im pomóc. Nie pilnowałam tych spraw, byłam zbyt pewna siebie i upierałam się przy swoim, kiedy przysłano skargę. Wierzyłam tylko we własny osąd i nie słuchałam innych. Myślałam nawet, że autorzy skargi przesadzali i byli niesprawiedliwi. Nie tylko nie wykonywałam praktycznej pracy i byłam ślepa, ale byłam też niedoinformowana i arogancka. Dwa miesiące wcześniej omawiałam z siostrą Xin brak praktycznej pracy, a ona wyraziła skruchę. Uznałam, że wykonałam zadanie i po problemie. W rzeczywistości, z tego co mówili inni, zmiany nie było. Jej łzy były sztuczne, a ja tego nie zauważyłam. Chciałam okazać życzliwość, pomóc jej i dać szansę. A taka była siostra Wang – zawsze arogancka i kapryśna, i od czasu do czasu ktoś o tym donosił. A ja sądziłam, że to chwilowe złe zachowanie i nie przejmowałam się. Czasem zamieniłam z nią kilka słów i uważałam, że zrobiłam, co trzeba i że ona teraz się zmieni. Na podstawie tych znaków nie rozpoznałam jej istoty i nie próbowałam zająć się tym zgodnie z zasadami. Brakowało mi prawdy i nie widziałam tych spraw wyraźnie. Bóg sprawił, że skarga braci i sióstr była dla mnie szansą na rozeznanie się w temacie, ale to zlekceważyłam, nieświadoma dzieła Boga i nieufająca innym. Uparcie wierzyłam tylko własnym oczom. Gdy nie zajęłam się tym właściwie, przywódczyni mi pomogła, każąc przedyskutować sprawę z innymi, żebym nadrobiła braki. Lecz ja tego nie zrobiłam w obawie, że to źle się skończy. Zrozumiałam, że byłam niesamowicie arogancka. Przywódczyni i diakoni wypełniali obowiązki od lat, ale nie zmienili się po całkiem znacznej krytyce i zdyscyplinowaniu. To znaczyło, że nie przyjmą prawdy. Co dobrego mogło przynieść dalsze omawianie i pomoc? Naiwnie myślałam, że szybkie omówienie załatwi sprawę. Na pozór, w głębi serca myślałam, że moja pomoc i omówienie zrobią więcej niż słowa Boga, więcej niż osądzanie, karcenie i dyscyplinowanie Jego słowami. To było bardzo nierozsądne i aroganckie z mojej strony. To obrzydliwe. Ale wtedy czułam, że choć donos dotyczy innych osób, obnażał również moje problemy. Fałszywi przywódcy i pracownicy stali przede mną, a ja ich nie widziałam. Nie zajęłam się sprawą. Opóźniło to wejście w życie braci i sióstr i zaszkodziło pracy domu Boga. Postępowałam jak fałszywa przywódczyni, która nie wykonuje praktycznej pracy i którą Bóg obnażył. Po trochu stawałam się mniej zarozumiała.

W oparciu o ich postępowanie uznaliśmy, że są fałszywymi przywódcami, którzy nie wykonują praktycznej pracy. Zwolniliśmy ich. Zakończyłam sprawę skargi, ale to doświadczenie wyryło się w moim sercu. Myśląc, jak zwierzchniczka upominała mnie, że bronię tych ludzi, że nie chcę obnażyć fałszywych liderów i pracowników, czułam się w sposób nie od opisania. Nienawidziłam siebie. Jak mogłam coś takiego zrobić? Znów zwróciłam się do Boga w modlitwie, mówiąc, „Boże, jestem zepsuta. Nie wykonuję pracy tak, jak Ty wymagasz. Postępuję destrukcyjnie. Boże, chcę zastanowić się nad sobą i rozwiązać swoje problemy za pomocą prawdy, uwolnić się od zepsucia i dobrze wypełniać obowiązki. Oświeć mnie i poprowadź”. Po modlitwie przypomniałam sobie, co pomyślałam, kiedy otrzymałam list, swoje podejście i punkt widzenia. Jaka byłam pewna siebie, przemądrzała i arogancka. Osądzałam i podejmowałam decyzje, jakbym pozjadała wszystkie rozumy, bez modlitwy, bez sprawdzenia. W załatwianiu spraw nie miałam żadnych wątpliwości i nie wykonywałam poleceń przywódczyni. Sądziłam, że wszystko robię dobrze. Na tę myśl przeszedł mnie dreszcz. Jak mogłam być taka pewna siebie?

Na myśl przyszły mi słowa Boga. Bóg mówi: „Jeśli rzeczywiście posiadasz w sobie prawdę, to ścieżka, którą będziesz kroczył, będzie właściwą ścieżką. Jeśli nie posiada się prawdy, łatwo czynić zło, i będziesz je czynił nawet wbrew sobie. Na przykład jeśli masz aroganckie, zarozumiałe usposobienie, to nie ma sensu ci mówić, abyś nie przeciwstawiał się Bogu; nic na to nie poradzisz, pozostaje to poza twoją kontrolą. Nie będziesz robić tego celowo; będziesz to robić pod dominacją twojej aroganckiej i zarozumiałej natury. Twoja arogancja i zarozumiałość sprawią, że spojrzysz na Boga z góry i będziesz Go postrzegał jako kogoś bez żadnego znaczenia, sprawią, że będziesz się wywyższać, ciągle stawiać siebie na widoku, a w końcu sprawią, że zasiądziesz na miejscu Boga i będziesz nieść świadectwo o sobie samym. Przemienisz własne pomysły, własne myślenie i własne pojęcia w prawdy, które mają być czczone. Zobacz, jak wiele zła czynią ludzie pod władzą swej aroganckiej i zarozumiałej natury!(„Jedynie dążąc do prawdy, można uzyskać zmianę usposobienia” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). „Ludzkie idee zazwyczaj wyglądają dobrze i poprawnie w oczach ludzi i nie wyglądają jak gdyby miały wyraźnie naruszyć prawdę. Ludzie mają wrażenie, że robienie rzeczy w ten sposób byłoby wcielaniem prawdy w życie; że byłoby podporządkowaniem się Bogu. Jednak w rzeczywistości nie szukają oni autentycznie Boga ani nie modlą się do Niego w tej sprawie, i nie usiłują robić tego jak należy, w zgodzie z wymogami Boga i by spełnić Jego wolę. Nie posiadają tego prawdziwego stanu, ani nie mają takiego pragnienia. Jest to największy błąd, jaki ludzie popełniają w swojej praktyce. Wierzysz w Boga, ale nie trzymasz Boga w twoim sercu. Czyż nie jest to grzechem? Czyż nie oszukujesz samego siebie? Jakiego rodzaju skutki przyniesie ci wiara tego rodzaju? Co więcej, jak może się przejawiać znaczenie wiary?(„Poszukiwanie woli Bożej ma na celu praktykowanie prawdy” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Znałam już te fragmenty, ale wtedy szczególnie mnie poruszyły. Poprzez osądzenie i obnażenie słowami Boga wyraźnie ujrzałam własną brzydotę. Bracia i siostry złożyli skargę na przywódczynię i diakonów, a ja ich zlekceważyłam. Myślałam, że znam przywódczynię i diakonów oraz ich zdolności, że to inni mają wąską perspektywę, a ja wiem lepiej. Myślałam, że gdy postąpię po swojemu, będzie lepiej dla naszej pracy. Przełożona kazała mi zająć się skargą w sposób transparentny, a ja uznałam, że otwarte omówienie sprawi, że inni nabiorą uprzedzeń i to zaszkodzi pracy kościoła. Myślałam, że potajemne omówienie i pomoc siostrze było najlepszym podejściem. Byłam pewna siebie przez cały czas. Byłam przekonana, że moje postępowanie jest najlepsze. Nie modliłam się i nie szukałam woli Bożej, a nawet nie rozpoznałam, że te okoliczności zaaranżował Bóg, żeby mi o tym przypomnieć. Nie miałam Boga w sercu. Myślałam, że wszystko rozumiem i posiadam prawdę, jakby moje opinie były opiniami samego Boga. Czy nie stawiałam siebie na miejscu Boga, kompletnie Go lekceważąc? Byłam przywódczynią tylko kilka miesięcy i nie rozumiałam zbyt dobrze prawdy. Po raz pierwszy zajmowałam się skargą. Mimo to miałam największe zaufanie do własnych poglądów. Zlekceważyłam zasady kościoła w kwestii oceny fałszywych przywódców, polegając na własnym osądzie, własne wrażenia i odrobinę powierzchownej pracy. Swoje prywatne wyobrażenia traktowałam jak prawdę i nie słuchałam słów Boga. Nie miałam Boga w sercu. Byłam bardzo arogancka Myślałam, że dobrze znam tych ludzi, że skoro omawiałam z nimi i pomagałam im, zdobyli trochę wiedzy i mogliśmy ich zostawić. Ale po przeanalizowaniu ich problemów okazało się, że miewali je wcześniej, więc ponowne obnażenie oznaczało, że nie okazali skruchy, nie zmienili się i nie przyjęli prawdy. Bóg zestawił moje wyobrażenia z faktami. Nie rozumiałam nawet, co oznaczają samowiedza, skrucha i zmiana. Myślałam, że widzę sprawy wyraźnie. Na myśl o własnej arogancji było mi wstyd. Bóg jest Panem stworzenia, ucieleśnieniem prawdy. On rządzi wszystkim i ma wgląd w nasze serca i umysły, lecz nie jest ani trochę arogancki. Jest skromny i miłujący. Lecz byłam tak zepsuta przez szatana, że nie przypominałam człowieka i nie miałam własnego rozumu. Nie byłam wiele warta, a byłam bezgranicznie arogancka. Postępowałam jak bufon, żyjąc ze swoim szatańskim usposobieniem. Wedy poczułam szczerą odrazę i pogardę do samej siebie. Poczułam też, jaki święty jest Bóg. Bóg już dawno przejrzał moje myśli i czyny i przy pomocy listu ze skargą ujawnił moją arogancję, by mi pokazać, ile miałam skaz, nie stosowałam się do zasad i byłam niezdolna do wykonywania pracy. Byłam wdzięczna Bogu za osąd i skarcenie, bo lepiej poznałam siebie. Gdyby nie moja przywódczyni, kto wie, jak daleko bym pobłądziła, albo jak długo bym działała wbrew zasadom, zakłócając pracę kościoła. Bóg dał mi szansę na skruchę i zmianę. To była Jego specjalna łaska. Postanowiłam, że nauczę się rezygnować z siebie podczas pełnienia obowiązków, częściej zwracać się do Boga w poszukiwaniach i pracować według zasad.

Przeczytałam fragment słów Boga, które pomogły mi lepiej zrozumieć konsekwencje takiego potraktowania skargi i zasady postępowania z takim problemem. Bóg mówi: „Jesteś przywódcą. Co to znaczy być przywódcą? Oznacza to prowadzenie innych w uczeniu się, w rzeczywistym czerpaniu nauki od ludzi oraz z wydarzeń i spraw pojawiających się w codziennym życiu, by prawdziwie doświadczali słów Boga i prawdziwie postrzegali rzeczy i ludzi takimi, jakie naprawdę są. Kiedy okaże się, że masz charakter odpowiedni dla przywódcy lub pracownika, kiedy okaże się, że masz charakter lub spełniasz warunki do tego, by dom Boży otoczył cię opieką, wówczas powinieneś zacząć przewodzić, prowadzić braci i siostry, by nauczyli się widzieć różnych ludzi, róże wydarzenia i sprawy w życiu codziennym takimi, jakie są naprawdę, by osiągnęli zrozumienie prawdy, wiedzieli, jak reagować na rozmaite osoby, które przeszkadzają i zaburzają dzieło kościoła, by wiedzieli, jak wprowadzać prawdę w życie i postępować zgodnie z zasadami wobec różnych typów ludzi. Odpowiedzialność za to wszystko spoczywa na tobie. (…) Jeszcze ważniejsze jest to, że jako przywódca lub pracownik powinieneś być wdzięczny Bogu za to, że dał ci taką szansę, że umożliwił ci prowadzenie braci i sióstr we wspólnym zajmowaniu się tymi ludźmi, wydarzeniami i rzeczami, w zrozumieniu, jak należy identyfikować tych ludzi, wydarzenia i rzeczy, gdy się pojawiają, jakie nauki bracia i siostry powinni z tego wyciągnąć, jakie pojęcia, wyobrażenia i błędne poglądy na temat różnych typów ludzi mieli przed tymi wydarzeniami, a jakie mają po pewnych doświadczeniach, jakich lekcji się nauczyli oraz jakie ich błędne pojęcia i poglądy zostały skorygowane, dzięki czemu mogą oni osiągnąć czyste zrozumienie słów Boga, przekonać się, że tylko słowa Boga są prawdą, i zobaczyć, jak te słowa się spełniają. Powinni się nauczyć lepiej stosować słowa Boga w swoim zachowaniu wobec innych ludzi i postrzegać ich bardziej bezstronnie, nie polegając na zewnętrznych pozorach ani na własnych wyobrażeniach. Będą postrzegać ludzi i rzeczy przez pryzmat słów Boga, użyją słów Boga do mierzenia człowieczeństwa danej osoby i do sprawdzenia, czy jest ona kimś, kto rzeczywiście dąży do prawdy; będą używać słów Boga jako standardu do mierzenia wszystkiego, zamiast polegać na tym, co widzą, czują, co przychodzi im do głowy albo co sobie wyobrażają. Dopiero gdy nauczą się tego wszystkiego, praca przywódcy lub pracownika osiągnie cel i jego odpowiedzialność zostanie wypełniona. Kiedy już wypełniłeś swoje zadanie, bracia i siostry zbiorą tego plony. Jeśli wiele przeszedłeś, ale nie jesteś w stanie prowadzić braci i sióstr w nauce ani nie potrafisz postrzegać różnych ludzi, wydarzeń i spraw takimi, jakie są naprawdę, to jesteś ślepy, sparaliżowany i otępiały. Kiedy te rzeczy ci się przydarzały, nie tylko zmagałeś się z nimi i nie byłeś w stanie unieść tej pracy, ale także miałeś wpływ na to, jak doświadczali ich bracia i siostry. Jeśli wpływasz jedynie na to, jak bracia i siostry doświadczają tych rzeczy, problem nie jest zbyt poważny; ale jeżeli nie zajmiesz się tym odpowiednio, jeżeli zawiedziesz w swojej pracy, nie mówiąc tego, co powinieneś powiedzieć, nie dzieląc się słowem prawdy, które należy omówić we wspólnocie, nie mówiąc niczego, co przynosi ludziom korzyść lub ich buduje; jeśli, gdy pojawiają się te zakłócające porządek, destrukcyjne osoby, wydarzenia i rzeczy, wielu ludzi nie tylko nie jest w stanie otrzymać zrozumienia od Boga, nie tylko nie jest w stanie aktywnie reagować na te rzeczy i wyciągnąć z nich lekcji, ale stwarza sobie coraz więcej pojęć o Bogu, traktuje Go z coraz większą rezerwą, nieufnością i podejrzliwością, czy nie oznacza to, że ty jako przywódca lub pracownik nie wypełniłeś swojego zadania? Nie prowadziłeś odpowiednio dzieła kościoła, nie wykonałeś zadania, które powierzył ci Bóg, nie uniosłeś odpowiedzialności przywódcy lub pracownika, nie wyprowadziłeś braci i sióstr spod mocy szatana; nadal żyją w ramach skażonego usposobienia, pośród pokus szatana. Czy nie wyrządzasz ludziom krzywdy? Gdy uczyniono cię przywódcą lub pracownikiem, masz wypełnić zadanie, które powierzył ci Bóg, masz poprowadzić braci i siostry przed Jego oblicze, umożliwić im wyposażenie się w Boże słowa i zasady prawdy, by pokładali w Bogu coraz większą ufność. Jeśli nie zrobiłeś tych rzeczy – jeśli bracia i siostry, gdy coś im się przydarzy, odnoszą się do Boga z jeszcze większą rezerwą, ich zrozumienie Boga staje się jeszcze bardziej mylne, a ich relacja z Bogiem jeszcze bardziej napięta i konfliktowa – czy nie przetarłeś drogi dla zła? Czy to nie jest czynienie zła? Nie tylko nie pomogłeś braciom i siostrom osiągnąć pozytywnego wejścia i nauczyć się lekcji, ale odwiodłeś ich dalej od Boga. Czy to poważny problem? (Tak)” („Rozpoznawanie fałszywych przywódców (20)” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Słowa Boga trafiały prosto do serca, jakby obnażał mnie i analizował twarzą w twarz. Ślepa, otępiała, bez czucia – to byłam ja. Przywódcy i diakoni wymagają nadzoru braci i sióstr, więc kiedy ktoś na nich skarży, jako przywódczyni powinnam pokierować innymi we wspólnym poszukiwaniu, aby zrozumieć i nauczyć się traktować ich zgodnie z zasadami. A jak ja podeszłam do skargi? Lekceważąco i pasywnie. Nie miałam zamiaru dochodzić do prawdy. Myślałam tylko, jak to załatwić, nie myśląc o tym, jaka jest wola Boża, co powinnam zrobić, wypełniając obowiązki. Słowa „Jesteś przywódcą”, „twoja odpowiedzialność”, „krzywdzisz ludzi” czy „ułatwianie zła” trafiły w sedno. Zadałam sobie pytanie, co zrobiłam jako przywódczyni? Nie wykorzystałam skargi, by wraz z innymi poszukać prawdy, by zdobyć wiedzę i przyjąć nauczkę, wręcz nie chciałam, żeby inni się o tym dowiedzieli. Uznałam, że tamci mają zbyt wiele problemów, żeby omawiać je otwarcie. Nikt już by ich nie słuchał, więc jak mieliby pracować? Patrząc na to teraz widzę, że mój punkt widzenia był absurdalny. Jakie problemy przywódców nie mogą być poddane otwartej dyskusji? Czy zajmują swoje stanowisko, czy zostali zwolnieni, jakiekolwiek mają problemy, czy należy im pozwolić dalej służyć jako przywódca czy diakon – w domu Boga mamy na to zasady. Jeśli jasno to omówimy, bracia i siostry w naturalny sposób dojdą do wniosków. Dlaczego miałabym ich bronić? Czyż nie było to celowe ukrywanie ich problemów personalnych, żeby inni się nie dowiedzieli? W rzeczywistości chroniłam przywódczynię i diakonów. Poddanie tej skargi pod wspólną dyskusję byłoby zadośćuczynieniem za moje braki, a ja poznałabym więcej prawdy, zdobyła rozeznanie i zrozumiała zasady moich obowiązków. Wpierw nie rozumiałam, czemu mam to robić, i nie chciałam się zgodzić. Nie rozumiałam tego wymogu mojej przywódczyni. Teraz wreszcie ujrzałam, jak ważna jest taka praktyka. To ważne dla nas wszystkich, byśmy zrozumieli prawdę i zdobyli rozeznanie. Zastanawiając się nad sobą, jako szefowa nie wykazałam inicjatywy, by nadzorować pracę przywódczyni i diakonów, bądź znaleźć i rozprawić się z ich problemami, kiedy inni zgłaszali uwagi. Działałam pod wpływem własnych poglądów i arogancji, odkładając sprawę. Nie tylko nie wykonywałam praktycznej pracy, ale chroniłam fałszywych przywódców. Bracia i siostry wykazali się odwagą, praktykowali prawdę i napisali skargę, a ja bez słowa ją zignorowałam. Zobaczyli, że ich skarga została zlekceważona, a fałszywa przywódczyni i diakoni zostaną, by dalej czynić zło, więc w przyszłości nie będą zgłaszać problemów. Pomyślą, że my, przywódcy, jesteśmy jak urzędnicy, kryjący siebie nawzajem, i uznają, że w domu Boga nie króluje prawda. Tłumiłam prawość nie pozwalając ludziom praktykować prawdy i wspierać pracy kościoła. Nie prowadziłam ich do prawdy, zachęcając do praktykowania jej, nie prowadziłam ich do Boga, tylko tłumiłam prawość, gasząc ich entuzjazm, by obawiali się praktykować prawdę i obnażyć problemy liderów. Przez to źle rozumieli Boga i dom Boży. Czy nie odwodziłam ludzi od Boga, na ścieżkę zła i przeciw Bogu? Im więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam, że zakłócałam pracę i siałam spustoszenie. Jak mogłam być taka głupia? Czy tak nie postąpiłby fałszywy przywódca? Wspominając krytykę mojej przywódczyni wiedziałam, że nazywając mnie fałszywą przywódczynią i antychrystem obnażała moją naturę i istotę, moje szatańskie usposobienie. Byłam arogancka i nie stosowałam się do zasad. Broniłam fałszywą przywódczynię i pracowników, wstrzymując wejście w życie braci i sióstr i szkodząc pracy domu Boga. Gdyby mnie nie obnażyła na czas, dalej bym lekceważyła skargi innych, chroniąc przywódców i diakonów, którzy nie wykonywali praktycznej pracy. Dzięki okolicznościom, które Bóg zaaranżował, obnażając mnie, tak naprawdę mnie ocalił. Chciał mnie zmienić i obmyć z mojego zepsucia. Gdyby się ze mną nie rozprawił, nie wiedziałabym, jak wielka była moja arogancja. Jeśli robimy wszystko po swojemu, nie stosujemy się do zasad prawdy w pracy albo nie mamy szacunku dla Boga, z pewnością potkniemy się i upadniemy. Gdy to zrozumiałam, szczerze dziękowałam Bogu za osąd i ujawnienie i zmówiłam cichą modlitwę, gotowa się pokajać, porzucić siebie i praktykować prawdę, stosując się do zasad w pracy.

Wkrótce jedna z sióstr ujawniła problem innej przywódczyni, siostry Xiao. Działała bez konsultacji z innymi, wbrew zasadom. Gdy usłyszałam o takim zachowaniu pomyślałam, że właśnie awansowałam ją na przywódczynię i miała tylko dwumiesięczne doświadczenie, i że wtedy bracia i siostry mieli o niej dobre zdanie. Mówili, że rzetelnie wypełnia obowiązki i czułam, że sprawdza się i wykonuje praktyczną pracę. Czy problem siostry Xiao był istotny? Czy potrzebowała więcej tolerancji, więcej pomocy? Trudno mi było uwierzyć, że tak szybko została obnażona jako fałszywa przywódczyni. Przeczytałam fragment słów Boga. Bóg mówi: „W swoim doświadczeniu życiowym musisz koniecznie badać każdą sprawę. Wszystkie kwestie muszą zostać gruntownie przemyślane, w zgodzie ze słowem Bożym i prawdą, aby było wiadomo, jak załatwiać je w sposób całkowicie zgodny z wolą Bożą. Wówczas właśnie można porzucić rzeczy, które biorą się z twojego uporu. Wtedy już będziesz wiedział, jak postępować zgodnie z wolą Bożą i po prostu zaczniesz w ten sposób działać. Będziesz miał takie poczucie, jakby wszystko przebierało naturalny bieg i będzie ci się to wydawało niezwykle proste. Tak właśnie działają ludzie, którzy posiedli prawdę. Możesz wtedy naprawdę pokazać innym, że twoje usposobienie uległo zmianie, a oni zobaczą, że bez wątpienia zrobiłeś trochę dobrych uczynków, że czynisz wszystko zgodnie z zasadami i robisz to tak, jak należy. Oto ktoś, kto rozumie prawdę i zaiste nosi w sobie podobieństwo do człowieka. To jasne, że słowo Boga wydaje w ludziach pewien plon(„Jedynie dążąc do prawdy, można uzyskać zmianę usposobienia” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Słowa Boga mówiły jasno o stosowaniu zasad. Nie należy postępować zgodnie z własną wolą, tylko trzeba szukać prawdy i widzieć wszystko według słów Bożych, załatwiać sprawy i rozwiązywać problemy zgodnie z zasadami. To przestrzeganie woli Bożej. Widziałam ocenę siostry Xiao i czasem rozmawiałam z nią o jej pracy, ale nie miałam z nią częstego kontaktu i nie znałam jej dobrze. Skoro ktoś napisał skargę, powinnam potraktować ją poważnie i poznać szczegóły, zdobyć rozeznanie ze słów Bożych i załatwić sprawę zgodnie z zasadami. Nie mogłam ślepo zastosować własnego osądu. Poprosiłam braci i siostry, którzy ją dobrze znali, o ocenę i czytając wyjaśnienia, dlaczego nie wykonywała praktycznej pracy, znów poczułam wstyd. Zawsze miałam wrażenie, że bardzo praktyczna, a w rzeczywistości dyrygowała ludźmi. Nie była pragmatyczna, nie rozwiązywała problemów, tylko pisała o sukcesach. Myślałam, że wykonuje praktyczną pracę, ale fakty otworzyły mi oczy. Czułam się oszukana. Wtedy zobaczyłam, jaka byłam naprawdę. Nie posiadałam rzeczywistości prawdy ani rozeznania na temat ludzi. Moja arogancja szybko zniknęła. Pomyślałam o słowach Boga: „(…) prowadzić braci i siostry, by nauczyli się widzieć różnych ludzi, róże wydarzenia i sprawy w życiu codziennym takimi, jakie są naprawdę, by osiągnęli zrozumienie prawdy, wiedzieli, jak reagować na rozmaite osoby, które przeszkadzają i zaburzają dzieło kościoła, by wiedzieli, jak wprowadzać prawdę w życie i postępować zgodnie z zasadami wobec różnych typów ludzi. Odpowiedzialność za to wszystko spoczywa na tobie(„Rozpoznawanie fałszywych przywódców (20)” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Wspomniałam korzystne wyniki, gdy ostatnio wcieliłam to w życie. Wiedziałam, że gdy bracia i siostry mają problem, razem musimy szukać prawdy i przyjąć nauczkę. Później omawialiśmy zachowanie siostry Xiao na spotkaniu całego kościoła i wszyscy się zgodzili, że, zgodnie ze słowami Boga, była fałszywą przywódczynią. Niektórzy wcześniej sądzili, że jest kompetentna, ale podczas omawiania nauczyli się oceniać, czy ktoś się nadaje na przywódcę. Zrozumieli, że pozorny entuzjazm i chęci nie są kryterium do takiej oceny tylko to, czy ktoś wykonuje praktyczną pracę i rozwiązuje problemy kościoła. Rozmawialiśmy o jej obecnym zachowaniu czytając słowa Boże, by omówić jej usposobienie i istotę oraz ścieżkę, którą obrała. Zdobywając zrozumienie, każdy mógł to uznać za ostrzeżenie. Robiąc to czułam radość w sercu. Lepiej zrozumiałam, jaką pracę powinien wykonywać przywódca, by prowadzić braci i siostry i im pomagać.

Później bracia i siostry zgłaszali mi różne problemy z przywódcami. Niektórych z nich znam dość dobrze, ale nie śmiem polegać na własnej ocenie, by ich sprawiedliwie osądzić. Nie chcę być tak bezczelna jak wcześniej, gdy uparcie robiłam to po swojemu. Dziś mam lepsze, skromniejsze podejście. Nie jestem taka pewna siebie, gdy napotykam problemy, ale umiem zdobyć praktyczne zrozumienie i omawiać to z innymi, świadomie działając według słów Bożych i zasad. Gdyby przełożona się ze mną nie rozprawiła, a słowa Boga mnie nie osądziły, nie ujrzałabym własnej arogancji i nie zrzekłabym się siebie. Nie pojęłabym wagi szukania prawdy i postępowania według zasad. Takie rozprawienie się ze mną zrobiło wielką przysługę mojemu życiu. Bogu dzięki.

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Kiedy na mnie doniesiono

Autorstwa Xinrui, Korea Południowa Pewnego dnia w 2016 roku otrzymałam niespodziewanie list ze skargą na mnie. Napisały go dwie siostry,...

Połącz się z nami w Messengerze