Próżność i reputacja zaszkodziły mi

02 lutego 2022

W 2017 wybrano mnie na przywódczynię i powierzono mi nadzór nad pracą kilku kościołów. Zauważyłam, że pozostali przywódcy kościołów wierzyli znacznie dłużej ode mnie. Siostra Gao i siostra Sun wiele lat służyły jako przywódczynie, a dawniej bywałyśmy na spotkaniach współpracowników, więc wiedziały, czego się po mnie spodziewać. Siostra Yuan, przywódczyni innego kościoła, podlała mnie tuż po tym, jak przyjęłam dzieło Boga. Wówczas nie miałam żadnej wiedzy, ale w razie problemów pomagała mi podczas omawiania prawdy. Obie przewyższały mnie pod względem doświadczenia i stażu w wierze. Czułam, że gdybym nadzorowała ich pracę i chciała pomagać im rozwiązywać problemy, tylko bym się ośmieszyła. Mimo to wiedziałam, że to zadanie było wysławianiem Boga. Nie mogłam zrezygnować z obawy o utratę reputacji i statusu. Musiałam się podporządkować.

Więc poprosiłam przywódców kościołów o spotkanie, by jak najszybciej poznać ich kościoły. Zwykle bardzo szybko piszę listy, ale teraz pisałam do siostry Gao. Wciąż na nowo pisałam te kilka linijek. Poprawiałam każde zdanie. Bałam się, że nie wyrażę się jasno i ona mną pogardzi. Kiedy nadszedł czas spotkania, byłam jeszcze bardziej spięta. Przez głowę przelatywały mi myśli: zwykle prowadziłyśmy spotkania wspólnie, więc jeśli nie będę rozwiązywać problemów i dobrze omawiać, co o mnie pomyślą? Powiedzą: „Kim ty jesteś, żeby z taką postawą organizować spotkania i rozwiązywać nasze problemy?”. O nie, moje omówienie musi być dobre, pokażę im, że nadaję się do tej pracy. Chcąc wyjść na opanowaną, zaczęłam nadrabiać zaległości. Notowałam wszelkie problemy, jakie się pojawiały, i szukałam słów Boga, żeby je rozwiązać. Ale przez stres po chwili omawiania nie wiedziałam, o czym mam mówić. I wtedy zauważyłam, że siostra Gao ma srogą minę. Pomyślałam: „Czy to dlatego, że swoim omówieniem nie rozwiązałam ich problemów?”. Próbując odzyskać twarz, zmusiłam się do dalszego omawiania. Mówiąc, śledziłam wyrazy twarzy zebranych, by sprawdzić, czy nie są zniecierpliwieni. Serce waliło mi przy najlżejszej zmianie ich zachowania. Pod koniec spotkania wszyscy milczeli i tylko ja jedna mówiłam. Czułam się, jakby czas stanął w miejscu – spotkanie ciągnęło się w żółwim tempie. W końcu zgromadzenie dobiegło końca i wróciłam do domu całkiem wyczerpana. Czułam się, jakbym wykonała jakąś katorżniczą pracę i marzyłam o odpoczynku, ale przypomniałam sobie, że nazajutrz miałam spotkanie z siostrą Yuan i kilkoma innymi siostrami. Jeśli będą miały problem, którego nie zdołam rozwiązać, to co sobie o mnie pomyślą? Nie. Musiałam się przygotować. Wzięłam raport z pracy ich kościoła i zaczęłam czytać. Nim się zorientowałam, zasnęłam. Obudziłam się koło dwudziestej pierwszej. Pomyślałam: „Dziwne, zwykle nie jestem śpiąca tak wcześnie”. Zwróciłam sie do Boga i pomodliłam się: „Och, Boże, pełniąc te obowiązki jestem pod wielką presją. Boję się, że przywódcy kościołów będą mną gardzić, jeśli nie będę dobrze omawiać. Jestem bardzo spięta i nie wiem, jak poradzić sobie z tą sytuacją. Proszę, oświeć mnie i poprowadź, bym poznała siebie”.

Potem przeczytałam te słowa Boga: „Wszystkie skażone istoty ludzkie cierpią z powodu powszechnego problemu: otóż kiedy nie mają wysokiego statusu, kiedy są szeregowymi braćmi i siostrami, nie zadzierają nosa w relacjach i rozmowach z innymi ludźmi ani też nie przybierają pewnego szczególnego tonu czy stylu wysławiania się. Są po prostu zwyczajni i normalni i nie muszą stroić się w cudze piórka. Nie odczuwają wówczas żadnej psychicznej presji i potrafią otwarcie i prosto z serca rozmawiać we wspólnocie. Są przystępni i nietrudno wejść z nimi w relację, przez co inni mają poczucie, że to bardzo dobrzy ludzie. Jednak kiedy tylko osiągną status, stają się napuszeni, jakby byli poza zasięgiem. Mają poczucie, że należy im się szacunek, że nie są ulepieni z tej samej gliny co zwykli ludzie. Patrzą na zwykłych ludzi z góry i przestają otwarcie rozmawiać z innymi. Dlaczego nie potrafią już zdobyć się na otwartą rozmowę? Uważają, że mają teraz wyższą pozycję i są przywódcami. Myślą przy tym, że przywódcy muszą mieć określony wizerunek, być nieco bardziej wyniośli od zwykłych ludzi, mieć lepszą postawę i umieć brać na siebie większą odpowiedzialność. Sądzą też, że w porównaniu ze zwykłymi ludźmi przywódcy muszą mieć więcej cierpliwości, potrafić więcej cierpieć i ponosić więcej kosztów dla Boga oraz umieć się oprzeć każdej pokusie. Są nawet zdania, że przywódcy nie mogą płakać, choćby umarło nie wiem ilu członków ich rodziny, a jeśli już nie mogą powstrzymać łez, to powinni płakać w ukryciu, tak by nikt nie dostrzegł w nich żadnych niedociągnięć, wad czy słabości. Uważają nawet, że przywódcy nie mogą pokazać po sobie zniechęcenia i że należy ukrywać wszelkie takie stany. Są przekonani, że tak właśnie powinien zachowywać się człowiek mający pewną pozycję. Jeśli do tego stopnia sami siebie stłumią, czy status nie stał się ich Bogiem, ich Panem? A w takim razie czy wciąż jeszcze mają normalne człowieczeństwo? Kiedy powstaną w nich takie wyobrażenia – kiedy już umieszczą się w tej przegródce i zaczną się zachowywać w taki sposób – czy nie oznacza to, że są rozkochani w statusie?(„Aby pokonać własne złe skłonności, należy mieć konkretną ścieżkę praktyki” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Słowa Boga jasno opisywały mój stan. Prowadzenie spotkań było takie męczące i trudne, bo za bardzo przejmowałam się godnością i statusem. Zanim zostałam wybrana na przywódczynię, czułam się swobodnie na spotkaniach z siostrą Gao i innymi siostrami. Omawiałam tyle, ile rozumiałam, i uważałam, że nikt mną nie pogardzi z powodu powierzchownego omówienia, gdyż wierzyłam od niedawna. Jednak pełniąc obowiązki przywódczyni, czułam, że skoro zajmuję wyższą pozycję, to jeśli nie będę dobrze omawiać i rozwiązywać problemów, źle o mnie pomyślą. Robilam wszystko, by podkreślić swój autorytet na spotkaniach, żeby inni mieli o mnie dobre zdanie i uznali, że zasługuję na to stanowisko. Nie miałam dużego praktycznego doświadczenia, ale nie chciałam ujawniać swoich braków. Po prostu brnęłam dalej. Stawiałam się na piedestale, myśląc, że przywódca musi mieć pewną postawę i być lepszy od innych we wszystkim. Ukrywałam swoje braki i niedoskonałości, nie szukałam jawnie odpowiedzi, gdy czegoś nie rozumiałam, udając, że rozumiem z lęku przed pogardą. Ściągnęłam na siebie całe to cierpienie, bo za bardzo lubiłam status. Bóg dał mi szansę doskonalenia siebie, wyróżniając mnie stanowiskiem przywódczyni, abym nauczyła się, jak omawiać prawdę i rozwiązywać problemy. Lecz ani razu nie zastanowiłam się, jak dobrze wypełniać obowiązki i pomagać innym rozwiązywać problemy. Traktowałam obowiązki jak okazję do promowania siebie, by inni dobrze o mnie myśleli. Przywdziałam nawet fałszywą maskę i oszukiwałam braci i siostry. Nie miałam za grosz rozumu – byłam zupełnie bezwstydna. Zwróciłam się do Boga i modliłam skruszona, prosząc Go, by mnie prowadził, żebym zrzuciła kajdany reputacji i statusu.

Po modlitwie przeczytałam te słowa Boga: „Niektórzy sądzą, że gdy ludzie mają wysoki status, powinni się zachowywać bardziej oficjalnie, że muszą mówić w pewien określony sposób, bo tylko wtedy inni będą ich traktowali poważnie i szanowali. Jeśli jesteś w stanie zrozumieć, że taki sposób myślenia jest błędny, to powinieneś modlić się do Boga i odwrócić plecami do spraw cielesnych. Nie idź tą drogą. Gdy najdą cię takie myśli, musisz się wydobyć z tego stanu, nie pozwalać sobie w nim utknąć. Jeśli w nim utkniesz, jeśli takie myśli i poglądy ukształtują się w tobie, zaczniesz udawać kogoś innego, zamkniesz się w sobie tak niewiarygodnie mocno, że nikt nie będzie w stanie zajrzeć w głąb twojej duszy, poczuć twojego serca i umysłu. Będziesz rozmawiał z innymi jak przez maskę, a oni nie będą potrafili dostrzec twojego serca. Powinieneś się nauczyć pokazywać innym ludziom to, co masz w sercu, zwierzać się im i zbliżać do nich. Powinieneś odwrócić się od fizycznych upodobań – nie ma w tym absolutnie nic złego; to również jest dobra ścieżka. Cokolwiek ci się przydarzy, najpierw musisz rozważyć problemy związane z twoim własnym sposobem myślenia. Jeśli nadal masz ochotę coś udawać lub odgrywać, wówczas jak najszybciej powinieneś się pomodlić do Boga: »Boże, znów chcę się ukryć, po raz kolejny zamierzam się zaangażować w intrygi i oszustwa. Jestem takim diabłem! Doprowadzam do tego, że czujesz do mnie wielkie obrzydzenie! W tej chwili jestem sobą bardzo zdegustowany. Proszę, zdyscyplinuj mnie, udziel mi nagany i ukarz mnie«. Musisz się modlić i wydobyć swoją postawę na światło dzienne. Dotyczy to również sposobu, w jaki praktykujesz. Na jaki aspekt człowieczeństwa jest nastawiona twoja praktyka? Jest nakierowana na myśli i idee, na motywy, jakie ludzie ujawnili w stosunku do danej sprawy, a także na drogę, którą przemierzają oraz obrany kierunek. To znaczy, że gdy nachodzą cię myśli, by coś udawać, polegaj na Bogu, by je ujawnić, przeanalizować i utrzymać pod kontrolą. Gdy je w ten sposób przeanalizujesz i utrzymasz pod kontrolą, twoje postępowanie przestanie być problematyczne, ponieważ twoje skażone usposobienie zostanie zniszczone i nie będzie się dłużej przejawiać(„Aby pokonać własne złe skłonności, należy mieć konkretną ścieżkę praktyki” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Czytanie tych słów Boga również wskazało mi drogę praktyki. Choć zostałam wybrana na przywódczynię, moja postawa się nie zmieniła. Wypełnianie tego obowiązku nie sprawiło, że nagle pojęłam wszystkio, wszelkie prawdy i mogłam rozwiązać każdy problem. Musiałam stawić czoło swoim niedoskonałościom – gdy nie mogłam rozwiązać problemu, trzeba było szczerze przyznać, że go nie rozumiem. Potem mogłam szukać prawdy razem z innymi, żeby znaleźć rozwiązanie. Na późniejszym spotkaniu przywódcy kościoła opowiadali o trudnych problemach, które musieli omówić. Wtedy trochę się przestraszyłam. A jeśli nie zdołam rozwiązać takich problemów, to czy źle o mnie pomyślą? Więc w myślach modliłam się do Boga, prosząc, by wskazał mi lepsze nastawienie i pozwolił ze spokojem zmierzyć się ze słabościami. Nawet gdyby źle o mnie myśleli, widząc, jakie mam umiejętności, musiałam praktykować prawdę. Wszystko było dobrze, póki rozwiązywaliśmy nasze problemy i praca szła gładko. Potem omawiałam to, co rozumiałam, a jeśli miałam trudności z rozwiązaniem problemu, mówiłam o tym braciom i siostrom i razem szukaliśmy wyjścia. Takie praktykowanie przynosiło mi wielką ulgę. Coraz mniej przejmowałam się reputacją, statusem i czułam się swobodniej na spotkaniach. Często czułam, że Bóg mnie oświeca i prowadzi, a ja potrafię zidentyfikować problemy w mojej pracy i znaleźć sposób, by je rozwiązać poprzez słowa Boga. Czułam pewność i spokój, w ten sposób pełniąc obowiązki.

Później wydarzyło się kilka rzeczy, dzięki którym jeszcze głębiej zastanowiłam się nad sobą. W dwa tysiące dziewiętnastym roku podjęłam się pracy wydawniczej w naszym kościele. Mieliśmy zorganizować grupę braci i sióstr z kilku kościołów, by analizować ważne zasady. Wcześniej nie organizowałam tak dużej grupy i odczuwałam silną presję. Dosłownie czułam wielki ciężar na swoich barkach. Bałam się, że stracę twarz, jeśli nie przygotuję czytelnego omówienia. Pewnego razu lider grupy poprosił mnie o aktywny udział w omówieniach na spotkaniu. Serce podeszło mi do gardła… To nie było jakieś małe spotkanie kilku osób. Co będzie, jeśli nie przekażę czytelnego omówienia tak licznej grupie braci i sióstr? Co oni sobie o mnie pomyślą? Czy będą się zastanawiać, jak z takim charakterem dopuszczono mnie do pełnienia takiej funkcji? Im więcej o tym myślałam, tym bardziej się niepokoiłam. Przed spotkaniem wielokrotnie czytałam zasady. Stawałam na głowie, żeby wymyślić, jak w przejrzysty i zorganizowany sposób je omówić. W duszy bez przerwy modliłam się do Boga, prosząc Go, by wypełnił moje serce spokojem i opanowaniem. Ale kiedy nadszedł czas spotkania, byłam kłębkiem nerwów. Odliczałam minuty do mojego omówienia. Nie mogłam skupić się na zasadach. Naprawdę nie wiem, jak przebrnęłam przez to spotkanie. Czułam na sobie ogromną presję – po prostu nie chciałam organizować takich spotkań. Pomyślałam sobie: „Może powinnam rozwiązać grupę i kazać im, by uczyli się sami? Wówczas nie musiałabym się martwić, że źle poprowadzę omówienie i będę wstydzić się przed ludźmi”. Poszłam do lidera i powiedziałam mu, że nauka w grupie w obecnej formie jest nieskuteczna. Grupa została rozwiązana. Nikt nie dowiedział się o niecnych motywach, które mną kierowały, ale Bóg patrzył. Później postawił mnie w innej sytuacji. Siostra pytała mnie wiele razy: „Czemu nie stworzysz grupy, by z braćmi i siostrami analizować zasady?”. Powiedziała też, że sama bardzo chciałaby znaleźć się w takiej grupie. Słysząc jej słowa, poczułam się winna. Odpowiadałam za prace wydawnicze. To był mój obowiązek przewodzić moim braciom i siostrom w nauce zasad. Ale rozwiązałam grupę, żeby uratować twarz i ocalić status, nie myśląc nawet przez chwilę o potrzebach innych ani o tym, co będzie lepsze dla pracy kościoła. Czy nie krzywdziłam moich braci i sióstr? Byłam taka samolubna i podła!

Natrafiłam na poruszający fragment słów Boga demaskujący antychrystów. Przykładając tak dużą wagę do statusu i reputacji, sama ujawniałam swoje usposobienie antychrysta. Oto słowa Boga: „Troska antychrystów o własny status i prestiż wykracza poza troskę przejawianą przez normalnych ludzi, jest częścią ich usposobienia i istoty; nie jest to chwilowe zainteresowanie ani przejściowy wpływ otoczenia, lecz część ich życia, coś, co mają we krwi, a zatem ich esencja. To znaczy, że we wszystkim, co antychryst robi, najważniejszy jest jego osobisty status i prestiż, nic poza tym. Dla antychrysta status i prestiż są całym jego życiem i życiowym celem. Cokolwiek robią, pierwsze pytanie brzmi: »Jak to wpłynie na mój status? A na mój prestiż? Czy zrobienie tego podniesie mój prestiż? Czy mój status w oczach innych ludzi wzrośnie?«. To jest pierwsza rzecz, o jakiej myślą, co wystarczająco dowodzi, że mają usposobienie i esencję antychrystów; inaczej nie dążyliby do tego(„Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część druga)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Sprzeciwiając się słowom Boga, zrozumiałam, że moja obsesja na punkcie reputacji i statusu była dowodem na to, że mam usposobienie antychrysta. Kiedy organizowałam grupę, bałam się, że nie rozumiem zasad i że inni mną pogardzą, jeśli nie przygotuję dobrego omówienia. Przed spotkaniem wiele razy czytałam zasady, szukając najlepszego sposobu wyrażania się. Lecz celem tej ciężkiej pracy nie było zrozumienie prawdy i zasad, ani nawet pomoc braciom i siostrom w nauczeniu się czegoś praktycznego, ale raczej stworzenie własnego wizerunku jako osoby „profesjonalnej” i zyskanie podziwu innych osób. Przykładałam zbyt wielką wagę do reputacji i statusu, a spotkania były dla mnie wyłącznie okazją, by zyskać renomę. Wiedziałam, że były świetnym sposobem na nauczanie, ale bałam się, że stracę twarz, jeśli moje omówienie nie będzie dobre. Wymyślałam wymówki, żeby tylko rozwiązać grupę. Całymi dniami myślałam, co zrobić, żeby się nie ośmieszyć i zdobyć podziw innych. Osobiste korzyści stawiałam ponad wszystko inne. W moim sercu nie było miejsca na Boże posłannictwo i nie zastanawiałam się na tym, co byłoby najlepsze dla braci i sióstr czy dla pracy na rzecz domu Boga. To samolubne i podłe! Z pozoru nie czyniłam oczywistego zła jak antychryst, ale moje usposobienie nie było inne. Podążałam ścieżką antychrysta. Mając prawdziwy status, jak nic postępowałabym jak antychryst, utrudniając i przerywając pracę domu Boga, by zaspokoić własne interesy. Zaczęłabym czynić zło i zostałabym odrzucona przez Boga. Gdy to pojęłam, przestraszyłam się i żałowałam. Modliłam się do Boga: „Dobry Boże, szatan głęboko mnie zdeprawował. Myślę tylko o reputacji i statusie, a nie poświęcam się odpowiedzialnie obowiązkom. O Boże, nie chcę dłużej buntować się przeciw Tobie – chcę odpokutować. Proszę, oświeć mnie i poprowadź”.

W trakcie poszukiwań trafiłam na film ze słowami Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „Należy szukać prawdy, aby rozwiązać każdy pojawiający się problem, bez względu na to, jaki on jest, i w żadnym wypadku nie należy się ukrywać ani zakładać fałszywej maski wobec innych. Twoje wady, twoje braki, twoje przewiny, twoje zepsute usposobienie – ujawniaj je wszystkie zupełnie otwarcie i rozmawiaj o nich we wspólnocie. Nie trzymaj ich w sobie. Nauka otwierania się jest pierwszym krokiem do wkroczenia w prawdę, a także pierwszą przeszkodą, najtrudniejszą do pokonania. Gdy już ją przezwyciężysz, wkroczenie w prawdę będzie łatwe. Poczynienie tego kroku oznacza, że otwierasz swoje serce i pokazujesz wszystko, co masz, dobre i złe, pozytywne i negatywne; obnażasz się przed innymi i przed Bogiem; niczego nie ukrywasz przed Bogiem, niczego nie chowasz, niczego nie maskujesz, jesteś wolny od sztuczek i zwodzenia, i tak samo jesteś uczciwy i otwarty wobec innych ludzi. Tym sposobem żyjesz w świetle i nie tylko Bóg będzie mógł cię zlustrować, ale również inni ludzie będą mogli zobaczyć, że twoje postępowanie jest zgodne z zasadami i w znacznym stopniu przejrzyste. Nie musisz niczego ukrywać, wprowadzać żadnych modyfikacji ani stosować żadnych sztuczek przez wzgląd na własną reputację, ambicję oraz status. Odnosi się to również do wszelkich błędów, jakie popełniłeś. Tego rodzaju daremna praca naprawdę nie jest konieczna. Jeśli nie będziesz tak postępował, będziesz żył swobodnie i bez wysiłku, w pełni pozostając w świetle. Tylko tacy ludzie mogą zyskać pochwałę Boga(„Tylko ci, którzy praktykują prawdę, są bogobojni” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Bóg chce, by wszyscy praktykowali prawdę i stali się uczciwymi ludźmi. W przypadku niedoskonałości, błędów i przejawów zdeprawowania powinniśmy otwarcie o nich mówić. Nie powinniśmy ich ukrywać, próbując oszukać innych i Boga. Musimy chcieć poddać nasze słowa i czyny Jego kontroli. Tylko wtedy zasłużymy na pochwałę Bożą. Choćbym nie wiem jak się ukrywała, nie zmienię swojej postawy. Nawet jeśli oszukam braci i siostry, żeby mieli o mnie dobre zdanie, nie oszukam Boga. Powinnam otwarcie i szczerze poddać się Bożej kontroli i być uczciwą osobą.

Później organizowaliśmy wiele spotkań, by omawiać zasady z braćmi i siostrami z innych kościołów. Chciałam, by te spotkania były owocne i stanowiły praktyczną pomoc dla moich braci i sióstr, więc zawsze, kiedy szykowałam się na spotkanie, żarliwie modliłam się do Boga prosząc, by mnie poprowadził. Dzieliłam się z grupą wątpliwościami, byśmy mogli je przedyskutować. Na wcześniejszych spotkaniach stawałam na głowie, aby inni mieli o mnie dobre zdanie, a ostatecznie byłam zestresowana i wykończona. Teraz nie zależy mi na statusie ani reputacji, czuję się spokojna i wolna. Również zdałam sobie sprawę, że aby spotkanie było owocne, potrzebna jest współpraca wszystkich. Najważniejsze jest oświecenie i iluminacja płynące od Ducha Świętego. Kiedy zaczynałam spotkanie z właściwym nastawieniem, czułam, że Bóg mnie oświeca i prowadzi. Czasem, kiedy w czasie omawiania każdy coś dorzucał do pomysłów innych, czułam, że sama bardzo dużo wynoszę z tych spotkań. Poprzez to doświadczenie zrozumiałam, jak niemądra jest pogoń za statusem i godnością. Tylko się zadręczałam, a Boga mierziło, że nie wykonuję swoich obowiązków. Tylko praktykując zgodnie ze słowami Boga, starając się być Bożym stworzeniem i gorliwie wypełniając swoje obowiązki, mogę żyć radośnie i bez lęków.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Żegnaj, ugodowcu!

Autorstwa Li Fei, Hiszpania Jeśli chodzi o ludzi ugodowych, to zanim uwierzyłam w Boga, sądziłam, że są wspaniali. Mają łagodne...

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze