Już umiem mówić prosto z serca
Gdy pełniłem obowiązek z jakimś bratem lub jakąś siostrą i zauważałem wadę ich charakteru bądź oni robili coś niezgodnie z prawdą, dobrze wiedziałem, że muszę ich napomnieć lub pomóc im, lecz zazwyczaj unikałem takich problemów, starając się nie urazić nikogo. Niedawno wydarzyło się coś, co uświadomiło mi szkodliwe konsekwencje takiego zachowania i pomogło mi się zmienić.
Wiesz, ostatnio pod koniec jednego ze spotkań siostra prowadząca powiedziała nam, że musimy wybrać kilka osób spośród tych, którzy zajmują się podlewaniem, by szerzyły ewangelię. Mówiła, że obydwa te obowiązki są ważne. Poprosiła nas, byśmy dobrze to rozważyli w świetle zasad, przedyskutowali w grupie i podjęli decyzję. Co dziwne, brat James, z którym wcześniej współpracowałem, zadzwonił do mnie następnego dnia rano i powiedział, że wybrał już kilkoro braci i sióstr i zorganizował dla nich spotkanie. Poprosił mnie, bym wspólnie z nim omówił z nimi zmianę ich obowiązków. Gdy to usłyszałem, pomyślałem: „Czy nie jest to zbyt pochopna, impulsywna decyzja? Nie omówiliśmy tego ze wszystkimi, a poza tym każdy pełni swój indywidualny obowiązek. Jeśli ta zmiana na oślep okaże się niewłaściwą, czyż nie wpłynie to na pracękościoła?”. Chciałem mu powiedzieć, co naprawdę myślę, lecz poczułem się rozdarty, słysząc przez telefon jego podekscytowanie. Mógłbym go urazić, gdybym mu powiedział, że podjął decyzję zbyt pochopnie i że nie powinien postępować tak krótkowzrocznie. Gdybym odrzucił jego zaproszenie, czyż nie uznałby, że odrzucam jego pomysł, bo jestem arogancki? Takie myśli sprawiły, że nie powiedziałem ani słowa. Choć miałem wątpliwości co do jego propozycji, przyjąłem jego zaproszenie i zgodziłem się organizować spotkania z nim oraz braćmi i siostrami.
Gdy się rozłączyłem, zobaczyłem fragment słów Boga udostępniony w grupie WhatsApp. Bóg Wszechmogący mówi: „Nie wolno ci się pogubić, ślepo i bez zastanowienia zgadzając się z ludźmi, nie mając własnych poglądów; musisz raczej mieć odwagę, by stawiać czoła i sprzeciwiać się tym rzeczom, które nie pochodzą ode Mnie. Jeśli dobrze wiesz, że coś jest nie tak, a jednak milczysz, to nie jesteś osobą, która praktykuje prawdę” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 12, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Poczułem, że te słowa są skierowane bezpośrednio do mnie. To było głębokie doświadczenie tego, że Bóg naprawdę potrafi zajrzeć w głąb naszych serc. Czyż nie byłem właśnie taką osobą, jaką demaskują słowa Boga – dobrze wie, że coś jest nie tak, a milczy? Nie mogę być taki ani chwili dłużej. Zebrałem się więc na odwagę i chciałem się odezwać. Lecz gdy przypomniał mi się entuzjazm brata Jamesa, bałem się, że pomyśli, że próbuję sprzeciwić się mu i przeszkadzać. Po chwili wewnętrznego rozdarcia uspokoiłem się, myśląc, że nie jestem pewien, czy mam rację. Może jest coś, czego nie dostrzegam. Porzuciłem więc prawdę, zlekceważyłem naganę od Boga i nic nie powiedziałem bratu Jamesowi. Później przystałem na jego plan i zacząłem wszystko organizować.
W międzyczasie powiedziałem o tym siostrze prowadzącej. A ona od razu skontaktowała się z nami przez internet i zganiła nas, mówiąc: „Zmiany kadrowe wymagają ścisłego planowania i organizacji. Do szerzenia ewangelii czy podlewania trzeba wybierać osoby zgodnie z ich mocnymi stronami, by nie zaszkodzić dziełu kościoła. A gdy każecie przypadkowo wybranym ludziom szerzyć ewangelię, to wnosicie chaos w pracę kościoła, czyż nie? Nie dążyliście do zasad prawy ani tego nie omówiliście. W gruncie rzeczy to jest bezmyślność”. Gdy jej wysłuchałem, zrobiło mi się przykro i poczułem się winny. Wiedziałem, że to Bóg mnie przycina i rozprawia się ze mną, a ona ma rację. Zachowywaliśmy się bezmyślnie i nie przestrzegaliśmy zasad. Dzięki autorefleksji zrozumiałem, że muszę odmówić i położyć kres czemuś, na czym nie skorzysta kościół. Nawet jeśli czegoś do końca nie rozumiem, mam mówić to, co myślę i tak jak wszyscy angażować się w dążenie i omawianie. Nie mogę ślepo się zgadzać, bo zakłóciłbym pracę kościoła. Lecz starając się chronić swoją relację z bratem Jamesem i obawiając się, że będzie źle o mnie myślał, byłem gotów zaszkodzić pracy kościoła, zamiast wytknąć mu problem, a nawet zignorowałem oświecenie i przewodnictwo Ducha Świętego. Byłem przebiegły, samolubny i nikczemny. Gdy o tym myślałem, było mi coraz bardziej głupio – czułem wstręt i obrzydzenie do samego siebie.
Rozważając to później, zastanawiałem się, czemu zawsze bronię własnych interesów, zamiast praktykować prawdę. Czując cierpienie, zacząłem się modlić: „Boże, kieruję się swoim szatańskim usposobieniem. Nie praktykuję prawdy, nawet gdy jest oczywista. Widzę, jak bardzo szatan mnie zdeprawował. Boże, proszę, zbaw mnie”. A później zobaczyłem ten fragment słów Boga: „Ludzie, którzy rzeczywiście wierzą w Boga, to ci, którzy chcą wcielać w życie słowo Boże i praktykować prawdę. Ludzie, którzy naprawdę potrafią trwać przy świadectwie o Bogu, to także ci, którzy chcą wcielać Jego słowo w życie i rzeczywiście umieją stanąć po stronie prawdy. Wszystkim ludziom, którzy uciekają się do oszustw i niesprawiedliwości, brakuje prawdy – wszyscy oni przynoszą Bogu wstyd” (Ostrzeżenie dla tych, którzy nie praktykują prawdy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Boża rodzina nie pozwala dalej w niej przebywać tym, którzy nie praktykują prawdy, ani tym, którzy rozmyślnie doprowadzają do rozkładu kościoła. Jednak teraz nie czas na czynienie dzieła wykluczenia: tacy ludzie zostaną po prostu na koniec zdemaskowani i wyeliminowani. Szkoda wykonywać nad tymi ludźmi więcej daremnej pracy – ci, którzy należą do szatana, nie są w stanie stanąć po stronie prawdy, potrafią to natomiast ci, którzy prawdy poszukują. Ludzie, którzy nie praktykują prawdy, nie są godni tego, by słuchać drogi prawdy, ani tego, by dawać o prawdzie świadectwo. Prawda nie jest po prostu przeznaczona dla ich uszu; jest ona raczej skierowana do tych, którzy ją praktykują” (Ostrzeżenie dla tych, którzy nie praktykują prawdy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Bardzo się przejąłem słowami Boga. Prawdziwie wierzący chce praktykować słowa Boga, a w obliczu problemu dąży do prawdy, wprowadza ją w życie i staje po stronie Boga. Ci, którzy nie praktykują prawdy, kierują się swoimi skłonnościami skażonymi przez szatana, stają po jego stronie i szkodzą kościołowi. Zrozumiałem, że gdy chcę się przypodobać innym, a nie praktykuję prawdy, to staję po stronie szatana. Ilekroć byłem w sytuacji, która wymagała ode mnie ochrony interesów kościoła, nie chciałem wcielać prawdy w życie, by nie obrazić ludzi i by nie przestali mnie tak cenić, jak wcześniej. Wiedziałem, że jeśli się nie zmienię, Bóg mnie odtrąci i wyeliminuje. W tamtym momencie zrozumiałem tylko naturę postępowania pochlebców, lecz wciąż mało wiedziałem o źródle swojego szatańskiego zepsucia, więc za sprawą kolejnego brata Bóg wskazał mi moje wady, bym lepiej poznał siebie.
Pamiętam, że kiedyś gdy ja i brat Michael zajmowaliśmy się podlewaniem, on się otworzył, mówiąc: „Bracie Matthew, ostatnio mniej współpracujemy. Rzadko wspominasz o moich wadach i nie reagujesz, gdy dostrzegasz, że robię coś niezgodnego z prawdą. Jak mam dzięki temu się rozwijać? Bym mógł czynić postępy, Musisz mi pomóc dostrzegać problemy, przycinać mnie i rozprawiać się ze mną”. Gdy to powiedział, poczułem się okropnie, a w głowie odtworzyłem wszystkie poprzednie sytuacje. Już wcześniej zauważyłem, że obowiązki wykonuje rutynowo, a podczas spotkań z nowymi wiernymi zachowuje pozory. Omawiał jedynie każdy temat, który uznaliśmy za wart omówienia, lecz gdy mówili o swoich rzeczywistych problemach i trudnościach, nie reagował od razu w oparciu o zasady rozwiązywania problemów i czynienia postępów. Efekty tych spotkań nie były idealne, więc niektórzy nowi nie rozwiązywali szybko swoich problemów. Nie wspominałem mu o tym, bojąc się, że go obrażę i będzie miał do mnie pretensje. Unikałem tych trudnych tematów. Jednak brat Michael miał rację – widziałem jego problemy, lecz nigdy mu o nich nie mówiłem. Byłem jak pochlebca, który chce się wszystkim przypodobać. Wiedziałem, że nadal kieruję się takim sposobem myślenia, przez co nie praktykuję prawdy. Nie wiedząc, co robić, modliłem się do Boga: „Boże, proszę, daj mi poznać moją zepsutą naturę, bym zrzucił kajdany usposobienia skażonego przez szatana”.
Potem przeczytałem fragment słów Boga. Bóg mówi: „Jak rozumiecie naturę człowieka? Najważniejsze jest dostrzeżenie jej z perspektywy ludzkiego światopoglądu, zapatrywań na życie i wartości. Wszyscy ci, którzy pochodzą od diabła, żyją dla siebie. Ich poglądy na życie i maksymy pochodzą głównie ze słów szatana, takich jak: »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego«. Słowa wypowiedziane przez tych królów diabłów, wielkich i światowych filozofów, stały się samym życiem człowieka. (…) Szatan deprawuje ludzi poprzez edukację, wpływ rządów państwowych oraz znanych i wielkich ludzi. Ich diabelskie słowa stały się naturą życia człowieka. »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego« – oto dobrze znane szatańskie przysłowie, które zostało zaszczepione w duszach wszystkich ludzi i które stało się życiem człowieka. Istnieją też inne, podobne powiedzenia wypływające z tych filozofii życiowych. Szatan wykorzystuje tradycyjną kulturę każdego narodu, aby kształcić, zwodzić i psuć ludzi, sprawiając, że ludzkość wpada w bezgraniczną otchłań zniszczenia i zostaje przez nią pochłonięta, a na koniec ludzie zostają zniszczeni przez Boga, ponieważ służą szatanowi i sprzeciwiają się Bogu. Wyobraź sobie, że zadajesz komuś, kto od dziesięcioleci aktywnie żyje w społeczeństwie, następujące pytanie: »Wziąwszy pod uwagę, że od tak dawna żyjesz w świecie i osiągnąłeś tak wiele, jakie słynne powiedzenia stanowią twoje życiowe maksymy?«. Być może odpowie: »Najważniejsza maksyma brzmi „Urzędnicy nie utrudniają życia tym, którzy przynoszą im prezenty, a ci, którzy nie używają pochlebstw, nie osiągają niczego”«. Czyż te słowa nie reprezentują natury tej osoby? Brak skrupułów i używanie wszelkich środków, by zdobyć pozycję, stało się jej naturą; przynależność do aparatu urzędniczego, sukces i kariera są całym jej życiem. Nadal istnieje wiele trucizn szatańskich w życiu ludzi, w ich postępowaniu i zachowaniu; nie mają oni niemal w ogóle żadnej prawdy. Na przykład wszystkie ich filozofie życiowe, wszystkie ich życiowe maksymy i sposoby robienia różnych rzeczy są wypełnione truciznami wielkiego czerwonego smoka i pochodzą od szatana. A zatem wszystkie rzeczy, które przepływają przez kości i krew ludzi, pochodzą od szatana” („Jak poznać naturę człowieka” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Te słowa Boga pokazały mi źródło problemu. Zawsze byłem „miłym gościem”, bo poprzez społeczeństwo i edukację formalną szatan napełnia mi głowę życiowymi dewizami i błędnym myśleniem typu „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego” „Głoś dobre słowo w zgodzie z uczuciami i rozumem innych, ponieważ szczerość irytuje ludzi” itp. One kierują moim postępowaniem. Gdy byłem dzieckiem, w słowach i czynach kierowałem się szczerością. Po prostu mówiłem to, co widziałem. Gdy w szkole ktoś dręczył jakiegoś kolegę, stawałem w jego obronie, przez co skupiali swoje ataki na mnie. Gdy dostrzegałem wady u przyjaciół czy krewnych bądź ich złe postępowanie, zaraz się odzywałem. Zwykle nie byli zbyt zadowoleni i wpadali w złość, a nawet traktowali mnie ozięble. Przepraszałem i prosiłem ich o wybaczenie, próbując załagodzić sytuację. W rezultacie takich doświadczeń zacząłem czuć, że by poradzić sobie w życiu, niekoniecznie dobrze jest nazywać rzeczy po imieniu, bo sprowadziłbym na siebie zbędne kłopoty. Od tamtej pory unikałem odpowiedzi i nie odzywałem się, by chronić swoją relację z kimś, kto robił coś, czego nie powinien. Czyniąc tak, zauważyłem, że moje relacje stały się bardziej „harmonijne” i udawało mi się dogadywać się prawie z każdym. Niektórzy nawet mnie za to chwalili. Z czasem zaakceptowałem szatańskie dewizy, takie jak „Jeśli wiesz, że coś jest źle, lepiej o tym nie mówić”, „Milczenie jest złotem”, „Głoś dobre słowo w zgodzie z uczuciami i rozumem innych, ponieważ szczerość irytuje ludzi” i „Milcz dla własnej ochrony i dąż jedynie do uniknięcia winy”. Stały się dla mnie receptą na życie, zasadami przewodnimi w postępowaniu. W świecie sukces odnoszą ci, którzy chcą schlebiać ludziom, przymilają się im, zawsze badają grunt i zachowują strategiczną dwulicowość. Bywają czczeni jako eksperci od inteligencji emocjonalnej. Lecz dziennikarze, którzy ujawniają nierówności społeczne, często kończą źle. W najlepszym razie tracą pracę, a w najgorszym ludzie mszczą się na nich, a ich życie bywa zagrożone. Społeczeństwa czczą szatańskie myślenie i argumenty, co mnie utwierdzało w przekonaniu, że w życiu trzeba kierować się tymi dewizami. A gdy już zaakceptujemy szatańskie herezje i błędy, te doczesne dewizy, nasz pogląd na życie i świat się wypacza. Zyskując wiarę, dowiedziałem się, że Bóg wymaga od nas szczerości, lecz pod wpływem tych szatańskich dewiz ja nadal nie praktykowałem prawdy, którą dobrze rozumiałem. Nie chciałem nic powiedzieć i stanąć w obronie życia kościoła, choć widziałem, że brat Michael postępuje jak robot i naraża na szwank skuteczność spotkań. Wiedziałem, że brat James podejmuje jednostronne działania, które zaszkodzą dziełu kościoła, lecz go nie powstrzymałem. Nawet bezdusznie zignorowałem Boże oświecenie i mu pomogłem, żeby go nie obrazić i nie sprawić, by myślał o mnie źle. W życiu kierowałem się szatańskimi zasadami przetrwania, stając się bardziej samolubnym, nikczemnym, nieuczciwym i przebiegłym. Wcale nie umiałem ochronić interesów kościoła i nie miałem ani krzty poczucia obowiązku czy odpowiedzialności. Postępowałem podle. W modlitwie prosiłem Boga, by mi pomógł zrzucić więzy szatana i wcielić Jego słowa w życie, bo samemu było mi zbyt trudno.
Po modlitwie poczułem wewnętrzny spokój i opowiedziałem braciom i siostrom o swoim doświadczeniu. Pomyślałem też o dwóch fragmentach słów Boga: „Moje królestwo potrzebuje tych, którzy są uczciwi, nie zaś na hipokrytów i oszustów. Czyż ludzie szczerzy i uczciwi nie są niepopularni w świecie? Ze Mną jest wręcz przeciwnie. Do Mnie mogą przychodzić ludzie uczciwi; w takich ludziach znajduję upodobanie i takich ludzi potrzebuję. Na tym właśnie polega Moja sprawiedliwość” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 33, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Musicie wiedzieć, iż Bogu podobają się ci, którzy są uczciwi. Bóg w swej istocie jest kwintesencją wierności, stąd też Jego słowom zawsze można zaufać. Co więcej, Jego czyny są nieskalane i niepodważalne. To dlatego Bogu mili są ci, którzy są wobec Niego całkowicie uczciwi” (Trzy przestrogi, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Istota Boga jest święta i sprawiedliwa, więc ufać można wszystkiemu, co mówi i robi. Jego słów ani czynów nie fałszują szatańskie dewizy. Dla Boga czarne jest czarne, a białe jest białe! Przypomniało mi to coś, co mówił Pan Jezus: „Ale wasza mowa niech będzie: Tak – tak, nie – nie. A co jest ponadto, pochodzi od złego” (Mt 5:37). Prawda jest taka, że Bóg zawsze chce, byśmy byli szczerzy. Pod wpływem szatana świat źle odbiera uczciwych ludzi, więc trudno im się żyje. Lecz w domu Bożym jest inaczej. Bóg chce ludzi uczciwych, prawych, mających poczucie sprawiedliwości, którzy nie boją się ujawniać prawdy i potrafią wcielać ją w życie. Tylko oni podobają się Bogu, tylko ich kocha i akceptuje. Przypomina mi to fragment dotyczący zwycięzców z Księgi Objawienia: „A w ich ustach nie znaleziono podstępu. Są bowiem bez skazy przed tronem Boga” (Obj 14:5). Zgodnie z tymi słowami Bóg kocha ludzi uczciwych, a nienawidzi nieszczerych, obłudnych i tych, którzy tylko schlebiają innym. Takich ludzi Bóg na pewno w końcu wyeliminuje. Taka jest różnica między światem a domem Bożym. W końcu zrozumiałem, że to najważniejsza prawda w domu Bożym, więc nie mogę jej nie praktykować w obawie, że kogoś obrażę. Natomiast nie wolno mi obrazić Boga przez słuchanie szatana i ignorowanie prawdy. Niestraszne jest odrzucenie czy potępienie przez człowieka. Jego zdanie o mnie nie zmieni tego, co mnie spotka. Tylko Bóg może to określić, więc mam się skupić na tym, co Bóg o mnie myśli i na relacji z Nim, a nie na relacjach z innymi ludźmi. Wcześniej chroniłem swoje relacje z innymi, raz za razem ignorując prawdę. Lecz w końcu zrozumiałem, że mam dążyć do aprobaty Boga, stosować się do Jego słów, być uczciwym człowiekiem, a wobec braci i sióstr być szczerym i otwartym. Dzięki doświadczeniom braci i sióstr widzimy, że napominanie innych czy wyrażanie swojej opinii tak naprawdę ich nie obrazi. Jeśli brat czy siostra dąży do prawdy, to nawet jeśli nasze słowa urażą ich dumę w danej sytuacji, z czasem wyciągną z nich wnioski, dzięki czemu wszyscy staną się sobie bliżsi. Tylko to oznacza normalne relacje międzyludzkie.
Potem zacząłem próbować mówić prawdę i być uczciwym człowiekiem. Jakiś czas później dowiedziałem się, że brat Tom tylko zachowuje pozory podczas spotkań z nowymi członkami kościoła. Chciałem z nim porozmawiać i omówić jego problem, lecz poczułem się rozdarty. Gdybym wytknął mu problem, mógłby pomyśleć, że za dużo od niego oczekuję i przestać mnie lubić. Zastanawiałem się, czy to wpłynie na nasze przyszłe relacje. Jednak od razu przypomniałem sobie wcześniejsze niepowodzenia, więc w modlitwie poprosiłem Boga, by mi wskazał, jak wcielić prawdę w życie. Któregoś dnia po spotkaniu zwróciłem uwagę bratu Tomowi, że do obowiązków podchodzi nieodpowiedzialnie, a spotkania traktuje zbyt swobodnie. Potem omówiliśmy zasady życia w kościele, by lepiej zrozumieć wolę Boga odnośnie naszych obowiązków. Byłem mile zaskoczony, że nie tylko się nie zdenerwował, ale nawet mi podziękował za pomoc w dostrzeżeniu swoich wad. Znalazł też sposób właściwego postępowania. Jakiś czas później na spotkaniu wspomniał: „Jeśli brat bądź siostra coś nam sugeruje i wytyka wady lub błędy, to tak naprawdę nam pomaga”. Potem zauważyłem, że do spotkań zaczął podchodzić bardziej odpowiedzialnie. Byłem w szoku. Zrozumiałem, że ludzie, którzy dążą do prawdy, nie będą mieć do mnie pretensji, gdy ją powiem – byłem zbyt przebiegły, chciałem odgadywać zamiary ludzi i myślałem o nich źle. Uświadomiłem też sobie dobrze, że gdy jestem szczery i mówię prawdę, to korzystnie wpływam na wejście w życie braci i sióstr oraz dzieło domu Bożego.
Pomogło mi to zrozumieć wolę Boga i nie obawiam się już, że ktoś mnie odtrąci, gdy będę szczery. Byłem wdzięczny, że słowa Boga mnie oświeciły i prowadziły, że dzięki nim lepiej rozumiem swoją przebiegłą naturę i mam wgląd w dewizy szatana. Dostrzegłem też sprawiedliwą i świętą istotę Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „Nie ma w Bogu żadnego fałszu, zła, zazdrości ani sporów, lecz tylko sprawiedliwość i wiarygodność, a ludzie powinni pragnąć wszystkiego, co Bóg ma i czym jest. Ludzie powinni do tego dążyć i do tego aspirować. Na jakim fundamencie opiera się zdolność ludzi, żeby to osiągać? Opiera się ona na ich zrozumieniu usposobienia, a także istoty Boga. Zatem zrozumienie Bożego usposobienia oraz tego, co Bóg ma i czym jest, to lekcja, której każdy człowiek uczy się przez całe życie, to cel, do którego dąży przez całe życie każdy, kto stara się zmienić swoje usposobienie i poznać Boga” (Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg III, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). W słowach Boga poczujemy Jego świętość i dobroć – w Nim nie ma fałszu ani przebiegłości. Wręcz przeciwnie, jest tylko wiarygodność i sprawiedliwość. Piękne jest wszystko, co Bóg ma i czym jest. Dziękuję Bogu z całego serca i chcę stać się uczciwą osobą ukochaną przez Niego, a nie oszukiwać Boga i ludzi! Amen, dziękujmy Bogu Wszechmogącemu!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.