Rzeczywiście jestem potomkinią wielkiego, czerwonego smoka
Boże słowa mówią: „Wcześniej powiedziano, że ci ludzie są potomstwem wielkiego czerwonego smoka. W rzeczywistości, aby było jasne, są oni ucieleśnieniem wielkiego czerwonego smoka” (Interpretacje tajemnic „Słowa Bożego dla całego wszechświata”, rozdz. 36, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Chociaż werbalnie przyznawałam, że słowa Boga są prawdą i że ujawniają one nasz faktyczny stan, to jednak w sercu nie akceptowałam tego, że jestem potomkinią wielkiego, czerwonego smoka i jego ucieleśnieniem. Zamiast tego zawsze miałam poczucie, że jestem w stanie podążać za Bogiem i ponosić dla Niego koszty, że potrafię żyć w zgodzie z większością moich braci i sióstr i że ludzie wokół mnie mają na mój temat dość wysokie mniemanie. Chociaż moje usposobienie było skażone, to sądziłam, że nie oznacza to, iż jestem tak nikczemna jak wielki, czerwony smok. Dopiero po tym, gdy doświadczyłam bycia obnażoną, w końcu ujrzałam prawdę o tym, jak głęboko byłam zdeprawowana przez szatana, a także zrozumiałam, że wypełniają mnie trucizny wielkiego, czerwonego smoka i że zdecydowanie jestem zdolna do tego samego, co wielki, czerwony smok.
Moim zadaniem w kościele było opracowywanie artykułów. Któregoś dnia przywódca mojej grupy powiedział mi, że wraz z siostrą, z którą pracowałam, będziemy odtąd odpowiedzialne za opracowanie artykułów ze wszystkich kościołów i że gdyby ktoś miał problem, wspólnie będziemy go mogli sobie przedyskutować i omówić. Wieść ta nieco mnie zaskoczyła. Poczułam wielką presję, a jednak wciąż byłam z siebie zadowolona. Pomyślałam: „Będziemy mieć udział w opracowaniu wszystkich artykułów ze wszystkich kościołów. Wygląda na to, że jestem w stanie spełnić swoją rolę i że w kościele ceni się moje umiejętności”. Nagle wezbrało we mnie poczucie „odpowiedzialności” i zanim się zorientowałam, zaczęłam zachowywać się i mówić jak recenzentka. Pewnego razu, kiedy razem z braćmi i siostrami z grupy roboczej opracowującej artykuły z wszystkich kościołów wymienialiśmy się pomysłami, zauważyłam, że jeden z braci z mojej grupy jest szczególnie zaangażowany w naszą pracę. Ilekroć powstał jakiś problem, zawsze przejmował inicjatywę, by wyrazić własne poglądy, czasem zaś, kiedy jakiś inny brat czy siostra zadawali pytanie, na które już wcześniej odpowiedziałam na czacie naszej grupy, on nadal nalegał, by wyrazić swoje opinie, przy czym jego pogląd w danej kwestii niezawodnie różnił się od mojego. Ilekroć tak się działo, czułam się dosyć nieszczęśliwa i myślałam: „Ten brat tak aktywnie angażuje się w grupę i wielu ludzi zgadza się z jego poglądami. Czy to możliwe, że chce mnie prześcignąć? Hm! Za mało o mnie wie. Nie wie, jaki wypełniam obowiązek, a mimo to chce ze mną rywalizować. Czyż nie brak mu samoświadomości?” Rozmyślając o tym, poczułam, jak w moim sercu zaczyna wzbierać niechęć do tego brata.
Później zorganizowałam złożoną z braci i sióstr grupę roboczą opracowującą artykuły ze wszystkich kościołów, by wymieniać się ideami dotyczącymi problemów związanych z owymi artykułami. Większość braci i sióstr zgadzała się z moimi propozycjami, lecz wspomniany brat i tym razem miał odmienny pogląd na sprawy i wskazywał na moje niedociągnięcia. Wiedziałam, że to normalne, iż ilekroć pojawia się problem, ludzie mają różne sugestie i że powinniśmy przyjmować każdą sugestię, jeśli tylko pomaga ona w wykonywaniu naszego obowiązku, gdy jednak pomyślałam o tym, że ów brat odrzucił moją propozycję w obecności tak wielu innych braci i sióstr, poczułam wewnętrzny opór i frustrację. Pomyślałam: „Inni bracia i siostry gotowi są przyjąć moją propozycję, nie wysuwając odmiennych poglądów. Ty jednak musisz zwracać na siebie uwagę wszystkich – próbujesz utrudnić mi życie, żeby pokazać, jak odpowiedzialnie traktujesz pracę i jak dobrze wszystko rozumiesz? Jesteś taki arogancki i tak trudny we współpracy!” Im dłużej o tym myślałam, tym większą czułam do niego niechęć do– do tego stopnia, że już nawet nie chciałam nic do niego mówić. Kilka dni później ów brat przesłał nam jakiś artykuł do przeczytania. Powiedział, że artykuł jest bardzo dobrze napisany i że powinniśmy go rozesłać, by każdy mógł się do niego odnieść. Kiedy usłyszałam, że mówi to tak pewnym siebie tonem, zaczęłam czuć się nieswojo i pomyślałam: „Przeczytaliśmy już te artykuły. Jeśli ten nie został wybrany, to musi być z nim coś nie tak. Musisz być ślepy jak kret, skoro nawet tego nie widzisz”. Tym sposobem zapanowałam nad swoją wewnętrzną frustracją i bardzo niechętnie jeszcze raz przeczytałam artykuł. Następnie zakomunikowałam owemu bratu moją opinię i niektóre problemy, które w moim odczuciu były związane z tym artykułem, on jednak nie zgodził się z moją opinią i zamiast tego przypomniał mi, że powinnam poważnie traktować każdy z artykułów i że powinnam prosić przełożonych o pozwolenie na powtórną lekturę tego artykułu. W owej chwili mój wewnętrzny opór tylko się wzmógł i pomyślałam: „Odkąd cię znam, bardzo rzadko przyjmujesz którekolwiek z moich zaleceń, bardzo rzadko też się do nich stosujesz, zawsze natomiast wysuwasz rozmaite sugestie, żeby każdy mógł się do nich odnieść i je przyjąć. Popisujesz się swoimi zdolnościami przy każdej okazji i jesteś bardzo arogancki. Po prostu nie żywisz do mnie żadnego szacunku. Współpraca z kimś takim jak ty jest tak kłopotliwa i frustrująca!” Pomyślałam sobie nawet: „Jak to możliwe, że kościół go wybrał do opracowania artykułów? Ktoś taki jak on, mający tak bardzo aroganckie usposobienie, po prostu nie nadaje się do wykonywania tego obowiązku. Być może powinnam zgłosić moje z nim problemy mojemu przywódcy, żeby zadecydował, czy tamten nadaje się do wykonywania tego obowiązku. Być może najlepiej by było, gdyby mój przywódca przeniósł go gdzie indziej”. Gdy o tym pomyślałam, uświadomiłam sobie, że mój stan jest niewłaściwy. W zbyt małym stopniu rozumiałam tego brata, wiedziałam też, że nie powinnam tak łatwo go osądzać i że powinnam traktować go sprawiedliwie. Jednak myśli te tylko przemknęły przez moją głowę i nie zastanawiałam się dłużej nad sobą w kontekście tej sprawy, nie szukałam też prawdy, by położyć kres swojemu własnemu zepsuciu. Zamiast tego nadal rozmyślałam o tym bracie.
Któregoś dnia mój przywódca zasugerował, byśmy wymienili się przemyśleniami z przywódcami i współpracownikami ze wszystkich pozostałych kościołów, by przedyskutować to, jak moglibyśmy lepiej uchwycić zasady pisania artykułów i przejąć tę pracę. Zgodziłam się, ale potem niesamowicie się zdenerwowałam. Miałam oto po raz pierwszy uczestniczyć w zgromadzeniu online, wymieniając się pomysłami z przywódcami średniego szczebla oraz współpracownikami. Poza tym nie byłam zbyt dobra w wypowiadaniu się: obawiałam się, że nie będę w stanie w sposób jasny omówić tematu i że zrobię z siebie pośmiewisko – tak więc zadręczałam się na myśl o tym spotkaniu. W dzień poprzedzający rozpoczęcie zgromadzenia online niespodziewanie dostałam wiadomość od owego brata z zapytaniem, czy mógłby w nim uczestniczyć. Kiedy odczytałam jego wiadomość, nieomal straciłam panowanie nad sobą. Pomyślałam: „Już kilka razy uczestniczyłeś w zgromadzeniach służących wymianie myśli i nigdy nie przyjąłeś żadnej z naszych propozycji, jaki więc ma sens twoje uczestnictwo w tym zgromadzeniu? Już i tak czuję się w związku z nim pod wielką presją. Jeśli zadasz mi jutro jakieś trudne pytanie, sprawisz tylko, że wszystko stanie się dla mnie jeszcze bardziej nie do zniesienia”. Kiedy pomyślałam o tym, że ów brat miałby uczestniczyć w zgromadzeniu następnego dnia, miałam pewność, że wcale go tam nie chcę, i usiłowałam wymyślić coś, co mogłabym mu powiedzieć, żeby go zniechęcić. Przez jakiś czas zastanawiałam się, co powiedzieć, wciąż jednak nie mogłam wymyślić żadnego dobrego powodu, więc oświadczyłam prosto z mostu: „Jeśli chodzi o poruszane treści, to zgromadzenie nie będzie się właściwie niczym różnić od naszego ostatniego spotkania. Nie musisz w nim uczestniczyć”. Myślałam, że jeśli odpowiem mu w taki sposób, nie będzie do mnie więcej pisał. Ale ku mojemu zaskoczeniu wysłał kolejną wiadomość: „Mam jutro trochę czasu i chciałbym usłyszeć, nad czym wszyscy będą dyskutowali”. Kiedy odczytałam jego wiadomość, poczułam silną irytację, wciąż jednak nie miałam powodu, by zabronić mu przyjść. Mogłam co najwyżej niechętnie się zgodzić, wciąż jednak wahałam się, czy dodać go do grupy. Pomyślałam: „Ależ z ciebie utrapienie! Dlaczego nigdy nie mogę się ciebie pozbyć? Czy uda nam się na tym zgromadzeniu cokolwiek osiągnąć w twojej obecności? Czy celowo próbujesz mi wszystko utrudnić?” W dalszym ciągu próbowałam wymyślić jakiś powód, by powstrzymać go od uczestnictwa w zgromadzeniu, myślałam nawet o tym, żeby go usunąć z listy znajomych, ale potem pomyślałam: „A zresztą, możesz uczestniczyć. Jeśli będziesz równie nieprzyjemny i czepliwy jak na ostatnim zgromadzeniu, wszyscy zobaczą, jak jesteś arogancki i zarozumiały, a wtedy nikt już nie będzie cię cenił…” I właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że moje uprzedzenia wobec niego przerodziły się w nienawiść i że właśnie wyrażam swoje złe intencje. Gdybym pozwoliła na to, by ta sytuacja dalej się rozwijała, strach pomyśleć, jak mogłabym traktować tego brata. Natychmiast więc zaczęłam się modlić i wzywać Boga, prosząc Go, by chronił moje serce. Gdy tylko ochłonęłam, zaczęłam się zastanawiać, skąd u mnie tak silne reakcje, gdy natrafiłam na coś, co nie zgadzało się z moimi własnymi pomysłami, dlaczego nie potrafiłam zaakceptować żadnego głosu sprzeciwu i dlaczego byłam tak silnie uprzedzona do tego brata.
Podjęłam poszukiwania i przeczytałam pewien fragment omówienia: „Jak ci, którzy służą jako przywódcy, traktują braci i siostry, którzy jawią im się jako nieprzyjemni, którzy się im sprzeciwiają, którzy mają zupełnie odmienne zdanie niż oni sami – to bardzo poważna sprawa i należy do niej podejść z ostrożnością. Jeśli nie wkroczą do prawdy w tej kwestii, postawieni w podobnej sytuacji z pewnością będą dyskryminować i krytykować takich ludzi w analogicznych sytuacjach. Tego rodzaju działanie jest właśnie wyrazem natury wielkiego, czerwonego smoka opierającego się Bogu i zdradzającego Boga. Jeśli ci, którzy służą jako przywódcy, dążą do prawdy i mają sumienie i rozsądek, będą oni szukać prawdy i zachowają się prawidłowo. … Jako ludzie musimy być prawi i sprawiedliwi. Jako liderzy musimy rozwiązywać sprawy zgodnie ze słowami Boga, aby dawać świadectwo. Jeśli będziemy postępować według własnej woli, folgując naszemu zepsutemu usposobieniu, wówczas będzie to straszna porażka” (Rozmowy zwierzchnika). Omówienie to bardzo mnie poruszyło. Myślałam o tym, dlaczego czułam taki opór i byłam tak niechętna wobec tego brata, że prawie zaczęłam go nienawidzić. Czy nie było tak po prostu dlatego, że nie zgadzał się z moimi omówieniami i miał pewne inne sugestie, co sprawiło, że straciłam twarz? Czy nie było tak po prostu dlatego, że widziałam, jak aktywnie się angażuje w prace naszej grupy i zyskuje ogólną aprobatę, wskutek czego poczułam się tak, jakby ktoś pozbawił mnie autorytetu? Początkowo my, bracia i siostry, wspólnie pracowaliśmy, wykonując swój obowiązek, z powodu zaś naszych odmiennych charakterów i sposobów rozumienia czymś normalnym były różnice opinii w pewnych kwestiach. Ów brat jedynie wyrażał swoje poglądy – nie żywił żadnych złych intencji. Mimo to zawsze chciałam go zmusić, by mnie słuchał i wykonywał moje polecenia. Chciałam, żeby się ze mną zgadzał i akceptował wszystko, co powiedziałam, nie mógł też wypowiedzieć żadnej opinii odmiennej od mojej. Kiedy jego działania zaczęły zagrażać mojej samoocenie i mojej pozycji, wywołało to mój sprzeciw do tego stopnia, że wręcz go skreśliłam i nie chciałam, żeby uczestniczył w zgromadzeniu. I jeśli ostatecznie zgodziłam się na jego uczestnictwo, zrobiłam to tylko dlatego, że chciałam, by się wygłupił. Dokładnie przeanalizowałam wszystkie te myśli i idee i zrozumiałam, że wyrażałam jedynie swoje złe i aroganckie szatańskie usposobienie. Moje działania rzeczywiście były tak nikczemne i okropne!
Następnie przeczytałam w omówieniu: „Niezależnie od tego, kim jesteś, jeśli tylko się z nimi nie zgadzasz, wówczas stajesz się obiektem ich kar – jakie to usposobienie? Czyż nie jest ono takie samo jak usposobienie wielkiego, czerwonego smoka? Wielki, czerwony smok dąży do supremacji nad wszystkim innym i uważa się za centrum wszystkiego: »Jeśli się ze mną nie zgadzasz, ukarzę cię; jeśli śmiesz mi się przeciwstawić, posłużę się swoją militarną siłą, żeby z tobą skończyć«. Oto strategia wielkiego, czerwonego smoka, którego usposobienie jest usposobieniem szatana, owego archanioła. Istnieją ludzie, którzy, zostawszy przywódcami czy też pracownikami, zaczynają realizować strategię wielkiego czerwonego smoka. Jak to robią? »Teraz ja jestem przywódcą i moim pierwszym obowiązkiem jest sprawienie, by każdy mnie pilnie słuchał w swoim sercu; dopiero wtedy mogę rozpocząć moją oficjalne pracę«” („Kazania i rozmowy na temat wejścia w życie”). „Jeśli brat czy siostra ma jakiś pogląd bądź wygłasza opinię na temat kogoś, kto autentycznie posiada prawdę, potrafi przyjąć prawdę i wcielać ją w życie, albo jeśli bracia i siostry odkrywają, że owa osoba ma wady i popełnia błędy, i jeśli napominają oni tę osobę, krytykują ją albo przycinają ją i rozprawiają się z nią – czyż taka osoba w końcu ich nie znienawidzi? Owa osoba powinna najpierw przyjrzeć się tej sprawie i pomyśleć: »Czy to, co mówisz, jest słuszne, czy też nie? Czy współgra z faktami? Jeśli z nimi współgra, przyjmę twoje słowa. Jeśli to, co mówisz, jest częściowo prawdziwe, albo zasadniczo zgadza się z faktami, wówczas to przyjmę. Jeśli to, co mówisz, nie zgadza się z faktami, lecz mogę stwierdzić, że nie jesteś niegodziwcem, że jesteś bratem albo siostrą, wówczas będę tolerancyjny i potraktuję cię jak należy«” („Kazania i rozmowy na temat wejścia w życie”). Dzięki temu omówieniu zrozumiałam, że odkąd wielki czerwony smok doszedł do władzy, nigdy nie uwzględnia on interesów zwykłych ludzi, nigdy też nie myśli o tym, jak dobrze zarządzać krajem czy zapewnić Chińczykom szczęśliwe życie. Cokolwiek robi, czyni to jedynie po to, aby chronić własną pozycję i władzę. Aby móc trwale rządzić ludźmi, kontrolować ich i trzymać żelazną ręką, stosuje on politykę jednej ideologii i jednej opinii, zabrania ludziom posiadać odmienne poglądy i sprzeciwiać mu się. Dopóki propaguje on i popiera jakąś ideę, każdy musi ją akceptować niezależnie od tego, czy jest ona słuszna, czy niesłuszna, każdy też musi bezwarunkowo się do niej stosować. Jeśli ktokolwiek się z nią nie zgadza albo się jej przeciwstawia, wówczas wielki czerwony smok pozbawi takich ludzi życia i nałoży na nich sankcje w swym dążeniu do realizacji szatańskiego prawa głoszącego „Niech powodzi się tym, którzy zgadzają się ze mną, a niech zginą ci, którzy mi się sprzeciwiają”. Każdy, kto wysuwa jakiś zarzut, jest postrzegany niczym nowotwór, który trzeba wyciąć; wielki, czerwony smok usiłuje jak najprędzej zabić wszystkich tych, którzy mu się sprzeciwiają, i doszczętnie ich wytępić. Typowym tego przykładem jest masakra studentów na placu Tiananmen dokonana 4 czerwca 1989 roku. Owi studenci jedynie protestowali przeciw korupcji i wyrażali swe poparcie dla demokracji, jednak przez Komunistyczną Partię Chin postrzegani byli jako wrogowie. KPCh nazwała ten ruch studencki kontrrewolucyjną rebelią i postanowiła krwawo rozprawić się z tymi studentami. Porównując moje własne zachowanie z zachowaniem wielkiego, czerwonego smoka, uświadomiłam sobie, że wyrażana przeze mnie natura była właśnie naturą wielkiego, czerwonego smoka. Byłam osobą skażoną, a moje usposobienie ani trochę się nie zmieniło. Nie posiadałam też w sobie choćby cienia rzeczywistości prawdy, zaś poglądy, jakie głosiłam, nie zawsze musiały być słuszne. Zawsze chciałam, żeby inni mnie słuchali i bez słowa sprzeciwu wykonywali moje polecenia, w przeciwnym razie zniechęcałam się do ludzi i unikałam ich, aż w końcu stawaliśmy się nieprzejednanymi wrogami. Myślałam o wszelkich możliwych środkach pozbycia się ich – tak byłam zła i pozbawiona człowieczeństwa! Pomyślałam o tym, jak kościół sprawił, że bracia, siostry i ja razem wykonywaliśmy nasze obowiązki, tak by móc uczyć się od siebie nawzajem siły, harmonijnej współpracy i wspólnego wykonywania obowiązków, tak by zadowolić Boga. A przecież wcześniej wcale nie myślałam o tych rzeczach, rozważając jedynie to, czy będę w stanie zachować własne stanowisko i czy moja samoocena i poczucie własnej godności doznają uszczerbku i czy ktokolwiek będzie mnie słuchać, czy też nie. Tych, którzy mieli poglądy odmienne od moich, wykluczałam i gnębiłam – naprawdę postępowałam jak bandyta, który rządzi na swoim terenie. Skoro postępowałam w ten sposób, jakże moje wykonywanie obowiązku mogło zadowolić Boga? Po prostu czyniłam zło i sprzeciwiałam się Bogu! Kiedy pomyślałam o tych rzeczach, poczułam jeszcze większy wstyd; zrozumiałam, że jestem tak arogancka i zadufana, że mam takie samo usposobienie jak wielki, czerwony smok i że ponadto ewidentnie jestem zdolna do tych wszystkich rzeczy, które czyni, wielki czerwony smok. Dopiero wtedy zrozumiałam, że rzeczywiście jestem potomkinią wielkiego, czerwonego smoka i że wypełniają mnie jego trucizny. Gdybym nie dążyła do przemiany usposobienia, wówczas niezamierzenie zakłócałabym i utrudniała Boże dzieło, w końcu zaś zostałabym przez Boga ukarana i przeklęta za obrazę Jego usposobienia. W owej chwili zaczęłam rozumieć wolę Boga i Jego dobre intencje. Gdybym nie znalazła się w takiej sytuacji, zupełnie nie byłabym w stanie zrozumieć tego, że miałam w sobie zarówno samą istotę wielkiego, czerwonego smoka – arogancką, próżną i dążącą do dominacji nad wszystkim i wszystkimi – jak i sprzeciwiającą się Bogu szatańską naturę. Jednocześnie zaczęłam również rozumieć, że doprowadzając do tego rodzaju sytuacji, Bóg zapewnił najlepszą ochronę komuś takiemu jak ja: aroganckiemu, pyszałkowatemu i przekonanemu o własnej wyższości. Gdyby wszyscy bracia i siostry wspierali mnie i darzyli aprobatą i gdyby nikt nie zgłosił sprzeciwu, byłabym jeszcze bardziej arogancka i pyszałkowata, zmuszałabym innych, by za mną podążali, we wszystkim mnie słuchali, i samą siebie umieściłabym na miejscu Boga, bezwiednie władając swoim własnym królestwem i ostatecznie obrażając Boże usposobienie, póki Bóg by mnie nie znienawidził i nie odrzucił. Gdy to zrozumiałam, zaczęłam z głębi serca dziękować Bogu i Go wysławiać. Wyzbyłam się też swoich uprzedzeń i opinii dotyczących owego brata. Niezależnie od potencjalnego przebiegu zgromadzenia mającego na celu wymianę pomysłów, byłam gotowa uwolnić się od swej szatańskiej natury i podporządkować się Bożej koordynacji i Bożym zarządzeniom. Ani przez chwilę nie sądziłam, że rezultat zgromadzenia może przerosnąć moje oczekiwania. Owego dnia, pod przewodnictwem Boga, zgromadzenie miało nader gładki przebieg, a kiedy wymieniałam poglądy z owym bratem, udało nam się osiągnąć porozumienie i oboje wzajemnie pomogliśmy sobie w usunięciu słabych punktów. Zdaliśmy się na przewodnictwo Boga i gładko doprowadziliśmy zgromadzenie do końca.
Dzięki temu, że Bóg mnie obnażył, zaczęłam rozumieć, że w rzeczy samej jestem potomkinią wielkiego, czerwonego smoka i że jego trucizny już od dawna stały się moim życiem. Gdybym nie mogła odrzucić owego zepsutego usposobienia, koniec końców Bóg tylko by mnie znienawidził i odrzucił; Bóg wyrwałby mnie jak chwast i na zawsze utraciłabym szansę na osiągnięcie zbawienia. Pomyślałam o słowach Boga, które mówią: „Ponieważ jesteście Moim ludem, który urodził się w kraju wielkiego, czerwonego smoka, na pewno znajduje się w was nie tylko odrobina lub część jadu wielkiego, czerwonego smoka. Tak więc ten etap Mojego dzieła koncentruje się przede wszystkim na was i jest to jeden z aspektów znaczenia Mojego wcielenia w Chinach” (Słowa Boże dla całego wszechświata, rozdz. 11, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Wcześniej powiedziano, że ci ludzie są potomstwem wielkiego czerwonego smoka. W rzeczywistości, aby było jasne, są oni ucieleśnieniem wielkiego czerwonego smoka” (Interpretacje tajemnic „Słowa Bożego dla całego wszechświata”, rozdz. 36, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Dzięki Bożym słowom zaczęłam również rozumieć, że Boże dzieło zbawienia człowieka jest bardzo praktyczne i mądre. Bóg wypowiada swoje słowa w celu obnażenia obecnych w nas trucizn wielkiego, czerwonego smoka oraz szatańskiej natury, ujawniając zaś te fakty, Bóg pozwolił mi zyskać pewne zrozumienie i zdolność wyodrębnienia obecnych we mnie trucizn wielkiego, czerwonego smoka, tym sam zaś umożliwił mi odrzucenie i wyzbycie się ich, tak bym nigdy już nie zaznała za ich sprawą skażenia i szkód. Wiedziałam, że mam w sobie jeszcze wiele szatańskich filozofii i aksjomatów oraz wiele innych trucizn wielkiego, czerwonego smoka. Jednak począwszy od tamtego dnia chciałam już tylko szczerze dążyć do prawdy, przyjmować sąd i karcenie Bożych słów, dążyć do jak najszybszego wyzbycia się trucizn wielkiego, czerwonego smoka i urzeczywistniać człowieczeństwo, aby przynieść zadowolenie Bożemu sercu!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.