Jak należy traktować swój obowiązek

01 sierpnia 2020

Autorstwa Zheng Ye, Korea Południowa

Wkrótce po tym, jak uwierzyłem, zauważyłem, że przywódcy i przywódczynie często zwołują zgromadzenia i omawiają prawdy, a ich obowiązki czasami wymagały umiejętności nagrywania filmów, śpiewu i tańca. Podziwiałem ich i traktowałem jak wzory do naśladowania. A ci, co załatwiali sprawy kościoła, mieli drobne obowiązki niewymagające umiejętności, więc nie mogli się wybić. Chciałem kiedyś pełnić obowiązek, który zapewniłby mi uznanie. Dwa lata później powierzono mi zadanie pisania tekstów. Cieszyłem się, ilekroć udzielałem w kościele rad dotyczących pisania, a wszyscy bracia i siostry ciepło mnie traktowali i patrzyli z podziwem. Byłem z siebie zadowolony, podziwiano moje obowiązki bardziej niż innych. W 2018 roku posłano mnie do innego regionu. Tam, gdy jeden z braci dowiedział się, czym się zajmuję, zaczął o tym ze mną rozmawiać. Podziwiał mnie, co mnie bardzo cieszyło, czułem, że mój obowiązek to zaszczyt.

Podziwiał mnie, co mnie bardzo cieszyło, czułem, że mój obowiązek to zaszczyt. Szukałem poklasku i korzyści, nie brałem swoich zadań na poważnie. Kilka miesięcy później odsunięto mnie od obowiązków, bo nic nie osiągnąłem. Czułem się przygnębiony, miałem negatywne nastawienie, więc przywódca pomówił ze mną o woli Bożej, mówiąc: „Dom Boży potrzebuje ludzi do obsługi planu przy naszych filmach. Mógłbyś to robić. Każdy obowiązek należy wykonywać sumiennie i poszukiwać prawdy”. Nie wiedziałem, z czym wiąże się ta praca, lecz uznałem, że muszę się podporządkować decyzji przywódcy. Po pewnym czasie zrozumiałem, że obsługa planu to ciężka fizyczna praca przy przenoszeniu rekwizytów. Nie trzeba do tego umiejętności, tylko się człowiek dużo nachodzi. Pomyślałem: „Gdy zajmowałem się pisaniem, wymagało to intelektu. To było godne i prestiżowe. Przenoszenie rekwizytów to praca fizyczna, brudna i męcząca. Czy bracia i siostry będą patrzeć na mnie z góry?” Poczułem ścisk w sercu, nie chciałem wykonywać tego obowiązku. Pracowałem niechętnie i wykręcałem się, jeśli się dało. Gdy trzeba było pożyczyć rekwizyt od brata lub siostry, posyłałem tam kogoś, bojąc się, że jeśli ja pójdę, to bracia i siostry, których znam, dowiedzą się, że powierzono mi inny obowiązek, że teraz wykonuję niegodną pracę. Co by wtedy o mnie pomyśleli? Nie chciałem też zdobywać umiejętności w tej pracy, bo wtedy pewnie zostałbym w niej na zawsze, nigdy już nie mógłbym się wybić. Czasem na planie reżyser kazał mi rozkładać rekwizyty w określony sposób. Zawsze mnie to krępowało, czułem się zażenowany. Gdy moim obowiązkiem było pisanie, inni mnie szanowali i słuchali moich rad, a teraz mówiono mi, co mam robić. Prawdziwa degradacja. Raz brat kazał mi iść na dwór nazbierać słomy ryżowej. Nie chciałem tego robić. Pomyślałem: „To takie żenujące. Jeśli bracia i siostry to zobaczą, pomyślą, że jestem nieudacznikiem, skoro w tak młodym wieku robię coś takiego”. Ale takie dostałem zadanie, więc czekałem, aż nikogo nie będzie w pobliżu i zbierałem się na odwagę. Gdy poszedłem po słomę, zobaczyłem jednego brata. Miał skórzane buty i białe skarpetki, wyglądał elegancko. A ja byłem ubrudzony od stóp do głów. Poczułem złość i przygnębienie, myśląc: „Jesteśmy w tym samym wieku, ale on się nie ubrudzi, to ja wykonuję brudną robotę, zbierając słomę. Dzieli nas przepaść! Co za żenada! Wrócę i powiem przywódcy, że nie chcę już wykonywać tych obowiązków, niech powierzy mi inne zadania”.

Wróciłem i poczułem się rozdarty, nie wiedziałem, czy mówić coś przywódcy. Jeśli nie, to muszę dalej to robić, jeśli powiem, że nie chcę tego robić, to porzucę swój obowiązek. Stłumiłem uczucia i nie powiedziałem nic. Niedługo potem przywódca zarządził, by obsługa planu i aktorzy razem chodzili na zgromadzenia. Nie spodobało mi się to. Tamci do czegoś dochodzili i pławili się w świetle jupiterów, ja byłem zwykłym robolem, dzieliła nas przepaść. Wspólne zgromadzenia podkreślały tylko moją niższość. Każdy aktywnie uczestniczył w spotkaniach, ale ja nie chciałem nic mówić. Miałem poczucie, że moja obecność sprawia tylko, że aktorzy prezentują się lepiej. Dołowało mnie to. Z czasem mój duch zapadał się coraz głębiej w mrok i nie chciałem już chodzić na zgromadzenia. Wspominałem czas, kiedy zajmowałem się pisaniem, gdy bracia i siostry entuzjastycznie mnie witali, a przywódca mnie cenił. Odebrano mi tamte obowiązki, wykonywałem drobne prace, nikt już nie patrzył na mnie z podziwem. Byłem nieszczęśliwy, czułem się coraz gorszy od innych i aspołeczny. Cały czas chodziłem struty, nie czułem się sobą. Bardzo dużo i szybko schudłem. Jednego wieczoru spacerowałem samotnie i już nie mogłem wytrzymać tego nieszczęścia. Z płaczem zacząłem się modlić: „O Boże! Kiedyś chciałem szukać prawdy i sumiennie wypełniać obowiązki, lecz teraz nie mam szans zabłysnąć w tym, co robię, zawsze czuję się gorszy od innych, mam negatywne nastawienie, czuję, że mogę Cię w każdej chwili zdradzić. Boże, nie chcę już być tak negatywie nastawiony, ale nie wiem, co zrobić. Wyprowadź mnie z tej matni”.

Wtedy przeczytałem te słowa Boga: „Skąd bierze się ludzki obowiązek? Szeroko rzecz ujmując, powstaje on w wyniku Bożego dzieła zarządzania, zmierzającego do przyniesienia zbawienia ludzkości. Mówiąc zaś nieco bardziej konkretnie, w miarę jak Boże dzieło zarządzania rozwija się pośród rodzaju ludzkiego, pojawiają się rozmaite zadania do wykonania, których ukończenie wymaga od ludzi współpracy. Stąd wzięły się sprawy, za które odpowiadają ludzie i misje do spełnienia dla nich, i właśnie te sprawy i misje są obowiązkami, jakie Bóg wyznacza rodzajowi ludzkiemu(„Czym jest odpowiednie wykonywanie obowiązków?” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). „Bez względu na to, na czym polega twój obowiązek, nie rób rozróżnienia między wzniosłymi i przyziemnymi zadaniami. Przypuśćmy, że powiesz sobie: »Choć zadanie to zostało mi wyznaczone przez Boga i stanowi część dzieła domu Bożego, to jeśli będę je wykonywał, ludzie mogą zacząć mną gardzić. Inni dostają szansę wykonywać dzieło, które pozwala im się wyróżnić. Jak można nazwać obowiązkiem przydzielone mi zadanie, które nie pozwala mi się wyróżnić, lecz zmusza mnie do wysiłku, którego nikt nawet nie dostrzeże? Nie mogę przyjąć takiego obowiązku; to nie jest mój obowiązek. Moim obowiązkiem musi być coś, co pozwoli mi zabłysnąć i wyrobić sobie nazwisko. A nawet jeśli nie zdołam dzięki niemu wyrobić sobie nazwiska ani się wyróżnić, to i tak muszę na nim skorzystać i czuć się swobodnie podczas jego wykonywania«. Czy takie podejście w ogóle jest do przyjęcia? Bycie wybrednym nie oznacza przyjmowania tego, co pochodzi od Boga. Oznacza natomiast dokonywanie wyborów zgodnie z własnymi preferencjami. To nie jest akceptowanie swego obowiązku, a raczej odmowa jego przyjęcia. Kiedy tylko spróbujesz wybierać i grymasić, nie będziesz już w stanie prawdziwie zaakceptować swego obowiązku. Tego rodzaju wybredność nacechowana jest bowiem twoimi osobistymi preferencjami i pragnieniami. Kiedy zwracasz uwagę na własne korzyści, reputację i tak dalej, twoje podejście do swego obowiązku nie jest bynajmniej pełne pokory i uległości. Oto, jakie powinieneś mieć podejście do swego obowiązku: po pierwsze, nie wolno ci go analizować, ani myśleć o tym, kto ci go wyznaczył. Zamiast tego powinieneś przyjąć go od Boga jako swój obowiązek i jako to, co masz robić. Po drugie, nie rób rozróżnienia między zadaniami wzniosłymi i przyziemnymi i nie roztrząsaj ich natury – nie myśl o tym, czy masz wykonywać obowiązek na oczach wszystkich, czy w ukryciu; czy pozwoli ci się wyróżnić, czy też nie. W ogóle się nad tym nie zastanawiaj. To właśnie są dwie cechy postawy, jaką ludzie winni przyjmować wobec swego obowiązku(„Czym jest odpowiednie wykonywanie obowiązków?” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). Te słowa dowiodły, że mam złe nastawienie do moich obowiązków. Bóg wymaga, żebyśmy wypełniali nasze obowiązki, i trzeba to robić. Nie mamy wyboru w tej kwestii. Ja wolałem pełnić tylko podziwiane i poważane obowiązki. Odrzucałem wszystko, co niewiele znaczyło i odbywało się za kulisami. Nie podporządkowałem się władzy Boga. Byłem niedbały, nie chciałem pracować, sprzeciwiałem się Bogu. Wspomniałem początki mojej wiary. Zazdrościłem przywódcom i występującym w przedstawieniach braciom i siostrom. Dla mnie te obowiązki były ważne i zyskiwały podziw innych, a osoby wykonujące mniej ważną pracę fizyczną nie miały żadnych umiejętności. To były podrzędne obowiązki i myślałem, że ludzie patrzą na nie z góry. To był błąd, że w myślach nadawałem obowiązkom różne rangi, więc obsługując plan, uznałem, że to tylko drobna fizyczna praca, która mogła zniszczyć mi reputację. Opierałem się i nie chciałem się podporządkować. Nie brałem odpowiedzialności za to, co robiłem, nie chciałem zdobywać potrzebnych umiejętności. Myślałem nawet, żeby zrezygnować i zdradzić Boga. Zrozumiałem, że kieruję się osobistymi preferencjami, myślałem jedynie o swojej próżności, prestiżu i własnych korzyściach. Brak mi było prawdziwego posłuszeństwa, nie obchodziła mnie wola Boga ani sumienne wypełnianie obowiązków. Moja postawa była ohydna i wstrętna Bogu! Przygnębiało mnie to i napominałem się w duchu.

Później trafiłem na te słowa Boga: „Ludzie są istotami stworzonymi. Jakie funkcje mają takie istoty? Ma to związek z ludzką praktyką i obowiązkami. Jesteś istotą stworzoną, Bóg obdarzył cię pięknym głosem. Kiedy posługuje się tobą, chcąc, abyś śpiewał, co powinieneś zrobić? Powinieneś przyjąć to zadanie, jakie powierzył ci Bóg, i śpiewać jak najlepiej. Kiedy Bóg posługuje się tobą do szerzenia ewangelii, kim wówczas stajesz się jako istota stworzona? Stajesz się kaznodzieją. Kiedy zaś potrzebuje, abyś stanął na czele wspólnoty, również powinieneś podjąć się wyznaczonego przez Niego zadania. Jeśli zdołasz wypełnić ten obowiązek w zgodzie z zasadami prawdy, stanie się on następną funkcją, jaką możesz pełnić. Niektórzy ludzie ani nie rozumieją prawdy, ani do niej nie dążą, a potrafią jedynie zdobyć się na pewien wysiłek. Jaka zatem jest funkcja tych istot stworzonych? Jest nią świadczenie służby Bogu poprzez ich wysiłek(„Jedynie szukając prawdy, możesz poznać czyny Boga” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). Słowa Boże nauczyły mnie, że nieważne, jakie ktoś wykonuje obowiązki w domu Boga, znaczące czy też nie, mają tylko różne nazwy i funkcje, ale osobista odpowiedzialność jest zawsze taka sama. Tożsamość i istota osoby nie zmieniają się, każdy jest stworzeniem Bożym. Byłem stworzeniem Bożym, pisząc teksty, i byłem nim, gdy obsługiwałem plan. Nie ma hierarchii obowiązków w domu Bożym, o wszystkim decydują potrzeby oraz postawa, charakter i zalety każdej osoby. Jakie by nie były obowiązki, Bóg chce, żebyśmy wypełniali je całym sercem, żebyśmy niewzruszenie szukali prawdy wyzbywając się zepsutego usposobienia i dobrze pracując. Tak czytamy w słowach Boga: „Funkcje te nie są te same. Istnieje jedno ciało. Każdy wykonuje swój obowiązek, każdy na swoim miejscu i najlepiej jak potrafi – na każdą iskrę przypada wszak jeden rozbłysk światła – dążąc do osiągnięcia życiowej dojrzałości. W ten sposób Ja będę usatysfakcjonowany(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 21, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Przywódca powierzył mi pracę przy obsłudze planu, bo taka była potrzeba, a ja nie powinienem wybrzydzać, bo mam inne preferencje, powinienem podporządkować się władzy Boga i ustawiać rekwizyty potrzebne w programach, robić swoje przy produkcjach i nieść świadectwo o Bogu. Taką miałem rolę. Spojrzałem na wszystko inaczej, gdy pojąłem wolę Boga, i opadł ze mnie ciężar, który tak długo mnie męczył. Potrafiłem właściwe podejść do swoich obowiązków. Od tego czasu pilnie szukałem materiałów i informacji, żeby rozwijać umiejętności, a na zgromadzeniach z aktorami nie porównywałem już naszych obowiązków, lecz otwarcie opowiedziałem o swoim buncie i zepsuciu. Podzieliłem się tym, co udało mi się zrozumieć. Czasem czułem jeszcze lęk przed pogardliwymi spojrzeniami innych, znów dzieliłem obowiązki na znaczące lub nie, lecz wtedy modliłem się i porzucałem błędne myślenie, stawiając pracę i wolę Boga na pierwszym miejscu. Czułem spokój i ulgę, praktykując w ten sposób. Nie uważałem już, że praca na planie z rekwizytami to podrzędny obowiązek. Przeciwnie, czułem, że Bóg powierzył mi odpowiedzialność. Byłem dumny i zaszczycony, wykonując ten obowiązek, robiąc, co do mnie należało, przy filmach domu Bożego.

Myślałem, że po tym obnażeniu moja postawa się poprawiła, że będę w stanie podporządkować się planom Boga i nie będę buntował się przez to, że nie pełniłem jakichś szczególnych obowiązków. Lecz gdy znalazłem się w sytuacji, w której czułem się niekomfortowo, znów miałem ten sam problem.

Kilka miesięcy później nadszedł pracowity czas zbiorów, niektórzy bracia i siostry, szerzący ewangelię, nie zdążyli wrócić na czas. Przywódca poprosił mnie o pomoc przy pracach w polu. Pomyślałem: „Dzięki temu bracia i siostry będą mogli spokojnie skupić się na głoszeniu ewangelii, będzie to pożyteczne dla dzieła domu Bożego. Powinienem pomóc”. Gdy przybyłem, zobaczyłem, że pozostali są w wieku czterdziestu-pięćdziesięciu lat, nie było żadnego dwudziestolatka prócz mnie. Nie spodobało mi się to. Jeden z braci podszedł i zaskoczony spytał: „Bracie, ty masz czas na pracę w polu? Czy nie zajmujesz się pisaniem tekstów?”. Od razu zrobiłem się czerwony i odparłem: „Przychodzę pomóc tylko na jakiś czas”. Gdy odszedł, zastanawiałem się, co on sobie pomyśli: „Że jeśli wykonuję taką pracę w moim wieku, to znaczy, że nie mam charakteru ani talentu, że jestem tu, bo nie nadaję się do ważnych obowiązków? Co za degradacja!”. Byłem przygnębiony. Choć moje ciało wykonywało pracę, mój umysł pełen był obaw, nie wiedziałem, co bracia o mnie pomyślą i czy będą patrzeć na mnie z góry. Jakoś przebrnąłem przez tę pracę. Wróciłem do domu i zobaczyłem braci pracujących przy komputerach, poczułem nagle, że jestem na niższym szczeblu. Pomyślałem: „Inni mają lepsze obowiązki niż ja. Czemu muszę harować w polu? Ja przynajmniej trochę studiowałem na uniwersytecie i przykładałem się do nauki. Chciałem uciec od losu rolnika, pracującego w polu. Jutro nie pójdę”. Wiedziałem, że źle myślę, ale czułem się skrzywdzony, praca w polu była marnowaniem mojego talentu i hańbą dla mojej osoby. Te myśli sprawiły, że byłem załamany, więc pomodliłem się: „Boże, czuję, że harówka w pocie czoła w polu jest gorszym obowiązkiem, inni będą mną gardzić, nie chcę już tego robić. Wiem, że źle myślę, ale nic na to nie poradzę. Jestem nieszczęśliwy. Oświeć mnie i pozwól mi poznać Twoją wolę i być posłusznym”. Po modlitwie przeczytałem te słowa Boga: „Czym jest prawdziwe posłuszeństwo? Ilekroć Bóg czyni coś, co idzie po twojej myśli, i czujesz, że wszystko jest jak należy i jak powinno być i możesz się wyróżniać, tylekroć czujesz, że jest wspaniale, mówisz »dziękuję Ci, Boże« i potrafisz podporządkować się Jego zarządzeniom i ustaleniom. Jednakże, kiedy tylko zostaje ci przydzielone jakieś zwykłe miejsce, gdzie już nie jesteś w stanie się wyróżniać i inni nie są w stanie cię docenić, przestajesz czuć się szczęśliwy i masz trudności z okazywaniem posłuszeństwa. (…) Zazwyczaj łatwo jest być posłusznym Bogu, kiedy istnieją ku temu sprzyjające warunki. Jeśli jednak potrafisz być posłusznym także wtedy, gdy okoliczności są niesprzyjające – czyli wtedy, kiedy sprawy nie układają się po twojej myśli, twoje uczucia zostają zranione, a panujące okoliczności tylko cię osłabiają i sprawiają, że cierpisz fizycznie lub cierpi twoja reputacja, nie możesz zaspokoić swej próżności oraz nasycić dumy i musisz znosić psychiczne katusze – to twoja postawa rzeczywiście jest dojrzała. Czyż nie jest to bowiem cel, ku któremu powinieneś podążać? Jeśli masz takie właśnie postanowienie, taki cel, to jest dla ciebie nadzieja(Boże omówienie).

Czułem wstyd, rozważając słowa Boga. Idealnie oddawały mój stan. Gdy wiedziałem, że mogę zabłysnąć, pisząc teksty, z radością przyjąłem ten obowiązek i wykonywałem go entuzjastycznie. Lecz gdy pomagałem w polu, godziło to w moją próżność i dumę, złościłem się i nie chciałem pracować. Gdy później zobaczyłem innych braci przy komputerach, czułem się gorszy od nich. Straciłem równowagę, myśląc, że jako ktoś wykształcony powinienem wykonywać godną pracę wymagającą umiejętności. Opierałem się i narzekałem, nie chciałem już więcej pracować w polu. Nie brałem pod uwagę dobra domu Bożego ani nie troszczyłem się o wolę Boga. Myślałem jedynie o własnej próżności. Byłem samolubny i godny pogardy. Nie widziałem siebie jako członka domu Bożego. Prawdziwy wierzący, któremu leży na sercu wola Boga, wykonuje obowiązki z pełną odpowiedzialnością, pomagając od razu tam, gdzie trzeba, nawet gdy to trudne, męczące lub szkodzi jego reputacji czy interesom. Jeśli jest to dobre dla dzieła kościoła, taki człowiek zrobi to, jak należy. Tylko tacy ludzie mają w sobie człowieczeństwo i trwają przy domu Bożym. Myślałem o mojej pracy przy jesiennych zbiorach. Bracia i siostry potrzebowali pomocy, lecz wielu innych też mogło pomóc, więc czemu Bóg powierzył to właśnie mnie? Moja osoba niewiele wniosła do tej pracy. Bóg jednak obnażył moją postawę względem obowiązków, w tej ciężkiej pracy pozwolił mi rozpoznać moje zepsucie i moje skazy, żebym szukał prawdy i wyzbył się zepsutego usposobienia. Lecz ja nie rozumiałem intencji Boga. Wciąż byłem wybredny co do moich obowiązków i stawiałem żądania. Nie umiałem poddać się Bożym planom i zarządzeniom, byłem zbuntowany i opierałem się Bogu. Zraniłem Go! Pojąłem, że wolą Boga było obnażyć i obmyć moje zepsute usposobienie poprzez tę sytuację, zmienić moją postawę wobec obowiązków. To była Boża miłość. Nieważne, czy powierza mi się brudną, ciężką, podrzędną pracę. O ile przynosi ona korzyści kościołowi, powinienem przyjąć ją bezwarunkowo i poświęcić się jej. Tak postępuje osoba posiadająca sumienie i rozum. Zrozumiawszy to, stopniowo osiągnąłem spokój.

Zastanawiałem się nad sobą: Czemu tak się złościłem i opierałem, gdy musiałem wykonać przeciętną pracę? Dlaczego nie mogłej jej przyjąć i się podporządkować? Natrafiłem na te słowa Boga: „Szatan deprawuje ludzi poprzez edukację, wpływ rządów państwowych oraz znanych i wielkich ludzi. Ich niedorzeczność stała się życiem i naturą człowieka. »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego« – oto dobrze znane szatańskie przysłowie, które zostało zaszczepione w duszach wszystkich ludzi i stało się życiem ludzi. Istnieją też inne, podobne powiedzenia tej filozofii życia. Szatan wykorzystuje wyrafinowaną, tradycyjną kulturę każdego narodu, aby kształcić ludzi, sprawiając, że ludzkość wpada w bezgraniczną otchłań zniszczenia i zostaje przez nią pochłonięta, a na koniec ludzie zostają zniszczeni przez Boga, ponieważ służą szatanowi i sprzeciwiają się Bogu. (…) Nadal istnieje wiele trucizn szatańskich w życiu ludzi, w ich postępowaniu i kontaktach z innymi – praktycznie nie posiadają oni nawet śladu prawdy. Na przykład wszystkie ich filozofie życiowe, wszystkie ich przepisy na sukces lub ich sposoby robienia różnych rzeczy są wypełnione truciznami wielkiego czerwonego smoka i pochodzą od szatana. A zatem wszystkie rzeczy, które przepływają przez kości i krew ludzi, pochodzą od szatana(„Jak poznać naturę człowieka” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). Słowa Boga pomogły mi pojąć, że byłem nieposłuszny i wybredny, bo skaziły mnie trucizny szatana, takie jak: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Kto pracuje główką, rządzi innymi, kto pracuje rękami, tym rządzą inni”, i „Tylko ci najmądrzejsi i ci najgłupsi nie mogą się zmienić”, i dlatego, że chciałem się wyróżniać, być lepszy niż inni. W czasach szkolnych nauczyciele i rodzice mówili, żebym ciężko pracował, bo dzięki temu dostanę się na dobry uniwersytet i uniknę losu rolnika, że to jedyny sposób na rozwój. Dlatego od małego pilnie się uczyłem, licząc, że skończę dobre studia i dostanę godną pracę, na przykład jako kierownik, a inni będą mnie podziwiać i szanować. Choć uwierzyłem w Boga, to oceniałem obowiązki w domu Bożym jak ktoś niewierzący, kategoryzując je. Sądziłem, że przywództwo i umiejętności zasługują na szacunek, a bracia i siostry wysoko cenią takie obowiązki, a ciężka praca fizyczna w cieniu, za kulisami, jest podrzędna i spotyka się z pogardą. Te szatańskie trucizny stały się moją naturą, panującą nad myślami, każąc mi uporczywie dążyć do poklasku, statusu i bycia kimś wyjątkowym. Gdy coś zagrażało mojemu prestiżowi i pozycji, stawiałem opór. Nie akceptowałem swojego miejsca i powinności stworzenia Bożego. Brak mi było sumienia i rozumu. Wiedziałem, że kierując się szatańskimi truciznami, nie szukając prawdy i nie wypełniając woli Boga, nie zyskam prawdy ani życia, stanę się wstrętny Bogu, skazany na odrzucenie. Postanowiłem więc odrzucić cielesność i zadowolić Boga. Nie chciałem, żeby dalej nękały mnie szatańskie trucizny. Następnego dnia wróciłem do pracy w polu.

Później przeczytałem słowa Boga. Przeczytajmy je razem. „Ja decyduję o przeznaczeniu każdej osoby, nie na podstawie jej wieku, rangi, głębi cierpienia, a najmniej na podstawie stopnia, w jakim prosi się ona o litość, ale wedle tego, czy posiada prawdę. Nie ma innego wyboru(Przygotuj dostatecznie wiele dobrych uczynków, by zasłużyć na swoje przeznaczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „W ostatecznym rozrachunku to, czy ludzie są w stanie osiągnąć zbawienie, czy też nie, nie zależy od tego, jaki wypełniają obowiązek, lecz od tego, czy zrozumieli i zyskali prawdę, i od tego, czy potrafią podporządkować się planowym działaniom Boga i być prawdziwą istotą stworzoną. Bóg jest sprawiedliwy, a Jego sprawiedliwość stanowi zasadę, którą mierzy On cały rodzaj ludzki. Zasada ta jest niezmienna i musisz o tym pamiętać. Nie myśl zatem o znalezieniu jakiejś innej ścieżki, i nie próbuj dopasowywać tej zasady do okoliczności. A wymagania, jakie stawia wszystkim, którzy osiągają zbawienie, pozostają niezmienne; pozostają takie same, niezależnie od tego, kim jesteś(„Zapisy przemówień Chrystusa”). W słowach Boga było Jego sprawiedliwe usposobienie. Bóg nie ustala przeznaczenia osoby w oparciu o pełnione przez nią obowiązki, ile zrobiła lub jak duży był jej wkład. Bóg patrzy, czy ktoś podporządkowuje się Jego władzy, planom i czy spełnia obowiązek stworzenia Bożego, czy potrafi posiąść prawdę i zmienić swoje życiowe usposobienie. Jeśli nie poszukuję prawdy w wierze, to nawet jeśli pełnię obowiązki imponujące w oczach innych, nigdy nie posiądę prawdy, ani tym bardziej Bożej aprobaty i pełni Bożego zbawienia. Myślałem o antychryście wydalonym przez nasz kościół. Ta kobieta pełniła ważne obowiązki, była przywódczynią, wielu nowych członków ją podziwiało. Lecz nie szukała prawdy ani zmiany usposobienia, rywalizowała o poklask i status, trzymała się ścieżki antychrysta. Wyrządziła wiele zła i zaszkodziła pracy domu Bożego. Dlatego w końcu została wyrzucona. Byli też bracia i siostry zajmujący się zwykłymi obowiązkami, nie robili nic szczególnego, ale wypełniali je spokojnie i bez narzekań. Gdy napotykali problemy, szukali prawdy i woli Bożej. Oświecał ich i przewodził im Duch Święty, a oni wypełniali swoje obowiązki coraz lepiej. Coraz bardziej urzeczywistniali człowieczeństwo. To mi pokazało, że w wierze zyskanie prawdy nie ma nic wspólnego z wykonywanym obowiązkiem. Niezależnie od obowiązków dążenie do prawdy i zmiany usposobienia jest najważniejsze. To jedyna słuszna droga. Mogę pracować przy obsłudze planu albo w polu, wszystko jest dziełem i planem Boga i tego potrzebuję, by wejść w życie. Powinienem się podporządkowywać, w posłudze szukać prawdy, praktykować słowa Boga i przestrzegać zasad prawdy. Tylko to jest zgodne z wolą Boga. Gdy to zrozumiałem, poczułem się wolny. Przywódca powierzał mi więcej zwykłych obowiązków, które ze spokojem przyjmowałem. Oferowałem też innym pomoc w pracach domowych w wolnym czasie. Praktykując w ten sposób, pomagając przy sprzątaniu, sadzeniu drzew czy kopaniu rowów, zawsze czegoś się uczyłem. Bóg nie myślał o mnie źle, bo wykonywałem pracę fizyczną. O ile wkładałem w to serce, szukałem prawdy i wcielałem słowa Boga w życie, na wszystkim mogłem skorzystać.

Po tych doświadczeniach zrozumiałem, że jakie by nie były moje obowiązki, Bóg to zaplanował, bo tego potrzebowałem, by wejść w życie. Zawsze muszę być posłuszny i wypełniać powierzone mi zadania, poszukiwać prawdy i zmiany usposobienia w tym procesie. Choć nadawałem różne rangi obowiązkom, opierałem się obowiązkom, które mi się nie podobały, i przepełniał mnie bunt i sprzeciw wobec Boga, Bóg nie potraktował mnie tak, jak zasłużyłem. Prowadził mnie krok po kroku swymi słowami, pozwalając mi pojąć prawdę i poznać powinności i misję stworzenia Bożego. Zmienił mój błędny punkt widzenia, bym mógł właściwie podejść do obowiązków i być Mu posłusznym. To była Boża miłość. Bogu dzięki!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Na ratunek sercu

Autorstwa Zheng Xin, Stany Zjednoczone W październiku 2016 roku za granicą przyjęliśmy z mężem Boże dzieło w dniach ostatecznych. Kilka...

Połącz się z nami w Messengerze