Po śmierci syna
Pewnego dnia w 2014 roku, zadzwoniła moja córka i powiedziała, że mojego syna podczas wędkowania poraził prąd. Nie znała szczegółów, ale chciała mnie uprzedzić. Kiedy to usłyszałam, zmartwiałam i zakręciło mi się w głowie. Mój syn był podporą rodziny. Jak sobie poradzimy, jeśli coś mu się stało? Kiedy odzyskałam zmysły, pomyślałam, że wierzę od wielu lat i zawsze spełniałam obowiązek, więc Bóg go ochroni. Nic mu nie będzie! Zebrałam się i pojechałam na miejsce wypadku. Kiedy przyjechałam, zobaczyłam, że koroner robi sekcję mojego syna. Byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kolana ugięły się pode mną. Ktoś mnie objął i przyprowadził do jego ciała, krok za krokiem. Patrząc na jego ciało, usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Mój wnuczek miał dopiero cztery miesiące. Mój mąż i ja starzeliśmy się. Jak poradzimy sobie bez syna? Widząc mnie w takim stanie, córka powiedziała cicho: „Mamo, on odszedł, ale wciąż masz mnie i wciąż masz Boga!”. Na jej słowa „Wciąż masz Boga” ocknęłam się z rozpaczy. To była prawda. Bóg jest moją podporą – jak mogłam o Nim zapomnieć? Przestałam rozpaczać, otarłam łzy i zajęłam się przygotowaniami do pogrzebu.
Po powrocie do domu, chciało mi się płakać, kiedy przypominałam sobie twarz syna. Ogromnie cierpiałam. Przyjaciele, krewni i sąsiedzi kpili ze mnie z uśmieszkami na twarzach: „Więc wierzysz w Boga a twojego syna i tak zabił prąd? Bóg nie ochronił twojej rodziny mimo twojej wiary!”. Później również córka krytykowała mnie, mówiąc: „Dlaczego mój brat umarł, skoro jesteś wierząca? Dlaczego Bóg go nie ochronił?”. Te uwagi były jak sól na ranę. Nie mogłam znieść ich kpin – zaczęłam źle rozumieć Boga i mieć pojęcia na Jego temat. Myślałam o kosztach poniesionych dla mojej wiary w Boga. Czasami pokonywałam kilometry na rowerze, aby wspierać innych braci i siostry, w lecie czy w zimie, mimo deszczu czy wiatru, nie rezygnowałam. Po przyjęciu dzieła Boga w dniach ostatecznych, poświęcałam się jeszcze bardziej i chętnie szerzyłam ewangelię i podlewałam nowych wierzących. Podążałam za Bogiem nawet kiedy wielki czerwony smok prześladował mnie i splądrował mój dom. Dlaczego Bóg nie ochronił mojej rodziny po tym wszystkim? Dlaczego tak się stało? Czułam się coraz bardziej pokrzywdzona i chciało mi się płakać. Przez kilka dni rozpaczałam. Nie chciałam czytać Bożych sów ani się modlić, brnęłam przez każdy dzień, z mrokiem z serc. Wiedząc, że mój stan jest niebezpieczny, modliłam się do Boga: „Boże, nie mogę się pogodzić ze śmiercią syna. Źle Cię rozumiem i obwiniam. Boże, jestem teraz tak zniechęcona i słaba. Proszę, zbaw mnie, pomóż zrozumieć Twoją wolę i otrząsnąć się ze złego stanu”.
Po modlitwie przeczytałam te słowa Boga: „Jeśli chcą być zbawieni i chcą być całkowicie pozyskani przez Boga, to wszyscy ci, którzy podążają za Bogiem, muszą zmierzyć się z pokusami i atakami szatana, zarówno wielkimi jak i małymi. Ci, którzy wychodzą obronną ręką z tych pokus i ataków oraz są w stanie w pełni pokonać szatana, są tymi, którzy zostali zbawieni przez Boga” (Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg II, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). „Ludzie, którzy nie zostali zbawieni, są więźniami szatana, nie mają wolności, szatan z nich nie zrezygnował, nie mają kwalifikacji lub prawa do wielbienia Boga, szatan depcze im po piętach i zaciekle atakuje. Tacy ludzie nie mogą mówić o szczęściu, nie mogą mówić o prawie do normalnego istnienia i nie mogą mówić o godności. Tylko wtedy, gdy staniesz do walki z szatanem, wykorzystując swoją wiarę w Boga i posłuszeństwo oraz bojaźń Bożą jako broń, za pomocą której walczysz z szatanem w boju na śmierć i życie, tak, że w pełni pokonasz szatana i spowodujesz, że podkuli ogon i stanie się tchórzliwy, kiedy tylko cię zobaczy, tak, że całkowicie porzuci swoje ataki i oskarżenia przeciwko tobie – tylko wtedy zostaniesz zbawiony i będziesz wolny. Jeśli jesteś zdeterminowany, aby w pełni zerwać z szatanem, ale nie jesteś wyposażony w broń, która pomoże ci pokonać szatana, to nadal będziesz w niebezpieczeństwie; w miarę upływu czasu, kiedy będziesz tak dręczony przez szatana, że nie będzie w tobie odrobiny siły, a mimo to nie jesteś w stanie dać świadectwa, jeszcze nie uwolniłeś się całkowicie od oskarżeń i ataków szatana przeciwko tobie, to będziesz miał nikłą nadzieję na zbawienie. W końcu, gdy zakończenie dzieła Bożego zostanie ogłoszone, nadal będziesz w uścisku szatana, nie mogąc się uwolnić, a więc nigdy nie będziesz miał szansy ani nadziei. Wynika z tego, że tacy ludzie będą całkowicie w niewoli szatana” (Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg II, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Ze słów Bożych zrozumiałam, że odejście mojego syna było dla mnie testem. Musiałam polegać na swojej wierze, aby to przetrwać i nieść świadectwo, aby nie być tak negatywna i słaba, nie stracić wiary w Boga, nie rozumieć Go błędnie i nie obwiniać. Przypomniałam sobie, jak szatan testował Hioba. Stada bydła i cały dobytek rozkradli rabusie, zmarło wszystkie dziesięcioro jego dzieci a jego ciało pokryło się wrzodami. Ale Hiob wolał przeklinać dzień swoich narodzin niż wyrzec się imienia Boga i obwiniać Go. Powiedział: „Jahwe dał, i Jahwe zabrał; błogosławione niech będzie imię Jahwe” (Hi 1:21). Hiob niósł piękne, donośne świadectwo o Bogu i zawstydził szatana. Natomiast ja po stracie syna błędnie rozumiałam i obwiniałam Boga. Nie mogłam równać się z Hiobem – było mi wstyd. Myślałam również o tym jak, kiedy Hiob był poddany testowi, jego żona powiedziała, żeby porzucił Boga i umierał. Wyglądało na to, jakby żona się go wyparła, ale naprawdę to szatan go testował. Czyż moi przyjaciele, krewni i moja córka nie odgrywali roli szatana? Szatan używał kpin innych ludzi, aby mnie testować i atakować, abym zdradziła Boga. Gdybym nadal żyła w negatywnym stanie, obwiniała Boga, wtedy wpadłabym w pułapkę szatana i stałabym się pośmiewiskiem. Wtedy zdałam sobie sprawę, że szatan obserwował mnie podczas całej tej próby, a Bóg miał nadzieję, że dam świadectwo o Nim i upokorzę szatana. Przez wszystkie lata wiary czerpałam pożywienie ze słów Boga, a teraz, kiedy przyszedł czas, by nieść świadectwo, musiałam przestać błędnie rozumieć i obwiniać Boga, bawiąc szatana. Musiałam nieść świadectwo i zawstydzić szatana! Przestałam się wtedy czuć tak nieszczęśliwa i bezradna. Moja wiara wzrosła i byłam gotowa oprzeć się na Bogu i przetrwać tę sytuację.
Później zastanawiałam się, dlaczego w obliczu tej sytuacji byłam tak negatywna i pełna pretensji. Pewnego dnia przeczytałam fragment słów Bożych. „Masz nadzieję, że twoja wiara w Boga nie będzie wymagać żadnych wyzwań czy cierpień, ani najmniejszego nawet trudu. Ciągle dążysz do osiągnięcia tych rzeczy, które są bezwartościowe, a nie przywiązujesz wagi do życia, przedkładając zamiast tego własne ekstrawaganckie myśli ponad prawdę. Jakże jesteś bezwartościowy! (…) Tym, do czego dążysz, jest osiągnięcie spokoju po uwierzeniu w Boga: żeby twoich dzieci nie nękały choroby, żeby twój mąż miał dobrą pracę, żeby twój syn znalazł sobie dobrą żonę, żeby twa córka znalazła porządnego męża, żeby twe woły i konie dobrze orały ziemię, żeby był rok dobrej pogody dla twoich plonów. Oto jest to, czego szukasz. Dążysz tylko do tego, by żyć wygodnie; by twojej rodzinie nie przytrafiały się żadne nieszczęśliwe wypadki, by omijały cię niepomyślne wiatry, by twej twarzy nie tknął piasek, by plonów twojej rodziny nie zalała powódź, aby nie dosięgło cię żadne nieszczęście, byś żył w objęciach Boga, byś wiódł życie w przytulnym gniazdku. Tchórz taki jak ty, który zawsze podąża za cielesnością: czy ty w ogóle masz serce? Czy masz ducha? Czyż nie jesteś zwierzęciem? Ja daję ci drogę prawdy, nie prosząc o nic w zamian, lecz ty nią nie podążasz. Czy jesteś jednym z tych, którzy wierzą w Boga? (…) Życie twoje jest godne pogardy i podłe, żyjesz pośród brudu oraz rozpusty i nie dążysz do żadnych celów. Czyż życie twoje nie jest najpodlejsze ze wszystkich? Czy masz czelność spoglądać na Boga? Jeśli nadal będziesz doświadczał życia w ten sposób, czyż nie będzie tak, że nie osiągniesz niczego? Dana ci została droga prawdy, lecz to, czy ostatecznie zdołasz ją osiągnąć, czy też nie, zależy od twoich osobistych dążeń” (Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Ze słów Boga zrozumiałam, że po śmierci syna źle rozumiałam i obwiniałam Boga, ponieważ miałam niewłaściwą perspektywę w mojej wierze. Od początku wierzyłam po to, by zyskać błogosławieństwa, myślałam, że wiara jednej osoby powinna pobłogosławić całą rodzinę. Po przyjęciu Bożego dzieła dni ostatecznych nadal tak myślałam, że tak długo, jak będę się poświęcała dla Boga, cierpiała i płaciła cenę, Bóg z pewnością będzie mi błogosławił, chronił moją rodzinę. Dlatego też bez szemrania wykonywałam wszystkie obowiązki wyznaczone przez kościół i angażowałam się, bez względu na to, jak bardzo było to trudne. Starałam się iść naprzód, z radością przyjmując wszelkie cierpienia. Chociaż przyjaciele i rodzina oczerniali mnie i odrzucali, a rząd mnie gnębił, nadal wypełniałam swój obowiązek bez sprzeciwów. Ale kiedy mojego syna zabił prąd, moje dni wypełniała rozpacz, nie chciałam się modlić ani czytać Bożych słów. Nie miałam tego samego pragnienia, by dążyć do celu, próbowałam nawet przekonywać Boga, wykorzystując moje wcześniejsze wysiłki jako kapitał. Obwiniałam Boga, że nie wziął pod uwagę wszystkich moich poświęceń, że nie ochronił mojego syna. Dopiero tamta sytuacja ujawniła moją prawdziwą postawę. Wcześniej zawsze myślałam, że że mogę poświęcać się dla Boga, cierpieć i płacić cenę, a więc, że jestem Mu oddana i posłuszna, a On na pewno w końcu mnie ocali. Ale śmierć syna ujawniła moją prawdziwą postawę i wtedy zobaczyłam, że w moich wysiłkach było zbyt wiele motywów i zafałszowań. Wszystko to było w zamian za łaskę i błogosławieństwa, a kiedy mój cel i nadzieja na to legły w gruzach, ani trochę nie chciałam starać się ani wypełniać obowiązków. To pokazało mi że te lata ciężkiej pracy były tylko dla błogosławieństw, by zawrzeć umowę z Bogiem, a nie po to, by Go zadowolić. Wykorzystywałam i oszukiwałam Boga. To było podłe, paskudne spojrzenie na wiarę. Widząc to, poczułam, że mam dług u Boga i znienawidziłam się za to, że nie dążyłam do prawdy i nie niosłam świadectwa mimo lat wiary. Uklękłam przed Bogiem i modliłam się ze łzami: „Boże, od dawna jestem w negatywnym stanie, źle Cię rozumiem i obwiniam. Krzywdzę Cię i przynoszę rozczarowanie! O Boże, chcę okazać skruchę!”.
Któregoś dnia przeczytałam te słowa Boga: „Każdy ma wyznaczone odpowiednie przeznaczenie. Jest ono ustalane zgodnie z indywidualną istotą każdej osoby i nie ma absolutnie nic wspólnego z innymi ludźmi. Złe postępowanie dziecka nie przenosi się na rodziców ani sprawiedliwością dziecka nie można obdzielić rodziców. Niegodziwe zachowanie rodzica nie może być przeniesione na dzieci ani nie można obdzielić dzieci sprawiedliwością rodzica. Każdy ponosi winę za swoje grzechy i każdy cieszy się własnymi błogosławieństwami. Nikt nie może zastąpić kogoś innego; Na tym polega sprawiedliwość. Z punktu widzenia człowieka wygląda to tak, że jeśli rodzice otrzymują błogosławieństwa, powinno to dotyczyć również dzieci, a jeśli dzieci popełnią zło, ich rodzice muszą odpokutować za te grzechy. Taki jest ludzki punkt widzenia i ludzki sposób działania, ale nie jest to Boży punkt widzenia. Wynik każdego człowieka jest określany na podstawie jego istoty, wynikającej z jego postępowania, i zawsze jest określany właściwie. Nikt nie może wziąć na swoje barki grzechów kogoś innego, tym bardziej nikt nie może otrzymać kary za kogoś innego. To niepodważalne” (Bóg i człowiek wejdą razem do odpoczynku, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozważając słowa Boga, zrozumiałam, że przeznaczenie każdego jest ustalone według ich istoty, tego czy są dobrzy czy źli i jest bez związku z innymi. W mojej wierze i obowiązku, bez względu na to, jak cierpiałam i jaką płaciłam cenę, wykonywałam tylko obowiązek, spełniałam powinność istoty stworzonej. To nie miało nic wspólnego z losem mojego syna, który nie czerpałby korzyści z moich wysiłków czy prób. Błogosławieństwa dla całej rodziny dzięki wierze jednej osoby to coś z Wieku Łaski, ale teraz w dniach ostatecznych wszyscy są podzieleni według rodzaju. Bóg decyduje o wyniku każdego według jego zasług. Sądziłam, że ponieważ włożyłam wysiłek w wykonywanie obowiązków, Bóg powinien chronić mojego syna. Ale było to absurdalne spojrzenie, niezgodne z prawdą Bóg jest Stwórcą i los wszystkich i wszystkiego w życiu jest w Jego rękach. Bóg już dawno wyznaczył długość życia mojego syna. Jego śmierć nastąpiła, kiedy ustalony przez Boga czas upłynął i nikt nie mógł tego zmienić. Każdy jest stworzeniem w rękach Boga, wierzący czy tez nie. Bóg ma moc czynienia ustaleń dla każdego stworzenia a jakiekolwiek wyznaczy plany, jest sprawiedliwy. Powinnam podporządkować się Jego władaniu. To zrozumienie rozjaśniło mi serce i nie byłam już tak nieszczęśliwa. Mój stan stopniowo się poprawiał, a ja modliłam się i czytałam słowa Boga każdego dnia. Czasem omawiałam swój stan z braćmi i siostrami i śmierć syna nie była już dla mnie takim ciosem.
W listopadzie tego roku zostałam liderką w kościele. Byłam tak wdzięczna Bogu i rzuciłam się w wir pracy. Wkrótce wypłacono odszkodowanie za śmierć mojego syna, ale ku mojemu zdumieniu moja synowa chciała wziąć je całe dla siebie. Potajemnie zabrała też wszystkie pieniądze, które odłożył przez całe życie i wszystkie jego rzeczy, które miały wartość. Wzięła ich syna i uciekła. Stałam, patrząc na ich pustą sypialnię i wspominając jego życie. Kiedyś byliśmy zżytą rodziną, dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się, ale teraz zarówno życie, jak i majątek, został stracony. Nie mogłam powstrzymać łez. Mój syn nie żył, jego żona odeszła. Zabrała też wszystko, co miało wartość. Nasza rodzina była rozbita i w nędzy – nie miałam nic. Od tak dawna wierzyłam, wykonywałam obowiązek bez względu na okoliczności i jako liderka codziennie pracowałam w kościele. Nie uchylałam się w obliczu żadnych trudności. Byłam prawdziwą wierzącą i szczerze wysilałam się dla Boga. Dlaczego Bóg nie zaradził temu, jak potraktowała mnie synowa? Miałam coraz większe poczucie krzywdy, czułam się osamotniona i cierpiałam.
Któregoś dnia z płaczem przypomniałam sobie fragment Bożych słów. „To zupełnie normalne, że gdy ludzie przechodzą próby, są słabi, odczuwają w swym wnętrzu negatywne emocje, albo nie mają jasności co do woli Bożej lub swej ścieżki praktyki. Jednakże bez względu na wszystko musisz mieć wiarę w Boże dzieło i nie zaprzeć się Boga, dokładnie tak jak Hiob. Chociaż Hiob był słaby i sam przeklinał dzień, w którym się narodził, nie zaprzeczał, że wszystkie rzeczy w życiu człowieka były darem Jahwe, i że On również jest tym, który może je wszystkie człowiekowi odebrać. Bez względu na to, jak trudnym poddawany był próbom, wciąż trwał w tym przekonaniu. Zgodnie z twoim doświadczeniem, niezależnie od tego, jakiemu oczyszczeniu poddawany jesteś za pośrednictwem słów Bożych, tym, czego Bóg wymaga od rodzaju ludzkiego jest, krótko mówiąc, to, by ludzkość w Niego wierzyła i Go kochała. Rzeczami, które On udoskonala, działając w ten sposób, są zaś wiara i miłość ludzi oraz ludzkie dążenia. Bóg dokonuje w ludziach dzieła udoskonalenia, a oni tego nie widzą ani nie czują; w takich okolicznościach niezbędna jest twoja wiara. Wiara ludzi jest niezbędna, kiedy czegoś nie da się zobaczyć gołym okiem, a twoja wiara jest konieczna, kiedy nie potrafisz wyzbyć się twoich własnych pojęć. Kiedy nie masz jasności co do dzieła Bożego, wymaga się od ciebie, abyś miał wiarę, zajął zdecydowane stanowisko i trwał przy świadectwie. Gdy Hiob osiągnął ten właśnie punkt, Bóg ukazał mu się i do niego przemówił. Oznacza to, że jedynie dzięki wierze będziesz mógł ujrzeć Boga, a kiedy będziesz miał wiarę, Bóg cię udoskonali. Bez wiary zaś nie zdoła tego dokonać” (Ci, którzy mają zostać udoskonaleni, muszą przejść oczyszczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Myśląc o tym, zrozumiałam, że Bóg doskonali naszą wiarę i miłość poprzez trudności. Bez względu na to, z jakim cierpieniem i trudnościami się zmagamy, Bóg ma nadzieję, że przetrwamy to i złożymy świadectwo, polegając na naszej wierze. Pomyślałam o Hiobie, który stracił majątek rodziny i dzieci i z bogacza zmienił się w nędzarza. Wciąż jednak potrafił paść na twarz i sławić imię Boga Jahwe, ponieważ nie wierzył, że zyskał bogactwa przez własną pracę, a swoich dzieci nie traktował jak osobistą własność. Bardzo dobrze wiedział, że wszystko to pochodzi od Boga. Wydawało się, że wszystko rozkradli rabusie, ale spojrzenie Hioba nie było powierzchowne – przyjmował, co Bóg dał, i poddawał się Mu. Wiara Hioba i jego oddanie Bogu były oczyszczone przez kolejne próby i udręki. Był też Abraham, który miał sto lat, kiedy urodził mu się syn, ale kiedy Bóg zażądał ofiary z syna, chociaż sprawiało to Abrahamowi ogromny ból, nie negocjował z Bogiem i nie starał się Go przekonać. Wiedział, że to Bóg dał mu syna, jeśli więc chciał Go z powrotem, należało go zwrócić. Hiob i Abraham obaj mieli wielkie sumienie i rozum, a ich wiara i poddanie przeszły test rzeczywistości. Ja z kolei źle rozumiała Boga i obwiniałam Go o śmierć syna, a kiedy później zrozumiałam nieco wolę Boga dzięki Jego słowom, trochę się podporządkowałam, czułam, że zyskałam pewną postawę i mogłam nieść świadectwo. Jednak kiedy synowa uciekła z majątkiem rodzinnym, znów narosły we mnie pretensje. Zrozumiałam, że interesowały mnie tylko błogosławieństwa i dary od Boga, ale nie potrafiłam znosić katastrof ani nieszczęść. Reagowałam zniechęceniem i pretensjami. Nie miałam prawdziwej czci dla Boga i nie umiałam się podporządkować. Te sytuacje ukazywały raz po raz moją prawdziwą postawę. Bez tego wciąż zaślepiałoby mnie moje rzekome dobre zachowanie i przekonanie, że dalsze spełnianie obowiązku po śmierci syna oznacza, że posiadam oddanie i postawę. Bóg jednak wiedział, jak głęboko zakorzeniona była moja interesowność i dążenie do błogosławieństw. Musiałam przez to wszystko przejść, aby stopniowo oczyścić się i zmienić. To, że Bóg pozwolił, aby to wszystko mnie spotkało, było dla mnie Jego zbawieniem. Czułam się coraz bardziej winna i ukorzyłam się przez Bogiem w modlitwie: „O Boże! Teraz widzę, że po wszystkich moich latach wiary, nadal nie mam prawdziwej wiary w Ciebie. Ciągle narzekam, gdy coś mi się nie podoba, i zupełnie brakuje mi świadectwa. Boże, pragnę okazać skruchę. Proszę, prowadź mnie do poznania siebie”.
Później przeczytałam fragment Bożych słów, które pomogły mi zrozumieć, na jakiej ścieżce znajdowałam się od lat. Słowa Boga mówią: „Skoro dzisiejsi ludzie nie posiadają tego samego człowieczeństwa co Hiob, to co z naturą, istotą i postawą wobec Boga? Czy boją się Boga? Czy unikają zła? Ci, którzy nie boją się Boga ani nie unikają zła, mogą być podsumowani tylko dwoma słowami: »wrogowie Boga«. Często wypowiadacie te dwa słowa, ale nigdy nie znaliście ich prawdziwego znaczenia. Słowa »wrogowie Boga« posiadają sedno: nie mówią one, że Bóg postrzega człowieka jako wroga, ale że człowiek postrzega Boga jako wroga. Po pierwsze, kiedy ludzie zaczynają wierzyć w Boga, który z nich nie ma własnych celów, motywacji i ambicji? Nawet jeśli częściowo wierzą w istnienie Boga i dostrzegają istnienie Boga, ich wiara w Boga nadal zawiera te motywacje, a ich ostatecznym celem w wierze w Boga jest otrzymanie Jego błogosławieństw i tego, czego pragną. Ludzie w swych doświadczeniach życiowych często myślą sobie: porzuciłem swoją rodzinę i karierę dla Boga, a co On mi dał? Muszę to podsumować i potwierdzić: czy otrzymałem ostatnio jakieś błogosławieństwa? W tym czasie dużo dałem z siebie, wysilałem się i wysilałem, i wiele wycierpiałem – czy Bóg dał mi w zamian jakieś obietnice? Czy pamiętał moje dobre uczynki? Jaki będzie mój koniec? Czy mogę otrzymać Boże błogosławieństwa?… Każdy człowiek stale dokonuje takich kalkulacji w swoim sercu i ludzie kierują do Boga żądania wynikające z tych motywacji, ambicji i transakcyjnej mentalności. To znaczy, że w swoim sercu człowiek nieustannie sprawdza Boga, nieustannie wymyśla plany dotyczące Boga i nieustannie spiera się z Bogiem o swój koniec, a także próbuje wydobyć od Boga oświadczenie, sprawdzając, czy Bóg może dać mu to, czego chce, czy nie. Człowiek jednocześnie podąża za Bogiem i nie traktuje Boga jak Boga. Człowiek zawsze starał się targować z Bogiem, nieustannie stawiając Mu wymagania, a nawet naciskając na Niego na każdym kroku, próbując wziąć kilometr po otrzymaniu centymetra. W tym samym czasie gdy człowiek próbuje targować się z Bogiem, również spiera się z Nim, a są nawet ludzie, którzy, gdy spotykają ich próby lub znajdują się w pewnych sytuacjach, często stają się słabi, bierni i leniwi w swojej pracy, i pełni skarg na Boga. Człowiek, od czasu, gdy po raz pierwszy zaczął wierzyć w Boga, uznał Boga za róg obfitości, szwajcarski scyzoryk, a samego siebie uznał za największego wierzyciela Boga, tak jakby próby uzyskania błogosławieństw i obietnic od Boga były jego nieodłącznym prawem oraz obowiązkiem, podczas gdy obowiązkiem Boga było chronić i dbać o człowieka, i zaopatrywać go. Takie jest podstawowe zrozumienie »wiary w Boga« wszystkich tych, co wierzą w Boga, i takie jest ich najgłębsze zrozumienie pojęcia wiary w Boga. Od natury i istoty człowieka po jego subiektywne dążenie nie ma nic, co odnosi się do bojaźni Bożej. Cel człowieka w wierze w Boga nie może mieć nic wspólnego z oddawaniem czci Bogu. To znaczy, że człowiek nigdy nie uważał ani nie rozumiał, że wiara w Boga wymaga bojaźni Bożej i oddawania czci Bogu. W świetle takich warunków istota człowieka jest oczywista. Jaka jest ta istota? Jest ona taka, że serce człowieka jest złośliwe, kryje w sobie zdradę i oszustwo, nie kocha uczciwości i sprawiedliwości i tego, co jest pozytywne, jest też nikczemne i chciwe. Serce człowieka nie może być bardziej zamknięte na Boga; człowiek w ogóle nie oddał go Bogu. Bóg nigdy nie widział prawdziwego serca człowieka ani nigdy nie był czczony przez człowieka. Bez względu na to, jak wielką cenę płaci Bóg, jakie dzieło wykonuje i ile daje człowiekowi, człowiek pozostaje na to wszystko ślepy i zupełnie obojętny. Człowiek nigdy nie oddał swego serca Bogu, chce tylko myśleć o swoim sercu, sam podejmować własne decyzje, których podtekstem jest to, że człowiek nie chce podążać drogą bojaźni Bożej i unikania zła ani być posłuszny suwerenności i ustaleniom Boga, ani też nie chce czcić Boga jako Boga. Taki jest dzisiejszy stan człowieka” (Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg II, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Objawienie i osąd słów Boga były dla mnie tak przejmujące. Szczególnie trudne były dla mnie słowa „wrogowie Boga”. Nigdy nie przypuszczałam, że po tylu latach wiary zostanę zdemaskowana jako wróg Boga, ale słowa Boga naprawdę ujawniły prawdę o mnie. „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego” i „Za darmo nie kiwnij nawet palcem” to były szatańskie trucizny, według których żyłam. Stałam się tak samolubna, podła i zapatrzona w siebie. Przedkładałam własne interesy nad wszystko inne i we wszystkim myślałam tylko, czy zyskam błogosławieństwa, czy na tym skorzystam. Zawsze na pierwszym miejscu stawiałam swój interes. Kiedy zaczęła wierzyć, miałam na celu otrzymanie łaski i błogosławieństwa. Po przyjęciu nowego dzieła Bożego, nie prosiłam Boga bezpośrednio o te rzeczy, ale w głębi duszy czułam, że skoro się poświęcam, Bóg powinien nade mną czuwać i dać mi wszystkie błogosławieństwa, których pragnę. Myślałam nawet bezczelnie, że na to zasługiwałam, że skoro zapłaciłam cenę, Bóg musi się odwdzięczyć, bo inaczej nie jest sprawiedliwy. Kiedy moja rodzina była bezpieczna i zdrowa, a ja widziałam Bożą łaskę i błogosławieństwo, z energią wypełniałam obowiązki i czułam, że każde cierpienie jest tego warte. Kiedy mój syn zmarł porażony prądem, zobaczyłam, że Bóg nie chroni mojej rodziny i miałam do Niego pretensje. Kiedy moje interesy były zagrożone, winiłam Boga za to, że nie czuwał nade mną. Używałam nawet moich wysiłków i cierpienia jako karty przetargowej, aby przekonywać Boga. Czułam, że każda łaska Boża jest czymś oczywistym, ale kiedy zrobił coś, co mi się nie podobało, od razu byłam z Niego niezadowolona, czepiając się Go i źle oceniając. Zobaczyłam, że jestem samolubna i złośliwa, bez sumienia i rozsądku. Byłam niewierząca, i zdecydowanie byłam wrogiem Boga! Pomyślałam o Pawle, który przemierzył Europę, dzieląc się ewangelią, i sporo przy tym wycierpiał, ale cała ta ciężka praca była w zamian za błogosławieństwa królestwa Bożego. Po tym, jak już sporo zrobił, powiedział: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8). Jak można tak powiedzieć. Paweł miał na myśli, że tak wiele wycierpiał, aby głosić ewangelię, że Bóg musiał dać mu koronę, zasłużył na to, bo inaczej Bóg nie byłby sprawiedliwy. Mówiąc to, wymuszał na Bogu i w gruncie rzeczy podżegał, domagał się, otwarcie rzucał Bogu wyzwanie. W końcu obraził usposobienie Boga i został przez Niego ukarany. Zrozumiałam, że byłam taka sama. Obwiniałam i źle rozumiałam Boga, kiedy nie dostrzegałam Jego łaski i błogosławieństw, osądzając Go w sercu jako niesprawiedliwego. Czy nie byłam na tej samej drodze, co Paweł, który postępował wbrew Bogu?
Później przeczytałam więcej Bożych sów: „Nie ma żadnej korelacji między obowiązkiem człowieka a tym, czy będzie on pobłogosławiony, czy przeklęty. Obowiązek to coś, co człowiek powinien wypełnić; jest to jego powołanie zesłane mu z nieba, a jego wykonywanie nie powinno zależeć od rekompensaty czy rozmaitych warunków bądź przyczyn. Tylko wtedy bowiem jest to wykonywanie swojego obowiązku. Być pobłogosławionym oznacza zostać udoskonalonym i cieszyć się Bożymi błogosławieństwami, doświadczywszy sądu. Bycie przeklętym oznacza, że usposobienie danej osoby nie ulega zmianie po tym, jak doświadczyła ona karcenia i sądu. Wówczas nie doświadcza ona również doskonalenia, lecz otrzymuje karę. Jednakże bez względu na to, czy zostaną pobłogosławione, czy przeklęte, istoty stworzone winny wypełniać swój obowiązek, robiąc to, co do nich należy i to, co są w stanie zrobić. Każda osoba, – osoba, która podąża za Bogiem – winna zrobić przynajmniej tyle. Nie powinieneś spełniać swojego obowiązku tylko dla uzyskania błogosławieństwa i nie powinieneś odmawiać działania z obawy przed tym, że zostaniesz przeklęty. Pozwólcie, że coś wam powiem: wypełnianie swego obowiązku przez człowieka oznacza, że robi on to, co należy. Jeśli zaś nie jest w stanie swego obowiązku wypełnić, wówczas jest to jego buntowniczość” (Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). To prawda. Obowiązek jest Bożym zleceniem i nie możemy się od niego uchylać. Jest to słuszne i właściwe, jak obowiązki synowskie wobec rodziców. Nie można stawiać warunków. Dla mnie jako istoty stworzonej poświęcanie się w wierze i obowiązkach jest odpowiedzialnością i obowiązkiem. Nie powinnam traktować tego jako karty przetargowej do targowania się z Bogiem. Czy spotka mnie błogosławieństwo czy nieszczęście, powinnam poddać się Bożym zarządzeniom i wypełniać obowiązek. Od narodzin do śmierci, przez nieszczęście czy pomyślność, czy ktoś jest wierzący, czy niewierzący, w ciągu całego życia napotyka na wiele trudności i niepowodzeń. Przedwczesna śmierć syna i inne nieszczęścia w rodzinie były czymś zupełnie normalnym. Ale ja miałam zbyt silne pragnienie błogosławieństw, poświęcałam się w obowiązku, czułam, że wniosłem prawdziwy wkład, chciałam więc to wykorzystać, aby domagać się od Boga nagrody. Nie dostawszy jej, nie rozumiałam i obwiniałam Boga. Zobaczyłam, jak samolubna i podła jestem z natury i jak absurdalne miałam spojrzenie. Pomyślałam o tym, jak ogromne cierpienia i upokorzenia Bóg poniósł dwukrotnie w ciele dla naszego zbawienia, ale nigdy nie wyraził, jak wiele krwi, potu i łez za to zapłacił. Po prostu w ciszy, w ukryciu wyraża prawdy, wykonując swoje dzieło zbawienia ludzkości. Jego miłość do nas jest tak wielka! Jako osoba wierząca przez wiele lat korzystałam z łask i błogosławieństw Bożych, z podlewania i odżywienia płynącego z prawdy, ale zawsze chciałam użyć moich skromnych, małych ofiar jako kapitału, zuchwale domagając się błogosławieństw i ochrony dla mojej rodziny. Zobaczyłam, że byłam bezwstydna i strasznie nierozsądna. Myśląc o tym, czułam coraz większy żal i poczucie winy. Przypomniałam sobie słowa Boga: „Ci, którzy nie mają człowieczeństwa, nie są w stanie prawdziwie kochać Boga. Gdy środowisko jest bezpieczne lub gdy można osiągnąć zyski, są oni całkowicie posłuszni Bogu, ale gdy to, czego pragną, jest zagrożone lub ostatecznie odrzucone, natychmiast się buntują. Nawet w ciągu jednej nocy mogą przejść przemianę z uśmiechniętego, »życzliwego« człowieka w ohydnego i okrutnego zabójcę, traktując nagle wczorajszego dobroczyńcę jak śmiertelnego wroga bez widocznej przyczyny. Jeśli te demony nie zostaną wypędzone, demony, które zabiłyby bez mrugnięcia okiem, czy nie staną się źródłem skrytego zagrożenia?” (Dzieło Boga i praktykowanie przez człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Przez słowa Boga poczułam, że nie mam się gdzie ukryć. Byłam właśnie taką osobą. Moja wiara była po to, by otrzymać błogosławieństwo, a kiedy moje życzenia się nie spełniały, gdy w mojej rodzinie wydarzyło się coś nieszczęśliwego, natychmiast stawałam przeciwko Bogu i czyniłam Mu wyrzuty, traktowałam Go wręcz jak wroga. Dopiero objawienia zawarte w Bożych słowach ukazały mi moje prawdziwe oblicze. Okazało się, że z natury byłam przeciwna Bogu. Uświadomiłam sobie to z żalem i poczuciem winy. Klęczałam przed Bogiem i modliłam się ze łzami w oczach, „Boże, jestem dokładnie taką osobą pozbawioną człowieczeństwa, jaką opisujesz. Chciałam wykorzystać swój mizerny wkład do targowania się z Tobą. Oszukiwałam Cię i opierałam się Tobie – tyle Ci zawdzięczam! Boże, chcę okazać Ci skruchę. Cokolwiek ustalisz, jestem gotowa poddać się i przyjąć to, ze wszystkich sił spełniać obowiązki, aby odpłacić za Twoją miłość!”. Potem starałam się modlić do Boga i częściej czytać Jego słowa i wkładałam całą energię w wypełnianie obowiązków. Dzięki temu odzyskałam spokój i radość, a ból po stracie syna przestał mnie pochłaniać.
Chociaż było to bolesne doświadczenie, to właśnie takie cierpienie pokazało mi moje nikczemne dążenie do błogosławieństw, zepsucie i zafałszowanie wiary, zrozumiałam też w pewnym stopniu moją szatańską naturę opierania się Bogu. Bez przejścia przez te trudności, bez objawienia faktów, nie zobaczyłabym swojej prawdziwej postawy. To doświadczenie nauczyło mnie, że im więcej spotyka nas nieprzyjemności, tym więcej trzeba szukać prawdy. Kryje się za tym Boża miłość i zbawienie dla nas. Bogu niech będą dzięki!